38. Lew vs wąż

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pewnego dnia czytałam książkę przy kominku. Przez naukę i Umbridge nie miałam czasu na czytanie. Za oknem zaczynało robić się ciemno. Poczułam jak ktoś rzuca sie na kanapę.

-Jak ja jej nienawidzę- powiedział Filip.

-Inaczej nie byłbyś moim bratem- rzekłam nie odrywając wzroku od książki.

-Wiesz, chcę zrobić coś żeby bardziej ją wkurzyć, żeby żyłka na czole jej pękła.

Zamknęłam książkę i spojrzałam na zegarek. Złapałam Filipa za rękę i poszliśmy do pokoju życzeń. Filip był zachwycony tym miejscem. Wyjaśniłam mu czym jest GD i co mu tu właściwie robimy.

-Harry, przyprowadziłam Filipa. On też chce utrzeć Umbridge nosa.

-No dobrze naucz go zaklęcia Expeliarmus, ok?

-Sie robi. Masz różdżkę?- zapytałam, Filip pokiwał głową.

-Dobra wytrącę ci ją z ręki, a później spróbujesz powtórzyć- Filip dał znak, że rozumie- Expeliarmus.

Jego różdżka znalazła się w mojej ręce.

-Twoja kolej- powiedziałam.

-Expeliarmus!- moja różdżka ani drgnęła. Za drugi, trzecimi i czwartym razem wciąż nic.

-Skup się!

-Próbuje!- warknął.

-Nie próbuj tylko to zrób.

-Expeliarmus!- moja różdżka poleciała kilka metrów za mną.

-Progres braciszku! Trzeba tylko to udoskonalić.

***

Zbliżał się pierwszy w tym sezonie mecz quidditcha. Gryfoni przeciw Ślizgonom. Razem z Filipem chodziliśmy obserwować treningi naszej drużyny. Dziewczyny, Harry i bliźniacy grali świetnie, tylko Ron musiał się podszkolić, ale każdy wierzył, że sobie poradzi.

Nadszedł dzień meczu. Przed wejściem drużyny na boisko, życzyłam wszystkim powodzenia. Z Harmonią, Ginny i Filipem usiedliśmy najbliższej, by mieć lepszy widok na boisko.
Zobaczyłam jak  na murawę wchodzą obie drużyny.

-Już czas- szepnęła Ginny.

-Kapitanowie, proszę podać sobie dłonie- powiedziała pani Hooch. Angelina i Montague wykonali polecenie.- Na miotły...- Pani Hooch zagwizdała w gwizdek i gra się rozpoczęła.

-Teraz kafla ma Johnson, cóż za gracz z tej dziewczyny, powtarzam to od lat, ale ona wciąż nie chce ze mną chodzić...- mówił Lee.

-JORDAN- ryknęła profesor McGonagall.

-To prawda pani profesor... teraz minęła Warringtona, ograła Montague'a... oj! Crabbe trafił ją tłuczkiem... Montague przejmuje kafla, nabiera wysokości iii... tak , to George Weasley odbił celnie tłuczka i Montague traci piłkę. Przejmuje go Kate Bell, podaje do Alicji Spinnet, teraz z nim ucieka, podaje do Angeliny... ANGELINA chyba będzie strzelać tak... STRZELA... aaach!

Bletchley złapał kafla. Gra była tak zaciekła, że oglądałam mecz na stojąco. Pierwszego gola zdobyli Ślizgoni. Zobaczyłam, że znicz lata koło Harry'ego, a on go nie zauważył.

-Harry, RUSZ SIĘ! - krzyknęłam, a Harry zanurkował za zniczem.

Gra toczyła się dalej.

-...Warrington ma kafla, ale puszcza go... piękny atak tłuczkiem Freda Weasley'a, nie to George Weasley, co za różnica...

W pewnym momecie Harry złapał znicz.

-TAK, GRYFFINDOR WYGRAŁ!- krzyczeli wszyscy.

ŁUUP!

Tłuczek uderzył Harry'ego tak mocno, że ten spadł z miotły. Usłyszeliśmy gwizdek pani Hooch. Pobiegłam na boisko. Gdy tam dotarłam stanęłam koło bliźniaków. Pojawił się też Martin.

-To Crabbe- Angelina mówiła do Harry'ego, pomagając mu wstać- on to zrobił, ale wygraliśmy, rozumiesz?

-Uratowałeś Weasley'owi tyłek, co?- krzyknął Malfoy- Jeszcze nigdy nie widziałem tak beznadziejnego obrońcy... no, ale on pochodzi ze śmietnika...

-Odpuść sobie, Malfoy- warknął Martin.

-Chciałem napisać pisenke, ale nie mogłem znaleść rymów do "tłusta" i "brzydka" o jego matce i "niedorajdy"... to o jego ojcu.

Angelina i Alicja trzymały Freda, który chciał rzucić się na Malfoya. Ja z Martinem trzymałam Georga i Harry'ego, którzy kipieli ze złości.

-Ty lubisz Weasley'ów co, Potter?- Malfoy nadal nawijał- Spędzasz z nimi wakacje. Nie pojmuję jak ty wytrzymujesz ten smród, ale wychowali się mugole, więc rudera Weasley'ów nieźle pachnie. A może po prostu pamiętasz jak cuchnął dom TWOJEJ matki i ten chlew Weasley'ów przypomina ci...

O nie tego już za wiele, "niechcący" rozluźniłam uścisk na ramieniu Georga, który sekundę później rzucił się na blondyna i Harry zrobił to samo. Harry wymierzył mu cios prosto w brzuch. Zupełnie zapomnieli, że patrzą na nich nauczyciele i uczniowie.

-IMPEDIMENTO!- pani Hooch rozdzielila ich- co to za zachowanie!? Wracać do zamku i zameldować się u swoich opiekunów- jak powiedziała tak zrobili.

Po jakimś czasie my również poszliśmy do zamku. Panowała napięta atmosfera. Gdy weszliśmy do pokoju wspólnego, oni byli spowrotem. Mieli nie ciekawe miny.

-I jak?- zapytałam.

-Dożywotnia dyskwalifikacja z drużyny- powiedział Harry- I ty też Fred.

-Jak to dyskwalifikacja?! Świetnie czyli nie mamy szukającego i pałkarzy.

-Ale Fred nic nie zrobił-powiedziała Alicja.

-A szkoda bo bym chętnie udusił go gołymi rękami. Ale nieeee... ktoś musiał mnie trzymać.

-O to wszystko przez Malfoy'a. Ja tak tego nie zostawię- wstałam i wyszłam

-Gdzie ty idziesz?- usłyszałam za sobą głos Georga. Nie odpowiedziałam po prostu poszłam. W ciemnym korytarzu lochów zobaczyłam Martina i Malfoy'a. Marti trzymał go za ubrania i coś do niego mówił. Położyłam rękę na jego ramieniu.

-Zostawisz nas samych- poprosiłam

-Ale...

-Proszę...

-No dobrze- puścił Malfoy'a, ale zanim odszedł, uderzył go z całej siły w nos, pocałował mnie w policzek i poszedł.

Malfoy teraz leżał na ziemi. Ja przykucnęłam.

-Ostrzegałam cię, ale ty nie posłuchałeś...- powiedziałam cicho i łagodnie, lecz mój głos budził strach w jego oczach.

-Niby kiedy?

-Nie pamiętasz...a jak urządziłeś pojedynek z Harrym w zeszłym roku? W tedy powiedziałam ci, że jeśli znowu obrazisz moich przyjaciół to goszko tego pożałujesz. Ale nie bój się ja nic ci nie zrobie Harry, George i Martin zrobili to za mnie. Dziś posunołeś się o krok za daleko. Jak mogłeś obrazić państwo Weasley'ów,  jak mogłeś obrazić matkę Harry'ego! Ty chyba nie wiesz jakie masz szczęście, że masz rodziców, bo wiesz co niektórzy muszą radzić sobie sami- po policzku spłynęła mi samotna łza- a mam tu na myśli siebie i Harry'ego. Brak mi słów na ciebie. (chwila ciszy). No i znowu jesteśmy wrogami- wstałam i powiedziałam na odchodne- Mam nadzieję, że teraz czujesz się jak świnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro