3 - Koza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłaś się wcześnie. Jedyne odgłosy dochodzące do ciebie z zewnątrz to szum morza, a nie pijany Jack, jak to było do tej pory. Przetarłaś oczy i powoli wyczołgałaś się spod koca. Przysunęłaś swoje rzeczy bliżej miejsca, gdzie spałaś. Rozejrzałaś się dookoła. Nigdzie nie mogłaś dostrzec kapitana. Po chwili namysłu wyszłaś na pokład. Na mostku kapitańskim stał Jack i Gibbs, podeszłaś do nich bliżej i zapytałaś zmieszana.
- Coś się stało? Myślałam, że każdy poranek będzie raczej przepełniony odgłosami tłuczonych butelek i śmiechów.
Jack podszedł do ciebie i złapał cię za ramie.
- Szczerze... Mam złe wieści. Musimy zatrzymać się w Port Royal.
- I w czym problem?
- Po pierwsze, nie mogę tak po prostu zacumować Czarnej Perły przy brzegu. Nikt nie może jej zobaczyć.
- Dlaczego?
- Bo, bo tak sobie wymyśliłem!
- Niech ci będzie... A drugi problem?
- Nie ma drugiego. Myślałem, że jeśli zacznę od "po pierwsze" to zabrzmię mądrzej. Udało się?
- Tak, jasne. - przytaknęłaś i uśmiechnęłaś się. Kiedy Jack się odwrócił razem z Gibbsem wybuchnęliście śmiechem. Nie wiedziałaś, czy śmiejesz się z jego sposobu mówienia, czy z tego, że chciał zabrzmieć na inteligentniejszego niż jest naprawdę.
Przełknęłaś coś na śniadanie i usiadłaś przy schodach na mostek kapitański.

Zanim się zorientowałaś było już południe. Jack z częścią załogi krzątał się bez powodu po pokładzie i wydawał bezsensowne polecenia. Miałaś ochotę zejść po rum, siedzieć i nic nie robić przez resztę dnia. Tak też postanowiłaś zrobić. Wróciłaś z butelką na górę i wygodnie się rozsiadłaś. Chwilę później przyszedł do ciebie Jack.
- Jeszcze wiele musisz się nauczyć o życiu na tym statku.
- Na przykład?
- Jest kilka zasad, ale przynajmniej część powinnaś znać. Pierwsza bardzo ważna zasada: Każda butelka z rumem należy do mnie. - powiedział, po czym wyrwał ci ją z rąk. - Druga: Kapitan ma zawsze rację. I trzecia: Jeśli kapitan nie ma racji - patrz punkt drugi. Wszystko jasne?
- Pewnie... - powiedziałaś z wyraźnym grymasem na ustach.
- Bardzo się cieszę - wziął łyk trunku i z powrotem wydawał polecenia reszcie załogi. Miałaś szczęście, że to akurat nie ty musisz czyścić kozę na statku.

Cały czas niedaleko Czarnej Perły pływał Latający Holender. Miałaś mętlik w głowie. Przecież nie szukałaś przyjaciółki po to, żeby widzieć ją na innym statku, ale z drugiej strony, statek Jacka nie jest taki zły. Zaczynałaś go lubić (statek, nie Jacka). Miałaś wrażenie, że możesz tu przeżyć więcej przygód i więcej się nauczyć. Skoro Elizabeth postanowiła wyruszyć na otwarte morze, to na pewno miała ku temu powód. Może chciała się wyrwać z Port Royal, uciec od dotychczasowego życia? Od ciągłych uwag jak ma się zachować, sukni, w których nie da się oddychać i zmuszania do małżeństwa. Sama byś uciekła. - Nad czym tak rozmyślasz?- Chyba zostanę na Czarnej Perle. - Jesteś tego pewna?

- Tak. Jeśli już muszę spędzić na statku kilka następnych dni, to niech to będzie twój statek.

- Czuję się zaszczycony. - wyprostował się i poprawił pas - Ale nie licz na więcej, niż miałaś do tej pory.- odwrócił się i odszedł. Gdy wchodził pod pokład wychylił głowę i krzyknął. - Na rum też nie licz!

- Nie śmiałabym...

Zrobiłaś się głodna. Bez sensu chodziłaś po pokładzie tam i z powrotem z nadzieją, że głód przestanie cię męczyć, bo pirackie jedzenie do ciebie nie przemawiało. Nie mogłaś się doczekać kiedy wreszcie dopłyniecie do Port Royal i zjesz coś normalnego.

Około godzinę później zaczął przybliżać się do was Latający Holender.

- Nareszcie. - odwróciłaś się do Jacka. - Ile chciałeś butelek tego rumu?

- Pamiętałaś!

- Trudno zapomnieć.

- Weź tyle ile dasz rade unieść. I bez niego nie wracaj!

- Jasne. - zaśmiałaś się.

- Słucham?

- Jasne, kapitanie...

Po chwili statki były koło siebie.

- Viktoria! Pospiesz się! Musimy być w porcie przed zachodem! - krzyknął, a ty zeskoczyłaś po linie na Holendra.

- I jak? Zdecydowałaś?

- Tak... Myślę, że zostanę póki co na Czarnej Perle.

- Jakbyś tylko zmieniła zdanie, jesteś tu mile widziana.

- Dziękuję.

-Co masz załatwić Jackowi?

- Haha, a jak myślisz?

- Sądzę, że oprócz rumu chciałby jakieś jedzenie.

Zwróciłaś się do kapitana Czarnej Perły.

- Chcesz coś jeszcze!?

- Rum! Mówiłem Ci!

- Tylko tyle?

- Jak wrócisz, wyczyścisz moją kozę!

Wzruszyłaś ramionami i poszłaś za Elizabeth pod pokład. Will złapał za
ster i pokierował was do portu. Po godzinie byliście u celu.

- Może będzie lepiej jak zostanę tutaj?- zaśmiałaś się.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro