1 - Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Masz na imię Viktoria i jesteś młodą kobietą. Niedawno wyprowadziłaś się z rodzinnego domu i postanowiłaś wyruszyć w świat. Życie jakie prowadziłaś do tej pory było dla ciebie zbyt nudne i bardzo monotonne. Nie lubisz robić wszystkiego według schematu.

Pochodzisz z dobrej i bogatej rodziny. Jak byłaś dzieckiem często pływałaś z rodzicami do ich przyjaciół, głównie do gubernatora Swann. Przyjaźnisz się z jego córką Elizabeth, i traktujesz go jak wujka. Jednak Elizabeth ponad rok temu zerwała z tobą kontakt. Nie dawała o sobie znaku życia. Niedawno dowiedziałaś się, że pływa po świecie na pirackim okręcie.

Pewnego wiosennego dnia zawitałaś do Tortugi. Był wieczór. Nie miałaś gdzie przenocować, dlatego postanowiłaś pójść do najbliższego baru. Ze środka dochodziły śpiewy i okrzyki dobrej zabawy. Lokal zapowiadał się całkiem nieźle. Po wejściu, z trudem przepchałaś się między ludźmi i zajęłaś miejsce przy małym stoliczku stojącym przy ścianie. Podeszła do ciebie kelnerka.

- Co podać?

- Kufel rumu poproszę.

- Już przynoszę.

Nie czekałaś długo, a dziewczyna wróciła z twoim zamówieniem. Zaczęłaś sączyć trunek nie zwracając uwagi na innych. Po paru minutach przy barze zaczęło się przepychać paru mężczyzn. Podeszłaś tam i starałaś się czegoś dowiedzieć. Barman złapał kogoś za ramię.

- To jak Jack? Po co ci była córka gubernatora na pokładzie? - zaczął się śmiać.

- Wolę o tym teraz nie rozmawiać. Teraz jest pora na rum.

- Cały Jack! Polać?

- Mam już kufel i sprawę do załatwienia. Szukam pewnej dziewczyny.

- Jak my wszyscy.

Podeszłaś do Jacka i starałaś się wyłowić go z tłumu.

- Hej hej. Co jest skarbie?- nie dało się ukryć, że pirat nie był z tego powodu zadowolony. Nie powinnaś przerywać mu jego ulubionej czynności.

- Słyszałam jak rozmawiasz o Elizabeth. Gdzie ona jest?

- Widzę, że znalazłem swoją zgubę.

- O co ci chodzi? Gdzie jest Elizabeth!? - powiedziałaś bardziej donośnym tonem.

- Spokojnie, nic jej nie grozi. Jak chcesz mogę cię do niej zaprowadzić.

- Gdzie jest haczyk? - zmrużyłaś oczy i popatrzyłaś na niego z niedowierzaniem.

- Haczyk? Nie ma. Chyba mnie nie znasz?

- Dużo o tobie słyszałam. Jack Sparrow.

- Kapitan Jack Sparrow, słonko.

- Pewnie, kapitan...

Jack wyszedł z knajpy, a ty poszłaś za nim. Miałaś nadzieję, że wie gdzie jest twoja przyjaciółka i nie kłamie. Weszliście do portu. Stał tam ogromny statek piracki.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - starałaś się na okazywać strachu, ale złość dobrze go maskowała.

- Nie odpowiedziałem na oba. - uśmiechnął się złośliwie.

- Powiedziałeś, że znalazłeś swoją zgubę. O co ci chodziło?

- Więc, przybyłem na Tortugę nie tylko po to, żeby napić się rumu. To mogę robić codziennie. Chciałem odnaleźć przyjaciółkę Elizabeth. Jesteś mi potrzebna.

- Ja? Do czego?

- Zobaczysz. - popatrzył z dumą na swój statek. - Zapraszam.

Chwilę, się wahałaś.

- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?

- Znikąd. Idziesz królewno? Elizabeth czeka.

- Spokojnie. Idę, idę.

Po wejściu na statek miałaś ochotę podejść do każdej osoby na pokładzie i pytać się gdzie jest Elizabeth. Ku twojemu zdziwieniu załoga nie była zbyt liczna. Zaledwie garstka. Wśród nich zauważyłaś mężczyznę, który wydawał ci się bardzo znajomy. Uznałaś, że najlepszym pomysłem w tej chwili będzie pójście pod pokład za Jackiem i nie oglądanie się za siebie, co było dość trudne. Czułaś na sobie wzrok wszystkich osób z załogi. Wiadomo, kobieta na pokładzie przynosi pecha... Uważałaś, że to największa głupota jaką w życiu usłyszałaś, a powiedział ci ją ojciec gdy byłaś jeszcze dzieckiem.

- Pospiesz się skowroneczku. Nie będę na ciebie czekać. Kotwica w górę! Ruszamy na... - popatrzył na swoją busolę i przez chwilę się nie odzywał - północ!

- Idę, idę. Powiesz mi w końcu gdzie jest Elizabeth?

- Wszystko w swoim czasie. Nie denerwuj się, odnajdziesz swoją przyjaciółeczkę.

-Jack! To dla mnie ważne!

- Możesz powtórzyć?

- To dla mnie ważne? - powtórzyłaś niepewnie.

- Nie, nie. To pierwsze.

- Jack?

- Kapitan Jack...

Przewróciłaś oczami i westchnęłaś.

- Więc jak mówiłam kapitanie, to dla mnie ważne.

- A wiesz co jest dla mnie ważne?

- Rum?

- No proszę. Na głupią nie trafiłem. - zszedł pod pokład i zaczął szperać w skrzyniach.

- Czego szukasz?

- A jak myślisz? Narobiłaś mi ochoty.

Twoje nerwy były u granicy wytrzymałości. Nie wiedziałaś jak Elizabeth z nim wytrzymała.

- No dobrze... Powiesz mi gdzie dokładnie płyniemy?

- Na północ, nie słyszałaś?

- A dokładniej?

- Nie wystarczy ci taka informacja?

- Nie za bardzo.

- Kobiety... Na co ja się zgodziłem? - znów zaczął szukać trunku po wszystkich skrzyniach i szafkach jakie tylko były na statku.

- Dlaczego nigdy nie ma rumu!?

Przez głowę przeszła ci myśl: On na pewno nie jest trzeźwy...

Wyszliście na pokład. Inaczej sobie wyobrażałaś życie pirata. Byliście już daleko od brzegu, a niebo świeciło tysiącami gwiazd. Noc była spokojna i bezchmurna. Cała załoga zaczęła skakać i śmiać się z butelkami rumu w dłoniach. Jack widząc to wszystko pobiegł do nich, wskoczył na stolik i ku twojemu zdziwieniu zaczął śpiewać na całe gardło.

- Hej, ho. ciągnąć razem,
podnieśmy wysoko banderę.
Dźwigajmy,
złodzieje i żebracy,
śmierć nigdy nie dotknie nas.

Wraz z nim zaczęła śpiewać cała załoga. Jeden z nich podbiegł do ciebie i porwał cię do tańca. Nie byłaś szczególnie przekonana do tego pomysłu, bo nie zdarzyło ci się jeszcze tańczyć z pijanym piratem. Kilka razy zmianiałaś partnerów, aż w końcu trafiłaś na Jacka.

- Jak się bawisz skarbie?

- Mówiłam ci już, żebyś tak do mnie nie mówił. Zdaje się, że mówiłam ci coś jeszcze. Gdzie jest Elizabeth?

Chciałaś go wyrzucić za burtę. Miałaś wrażenie, że jeśli odpowie coś w stylu: "Spokojnie słonko, wszysko w swoim czasie" to wyjdziesz z siebie.

- Chodź.

Niepewnie poszłaś za piratem. Zaprowadził cię na mostek kapitański i spojżał za siebie, czy na pewno nikt za wami nie szedł. Popatrzył na ciebie i głęboko westchnął. Pierwszy raz widziałaś go poważnego.

- Elizabeth nie ma na statku.

- Domyśliłam się, wiesz?

- Zapewne znasz statek o nazwie Latający Holender.

- Oczywiście, że znam.

- Elizabeth jest na nim ze swoim mężem. Kapitanem tego statku.

- Co!? Przecież kapitanem jest Davy Jones!

- Widzę, że nie jesteś w temacie. Davy'ego zabił Will. Elizabeth hajtnęła się z Willem. Will został kapitanem Latającego Holendra. Bill Turner odnalazł syna. Will jest synem Billa. Elizabeth pływa po świecie z Willem na Latającym Holendrze. Już wiesz wszystko.

- Gdzie teraz są?

- Nie jestem wszechwiedzący!

Zdenerwowana poszłaś pod pokład i położyłaś się spać. Jednak twoje oczy długo nie mogły się zamknąć. Z pokładu ciągle dochodziły dźwięki tłuczonych butelek i krzyku: Jo ho!

Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Poczułaś ulgę, ale zaraz po niej przyszedł strach. Co się tam stało? Jeszcze chwilę zostałaś na miejscu, bo miałaś nadzieję, że wszyscy posnęli. Ale posnęli w jednym momencie? Nawet piraci nie są w stanie tego dokonać. Szybko wybiegłaś na górę. Cała załoga stała jak wryta przy relingu. Tylko Jack chodził tam i z powrotem jakby się nad czymś zastanawiał. Podeszłaś do nich i w oddali zobaczyłaś mały obiekt sunący po wodzie. Przypatrzyłaś się przez chwilę i nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. W waszą stronę płyną Latający Holender.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro