1. Butelka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo że kalendarz wskazywał miesiąc lipiec, dzisiejsze popołudnie było pochmurne i chłodne. Eryka Borak, jak to ona, nie potrafiła usiedzieć w swoim drewnianym mieszkanku. Ciągnęły ja do siebie wzburzone fale i zapach świeżego powietrza. Ufała morzu, ignorując jego zdradliwość.

Dziewczyna nie znosiła marnować swoich dni na bezczynność. Zamknęła domek na klucz, schowała pod wycieraczkę i wybiegła w kierunku plaży. Jej długie, brązowe włosy zbierały w sobie krople deszczu ociekające z drzew w pobliskim lesie. Dobiegła na klif i wypełniło ją nieogarnione szczęście. Ona i morze. Nikt więcej.

Młoda kobieta nie lubiła turystów, plączących się pod nogami. Odbierają intymność spotkań ze spienioną wodą na plaży.

Głęboko wciągnęła powietrze pełne jodu i rzuciła się z klifu na malutkie, złociste kamyczki. Te drobne wzgórze znało jej ciało jak nikogo innego. Eryka czuła się tu w swoim żywiole. Morze nigdy jej nie opuściło, w przeciwieństwie do bliskich jej ludzi.

Ciemne chmury kłębiły się nad jej głową, zwiastując burzę, ale ona nie czuła strachu. Woda zawsze ją obroni. Jest w stanie wziąć na siebie miliony woltów, byleby ona była bezpieczna.

Kiedy znalazła się na dole, ściągnęła swoje sznurowane sandałki i zostawiła przy wilgotnym kamieniu.

Piach zdawał się być naturalniejszą teksturą dla jej stóp niż sztuczny materiał, rzekomo chroniący przed czynnikami zewnętrznymi.

Jej lekka, biała sukienka falowała na wietrze. Powoli zaczynała się trząść. Nie przemyślała tej wycieczki. Morze ma w sobie wiele pozytywnych cech, ale ogrzewanie jej delikatnego ciała podczas sztormu, nie było jedną z nich.

Zacisnęła zęby z nadzieją, że niedługo się przyzwyczai. Dom miała niedaleko, ale nie chciała tracić czasu na cofanie się.

Wdrapała się na ogromne kamienie i rozłożyła ręce. Pozwoliła, żeby potężna siła droczyła się z nią o miejsce na szczycie. Powoli przestawała odczuwać zimno. Usiadła na swój ulubiony, płaski kamień na skraju i zanurzyła stopy w wodzie. Wciąż trzymała w sobie wczorajszą wysoką temperaturę.

Nagle coś zaczęło mienić się w promieniach słońca, którym udało przebić się przez gęste chmury. Nachyliła się lekko i wytężyła wzrok. Czy to jest butelka? Fale popchały tajemniczy przedmiot w jej stronę. Tak. To była butelka. Ale nie byle jaka. W środku zauważyła zwinięty papierek. Jej oczy rozbłysły ciekawością. Eryka zaczęła się zastanawiać, co tam może się znajdować. Wyciągnęła rękę, żeby ją złapać.

Jak na złość, morze zachciało się z nią droczyć. Butelka zaczęła się gwałtownie oddalać.
Zaintrygowana dziewczyna niewiele myśląc, wskoczyła do wody. Jej wyziębione ciało nie poczuło dużej różnicy temperatur. Eryce wręcz wydawało się, że ciecz otuliła ją jak przyjemny kocyk.

Zanurkowała i rozpoczęła pogoń za butelka. W końcu jej dosięgnęła. Była lekko oślizgła. Tak, jakby ktoś chciał ją ochronić przez niechcianym dotykiem. Nie zraziła się i mocno ją trzymała. Musi wrócić na ląd.

Droga powrotna była błyskawiczna, dzięki mocy wysokich fal. Kiedy zaczęła wychodzić, jej ciałem zawładnął atak dreszczy. Butelka wyślizgnęła się jej z rąk. Cała obtoczyła się w piachu. Przynajmniej kiedy Eryka sięgnęła po nią tym razem, już lepiej leżała w dłoni.

Drobne ciało dziewczyny wciąż nie przestawało się trząść. Jej zawsze delikatnie zaróżowione usta przybrały kolor purpury. Jednak ciekawość wzięła górę nad racjonalnym myśleniem. Zamiast wracać do ciepłego domu, usiadła na piasku i zaczęła mocować się z korkiem. Ktoś musiał się postarać, żeby zawartości nic się nie stało.

W końcu oporna zatyczka puściła przy akompaniamencie charakterystycznego dźwięku. Eryka sinymi z zimna dłońmi wyciągnęła rulonik i go rozwinęła. Kiedy czytała karteczkę, zupełnie zapominała o wietrze, i jakby przeniosła się do innego wymiaru. Wydawało jej się, że jest na statku i że patrzy na człowieka, piszącego wiadomość, aktualnie trzymaną w jej dłoniach. Młodą kobietę dziecięca wyobraźnia nie opuściła nigdy.

Przyjacielu!

Jeśli znalazłeś ten list, to być może jesteś moją jedyną szansą, a ja mogę tylko jedynie mieć nadzieję, że okażesz się osobą, godną powierzenia tak istotnego sekretu. Niestety, mam zbyt mało czasu, żeby wszystko dokładnie Ci wyjaśnić. Moi wrogowie są blisko i wiem, że będą starali się dotrzeć do celu przed Tobą. Jeśli im się to uda, to nadejdą naprawdę paskudne czasy, a świat, jaki znamy może legnąć w gruzach. Dlatego zaklinam Cię, jeśli wierzysz w miłość, dobro i sprawiedliwość, nie szczędź wysiłków, żeby chronić Skarb. Wraz z jego unicestwieniem, zniknie wszelka nadzieja.

W chwili, gdy piszę re słowa, Skarb jest bezpieczny. Ukryłem go w miejscy, do którego doprowadzą Cię dobrze ukryte wskazówki. Pierwsza z nich czeka na Ciebie w mieście, który w herbie ma dwa krzyże oraz koronę, w domu mojego przyjaciela, który trudni się handlem.

Pamiętaj, aby nie wzbudzać podejrzeń, musisz udać się tam w tajemnicy. Nie ufaj nikomu na swej drodze i nikomu nie powierzaj sekretu tego listu. Skarm musi zostać przeniesiony, zanim wrogowie dowiedzą się o twojej misji i zdołają cię powstrzymać!

Chciałbym wyjaśnić Ci więcej, ale zbyt wiele wskazówek, naraziłoby nas wszystkich na zdradę. Mój czas się kończy, ale Twoja podróż, dopiero się zaczyna!

Pamiętaj, nie postępuj „ani tchórzliwie, ani zuchwale".

K. M. Z."

Kiedy doszła do podpisu, w jej wyobraźni autor listu właśnie został wyrzucony za burtę przez piratów, którzy wtargnęli na pokład. Całe szczęście, że nie odnaleźli butelki przed nią.

Eryka zaczęła się nerwowo rozglądać na wszystkie strony. Wciąż było tylko morze i ona.

Kolejna wskazówka ma być w mieście o herbie z dwoma krzyżami i koroną... Gdańsk. Oczywiście, że Gdańsk. Myślała, że uwolniła się od swoich rodzinnych stron na zawsze, ale nic z tego. Musi tam wrócić, mimo obietnic składanych samej sobie.

Wie, że ludzie są zdradliwi i źli, więc nikt inny jak ona nie może odnaleźć tego Skarbu. Tylko w rękach jej i morza będzie bezpieczny. Tak, już podjęła decyzję, że się tam uda.

Wstała z mokrego piasku i znów wróciło do niej poczucie rzeczywistości. Zęby Eryki głośno uderzały o siebie. Teraz nie wiedziała, czy to wciąż z zimna, czy może swoistego poczucia grozy i niepokoju. Zabrała ze sobą możliwy dowód na istnienie poufnej wiadomości i opatuliła się rękoma. Powolnie zaczęła iść w kierunku chaty. Zanim jednak weszła do lasu, zatrzymała się jeszcze chwilę w spokoju posłuchać silnych fal morza. Pomagają trzymać jej nerwy w garści, która powoli stawała się coraz słabsza, w związku z jej rychłym powrotem do Gdańska.

Sięgnęła po swoje sandałki, ale ze zdziwieniem odkryła, że nie ma ich tam, gdzie je zostawiła. Jej oddech znacznie przyspieszył i zaczęła ze skupieniem badać wzrokiem otoczenie. Nikogo nie ma. Śladów na ziemi również brak. Przycisnęła mocniej szklaną butelkę do wyziębionego ciała. Zaczęło się.

Wspięła się na klif, chcąc skrócić drogę powrotną maksymalnie i przez las skakała jak zwinna sarenka. Wpadła do domu, ledwo zipiąc. Zamknęła drzwi na cztery spusty, a butelkę schowała do szkatuły na klucz. Wcześniej wyciągnęła z niej rulonik i wsadziła do kominka. Rozpaliła ogień i usiadła przy nim, rozgrzewając się. Oglądała, jak papierek powoli zamienia się w proch. Dreszcze zaczęły ją opuszczać, ale jeżeli za tą niewinną wycieczkę nie zapłaci zdrowiem, będzie to cud.

Zresztą Eryka nie boi się o siebie. Swoje życie oddaje losowi. Kiedy jej chory psychicznie brat bliźniak rozstrzelił na jej oczach całą rodzinę, a na końcu ją... Cóż, przeżyła kulkę w głowie, jakiś nędzny wiatr nie może być groźniejszy.

W końcu ściągnęła z siebie przemoczoną sukienkę i poszła wziąć kąpiel. Wsadzając swoje delikatne stopy do wanny, poczuła przeszywający ból. Ściółka leśna, nie to, co złocisty piach, okazała się dla niej bezlitosna, a odmrożone kończyny początkowo tego nie zarejestrowały.

– Cholera – wysyczała cicho rzadko używanym głosem.

Pieczenie nie pozwoliło jej długo rozkoszować się w cieple. Wyszła i na piętach przydreptała do apteczki przy lustrze. Zdezynfekowała rany i owinęła bandażem. Narzuciła na siebie grubą, wełnianą tunikę z golfem i wróciła do głównego, jedynego pokoju.

Jej chatka była cała drewniana, tak blisko natury jak się da. Eryka miała dużo pieniędzy po rodzinie, jednak nie lubiła z nich korzystać. Nie miała ich w formie fizycznej, mimo to czuła, że są splamione krwią.

Coraz bardziej zaczynała czuć, że jednak tym razem dopada ją choroba.

Wstawiła wodę do czajnika i pukając palcami w kamienny blat, czekała, aż metalowy dzban zacznie na nią niemiłosiernie gwizdać. Wyciągnęła białą filiżankę i zaparzyła ziołową herbatkę, żeby odrobinę wspomóc swoją odporność.

Z gorącym naczyniem w jednej ręce, poszła wygrzebać laptop z otchłani skrzypiącej szuflady. Wyszukała trasę pociągu. To jedyny znany jej transport, poza rejsami statków. Niestety nie ma połączenia Ustka – Gdańsk. Albo stety. Przynajmniej nie nawiedzają ją znajomi z lat młodości.

Odgłos charczącego komputera zawsze ją irytował. Dlatego tak rzadko korzystała z tego cuda technologii. Gdyby nie uciążliwa ciotka Aurelia z drugiego końca Polski, nawet nie miałaby internetu, ale jednak jest ta jedna jedyna osoba, która się o nią martwi.

Aurelia była siostrą jej matki. Masakrę rodziny Boraków przeżyła bardziej niż sama Eryka, która ledwo wyszła z tego przy życiu. Mimo że wszystko stało się prawie dekadę temu, wciąż pilnuje, żeby młoda dziewczyna żyła jak człowiek. Kontakt z nią jest ograniczony do minimum. Od kiedy zdradził ją własny bliźniak, przestała ufać ludziom. Aurelii wydaje się, że jej siostrzenica jest upośledzona. Nic bardziej mylnego. Ona po prostu wie, że ludzie są niewarci jej słów.

Eryka kupiła bilet do Gdańska. Wyjeżdża jutro z samego rana.

Dokończyła herbatę i delikatnie wstała po plecak. Oby jutro chodzenie nie sprawiało jej takiego bólu. Spakowała parę sukienek i wyciągnęła małe pudełeczko z dna szafy. Klucz do jej starego domu. Może przenocować w hostelu, ale stwierdziła, że w końcu kiedyś będzie musiała przejść przez próg feralnego miejsca. Odruchowo sięgnęła do blizny zasłoniętej przez długie, brązowe włosy.

W chacie nagle zrobiło się ciemno. Czarne chmury zupełnie pochłonęły słońce. Do jej uszu raz po raz dobiegały grzmoty piorunów.

Przecież duchy nie istnieją, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro