18 - Pirat potrafi zepsuć wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle Sparrow odciągnął od ciebie Willa, a tym samym zepsuł najlepszą chwilę od paru miesięcy. Spojrzałaś zdziwiona na "przyjaciela", nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Nawet gdybyś mogła, twój mózg nie pozwalał ci na sklejenie niczego logicznego. Jack popatrzył wrogo na Willa, zupełnie tak jakby patrzył na kogoś, kto zwinął mu sprzed nosa ostatnią butelkę rumu. Zamachnął się i uderzył go w twarz. Zarówno ty, jak i Elizabeth stałyście w miejscu, nie mając pojęcia co się właśnie wydarzyło. Już dawno nie byłaś świadkiem takiego obrotu spraw.
Will złapał się na piekące miejsce na policzku i zrobił krok w stronę Jacka. Złapałaś go za nadgarstek i starałaś powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. Kiedy poczuł twój dotyk opanował się trochę.
- Rum ci nie służy - rzucił oschle.
- Za to tobie chyba nie służy obecność jakiejkolwiek kobiety - powiedział zdenerwowany pirat. Po jego słowach zauważyłaś, że Elizabeth nie ma już z wami w celi. Wybiegłaś za nią na korytarz.
- Elizabeth!
- Co!? - krzyknęła z taką samą nienawiścią co Sparrow.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie. Chyba tyle możesz dla mnie zrobić.
- Szczerze? W najbliższym czasie nic nie chcę dla Ciebie zrobić! - wykrzyczała, ale chwilę po tym ochłonęła i dodała spokojniej. - Wybacz. Emocje... Co to za pytanie?
Chciałaś wierzyć, że przeprosiny były szczere, lecz wiedziałaś, że jeśli jej uwierzysz, szybko obróci się to przeciwko tobie.
- Jak znalazłaś Jacka?
Elizabeth przez chwilę się zastanawiała. Teraz byłaś już pewna, że to ci od niej usłyszysz to same bujdy.
- Kathe... Kobieta zabrała mnie z celi i zasłoniła mi oczy jakąś szmatką, abym nie widziała gdzie idziemy. Zaprowadziła mnie do zapewne jej pokoju, a tam był Sparrow.
- Po co cię tam zabrała? - dopytałaś.
- Zadawała mi dziwne pytania. Nie pamiętam ich, ale na żadne nie odpowiedziałam. - Spuściła głowę.
- Rozumiem. Jeszcze jedno. Dlaczego przyszłaś nas przepraszać?
- Dotarło do mnie, że prędzej czy później bez przyjaciół upadnę.
Przytaknęłaś i wróciłaś do celi. Na szczęście nie zastałaś tam widoku bójki.
- Nareszcie jesteś - rzekł Jack i wyszedł, zostawiając cię sam na sam z Willem. Podeszłaś do niego i obejrzałaś jego policzek. Delikatnie ujęłaś jego twarz. Był zaczerwieniony.
- Boli cię? - zapytałaś.
- Już nie - odpowiedział i uśmiechnął się ponuro. - Viktoria, przepraszam. Nie powinienem był tego robić. Nie wiem co mnie opętało. Po prostu...
- Will - przerwałaś mu i spojrzałaś w oczy. Przybliżyłaś się do niego i złączyłaś wasze usta w delikatnym pocałunku. - W takim razie ja też przepraszam.
Will uśmiechnął się i pocałował w czoło, po czym mocno cię przytulił, otulając cię jedną ręką w talii, a drugą tuląc twoją głowę do jego piersi. Również go przytuliłaś i wplotłaś palce w jego czarne włosy.
- Dlaczego to wszystko się tak potoczyło? - zapytał.
- Sama nie wiem, ale nie żałuję - odpowiedziałaś. Chciałaś, aby wszystkie twoje troski w końcu na dobre cię opuściły.
Nagle usłyszałaś, dobrze znany ci odgłos skrzypiących drzwi. Odwróciliście się w ich stronę.
- Widzę, że Ci się powodzi, Will - powiedziała złośliwie. Wymieniliście spojrzenia.
- Nie powinno cię to obchodzić - odparłaś równie złośliwie.
Kobieta wystawiła do ciebie dłoń z jedzeniem. Zabrałaś je od niej niepewnie.
- Trzeba było tak pyskować? - zaśmiała się. - A mogę wiedzieć dlaczego Elizabeth biegła zapłakana korytarzem?
Zaczęły do ciebie docierać jej słowa. Twoją głowę zaczęły przytłaczać nowe i większe problemy i obawy. Zaczęłaś rozumieć co właściwie zrobiłaś. Jednak za wszelką cenę nie chciałaś tego okazać, a szczególnie w obecności tej kobiety.
- Nie... - odparłaś i odwróciłaś się na pięcie i usiadłaś w ciemnym i zimnym kącie. Will spojrzał tylko na ciebie ze zmartwieniem wypisanym na twarzy, po czym zwrócił się do niej.
- Myślę, że nie mamy więcej tematów do rozmowy.
Również sie odwrócił i dołączył do Ciebie. Kobieta wyszła bez słowa, a twój towarzysz od razu do ciebie poszedł. 
- Co się stało? - zapytał - Dlaczego tak zareagowałaś?
Popatrzyłaś na niego, tak jakby było to oczywiste.
- Źle się z tym czuję. Nie zrozum mnie źle, bo czuję coś do ciebie, ale wciąż mam przeczucie, że to nie w porządku wobec Elizabeth. A na domiar złego, to ciągle narasta. Może trzeba będzie to skończyć...
Will spojrzał na ciebie ze zdziwieniem i smutkiem jednocześnie.
- Nie mów tak, proszę. - Złapał cię za dłoń. - Wszystko się ułoży. Musisz się z tym przespać. Pomyślimy nad tym razem, ale rano. Teraz zjedz. - Podał ci jedzenie, które mu dałaś po rozmowie z kobietą i zjadłaś kawałek. Zupełnie straciłaś apetyt, ale wiedziałaś, że coś zjeść musisz. Po paru minutach rozmowy ułożyłaś głowę na kolanach Willa i starałaś się zasnąć, chociaż myśli ci tego nie ułatwiały.

OCZAMI ELIZABETH

Biegłam przed siebie, ile miałam sił w nogach. Chciałam za wszelką cenę stąd uciec! Już nigdy więcej nie chcę ich widzieć! Ale niestety nie mam wyboru... Chcę się zemścić. I chociaż wiem, że to nie najlepsze wyjście, to czuję taką potrzebę. Być może mi trochę przejdzie... Ale teraz już niczego nie jestem pewna. Nie po tym co zobaczyłam. Ten pocałunek odebrał mi wszystkie wspomnienia związane z Willem. Od  kilku dni widziałam jak patrzy na Viktorię. Jaka ja byłam ślepa! Nie zareagowałam! Nawet z nią nie porozmawiałam!
- Elizabeth? Co się stało?
Usłyszałam za sobą głos Katheryn.
- Przeprosiłam, ale nie wiem czy uwierzyli... - powiedziałam i ruszyłam dalej. Po paru krokach dogonił mnie Jack, a Katheryn zapewne poszła do Willa i Elizabeth. 
- Nawet mi nie podziękujesz? - zapytał pirat.
- Niby za co?
- Mówisz, że na darmo ubrudziłem sobie dłoń, uderzając go?
- O rany... - Wywróciłam oczami - Dziękuję ci stokrotnie najokrutniejszy piracie na wszystkich oceanach.
- A morzach? - dodał szybko.
- Zaraz ty będziesz miał czerwony policzek - powiedziałam ze złością i kończącą się cierpliwością.
- Chyba jeszcze za wcześnie na malinki... - rzekł i uśmiechnął się łobuziersko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro