49. Śmierciożercy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dostaliśmy się do Londynu, a później do ministerstwa. Skierowaliśmy się do windy. Harry nacisnął guzik w dół. Złote kraty zasunęły się z łoskotem. Kiedy winda się zatrzymała, kobiecy głos oznajmił Departament Tajemnic. Ruszyliśmy do przodu.

Chodziliśmy po dziwnych pomieszczeniach. Zajęło nam trochę zanim znaleźliśmy odpowiednie drzwi. Lecz zanim tam weszliśmy Harry spojrzał na nas. Różdżki w pogotowiu, miny poważne i przerażone. Harry pchnął drzwi, które natychmiast się otworzyły. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Wnętrze tego miejsca było wysokie jak katedra, wypełniona piętrzącymi się aż do sklepienia półkami. Były zapełnione małymi, szklanymi kulkami. Było ciemno i zimno.

- Lumos!- mruknęli wszyscy.

Harry ruszył między rzędami półek.

- Mówiłeś, że to był rząd 97- szepnęła Hermione.

- Tak.

- Harry!- zawołał Ron- tutaj jest twoje nazwisko.

Harry wyciągnął rękę w stronę kulki z nazwiskiem.

- Nie wiem czy powinieneś tego dotykać- powiedziała Hermione.

On jednak jej nie słuchał i wziął kulkę do ręki.

Za nami rozległ się głos:

- Bardzo dobrze, Potter. A teraz odwróć się, grzecznie i oddaj mi to.

Był to mężczyzna w czarnym ubraniu i białych, długich włosach- Lucjusz Malfoy.

- Gdzie jest Syriusz?- zapytał Harry.

-Najwyższy czas by nauczyć się odróżniać sen od rzeczywistości- powiedział podchodząc bliżej- daj mi przepowiednie.

- Zniszczę ją jak komuś coś zrobisz.

- Potrafi się bawić- zachichotała kobieta pojawiając się obok Malfoy'a.

- Bellatrix Lestrange- warknął Neville.

- Neville Longbottom, tak? Jak tam rodzice?

- Kiedy ich pomszczę, poczują się lepiej!- wycelował w nią różdżką, a ona w niego.

Też wycelowałam w nią różdżką. Nie miała prawa wspominać przy nim jego rodziców.

-Radzę nam wszystkim się opanować- zwrócił się do Harry'ego- Potter nigdy nie chciałeś poznać prawdy? Poznać przyczyny czemu Czarny Pan nie mógł cię zabić kiedy byłeś niemowlęciem? Nie chcesz poznać tajemnicy blizny na czole?- ze wszystkich stron pojawili się śmierciożercy- Odpowiedź jest tutaj, w twojej ręce. Wystarczy tylko, żebyś mi to dał.

- Czekałem 14 lat- mruknął Harry.

- To bardzo długo- mówił z udawanym współczuciem.

- Lecz mogę poczekać jeszcze trochę. TERAZ!

Wszyscy krzyknęliśmy drętwota każdy celując w innego śmierciożerce. Puściliśmy się biegiem.

- Expulso!- rzuciłam zaklęcie za siebie, trafiając prosto w pierś przeciwnika.

- Leviocorpus!- Luna machnęła różdżką, a śmierciożerca poleciał hen daleko.

- Reducto!- krzyknęła Ginny w stronę nadlatującego śmierciożercy. Jednak nie trafiła, szklane kule zaczęły spadać, a półki przywracać.

- Do drzwi!- ryknął Harry.

Biegliśmy prosto na dzwi. Harry szybko je otworzył i wszyscy polecieliśmy kilka metrów w dół. Był to bardzo bolesny upadek. Szybko wstalismy, a naszym oczom ukazał się kamienny łuk z czymś co przypominało mgłę lub zasłonę. Pojawili się śmierciożercy, każdy z nich wziął jednego z nas jako zakładników, zostawiając na środku Harry'ego i Lucjusza.

- Koniec wyścigu, Potter. Daj mi przepowiednie.

- Nie dawaj mu jej!- zawołał Nevile.

Nagle, wysoki nad nami, z hukiem otworzyły się drzwi i pojawili się: Syriusz, Lupin, Moody, Tonks i Kingsley.

Malfoy uniósł różdżkę, ale Tonks już strzeliła w niego zaklęcie oszałamiający. Trzymający mnie śmierciożerca puścił, aby zająć się nowym zagrożeniem. Ale ja nie byłam mu dłużna i rzuciłam byle jakie zaklęcie w jego nogi i ten się potknął.

W raz z członkami Zakonu Feniksa walczyłam ze śmierciożecami. Szło nam dobrze, bardzo dobrze.

- Drętwota!- śmierciożerca poleciał na ścianę i padł nieprzytomny.

- Nie!- krzyknął Lupin wpadając na przeciwnika, który całował we mnie różdżką, jego zaklęcie ugodziło mnie w nogę.

Upadłam pod wpływem bólu. Spojrzałam na nią. Okropnie krwawiłam, jednak udało mi się wstać i pokuśtykać na bezpieczną odległość. Użyłam odpowiedniego zaklęcia, by zatamować krwawienie. Ból nie ustał, lecz zdecydowanie zelżał.

- Avada Kedavra!- usłyszałam głos Bellatrix.

Zobaczyłam jak strumień zielonego światła trafia w ciało Syriusza. Zakryłam usta ręką. Harry chciał do niego pobiec, lecz Lupin łapie go w biegu, mówiąc że nic nie da się zrobić. Dopiero teraz zauważam, że twarz mam mokrą od łez. Bellatrix ucieka, a Harry biegnie za nią. Wzrok Lupina spoczywa na mnie i mówi :

- Biegnij za nim!

Próbowałam dogonić przyjaciela, lecz noga mi na to nie pozwalała. Na szczęście nie straciłam ich z oczu.

- Crucio!- Bellatrix pada na ziemię, a Harry nadal celuje w nią różdżką.

Udaję mi się go dogonić.

- Harry, musimy się  stąd zabie...- nie dokończyłam, bo poczułam jak ktoś szarpie mnie do tyłu i przystawia mi różdżkę do skroni.

Był to Lord Voldemort we własnej osobie. Harry odwraca się z uniesioną różdżką.

- Witaj Harry- mówi jadowitym tonem- patrz kogo tutaj mam.

Harry patrzy na nas przerażony.

- Zrobisz wszystko, by uratować przyjaciół, prawda? W takim razie odłóż różdżkę.

Harry spojrzał na swoją jedyną broń.

- Odłóż ją, bo stanie się jej krzywda.

- Nie słuchaj go, Harry!- mówię oddychając ciężko- nic mi nie zrobi.

- Skąd ta pewność, Alex?- szeptał.

- Bo wiem, że chcesz mieć mnie po swojej stronie.

Czuję jak mnie puszcza i patrzy na mnie zdziwiony.

- Sprytna- mówi szeptem- Tak to prawda- mówi głośniej- Przyłącz się do mnie, Alex. Ja jako twój Opiekun, mogę ci pokazać jakie wielkie rzeczy można zrobić z czarną magią. Razem moglibyśmy przywrócić twoich rodziców do życia. Pokazać, że śmierć nas nie dotyczy. Moglibyśmy być niepokonani.

- Nie! Ty nie masz takiej mocy! Nigdy do ciebie się nie przyłączę, rozumiesz?!- mówiłam prawie płacząc.

- W ten sposób skazujesz swoich bliskich na śmierć. Zginą wszyscy, na których ci zależy- machnął ręką i pojawiła się szara chmura, a w niej postacie Filipa, bliźniaków, Martina...- Chyba nie chcesz dla nich takiego losu?

Miał rację. Nie chcę, by coś im się stało. Zrobiłam parę kroków do przodu w stronę swojego Opiekuna. Jeśli to zrobię, oni mnie nienawidzą, lecz będą żyć...

- A jeśli kłamiesz? Może później ich zabijesz.

- Nigdy bym cię nie okłamał- zrobiłam kilka kolejnych kroków.

- Nie Alex, nie rób tego!- krzyczał Harry.

Nagle z płomieni kominka wyszedł Dumbledore.

- To była głupota przychodzić tutaj w nocy, Tom. Aurorzy są już w drodze.

- Kiedy tu przybędą, mnie już nie będzie. A ty będziesz martwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro