#19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całą drogę do swojej chatki łzy ciekły mi po policzkach. Wyraz wymalowany na mojej twarzy wyglądał zwyczajnie, niczym się nie różnił od tego zwyczajnego. Jedynym szczegółem były łzy, które nie chciały przestać lecieć, jakby w moim organiźmie istniało jakieś nieskończone źródło wody, w dodatku przeciekające...

W domu czekał na mnie Jett, który chyba dopiero po czasie zrozumiał, że jego żarty nikogo nie rozśmieszyły, a prawdopodobnie przekreśliły moją szanse na związek i szczerą, odwzajemnioną 
miłość. Popatrzyłem na niego smutny. Moja twarz musiała zdradzać wszystko, co działo się na skraju lasu, bo Jett nawet nie próbował żartować czy mnie zagadywać. Trwał w milczeniu i świdrował wzrokiem po ścianach kuchni.

Usiadłem przy stole i otarłem oczy. Tak, to musiał być koniec, zostałem sam. Już nigdy nie znajdę kogoś, kto pokocha mnie tak szczerze i mocno jak Alfred. Nie znajdę nikogo, kto by ze mną wytrzymał. Nie odszukam człowieka, który będzie z chęcią spędzał ze mną czas, i który zechce ze mną rozmawiać. Nie spotkam osoby, która nie będzie zwracała uwagi na wyzwiska, które mówię by ukryć prawdziwe uczucia. Poza tym kretynem nie ma na świecie nikogo, kto zrozumiał by moje dziwactwa i humory. Takiego człowieka po prostu nie było, fizycznie nie istniał. Z resztą, nawet nie chciałem znaleźć tej osoby, chciałem Alfreda. Jego, i nikogo innego.

-J-Ja, chciałbym cię przeprosić. -zaczął Jett i westchnął. -Nie wiedziałem, że to on... i jeszcze nie do końca kontaktowałem co się wokół mnie działo... Naprawdę bardzo mi przykro. Jeśli mogę cóż zrobić... -powiedział i spojrzał na mnie z współczuciem.

-Nic już się nie da zrobić. -odparłem i odmownie pokręciłem głową. -To koniec.

-Nie sądzę, aby odpuścił sobie tak szybko. -to powiedziawszy położył na stole owe małe pudełeczko, którym rzucił Alfred w momencie dostania szału. -Otwórz i zobacz. Musisz być dla niego na prawdę ważny... lub ważna.

Byłem już wtedy bardzo zdołowany i zniechęcony. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym to zrobić. Do wykonania narzuconej mi czynności zmusiło mnie naglące spojrzenie brata, który usilnie próbował mnie do tego nakłonić.
Niechętnie otworzyłem pudełeczko, a moim oczom ukazał się piękny, srebrny pierścionek z starannie oszlifowanym, zielonym kamieniem. Wywołał u mnie ogromny szok i podziw, nie spodziewał bym się takiego gestu od kogokolwiek.

-Jak sam widzisz. Skoro zdecydował ci się oświadczyć, dzień po tym, jak go odrzuciłeś, to na pewno tak łatwo nie da sobie spokoju. -powiedział i lekko się uśmiechnął. -Nie będę ci dłużej przeszkadzał ani próbował radzić, sam wiesz najlepiej jak wygląda sytuacja i co powinieneś robić. Kibicuje wam z całego serca. Trzymaj się. -dodał i wstał od stołu, a następnie zabrał z sypialni swoją torbę.
Pożegnaliśmy się jedynie uściskiem i zwykłym "do zobaczenia".

Gdy Jett wyszedł i zamknął drzwi westchnąłem ciężko. Czyli Alfred zamierzał mi się oświadczyć? Pff, na prawdę skończony z niego idiota. Przychodzić z prośbą o związanie się na całe życie do osoby, która dopiero co cię odrzuciła...

A może on również był gotów się poddać? Może dla niego cała ta sytuacja też była jednym wielkim dramatem bez wyjścia? Czyżby postawił wszystko na jedną kartę?
Tego już niestety nie wiedziałem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro