10 - Port Royal

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- A czy ty wiesz w ogóle gdzie masz płynąć? - zapytał ze swoim słynnym uśmiechem. Podeszłaś do niego i wyciągnęłaś mu busolę, przyczepioną do pasa i popatrzyłaś na nią, jednocześnie starając się uspokoić Jacka. - Nie pomyliło ci się coś przypadkiem? Port Royal nie leży w kierunku północno-południowym!

- Już nie udawaj! Nie jesteś zbytnio dobrym aktorem. Zdążyłam się zorientować, że twoja święta busola nie wskazuje kierunków...

Pirat popatrzył na ciebie wzrokiem, którego bardzo nie lubiłaś. Wywróciłaś oczami i ponownie popatrzyłaś w kierunku, do którego chciałaś dopłynąć. Jack wyrwał ci busolę z dłoni i odszedł chwiejnym krokiem.

- A ty dokąd? Płyniesz ze mną! - krzyknęłaś w jego stronę.

- Przecież wiem! Idę po rum. Nie puściłbym cie samej, bo... Bo jeszcze napuściłabyś na mój statek jakich zachlanych piratów!

- Powiedział ten trzeźwy... - burknęłaś pod nosem i wyczekiwałaś na towarzysza.

Po kilku minutach czekania na kapitana i siedzenia bezczynnie w łódce nie wytrzymałaś i pognałaś pod pokład w miejsce gdzie Jack trzyma swój ukochany trunek. - Jack! Ile jeszcze? Zaraz się ściemni! - krzyknęłaś poirytowana. Kapitan był oparty o jedną ze skrzyń i popijał rum. - Nie wiedziałem, że mam go aż tyle! Zapowiada się piękny tydzień. - rzekł z uśmiechem. - Rusz się! - wybiegłaś na pokład, a towarzysz za tobą. Wsiedliście do szalupy. Jack oparł jedną nogę o ławkę i patrzył na ciebie uważnie. - Pracuj tymi marnymi rączkami, skowroneczku. - popędził cie ruchem dłoni i uśmiechnął się złośliwie. Ty tylko przewróciłaś oczami i wzięłaś się do roboty. A więc Port Royal, tak? Ajaj kapitanie...

Dotarliście do celu po kilkunastu minutach morderczego wiosłowania. Czułaś jak każdy mięsień w twoich ramionach i plecach znika. Zmęczenia dawało ci się we znaki. Samo wyjście z szalupy sprawiało ci trudności. Gdy postawiłaś nogę na skraju mola poślizgnęłaś się i straciłaś równowagę. Starałaś się ją odzyskać machając rękami jak oszalała i złapać się kapitana. Jednak to wszystko poszło na marne. Wpadłaś do wody z wielkim pluskiem. Przerażona złapałaś się liny, pływającej przy drewnianym słupie i wypłynęłaś na powierzchnię. Wytarłaś twarz ze słonej wody i ujrzałaś Jacka, klęczącego nad tobą z uśmiechem.

- Może byś mi pomógł zamiast szczerzenia się jak głupi!? - krzyknęłaś ze złością. Co mu przeszkadzało w tym, żeby ci pomóc? Nic! Zwykła duma i procenty!

Podał ci dłoń i wciągnął cię z powrotem na molo. Wycisnęłaś z włosów większość wody i popatrzyłaś na kapitana z wyrzutem.

- Naprawdę tak trudno było ci coś zrobić? Jakoś Elizabeth miałeś ochotę uratować!

Chciał coś powiedzieć, ale uciszyłaś go gestem dłoni i ruszyłaś przed siebie.

Szybkim krokiem zmierzałaś w ciszy do mało znanego ci miejsca. Jedyne co łączyło cię z kowalem to to, że z jednym jest związana twoja przyjaciółka. Okolica wokół zakładu była opustoszała. Wokół nie było żywej duszy.

- Rozejrzyj się, a ja wejdę do środka.

- Ale...

- Rozejrzyj się! - krzyknęłaś i stanęłaś przed drewnianymi drzwiami. Ku twojemu zdziwieniu pirat wykonał polecenie i poszedł sprawdzić okolicę. Rzeczywiście wydawało się to zbyt podejrzane. Port Royal zawsze tętniło życiem, przynajmniej tak je zapamiętałaś. Stałaś przez chwilę w ciszy, starając się usłyszeć ze środka jakieś odgłosy, jednak żaden szmer nie dotarł do twoich uszu. Zapukałaś i odczekałaś parę sekund. W dalszym ciągu wokoło było cicho jak w grobie.

- Ruchy Jack! Nie mam całego dnia! - ciekawe jak szybko pożałujesz tych słów.

Postanowiłaś wejść do środka sama. Wydawało ci się to jedyne słuszne wyście. W końcu chodziło o życie Willa i Elizabeth. Tylko dlaczego miałaś się stawić w zakładzie jednego z pojmanych, jak ci się zdawało. Powoli otworzyłaś skrzypiące drzwi i weszłaś niepewnie do środka.Nie zamykałaś ich za sobą, przecież to była twoja jedyna droga ucieczki.

- Halo? Jest tu kto?

Nie doczekałaś się odpowiedzi. Zrobiłaś jeszcze parę kroków i rozejrzałaś się dookoła. Jacka dalej nie było.

Ile może trwać sprawdzanie 10 metrów?

Nagle usłyszałaś za sobą ciche kroki. Odwróciłaś się szybko, ale nie zobaczyłaś nikogo.

- Jack? To ty? - zapytałaś drżącym głosem. W twojej głowie roiło się od negatywnych myśli.

Po co ja tu przychodziłam? Tylko straciłam czas.

- Kto tam jest?

W tym momencie poczułaś jak ktoś zarzuca ci na głowę gruby worek. Nic przez niego nie widziałaś. Twoje serce waliło jak oszalałe, a ty sama nie wiedziałaś co się dzieje. Ostatnie co poczułaś to mocne uderzenie w głowę. A potem ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro