9. Bójka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpisy z pamiętnika Alex:
(Dwa dni po Halloween)

Wszyscy zastanawiają się jak Harry oszukał Czarę Ognia. Tylko najlepsze jest to, że Harry nic nie zrobił. Tylko Gryfoni cieszą się, że reprezentantem jest ktoś z Gryffindoru. Ron strzelił na niego focha. Po części go rozumiem, Harry to jego najlepszy przyjaciel, ale kiedy w pobliżu ktoś się pojawi, to Ron przestaje istnieć, bo to Harry wzbudza zainteresowanie, a on musi to znosić. Tym razem nie wytrzymał.

(Po ukończeniu pierwszego zadania)
W pierwszym zadaniu, chodziło o to by pokonać smoka. Każdemu uczestnikowi się udało, ale Harry pokonał Rogogona węgierskiego w wielkim stylu. Harry i Ron wreszcie się pogodzili. Bliźniacy ukradli trochę jedzenia z kuchni i w pokoju wspólnym rozkręciła się mała impreza. Nie trwało to jednak długo, ponieważ pojawiła się profesor McGonagall i kazała nam iść spać.

9 grudnia.
Za oknem padał śnieg, dużo śniegu. A ja musiałam siedzieć na lekcji zaklęć. Jakie to nie sprawiedliwe. Zadzwonił dzwonek. Nareszcie! Z sali wyszłam jako ostatnia, dziewczyny chciały jak najszybciej zobaczyć Cedrika. Co one w nim widzą? Nie mają szans. Przecież on kręci z Cho Chang.

Z bliźniakami jadłam obiad w Wielkiej Sali. Wszystko było dobrze. Nikt sobie nie dogryzał, nawet Ślizgoni byli spokojni. Usłyszeliśmy hałas. Wszyscy wstali jak oparzeni. Co to było? Odpowiedź nadeszła szybko. Przy otwartych drzwiach sali, stali Harry i Draco, którzy celowali w siebie różdżkami. Między chłopakami toczyła się zażarta walka. Wszyscy patrzyli na nich z przerażeniem.

-Zrób coś- powiedziałam do Freda, ale on stał jak sparaliżowany i tak samo George. Trzeba przyznać, że ich walka była bardzo widowiskowa, ale trzeba to przerwać. Wyciągnęłam różdżkę

-Protego!

Zaklęcie tarczy wylądowało między Harrym a Draco. Ich zaklęcia odbiły się  w inną stronę. Teraz oni stali w osłupieniu. Dopiero po chwili skapnęli się, że wszyscy się na nich patrzą. Harry posłał mi wściekłe spojrzenie. Popatrzyłam się na Malfoy'a. Spojrzał mi w oczy. Zmieszany spuścił głowę w dół, co mnie trochę zdziwiło. I uciekł. Wszyscy się  rozeszli.

-Co to miało być!?- krzyknął Harry.

-Zwykłe dziękuję w zupełności wystarczy!- warknęłam. Ja próbuje mu pomóc, a on ma pretensje.- Następnym razem pozwolę Malfoy'owi cię zabić!

Harry się opanował.

-Dobrze, przepraszam. Ale zaczął obrażać rodzinę Weasley'ów, wyzywał moją mamę i Hermione od szlam.

-Trzymajcie mnie, bo zaraz ten gówniaż zginie!-odezwał się wreszcie Fred.

-A ja Ci w tym chętnie pomogę!- dodał George.

Jednak nic nie zrobili, ale ja tak pobiegłem do lochów. Tam Malfoy gadał ze swoimi przydupasami. Gdy mnie zobaczyli uciekli, pozostawiając blondyna samego. (Jacy tchórze). Chwyciłam za jego zielono-srebrny krawat i przyciągnęłam.

-Jeszcze raz obrzazisz moich przyjaciół, a przysięgam pożałujesz że się urodziłeś.

-Masz na myśli Pottera, Grenger i tych zdrajców krwi?

-Przynajmniej, nie przynieśli szkole hańby. Masz świadomość ile uczniów Beauxbatons i Durmstrangu to widziało?! Wiesz co o nas teraz pomyślą? Każdy próbuje pokazać Hogwart jak z najlepszej strony, a ty to wszystko schszaniłeś!

Myślałam, że powie coś na obronę. Ale zrobił coś czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie namiętnie, powiedział "Przepraszam" i pobiegł.

Stałam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Co to ku*** miało być? Jedyne co mogłam zrobić to iść do wieży Gryffindoru.

***

-Co zrobił!?- zapytali się jednocześnie bliźniacy.

-Ooo nie... teraz ma podwójny wpierdol!- powiedział George, cały czerwony.

-Róbcie co chcecie, ja jestem tym wszystkim zmęczona.

Spojrzałam na tablicę ogłoszeń. Była na nim informacja, że jutro jest wyjście do Hogsmede. Super, takie wyjścia zawsze poprawiają humor.

Poszłam do pokoju. Na moim łóżku leżała kartka pergaminu, a na nim pisało:

Spotkajmy się o 17.00 w wieży z zegarem. Martin.

Spojrzałam na zegarek 16.50. No dobra idę. I tak nie mam nic do roboty.

Była 16.53, a on już czekał. On nigdy się nie spóźniał.

-Hej.

-Hej, Alex- zaśmiał się- fajnie było, co?

-Nawet nie wspominaj.

-Czemu? Odważnie się zachowałaś.

-Nie bez powodu jestem w Gryffimdorze- uśmiecham się.

-No tak. Zastanawia mnie tylko to, że pobiegłaś za Malfoy'em, nie było cię. Co się w tedy stało?

-Nieważne.

-Gadałaś z Harrym i wkurzona pobiegłaś do lochów.

-Martin, nie chce o tym rozmawiać.

-Czyli jednak coś się stało. W tej chwili mów co się tam zdarzyło- w jego głosie usłyszałam troskę, a w jego oczach ufność.

-Ok, powiem. Pobiegłam do niego wściekła. Wziełam go za fraki i powiedziałam, że będzie miał przerąbane, jeśli nie odczepi się od Harrego i Weasley'ów i... wtedy...

-I wtedy co?

-Wtedy mnie pocałował.

-Co?!?! Zabije gnoja.

-To ustaw się w kolejce.

-Kolejce?

-No, pierwsi są Fred i George.

-Ooo to później nie będzie co zbierać.

Zaczęliśmy się śmiać.

-A jednak te plotki to prawda- wymamrotał.

-Jakie plotki?

-Chodzą pogłoski o tym, że Draco się w kimś kocha, ale nie wiedziałem w kim. Teraz już wiem. I nie przejmuj się Malfoy'em- przytulił mnie mocno- spróbuj o tym zapomnieć.

-Będzie trudno.

-Dobra, zmieńmy temat. Idziesz ze mną do Hogsmede? Nie przyjmuję odmowy.

-Jasne, czemu nie.

Martin odprowadził mnie na siódme piętro. Przytuliłam go na pożegnanie.

-Do jutra i spróbuj o tym zapomnieć.

-Dobrze- popatrzyłam się w jego piwne oczy. Nie mogłam się powstrzymać były takie pięknie. Wpatrywaliśmy się w siebie tak długo, że Gruba Dama straciła cierpliwość.

-Wchodzisz czy nie.

Chętnie powiedziałabym nie, ale jak trzeba to trzeba.

----------------------------------
Wiem, okropna zakończenie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro