53. Rudy się żeni!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W kija się denerwowałam.

-Powinni być kilka minut temu- rzekłam chodząc po salonie w tą i spowrotem.

-Alex, spokojnie zaraz tu będą- uspokajał mnie Filip.

Ahh... czemu mnie tam nie ma? A o co chodzi? Zakon Feniksa, chce bezpiecznie przetransportować Harry'ego do Nory. Czemu dałam się namówić, bym została? Powinnam być razem z nimi, jako członek zakonu. Ale wszyscy, nie pytając mnie o zdanie, zdecydowali że ja zostaję.

Usłyszałam trzask, wybiegłam na podwórko. Zobaczyłam pana Weasleya, który targał ze sobą kogoś. To był George. Po lewej stronie głowy strasznie krwawił, stracił ucho. Położyli go na sofie. Pani Weasley poszła po apteczkę, a ja czyściłam jego twarz z krwi.

-Jest źle?- zapytał.

-Moim zdaniem, nawet lepiej wyglądasz niż przedtem.

Zaśmiał się lekko.

-Ty zawsze umiesz pocieszyć człowieka.

-Gdzie on?- pojawił się Fred i usiadł  koło brata.

-Kto to zrobił?- zapytała Ginny.

-Snape, ale ja nie byłem mu dłużny i sprzedałem mu dretwiotę- oznajmił Fred.

Pojawił się Bill-najstarszy z rodzeństwa. Miał smutny wyraz twarzy.

-Moody nie żyje- powiedział do wszystkich obecnych.

To była bardzo smutna wiadomość. Uczciliśmy jego pamięć minutą ciszy.

***

Przy stole Weasley'ów było więcej osób niż zwykle. (Harry, Hermiona i członkowie Zakonu Feniksa) Jednak nie było głośno. Oczywiście prowadzono wesołe rozmowy, ale niektórzy byli pogrążeni we własnych myślach.

-Mamy wam coś do ogłoszenia- Bill wstał ze swojego miejsca, spoglądając na Fleur- Ja i Fleur... chcemy się pobrać.

Cisza, która była do przewidzenia, jednak po chwili wydaliśmy okrzyk radości.

-Kiedy rozpoczniemy przygotowania?- zapytał pan Weasley patrząc na żonę.

-Jak najszybciej- oznajmiła pani Weasley.

Następnego dnia zaczęły się przygotowania. Sprzątanie, tort, suknia dla panny młodej, zaproszenia itp... Ale, że każdy był bardzo zaangażowany prace  szybko posuwały się do przodu. Dzień przed ślubem ja, Ginny i Hermione poszłyśmy do sklepu kupić sukienki.

Moja sukienka wyglądała tak.

Nadszedł ten oczekiwany dzień dla dwóch młodych ludzi. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wystarczyło ładnie się ubrać i iść na uroczystość.
Miałam zrobiony makijaż, a zamiast prostych włosów miałam piękne loki.

Zajrzałam do pokoju, w którym matka Fleur pomagała córce się przygotować. Zaniemówiłam na widok panny młodej. Wyglądała przepięknie.

-Wyglądasz pięknie, Fleur!- dałam znak o swojej obecności.

-O dziękuję, Alex. Ty też wyglądasz cudnie. Dla Freda czy Georga?

-Co?- zdziwiłam się- Oczym ty mówisz?

-O tym, że wystroiłaś się dla któregoś z nich.

-Co? Nie, skąd ten pomysł. Oni są moimi przyjaciółmi- zaczęłam robić się czerwona.

-Oh, rozumiem- a jej uśmiech zbladł- po prostu jesteście w tym samym wieku i pomyślałam... przepraszam.

-Nic się nie stało. Pójdę sprawdzić czy Filip jest gotowy- przerwałam niezręczne milczenie i wyszłam.

Weszłam do pokoju, w którym był pan młody, Charlie, bliźniacy i Filip. Odrazu zauważyłam, że brat miał źle związany krawat. Podeszłam i zawiązałam go poprawnie.

-Em... Alex- usłyszałam Charlie'ego- mogłabyś...- wskazał na krawat Billa.

Westchnęłam przewracając oczami i podeszłam do Billa.

-Co byście zrobili bez kobiet?

Wszyscy uśmiechneli się pod nosem.

-A ja się zastanawiam, czy doczekam się twojego ślubu- rzekł Bill.

-Nie mam narazie kandydata- westchnęłam z uśmiechem.

-A ci panowie?- Bill wskazał na Charie'ego i bliźniaków ubranych w odświętne szaty.

No teraz to się zdenerwowałam. Najpierw Fleur a teraz Bill. Co oni myślą, że zostanę starą panną? Skończyłam wiązać krawat i pośpiesznie wyszłam unikając ich spojrzeń.

Wyszłam do ogrodu, gdzie był wielki, śnieżnobiały namiot, w którym odbędzie się ślub. Byli tam już wszyscy goście. Znalazłam miejsce obok Hermiony, później dołączyli do nas Filip i bliźniacy. Bill pojawił się obok niskiego czarodzieja, który miał przeprowadzić ceremonię. Charlie ustał obok brata jako świadek. W krótce zobaczyliśmy Fleur i jej ojca, kroczacych powoli kobiercem. Fleur stanęła naprzeciwko swojego ukochanego, a trochę za nią była Gabielle i Ginny jako druchny.

-Panie i panowi- odezwał się niski czarodziej- Zebraliśmy się tutaj, aby świętować zjednoczenie dwóch wiernych dusz...

-Czy tylko ja zauważyłam, że suknia Ginerwy jest zbyt wydekoltowana?- rzekła ciotka Muriel, która wszystkim zaszła za skórę.

-...Czy Ty Williamie Arturze chcesz wziąść Fleur Isabelle za żonę?

- Tak- rzekł Bill.

-Przysiegasz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy?

-Przysięgam.

Tymi samymi słowami zwrócił się do Fleur.

Pani Weasley i madame Delacour, siedzące w pierszym rzędzie, łkały cicho w koronkowe chusteczki. Z głębi namiotu rozległ się odgłos przypominający dźwięk waltorni. To był Hagrid wydmuchiwał sobie nos. Ja i Hermione miałyśmy oczy pełne łez.

-...A więc ogłaszam, was mężem i żoną zostaliście złączeni na całe życie. Możesz pocałował pannę młodą.

Bill złożył pocałunek na ustach Fleur i wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować.

Niski czarodziej machnął różdżką i pojawiły się okrągłe stoliki z krzesłami do okoła. W drugiej części namiotu był parkiet, na który weszła panna młoda.

-Uwaga! Zapraszam wszystkie dziewczęta na środek.

Na parkiet zaczęły wchodzić kuzynki Fleur, Ginny, Gabrielle, Luna, Hermione i ja.

Fleur odwróciła się do nas tyłem i rzuciła za siebie bukiet kwiatów. Wszystkie zaczęły się przepychać, w przeciwieństwie do mnie, ja stałam obok. Poczułam jak coś spada mi na głowę i wpada mi do rąk. Załapałam bukiet... no lepiej być nie może.

Para młoda jako piersi zaczęli tańczyć. Później coraz więcej osób wchodziło na parkiet. Zauważyłam jak Filip tańczył z Gabrille. To było miłe z jego strony, dziewczyna nie będzie się nudzić. Przed sobą zobaczyłam Georga, który skłonił się lekko i wyciągnął dłoń.

-Mogę prosić do tańca?- uśmiechnął się szarmacko.

Bez słowa podałam mu dłoń i poprowadził mnie na parkiet. Chwycił mnie w tali i wczuwaliśmy się w rytm muzyki.

-Ładnie dziś wyglądasz- powiedział tak, żebym tylko ja słyszała.

-Dziękuję- uśmiechnęłam się.

-Wiesz... przez cały czas coś się działo i nie mieliśmy okazji porozmawiać o tobie i Martinie...

-Nie chcę o nim słyszeć, rozumiesz?- przerwałam mu.

-Tak, rozumiem... poprostu jestem wściekły na niego, że cię tak skrzywdził- zamilkł, a po chwili zaśmiał się pod nosem- I oboje znowu jesteśmy sami, oboje zostaliśmy zdradzeni. Przypadek?

-Nie sądzę- zaśmialiśmy się razem.

Podniósł rękę, a ja zrobiłam obrót we własnej osi i spowrotem znalazłam się w jego ramionach. Znowu zaczął się śmiać.

-Co cię śmieszy?

-Historia lubi się powtarzać.

-Nie rozumiem.

-Pamiętasz Bal Bożonarodzeniowy?- kiwnęłam głową- A pamiętasz jak ze mną tańczyłaś?

-Tak.

-Tak jak teraz, prawda? Wtedy wyznałem co do ciebie czuję. I robię to po raz drugi- nachylił się do mojego ucha- Kocham cię, Alex.

Piosenka skończyła się, a on odszedł. Przez chwilę stałam w bezruchu. Zamurowało mnie. Myślałam, że dawno mu przyszło, a jednak.

Podeszłam do stolika, gdzie siedziała Ginny. Nalałam sobie soku pomarańczowego i wypiłam całą zawartość.

- Dobrze się bawisz?- zapytała Ginny.

-Świetnie- mruknęłam.

Niespodziewanie podszedł do nas sławny Wiktor Krum. Ukłonił się i wyciągnął dłoń.

-Zatańczymy?- zapytał, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Odwróciłam głowę w jego stronę, zdziwiona. To pytanie było zwrócone do mnie, a myślałam, że mówił do Ginny.

-Chętnie- nie wiedziałam co powiedzieć. Poprostu z grzeczności się zgodziłam.

Poszliśmy na parkiet. Położył swoją rękę na moich plecach i przyciągnął do siebie. Przestraszyłam się tak bliskiego kontaktu.

-Wybacz ciekawość- zaczęłam niepewnie- Co tutaj robisz?

-Fleur mnie zaprosiła.

-Em... to miło z jej strony.

-Prawda?- zrobiłam obrót.

-A Ty nie wolałbyś tańczyć z Hermioną? Wiem, że dobrze się dogadywaliście.

-Tak, ale ona ciągle tańczy ze swoim przyjacielem.

-Ale mimo tego, dobrze się bawisz?

-Tylko wtedy kiedy tańczę z piękną kobietą.

Na te słowa oblałam się rumieńcem i próbowałam ukryć uśmiech. Piosenka się skończyła.

-Dziękuję za ten taniec- pocałował mnie w dłoń o odszedł.

Już chciałam podejść do stolika, ale poczułam jak ktoś ciągnie mnie do tyłu i wykonuje mną obrót śmiejąc się do tego.

-Myślałaś, że się wymkniesz?- odezwał się rudzielec.

-Fred!- ucieszyłam się na widok przyjaciela- Z czego się tak śmiejesz?

-Z Georga- powiedział krótko.

-Możesz jaśniej?

-Wiesz jaki był niezadowolony kiedy tańczyłaś z Krumem? Gdyby nie ja to George, podszedłby do was i...

-Nie kończ- przerwałam mu wiedząc co ma na myśli.

-Osobiście, też mi się to nie podobało.

-Taa... był trochę za blisko mnie.

-Trochę?! To za mało powiedziane. Za takie coś powinien dostać zakaz zbliżania się nie więcej niż metr.

Zaczęłam się śmiać.

-To miłe, że tak się o mnie troszczycie, ale ja jestem już dorosła.

-Dla nas nadal będziesz naszą jedenastoletnią Alex.

Zaczęliśmy się śmiać, ale w tym samym momęcie wydarzyło się coś niespodziewanego. Pośród tańczących wylądowało coś dużego i srebrnego. Spojrzeliśmy w kierunku na lśmiącego rysia. Patronus otworzył usta i przemówił donośnym głosem Kingsleya.

-Ministerstwo padło. Minister magii nie żyje. Nadchodzą.

-----------------------------------------------

Mam nadzieję, że się podobało. 😊
Przepraszam, że mnie nie było, to wszystko przez naukę i moje lenistwo. 😅😆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro