~7~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mmm...

Mruknęłam, kiedy zobaczyłam swoje dzieło. Teraz zwłoki trzeba wrzucić do rzeki.

Zerknęłam na Kubę. Miał szeroko otwarte oczy. W jego źrenicach znajdował się strach.

-Co ja zrobiłam?

Wymamrotałam. 

Spojrzałam na Amerus. Nie bał się, ale był zaskoczony. Rzekł:

-Myślałem, że jesteś aniołem, a nie diabłem...

Uśmiechnęłam się przerażająco.

-Trzeba było ze mną nie rozmawiać. Ja przecież do tego zastrzeliłam twojego brata

-Zaczynam ciebie się bać... ZARAZ, MOJEGO BRATA???

Ostatnie słowa powiedział z krzykiem.

Odwróciłam wzrok od nich i zauważyłam, że byłam cała w krwi.

Łojć.

Kubańczyk zignorował swój strach i podał mi jakieś ubrania.

-Przebierz się za drzewami

I tak zrobiłam. Kiedy wróciłam na miejsce zbrodni, nie było trupa. I plam krwi na drzewie.

Czyli chłopacy pooprzątali moją robotę.

-Amerus, która jest godzina?

-Pół do komina

Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.

Amerykanin westchnął i odpowiedział:

-Druga w nocy. Torturowałaś go dobrą godzinę

Ja tylko zmrużyłam oczami. Tak długo?...

A co jeżeli... Jeżeli będę jak dziadek?...

Mordować i torturować niewinnych ludzi?

-Pola, obudź się, to nie twoja wina, że musiałaś go zabić

Odparł stanowczo Amerus.

Przygryzłam dolną wargę. Dla mnie najgorsze było to, że spodobało mi się morderstwo.

Stałam tylko w jednym miejscu. Nie chciałam ruszyć.

-Pola, proszę się ruszyć

Oświadczył lekko przestraszony Kuba, który wrócił.

Nie posłuchałam go. Poczułam łzy na moich policzkach.

Ktoś mnie przytulił.

-Ej, wiem że czegoś się BOISZ - Powiedział idiota - Ale teraz nie możemy płakać. Gdy wrócimy do mojego domu, to sobie popłaczesz. Właśnie dowiedziałem się od rodziców i brata, że ich dziś nie będzie

Cofnął się i złapał moją rękę.

-No to idziemy?

Zanim odpowiedziałam, to Amerus zaciągnął mnie do samochodu.

Kiedy usiedliśmy z tyłu, zaczęłam łkać.

Amerykanin objął mnie.

I film się urwał.

***

Obudziłam się na kanapie. Nie na swojej.

Od razu spadłam na podłogę, przez zaskoczenie gdzie ja byłam.

Usłyszałam głośny śmiech.

-NO EJ!

Wrzasnęłam.

Rosjanin jeszcze bardziej zaczął się śmiać.

Po rodzicach miał na pewno także dziwne poczucie humoru.

Przybliżyłam się do niego i dałam mu prosto z liścia. 

Zasłużył na to.

-AŁA!

Krzyknął, jednocześnie łapiąc za czerwonawy policzek.

-Gdzie Kuba?

Od razu się zapytałam. On mruknął:

-Już poszedł

Zaczęłam iść w kierunku drzwi.

-CZEKAJ!

Złapał mnie za rękę.

-Co?

Burknęłam.

Odwróciłam się i poczułam że mnie mocno przytulił.

-Udusisz mnie

-Wcale nie Poluś~

Zarumieniłam się z powodu jego głosu.

-...

-Puścisz mnie?

-Noł

Zaczęłam się wyrywać.

W końcu Amerus mnie spuścił.

Spojrzałam na niego i westchnęłam.

-Nigdy więcej nie przytulaj, bo inaczej ci zakręcę rękę

On tylko lekceważąco wywrócił oczami.

Wyszłam z mieszkania i zaczęłam iść do mojego domu.

Nikogo o dziwo nie spotkałam na drodze.

Otworzyłam drzwi i stwierdziłam, że nikogo nie ma.

Ahh... Cała buda dla mnie...








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro