#4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trwało wyjątkowo upalne lato. W takich chwilach cieszyłem się, że mieszkam w cichym, spokojnym, ale przede wszystkim chłodnym lesie. Inni męczyli się w wielkich, gorących miastach, a ja popołudniami wylegiwałem się w cieniu drzew.

Któregoś dnia postanowiłem wybrać się na jagody, w końcu nie są jakoś bardzo powszechne, ale za to jakie smaczne!

Przygotowałem się więc i wybrałem na poszukiwania.
Jakiś czas mi to zajęło, około dwóch godzin, ale po tym czasie miałem ich już dosyć sporo. Wracając do domu coś mnie tknęło, aby nie iść główną drogą, a przedostać się zaroślami z tyłu. Z racji tego, że nigdzie mi się nie spieszyło tak też zrobiłem.

Będąc już bardzo blisko usłyszałem kroki obok drzwi domu. Wystraszyłem się i zacząłem nasłuchiwać.

-Czyżby nie było jej w domu? Może zaraz wróci... -usłyszałem męski głos. Zaraz, "jej"? Ah, czyli to musiał być Alfred...

Niezbyt uśmiechała mi się zamiana w dziewczynę i ponowne udawanie kogoś, kim nie jestem, no ale jak miałem mu spojrzeć w oczy i powiedzieć prawdę? Właściwie po cholerę tutaj przychodził?

Po krótkiej chwili zastanowienia udałem się do wróżek i szeptem poprosiłem o to, co ostatnio. Podziw na ich twarzach trudno było opisać, ale mniejsza z tym. Grunt, że już po chwili przybrałem postać, w której poznał mnie Alfred.
Chwyciłem koszyk z jagodami i podszedłem do domu. Chłopak siedział wtedy oparty o drzwi i wyrywał płatki kwiatu, który zerwał. Na mój widok rozpromienił się i wstał szybko.

-Więc wreszcie jesteś. Gdzie byłaś? -zapytał przeczesując swoje blond włosy.

-A czy nie widać? -pokazując koszyk odparłem najbardziej pretensjonalnym tonem na jaki byłem się w stanie zdobyć i pociągnąłem za klamkę drzwi. -Wejdź. -dodałem po chwili i wszedłem do domu, co Alfred również uczynił. -Tak właściwie, co cię do mnie sprowadza?

Chłopak uśmiechnął się lekko i odwrócił wzrok.

-Wiesz, myślę, że mogłabyś być dobrą przyjaciółką... -zaczął jakby niepewnie.

-Pff! Ja? -odparłem parsknąwszy śmiechem. -Do prawdy, na ziemii jest ponad 7 miliardów ludzi, a ty przychodzisz akurat do mnie?

-Jak dla mnie wydajesz się miła i sympatyczna. -oznajmił szybko.

-Nie znasz mnie jeszcze, oj nie znasz. - pomyślałem i zerknąłem na niego z politowaniem. Wydawał się taki uroczy gdy nie wiedział jak się zachować.

-Noo, to może dasz się poznać? Co ty na to? -zapytał z nikłą nadzieją w głosie.

Jego pytanie trochę mnie zdziwiło, bo, szczerze powiedziawszy, nigdy nawet nie wyobrażałem sobie jak to jest mieć przyjaciół. Tak na prawdę nigdy nie byłem niczyim przyjacielem, i nikt nie był moim. W sumie fajnie by było spróbować jak to jest, ale czy potrafił bym sprostać byciem przyjacielem dla jakiejś osoby?

-Hm, a tak na prawdę, na czym polega bycie przyjacielem? -zapytałem nieśmiało.

Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotę i lekko przekrzywił głowę w geście niezrozumienia.

-Mam rozumieć, że nigdy nie miałaś przyjaciół? -powiedział niepewnie.

-Wiesz, bardzo łatwo nawiązać dłuższą relacje w środku lasu. -fuknąłem podkreślając słowa "bardzo łatwo".

Blondyn zachichotał jednak po chwili spoważniał i zamyślił się.

-Więc tak, przyjaźń to... Właściwie ciężko wyjaśnić... Przede wszystkim są różne rodzaje przyjaźni... -zaczął mocno się przy tym zastanawiając.

-Ależ mi wszystko wyjaśniłeś. Dzięki, już rozumiem. -odparłem wywracając oczami i wzdychając głośno.

-Czekaj, zaraz ci odpowiem... -rzucił szybko i ponownie się zamyślił. -No na przykład w naszym przypadku to powinna być przyjaźń typowa dla kobiety i mężczyzny, dosyć bliska, a jednak nie przekraczająca pewnej granicy...

-Jaką masz na myśli granice? - wtrąciłem przerywając mu.

-No... Zwykle jeśli kobieta przyjaźni się z mężczyzną oni... ten... to tak trochę jak pomiędzy dwoma dziewczynami, ale... Dobra, powiem wprost.- powiedział i westchnął ciężko. -Jestem gejem i lubię cię, ale nie widzę w tobie potencjalnego "towaru".

Oznajmił to w taki sposób, że ledwo byłem w stanie opanować śmiech. Ten jakże niezręczny wyraz twarzy był tak uroczy! Znaczy, nie to że coś, po prostu... to chyba zrozumiałe, że będąc w ciele kobiety mogłem poczuć emocje dla niej charakterystyczne, prawda? To normalne, że ten naiwny chłopiec nawet mi się spodobał?

-Dobra, już rozumiem, nie męcz się więcej. -odparłem po chwili i zerknąłem na niego z jeszcze rozbawionym spojrzeniem. -Będąc szczerą, jeśli mogę, ja nie wiem, czy cię lubię, zbyt krótko się znamy. -powiedziałem ostrożnie, jakby chcąc zachować dystans między nami. -... Jednakże, jeśli tak ci zależy, mogę spróbować zawrzeć z tobą znajomość. Oczywiście nie gwarantuje, że coś z tego wyniknie, ale mogę spróbować.

Wtedy właśnie poczułem mocny uścisk, jakby jakieś wielkie zwierzę zaatakowało mnie od tyłu. Oczywistym jest, iż nie było to żadne zwierzę, a Alfred. Nie powiem, trochę mnie zdenerwowała jego nagła reakcja, ale że byłem w ciele kobiety nie wypadało wywoływać bójki.

-Puść mnie, do cholery! Bo się jeszcze rozmyślę i wygonie z domu! -powiedziałem wściekły próbując wydostać się z uścisku.

-Ależ czemu? Dlaczego nie chcesz, abym okazywał ci czułość? To jeden z przywilejów bycia przyjacielem. -odparł uśmiechnięty.

-Nie specjalnie przepadam za dotykiem, zdążyłam odwyknąć. -fuknąłem wreszcie wyrywając się z jego objęć. -W takim razie co takiego robią przyjaciele? Jeśli tylko się przytulają, to nie masz tu czego szukać.

-Hm, przyjaciele zazwyczaj po prostu robią to, co im obojgu sprawia przyjemność. Jednocześnie poznają się coraz lepiej, bawią i spędzają miło czas.

-Aha, no to lepiej sobie stąd idź. -rzuciłem nagle przerywając mu. -Nie jestem dobrym materiałem na kogoś do wspólnego spędzania czasu.

-Czemu tak mówisz? To na pewno nie prawda. -przekonywał pewnie.

-Słuchaj, nie jestem zbyt rozrywkowa, mieszkam w lesie i nie wychodzę na miasto, nie znam się na trendach i tym, co aktualnie jest na topie. Jest wiele dziewczyn które na pewno chciałyby zostać twoimi przyjaciółkami, więc dlaczego akurat ja?- powiedziałem w końcu nie mogąc już dłużej tego wytrzymać.

Alfred przez chwilę milczał, mocno się nad czymś zastanawiał, co wzbudziło mój niepokój. Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, że może weźmie sobie moje argumenty do serca i zostawi mnie tutaj samego, a tego bardzo nie chciałem.
Po chwili jednak uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie wesoło.

-Nie wiem dlaczego coś ciągnie mnie do ciebie, ale jesteś wyjątkowa, nigdy wcześniej nie spotkałem osoby, która chociaż w małym stopniu by cię przypominała. Na prawdę chciałbym, żebyśmy się lepiej poznali, ale jeśli to dla ciebie problem...

-Cóż, nie mam tutaj zbyt dużo rozrywek, więc ewentualnie mogę poprzestać na twoją propozycje. -odparłem od niechcenia i zerknąłem na niego. -Ale ostrzegam, nie przepadam za wychodzeniem na miasto.

Blondyn rozpromienił się i spojrzał na mnie wesoło.

-Na pewno znajdziemy coś, co nam obu będzie sprawiało przyjemność. -powiedział przeczesując palcami swoje włosy i podszedł do drzwi. -Tymczasem ja muszę już iść, mam coś dzisiaj do zrobienia, ale niedługo znów do ciebie wpadnę. -to powiedziawszy szybko otworzył drzwi i wyszedł.

Przez chwilę stałem tam nie mogąc ogarnąć co jak i dlaczego. Przecież dopiero przyszedł, więc czemu już sobie poszedł? I czy on czasami nie chciał, żebyśmy zostali przyjaciółmi...?
Zadawałem sobie te pytania przez dłuższy moment aż nie zrozumiałem jaki los na siebie ściągnąłem. Przecież to oznaczało, że będę musiał cały czas łazić w formie kobiety, bo nie wiadomo kiedy on się zjawi!

-Gratulacje, Arthurze, udupiłeś sam siebie. -powiedział jeden z trolli mieszkający w mojej kuchni, po czym wrócił do dziury w której pomieszkiwał.

Tak, coraz lepiej, Arthurze... coraz lepiej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro