#5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez kilka następnych dni Alfred się nie pokazywał, a ja nie musiałem biegać do wróżek i prosić o przemianę w formę kobiety. Życie mijało zupełnie normalnie, jednak z dnia na dzień byłem coraz bardziej zniecierpliwiony i sfrustrowany, w końcu nie wiedziałem nawet kiedy miałbym się go spodziewać, a nie chciałem, aby się dowiedział jakiej na prawdę jestem płci.

Mimo tych wszystkich obaw wstawałem każdego ranka i żyłem codzienną rutyną.

Któregoś dnia usłyszałem pukanie do drzwi. Zdziwiło mnie to, bo zapewne Alfred, jak i reszta młodzieży w naszym wieku, nie należał do rannych ptaszków, a dopiero co świtało. Przetarłem oczy i zerknąłem przez wizjer. Po drugiej stronie stał Vlad i przeglądał coś na telefonie.
Mimo że było bardzo wcześnie jego przyjście bardzo mnie ucieszyło, długo się nie widzieliśmy a doskonale się ze sobą dogadywaliśmy. Szybko wpuściłem kolegę do środka i gdy już miałem coś powiedzieć, Vlad wszedł mi w słowo.

-Nawet nie pytaj dlaczego przyszedłem tak wcześnie. Jeśli zapomniałeś to przypomnę, jestem wampirem, żyję w nocy. -powiedział szybko i uśmiechnął się ukazując odrobinę wystający z lewej strony kieł.

Szczerze? Nawet nie chciałem o to zapytać, bardziej mnie interesowało co u niego, czy odprawiał ostatnio jakieś egzorcyzmy albo poznał jakiegoś fajnego chłopaka... oczywiście normalnego. No ale cóż, najwyraźniej nie po drodze było nam do zwyczajnego, nie odbiegającego od standardów tematu.

-Oczywiście, hrabio Dracula. -odparłem ironicznie. Tak nawiasem mówiąc, wszyscy wiedzieli, że "krew" którą pijał, była jedynie rumuńskim czerwonym winem marki Cotnari. Wiem, bo próbowałem, i je w niej rozpoznałem.
-Właściwie co cię do mnie sprowadza?

-Aaa, no tak, bym zapomniał. Proszę. 
-odparł i wyciągnął z kieszeni płaszcza złożoną kartkę papieru, a następnie przekazał mi ją.

-Co to jest? -zapytałem niepewny, gdyż nie spodziewałem się żadnej korespondencji.

-Przeczytaj po prostu.

Niepewnie rozłożyłem świstek i szybko przestudiowałem jego treść.

-No, także pakuj się, wyjazd jest jutro. -wtrącił Vlad zanim zdążyłem doczytać do końca.

Na kartce nie było zbyt dużo informacji. Mówiła ona jedynie, że wkrótce miał się odbyć zjazd miejscowych wiedźm i wymiana wiadomości z tymi z daleka, prawdopodobnie aby podszkolić swoje umiejętności. Szczerze? Niezbyt mnie to ucieszyło. Pomijając już nawet moją aspołeczność takie zjazdy zawsze waliły fuszerką, wychodziłem z nich głupszy niż przyszedłem. Dodatkowo większość tam obecnych nie była zupełnie "normalna". Co ja, Vlad i Lukas jeszcze nie odstawaliśmy aż tak od norm społecznych, oni często zachowywali się jak ostatnie dzikusy, i nadawali co najwyżej do wypuszczenia do jakiegoś lasu równikowego. Nie ubliżając lasu...

-Czy jest opcja, aby nie jechać? -zapytałem z nikłą nadzieją, chociaż doskonale znałem odpowiedź.

-Oj Arthur, nie wkurzaj mnie, ostatnio było fajnie. -odparł Vlad westchnąwszy głośno.

-Taa, bardzo. Zwłaszcza, gdy Lukas dobierał się do jakiejś gotki udające wróżbitkę.

-Przecież nie kłamała! -bronił chłopak.

-No niby tak, z tym, że mówiła coś oczywistego. Normalnie rozwijający się 4latek powiedziałby to samo.

-Oh, nie przesadzaj.

-Vlad, to, że Lukas ma dwie nogi, ręce, twarz i jest blondynem można dostrzec gołym okiem! -zakończyłem dyskusje podnosząc głos, a Rumun nie śmiał nawet próbować jej kontynuować.

-Także wiesz, pakuj się. Mieszkasz w lesie i do miasta masz trochę drogi. Dziś przenocujesz u mnie a rano razem pojedziemy na lotnisko, gdzie jakoś zdzwonimy się z Lukasem. -powiedział uśmiechnięty, jakby rozmowa sprzed chwili w ogóle nie miała miejsca.

Cóż, niby i tak nie miałem wyboru, ale jednak wolałbym zostać w domu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro