23 - Niespodziewana wizyta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Sparrow! Do cholery! Oddawaj to! - krzyknęła Viktoria. Śmiem przypuszczać, że widząc moją reakcję złości się jeszcze bardziej. A myślałem że wszystkie kobiety na mój widok czerwienieją z innego powodu.
- Jak mogę ci go oddać, skoro nie miałaś go w rękach? Mogę ci go jedynie dać. Jednak tego nie zrobię.
- Niby dlaczego?
- Bo nie powiedziałaś mi, co masz zamiar zrobić. Gdybyś od samego początku chciała wrócić do celi, w co wątpię, to byłabyś przygotowana i zabrałabyś klucz od Matthew.
- Nienawidzę cię, cholero.
Uśmiechnąłem się i zrobiłem niewielki krok w jej kierunku. Dziewczyna wbiła we mnie swój złośliwy wzrok i stała nieruchomo, jakby obmyślała, jak zabrać mi klucz. Mogłaby zrobić to co Elizabeth. Nie mam nic przeciwko.
- Widzę, że nigdy nie przestaniesz szukać problemów, Sparrow - usłyszałem za sobą znajomy głos. Wiedziałem kto to. Odwróciłem się powoli i nie mogłem wyjść z podziwu. Z jednej strony z wyglądu, a z drugiej ze znalezienia się tutaj.
- Angelika? - zapytałem. Mój głos wydawał się cichy i bezbronny, ale tylko w małym stopniu przypominał głos małego chłopca. Wielkie pocieszenie, Jack...
- Czyli jeszcze mnie pamiętasz - dodała uwodzicielsko. Przyznam, że miło ją było zobaczyć po tak długim czasie. Jej ciemne długie włosy opadły swobodnie na ramiona, okryte po części białą, bufiastą koszulą, na której miała zapiętą kamizelkę. Powiem, że mnie lekko zamurowało. Pierwszy raz odkąd pamiętam, nie wiedziałem co powiedzieć. Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia związane z Angeliką. Mam nadzieję, że nie ma mi ich za złe.
- Ja... Ty... Co ty tutaj robisz? Myślałem, że... - przerwała mi.
- To źle myślałeś, Jack. Powód mojego pobytu tutaj nie musi być ci znany. Wystarczy, że Viktoria wie, dlaczego zaszczyciłam was swoją obecnością.
Spojrzałem na dziewczynę, która nadal kipiała złością. Angelika minęła mnie szybko i poszła wzdłuż korytarza z Viktorią. Co się tu właściwie wydarzyło!? Kiedy ja o czymś nie wiem, to nie wróży nic dobrego. Przynajmniej ja wtedy zawsze kończę w bagnie. Jednak kobietom nie można ufać. Szczególnie takim, które mają związek z piratami.
Nie wiedząc co zrobić dalej, usiadłem zrezygnowany na środku korytarza.

TWOIMI OCZAMI

Widok Angeliki był dla ciebie takim samym szokiem jak dla Jacka. Dziewczyna ciągnęła cię przed siebie przez ciemny korytarz.
- Wszystko idzie zgodnie z planem? - zapytała.
- Tak, jedyne co tutaj nie gra to ty! Co ci strzeliło do głowy!? Nie powinno cię tu być! - krzyknęłaś, ale starałaś sie nieco zniżyć ton głosu, aby Sparrow nic nie usłyszał.
- Nie o tym teraz mówimy. Później ci to wyjaśnię.
Przytaknęłaś, a Angelika wyciągnęła zza paska mały brązowy woreczek i podała ci go.
- To zapłata dla Matthew - powiedziała. Zabrałaś od niej pieniądze i schowałaś do kieszeni. - Will się czegoś domyśla?
- Niczego, ale...
- Co?! - zapytała przestraszona.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie chcę go tak okłamywać - powiedziałaś cicho. Angelika zrobiła zdziwioną minę. Była jednocześnie bardzo zdziwiona i zaskoczona.
- Tylko mi nie mów, że coś do niego poczułaś...
- Nie. Oczywiście, że nie, ale źle się z tym czuję. Nie jest mi obojętny.
- Weź się w garść, bo inaczej cały plan się posypie - ostrzegła cię.
- Spokojnie - zapewniłaś ją, chociaż i tak byłaś pełna obaw.
- Idź do Matthew i mu zapłać, a ja postaram się wyjść stąd niezauważona przez Willa i Elizabeth.
Posłusznie udałaś się w stronę komnaty mężczyzny, jednak nie miałaś najmniejszej ochoty teraz go oglądać. Po drodze spotkałaś Jacka, siedzącego na ziemi i bawiącego się kluczami do celi Willa. Korzystając z okazji, że jest odwrócony do ciebie plecami, jednym ruchem tak i zabrałaś mu wiązkę kluczy i, nie zwalniając kroku kierowałaś się do celu.
- Hej! Odda... A zresztą nieważne... - krzyknął Sparrow, lecz koniec zdania dokończył niechętnie. Uśmiechnęłaś się pod nosem i wybiegłaś na schody, a po chwili byłaś już pod komnatą. Weszłaś do środka, nie pukając wcześniej. Chciałaś po prostu rzucić saszetkę przed twarz Matthew i odejść stąd jak najszybciej. Tak też zrobiłaś. Jego zdziwiona mina dodała ci satysfakcji, ale świadomość, że straciłaś 400 shelingów, ci ją odbierała. Trudno, za pracę trzeba płacić. A on zrobił bardzo dużo.

OCZAMI MATTHEW

Ciszę, którą się rozkoszowałem przerwała bezczelnie Viktoria. Wparowała do komnaty bez słowa i rzuciła na stół przede mnie mały woreczek. Popatrzyła na mnie krzywo i odwróciła się na pięcie.
- Poczekaj - powiedziałem stanowczo. Dziewczyna zatrzymała się i zacisnęła pieści.
- 400. Tak ja się umówiliśmy - rzekła, nie odwracając się. Jedyne co zrobiła to, spojrzała lekko w bok, aby mogła widzieć mnie kątem oka. Nauczyła się widocznie, że nie watro tracić mnie z pola widzenia. Już dla kilku osób skończyło się to tragicznie.
- Wiem, nie chodzi mi o ilość. Raczej o to, jak w tak krótkim czasie je zdobyłaś.
Viktoria nic nie odpowiedziała. Stała tak jak stała i wbijała swój tępy wzrok w regał z zakurzonymi książkami.
- Siadaj - rozkazałem. Zdziwiłem się, że bez scen i pretensji zrobiła to, o co ją poprosiłem. - Skąd je masz? Will na pewno nie ma przy sobie takiej sumy, a Jack nigdy nie dałby ci pieniędzy.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Dostałaś to, co ci się należało i więcej nie powinno cię interesować - odparła sucho i skrzyżowała ramiona.
Nagle do komnaty weszła Katheryn. Podeszła do mnie, widząc dziewczynę i zajęła miejsce obok. Gdy dostrzegła worek z zapłatą, podniosła go i schowała do kieszeni.
- Wiesz, Viktoria. Zawsze mnie zastanawiało - zaczęła. - Dlaczego tkwiłaś z Elizabeth w jednej małej celi i umierałaś z głodu i zimna, skoro mogłaś powiedzieć do nas jedno słowo i przenieślibyśmy cię do komnaty obok, a Elizabeth o niczym nie musiałaby wiedzieć. Po co to było? - szepnęła.
- Miało być wiarygodnie! Nie udałoby się gdybym spotkała ją później, bez wystających żeber i wypoczęta. Nie sądzisz? - dodała złośliwie. Widziałem jak w Katheryn się gotuje. Starałam się ją jakoś uspokoić.
- Może ciszej? Twoja przyjaciółka jest obok - na jej słowa Viktoria zamarła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro