50. Początek drugiej wojny.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dumbledore jednym ruchem ręki posłał mnie i Harry'ego do tyłu. Kontem oka zauważyłam jak Bellatrix wskakuje do kominka i znika.

Harry cały się trząsł, więc go objęłam.

Dumbledore i Voldemort zaczęli ze sobą walczyć. Obserwowałam ich uważnie i z przerażeniem. Trudno było mi ocenić, kto wygrywał. Bałam się, że Dumbledore'owi coś się stanie i wtedy nikt by nas nie uratował. Zamknęłam oczy, mając minimalną nadzieję, że to tylko sen, z którego zaraz się obudzę. Otworzyłam oczy i nadal byłam w tym samym miejscu. Naprawdę żałowałam, że to nie sen.

-Alex, twoja noga- szepnął Harry, a jego głos się załamał. Spojrzałam na niesprawną nogę. Znowu mocno krwawiłam.

-To nic- szepnełam- Spokojnie Harry, zaraz wszystko się skończy- zapewniałam go, lecz sama miałam wątpliwości czy wyjdziemy z tego żywi.

W pewnym momencie, gdy Dumbledore i Voldemort rzucili w tym samym czasie zaklęcie, ich różdżki się połączyły. Każdy próbował mieć przewagę nad drugim.

Połączenie ich zaklęć przerwało się. Voldemort już chciał ponownie zaatakować, lecz z kominków zaczęli wychodzić ludzie, a wśród nich Korneliusz Knot. Znieruchomiał widząc Voldemorta, który w ciągu sekundy znika.

Ja i Harry wstaliśmy z zimnej posadzki.

-On powrócił- wymamrotał Knot.

Ale szybki pan jest!

-Nic wam nie jest?- zapytał Dumbledore, gdy do nas podchodził.

-Nie- powiedział Harry- Wszystko w porządku.

Też chciałam coś powiedzieć, lecz nie wiadomo czemu ogarnęła mnie ciemność.

***

Poczułam, że leżę na czymś miękkim. Poruszyłam głową w prawo i lewo. Zorientowałam się, że jestem w skrzydle szpitalnym. Nad sobą zobaczyłam uśmiechniętą twarz Hermiony.

-Hej, chłopaki obudziła się!- krzyknęła do kogoś.

Gdy byłam w pozycji siedzącej, zauważyłam Rona, Harry'ego, Filipa i Martina.

-Alex- Filip rzucił mi się na szyję- Nigdy mi tego nie rób! Wiesz jak się martwiłem?! Przez ciebie osiwieje, na Merlina!

Martin wziął mnie za rękę i powiedział:

-Harry, Ron i Hermione wszystko nam powiedzieli. Byłaś bardzo dzielna.

-Dzięki, a ty Harry!- zwróciłam się do czarnowłosego- Myślałam, że Ty też będziesz w łóżku. To co się zdarzyło, bardzo się wykończyło...

-Leżałem, ale szybko stanąłem na nogi.

-Z drogi!- wrzasnęła pani Pomfrey- Wiesz czemu zemdlałaś? Straciłaś bardzo dużo krwi, ale szybko można było to wyleczyć. A teraz zdejmiemy opatrunek.

Zaczęła odwijać bandaż. Miałam pewność, że zaraz zobaczę paskudną ranę, lecz się myliłam. Ani śladu.

-No, jesteś zdrowa, Lockwood! Możesz już opuścić skrzydło szpitalne.

-A co z Ginny, Luną i Nevillem?- zapytałam, kiedy szliśmy korytarzem.

-Są cali, zaraz ich zobaczysz- powiedziała Hermione.

Następnego dnia, gdy wychodziłam z dormitorium, zauważyłam na stole Proroka Codziennego. Wzięłam go do ręki i przeczytałam nagłówki:
Sami-Wiecie-Kto powraca.
Umbridge usunięta z Hogwartu.
Dumbledore przywrócony na stanowisko dyrektora.

-Dumbledore wrócił?- zwróciłam się do przyjaciół, którzy siedzieli przy kominku.

-Wreszcie Knot przejrzał na oczy- mruknął Ron.

-Widzieliście się z nim?

-Tylko ja- przynał Harry- i prosił, żebyś przyszła do jego gabinetu.

-Ok, już tam idę.

-Dzień dobry, chciał pan mnie widzieć- powiedziałam zamykając za sobą drzwi.

-O Alex, tak proszę siadaj- wskazał na krzesło- Jak się czujesz?- wskazał na moją nogę.

-Dobrze, pani Pomfrey szybko mnie wyleczyła.

-Cieszę się, że jesteś już zdrowa- uśmiecha się- lecz widzę, że coś cię trapi.

-No bo, jutro już koniec mojej nauki w Hogwarcie. Tyle wspomnień, kawałek mojego życia.

-Ah tak, pamiętam wszystkie wybryki z waszym udziałem. Aż się dziwię,  że nie zostaliście wyrzuceni.

-Są tego trzy powody: po pierwsze, pan nas lubi. Po drugie, wiedzieliśmy gdzie jest granica, której nie wolno przekraczać. I po trzecie, my zawsze mieliśmy dużo szczęścia.

-Hogwart już nie będzie taki sam bez was.

-Nie chcę opuszczać tego miejsca. Po śmierci rodziców państwo Weasley przygarnęli mnie i Filipa, ale wakacje się skończyły. Hohwart był moim domem, a teraz będę musiała opuścić go na zawsze.

-A skąd! Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, znów się tu zjawisz, gdy Hogwart będzie cię potrzebował.

-Dziękuję, profesorze.

-No dobrze- wstał- Jutro zaczną się wakacje trzeba się cieszyć!

*Następnego dnia*

Do uczty pożegnalnej zostało parę minut, więc postanowiłam usiąść przy oknie. Wyjrzałam przez nie i zobaczyłam pierwszorocznych jak bawili się w berka. Jakaś inna grubka uczniów latała na miotłach. Trudno było uwierzyć, że kilka lat temu też tak beztrosko świętowała ostatni dzień szkoły.

-Alex, co Ty tu jeszcze robisz?- usłyszałam głos Hermiony- Wszyscy zbierają się do Wielkiej Sali- złapała mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju.

Po zakończonej uczcie wyszłam z sali, gdzie była profesor McGonagall.

-Profesor McGonagall, pani również będzie za mną tęsknić, prawda?- wyszczerzyłam zęby.

-Być może- obdarzyła mnie lekkim uśmiechem- byłaś moją specyficzną uczennicą.

-To dla mnie komplement. A jaki jest tego powód?

-Z jednej strony byłaś mądra i szybko się uczyłaś, miałaś bardzo dobre oceny. A z drugiej strony lubiłaś robić kawały. Dostawałaś szlaban, ale często używałaś swojego sprytu i wyciagałaś bliźniaków z opresji. Nie byłaś ani dobrym, ani złym wzorem do naśladowania.

-Tak to już jest, pani profesor. Uczniowie od zawsze łamali zasady, bo zasady są po to, by je łamać.

Podróż mijała mi dobrze w towarzystwie przyjaciół.
Gdy tylko wysiadłam z pociągu poczułam jak ktoś się na mnie rzuca i tyli. Oczywiście byli to Fred i George.

-Nareszcie jeteś!- mówił Fred.

-Już nigdy cię nie zostawimy. Dwa miesiące bez ciebie to jak tortura u Umbridge- mówił George.

Zaczęliśmy się śmiać.

-Też miło was widzieć.

-Co się działo w ministerstwie?- zapytał Fred.

-Ze wszystkimi szczegółami- dodał George.

-To nie jest dobre miejsce, żeby o tym mówić.

-Racja! Opowiedz nam jak będziemy w Norze- i odeszli by przywitać się z Ronem i Ginny.

-Alex- obok mnie stanął Filip- zapomniałem ci podziękować.

-Za co?

-Za to, że dzielnie walczyłaś ze śmierciożecami, tak jak mi obiecałaś.

Ja mu coś obiecałam...?

Aaa... no tak. Dokładnie rok temu jak rodzice zginęli. Zrobiło mi się głupio. Filip poważnie potraktował tą przysięgę. I nie dość, że obiecałam to przed nim, to i też przed rodzicami. Ale teraz jak Filip mi o niej przypomniał, to już nigdy nie zapomnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro