#3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się jak zwykle z pierwszymi promieniami słońca. Od razu poszedłem do łazienki i przekonałem się, iż czar mojej małej przyjaciółki nadal działał. No cóż, jakoś trzeba było sobie z tym poradzić. Wykonałem niezmienną bezwzględnie na wszystko poranną toaletę i ubrałem się w wczorajsze ubrania jedynie zmieniając bieliznę. Przeszedłem do salonu i... no cóż, nie to, żebym się tego nie spodziewał. W moim pięknym, zawsze czyściutkim i pachnącym saloniku panował istny armagedon. Książki zostały uważnie poprzeglądane ale już odłożyć na półkę to nie łaska... Po całej podłodze walały się kawałki prażonej kukurydzy. Poduszki leżały na dywanie, to samo koc, a na kanapie chrapał nikt inny niż Alfred. Oczywiście po całym domu roznosił się zapach spalenizny, ten matoł musiał przypalić coś tak banalnego jak popcorn! Ach, i właśnie dlatego tak uwielbiam przyjmować gości...

Podszedłem do chłopaka i potrząsnąłem delikatnie jego ramię. Blondyn ziewnął przeciągle i z trudem otworzył zaspane oczy.

-Dzień dobry. -powiedział lekko zachrypniętym głosem.

-Dla kogo dobry, tego dobry. Co to ma, do cholery być?! Zostawiłam cię samego na jedną noc, a tu pierdolnik jakbym miesiąc nie sprzątała... -fuknąłem i obrażony skrzyżowałem ręce na piersiach.

-Ah, wybacz mi. Zaraz wszystko posprzątam. -odparł wstając z kanapy i rozciągając się po krótce.

-No mam nadzieję... -rzuciłem chłodno i jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju. W sumie nie było aż tak źle, jak na początku myślałem. Niby był lekki bałagan, no ale przecież bywało gorzej...

Z udawaną niechęcią wziąłem się za pomoc w sprzątaniu, w sumie wcale nie jest to jedna z moich ulubionych czynności.

***
-Na prawdę nie musisz mnie odprowadzać. -powiedział Alfred szczerząc się jak głupek.

-Nie denerwuj mnie, nikt nie będzie się włóczył po moim lesie. Jeszcze się znowu zgubisz i będę miała więcej problemów... -taa, już się przyzwyczaiłem do mówienia o sobie jak o dziewczynie, w życiu trzeba być elastycznym.

-Jesteś na prawdę miła mimo, że nie wyglądasz. -odparł gładząc mnie po głowie. Do cholery, był ode mnie wyższy! Może różnica nie była kolosalna, no ale mimo wszystko! Głupek patrzył na mnie z góry i szczerzył się od ucha do ucha! Ugh! Ale to irytujące!

-Nie lekceważ mnie, bo bardzo tego pożałujesz. -nie wiem, czy ta groźba zabrzmiała poważnie z ust nie wysokiej dziewczyny wątłej postury, ale cóż...

Odprowadziłem go do skraju lasu, aby kretyn nie miał problemu z wydostaniem się z niego. Na koniec blondyn odwrócił się do mnie i powiedział: "you're my hero "
Nie wiem co go nakłoniło do takiego wyznania, nie zrobiłem nic niezwykłego, ale było miło z kimś porozmawiać.

***
Następne tygodnie spędziłem tak, jak zwykle. Urok mojej koleżanki wróżki zniknął kilka godzin po odejściu Alfreda, także długo nie musiałem się męczyć w tamtym ciele.
Mimo że tak na prawdę przebywał ze mną tylko jeden dzień, po jego odejściu odczułem pustkę. Jeszcze nie do końca posprzątany bałagan przypominał mi o samotności jaką muszę znosić mieszkając na odludziu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro