Rozdział 10. Wizyta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


               Klara szykowała się do snu. Zegar na półce wskazywał piętnaście po ósmej. Nie miała pewności, czy podaje odpowiednią godzinę. Nie mogła przecież tego sprawdzić. Była na zewnątrz tylko raz. Wtedy wszystko zdawało się zgadzać. Poza tym pasowało to do czasu, w którym dostawała posiłki.

Nie miała zbyt wielu zajęć. Nuda zaczynała być jej największym problemem. Gdy tylko mogła zagadywała strażniczki. Cały czas siedziała w jednym miejscu, czasem tylko prowadzono ją korytarzem na dół, gdzie w małej salce Mistletoe próbowała odkryć której mocy była powierniczką. Kładła jej na dłoni kostki lodu, kazała patrzeć w oczy zwierzętom i robić wiele innych, dziwnych czynności, z których część miała sens, a reszta niekoniecznie. Nic z tego jednak nie wyszło, i Klara zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zaszła jakaś pomyłka.

Mistletoe powiedziała, że wiadomo było już jaką moc ma Michalina, młodsza o rok Enghi całkiem sprawnie się już swoją posługiwała. A ona? Nie miała pojęcia co robić. Gdyby tylko wiedziała w jaki sposób można to ćwiczyć... Gdyby tylko wiedziała co potrafi...

Pokręciła głową. Nigdy nie marzyła o magicznych mocach, więc czemu miałoby to mieć jakieś znaczenie? Próbowała przekonać siebie samą, że to prawda, ale w głębi duszy czuła się, jakby odniosła porażkę.

Z cichym westchnieniem położyła się na łóżku i owinęła się kołdrą. W każdej części Przymatni klimat i czas odpowiadały mniej więcej temu, jaki panował wokół zakotwiczającej daną bańkę czasoprzestrzenną w rzeczywistości Bramy. Starała się odgadnąć, gdzie może znajdować się Heanria. Na pewno nie przy żadnej ze znanych Bram. A może była to jedna z tych części Przymatni, do których jedyna droga prowadziła przez Labirynt? Wątpiła w to, nawet Pealro nie dałyby rady żyć w ten sposób. Żałowała, że gdy ją tu przywieziono nie mogła niczego zobaczyć.

W zamku zachrobotał klucz i drzwi otworzyły się. Klara usiadła zdziwiona i spojrzała na dwieprzybyszki. Jedną z nich była oczywiście Clora, drugiej nie znała, ale widziała ją kiedyś przed swoją celą. Przełknęła ślinę. Nigdy nie posłano po nią o tak późnej porze. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. Co jeśli postanowiono w końcu się jej pozbyć? Mogło być ku temu tysiące powodów. Co jeśli Puyiro zdecydowała, że Mistletoe posuwa się z ich planem zbyt wolno? Czy mogła zrobić jej krzywdę, mimo że Mistletoe tego zabraniała?

Nie, to nie mogła być prawda. Puyiro może i zasiadała wyżej w oficjalnej hierarchii, ale patrząc na nią i Mistletoe łatwo było powiedzieć, która z kobiet podejmuje wszystkie istotne decyzje. Poza tym, nie miało by to sensu, gdyby nagle zadecydowano o jej śmierci. Obie Pealro zdawały się być zainteresowane pochwyceniem wszystkich sześciu powierników. Ta przeklęta moc sprowadziła na nią to nieszczęście, ale teraz była jedynym co ją chroniło.

Nagle zmroziła ją nie przyjemna myśl. Przecież Puyiro wspominała, że królowa Pealro Elionra nie jest zadowolona z działań Mistletoe. To ona mogła rozkazać im ją zabić.

- Wstawaj – powiedziała Clora – Generał cię wzywa.

Klara nigdy nie myślała, że na wieść, że jest wezwana do Mistletoe, poczuje ulgę. Ale prawdą było, że generał armii Pealro Elionra już jej tak nie przerażała. Od czasu porwania nie zrobiła by nic, co wskazywałoby na to, że życzy jej śmierci. Przez większość czasu po prostu gadała.

Posłusznie wygramoliła się z łóżka i sięgnęła po ubranie pozostawione na krześle

- Nie ma na to czasu – powiedziała Clora i podeszła do zdziwionej Klary – Mamy rozkaz przetransportowania cię jak najszybciej.

Klara skrzywiła się niezadowolona. Miała na sobie tylko otrzymaną od Pealro koszulę nocną. Niezbyt podobała się jej wizja paradowania w niej na zewnątrz. Nie z jej bladymi, piegowatymi ramionami i nieco zbyt jej zdaniem szerokimi łydkami.

Ze zbolałą miną pozwoliła wyprowadzić się z celi. Clora poklepała ją po ramieniu w geście, który chyba miał być krzepiący. Klara nie poczuła się dzięki temu ani trochę lepiej. Ku jej zdziwieniu, zamiast poprowadzić ją w głąb budynku, wyprowadziły ją na zewnątrz. Wzdrygnęła się. Chłodny wiatr owiał jej nagie ramiona.

Na ulicy przed budynkiem stał samochód. Nieco zbiło ją to z tropu. Co prawda samochody nie były czyś aż tak niezwykłym w Przymatni, jednak nie używano ich zbyt często. I jeśli już, to raczej do celów przemysłowych lub wojskowych, a nie jako popularny środek transportu. Przypomniała sobie, że wcześniej idąc przez miasto widziała kilka ciężarówek, ale to był pierwsze auto osobowe, które ujrzała w Heanrii.

Rozglądając się wokół strażniczki pospiesznie wprowadziły ją do środka i usadziły między sobą. Szyby były przyciemniane, a na miejscu kierowcy siedziała poważnie wyglądająca Pealro. Gdy ruszyły, Klara wciąż miała gęsią skórkę, choć w samochodzie panowało przyjemne ciepło. Cała ta sytuacja napawała ją niepokojem. Coś musiało się wydarzyć. A ostatnimi czasy nie zdarzało się nic dobrego.

Samochód jechał przez miasto. Klara mogła obserwować którędy jadą tylko przez przednią szybę, co z chęcią czyniła. Heanria była pięknym miastem, gdyby nie jej utajnienie zapewne stałaby się jedną z głównych atrakcji turystycznych w Przymatni. Szczególnie ze względu na jej unikatową wielopoziomowość i podniebne chodniki.

Wjeżdżały coraz wyżej po rampach i podjazdach. Drogi zaprojektowano w ten sposób, że bez wysiłku pięły się w górę. Klara wyglądała prze okno, chłonąc niezwykłe widoki. Las białych wież zdawał się nie kończyć. W końcu samochód zatrzymał się i dwie strażniczki wyprowadziły ją na zewnątrz.

Rozejrzała się wokół. Nie zawleczono jej do żadnego podłego lochu. Wręcz przeciwnie. Ulica była niezwykle czysta, trawniki zielone, a wszystko oświetlało światło latarni. Nad nimi nie znajdowały już żadne chodniki i drogi, mogła więc spoglądać w niebo upstrzone gwiazdami. Szczyty wież przypominały małe pałace i przed każdą z nich znajdował się ogrodzony ogród. Wiele z szczelnie zamkniętych, ozdobnie kutych bram pilnowały siedzące w stróżówkach Pealro.

Jej strażniczki poprowadziły ją do jednej z rezydencji i zadzwoniły do drzwi. Po chwili otworzył im drobny mężczyzna, chyba służący i polecił, by weszły.

Klara weszła do środka, rozglądając się niepewnie. Z przedpokoju, w którym stała widziała również korytarz i schody na górę. Ściany pokryte były jasną tapetą, a na drewnianej podłodze leżały dywany. Wszystko wyglądało na bardzo drogie.

Służący kazał im zaczekać, po czym zniknął w głębi domu. Po chwili tak krótkiej, że Klara nie zdążyła nawet porządnie rozeznać się w sytuacji, wrócił w towarzystwie Mistletoe w krótkiej, fioletowej sukience, zdobionej niezwykle misterną koronką, potwierdzając przy tym podejrzenia Klary. Znajdowały się w jej domu.

- Clora. Jellysabeth. Jesteście. – powiedziała cicho z cieniem uśmiechu błąkającym się na jej ustach – Jesteście spóźnione.

- Pani generał... - Jellysabeth próbowała się tłumaczyć.

Clora przewróciła ukradkiem oczami. Klara wiedziała, że to głupie, ale czuła do niej pewną sympatię. Zdawała się być zirytowana ciągłymi żądaniami swojej przełożonej i nie przejmować się tym, co dzieje się wokół niej. Ciężko było się jej dziwić.

- Cicho Jellysabeth – powiedziała Mistletoe, unosząc władczo dłoń

Klara zmarszczyła brwi. Kto z własnej woli nadałby sobie takie imię?

- W obecnej sytuacji nie możemy pozwolić sobie na żadne błędy. Nie po tym, co się stało. Wydaje się wam, że to tylko minuta. Ale w czasie minuty może wydarzyć się naprawdę wiele.

Klara jeszcze uważniej nadstawiła uszu. Coś musiało się wydarzyć.

- Spodziewałam się po was czegoś więcej.

- Tak jest, pani generał – powiedziała Clora, z ledwo dostrzegalnym zrezygnowaniem.

- Bądźcie trochę ciszej. Powiedz mi, gdzie podziewają się dwie wasze koleżanki? Miały tu przyprowadzić jeszcze jedną młodą damę.

- Nie wiem pani generał, ale z kwater nowoprzyjętych jest o wiele dalej. Poza tym wie pani, że żadna z pani ludzi nie jest równie skuteczna co ja.

Klara zerknęła na Mistletoe, oczekując, że skarci Clorę za tę uwagę. Jednak nic takiego się nie stało. Kobieta przygryzła kciuk.

- Gdyby twoim celem była Michalina, nie Klara, to ona teraz by tu była – powiedziała cicho.

Więc nawet jej porywaczki wolały, by jej tu nie było? Była aż tak beznadziejna? Klara poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Zamrugała szybko, karcąc się w myślach. Nie potrzebowała aprobaty Mistletoe. Czemu więc tak bardzo jej pragnęła?

- Gdyby Kudzu nie kazała swoim wojowniczkom zająć się chłopkiem, miałybyśmy je obie. I gdyby nie zdrajczyni.

Chłopakiem? Czy Pealro zrobiły coś Duckowi? Nie, na pewno nic się mu nie stało. Powiedziałyby jej o tym... Prawda?

- Cóż, mam nadzieję, że dziewczęta prowadzące Enghi się pospieszą. Podejrzewam, że pewien wyjątkowy gość zechce sprawić mi dziś niezapowiedzianą wizytę – powiedziała Mistletoe, a cień uśmiechu znów zagościł na jej ustach – Poza tym, nie podoba mi się to, jakie robicie tu zamieszanie.

Jellysabeth spuściła głowę ze skruchą.

- Czy to już wszystko, pani generał? – zapytała Clora.

- Tak. Tej nocy nie będę was więcej niepokoić. Idźcie już.

Kobiety zasalutowały, krzyżując ręce i kładąc dłonie na ramionach. W Przymatni mało która nacja uznawała salut polegający na uniesieniu dłoni do czoła.

Gdy jej podwładne wyszły, Mistletoe zwróciła się do Klary.

- Możesz prosić o ciszę ile chcesz, ale się jej nie doczekasz. No cóż, chyba nie można oczekiwać zbyt wiele.

Z głębi korytarza wyszła młoda dziewczyna w prostej sukience. Chyba była to kolejna służąca.

- Och, jesteś nareszcie. Czy Teru przygotowuje pokoje?

- Tak, pani – dziewczyna skłoniła się i kontynuowała – Powinny być gotowe za kilka minut.

- Dobrze. Zabierz więc naszego gościa do salonu.

Służąca skłoniła się po raz kolejny i poprowadziła Klarę w głąb domu. Dziewczyna chcąc nie chcąc poszła za nią. Była jednocześnie przestraszona i zaciekawiona.

Salon był dużym pokojem na parterze. Urządzono go niezwykle bogato, w stylu, w którym utrzymana była większość wnętrz w Heanrii, a przynajmniej te, które miała okazję zobaczyć. Przypominał on niecodzienne połączenie stylu renesansowego z tym z lat dwudziestych. Było w nim też coś charakterystycznego wyłącznie dla Przymatni. Nie dało pomylić się z niczym innym budynków i pomieszczeń znajdujących się w magicznym świecie.

Została usadzona na jasnej kanapie, haftowanej złotą nicią w kwiecisty wzór. Wbiła się w jej kąt, nerwowo skubiąc frędzle leżącej obok poduszki i rozglądając się uważnie. Nad kominkiem wisiało duże, lustro o czarnym szkle. Ujrzała w nim swoje odbicie. W ciemnej tafli jej piegi były niemal niewidoczne. Nie wyglądała zbyt dobrze, miała pod oczami ogromne fioletowe cienie, a jej włosy zwisały bez życia. Porwania raczej nie służyły urodzie.

- Proszę tu zaczekać. Pani Peaxaro niedługo do pani dołączy.

Służąca dygnęła, po czym wyszła z salonu, zamykając za sobą drzwi. Klara miała ochotę sprawdzić, czy zamknięto ją na klucz, ale bała się wstać z kanapy. W każdej chwili mogła wejść Mistletoe, a wątpiła, by ucieszyła się widząc, jak myszkuje po jej salonie.

Ta wizyta podobała się jej coraz mniej. Na kogo czekała Mistletoe? Jej podwładne miały przyprowadzić Enghi, ale kobieta mówiła jeszcze o innych odwiedzinach.

Kto mógł odwiedzać ją o tak późnej porze? Puyiro? Nie miała pojęcia jakich gości może przyjmować Mistletoe. Równie dobrze mogła to być wizyta jakiegoś urzędnika, jak i kata. Może jednak postanowiono ją torturować.

Usłyszała dobiegające gdzieś zza drzwi głosy, nie mogła jednak dosłyszeć o czym mówią. Do domu musiała wejść kolejna osoba.

Wzięła głęboki wdech. Nie mogła spanikować, w niczym by jej to nie pomogło. Zresztą, kto zabiera się do tortur w salonie? Musiało chodzić o coś innego.

Nie miała czasu, by dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ drzwi do salonu otworzyły się. Do pokoju weszła Mistletoe, w towarzystwie Enghi. Nikogo innego z nimi nie było. Klara poczuła ulgę, choć trudno nie mogła powiedzieć by bliskość akurat tych dwóch osób sprawiała jej przyjemność.

Szczególnie Enghi. Młodsza dziewczyna nieco ją niepokoiła. Była ładna, jej krótkie czarne włosy przypominały trochę miękkie piórka, a ciemna skóra nie miała żadnej skazy. Ale w jej oczach można było dostrzec groźny błysk. Widząc Klarę, jak zwykle uśmiechnęła się złośliwie.

Wciąż pamiętała jak łatwo została przez nią pokonana. Na samo wspomnienie poczuła mieszaninę lęku i palącego wstydu.

Mistletoe usadowiła się w fotelu.

- Wybaczcie mi, że wezwałam was do mnie o tak późnej porze, moje kochane.Ale niestety, zdarzyło się coś niespodziewanego.

„Wiedziałam" pomyślała Klara, ale nie odezwała się. Mistletoe nie wezwałaby ich do siebie bez powodu. Choć nie było tego po niej widać, dziewczyna miała wrażenie, że nieco ją denerwują, tak jak głośne muchy brzęczące latając nocą po pokoju, denerwowały ją w letnie wieczory. Szczególnie Enghi. Cóż, w tym przypadku nie była potrzebna intuicja.

Klara przyjrzała się Enghi. Wyglądała na kogoś niezwykle aroganckiego. Ona sama na pewno byłaby zirytowana jej sposobem bycia, a co dopiero ktoś dorosły i zdecydowanie od Enghi mądrzejszy.

- Członkowie Czerwonych Ścieżek, wykonali kolejny ruch.

Klarę przeszedł dreszcz. Miała nadzieję, że to nie dotyczyło jej rodziny. Nachyliła się, uważnie słuchając.

- Dzisiaj, spora grupa członków tej organizacji wyruszyła, by zaatakować grupę Łowców, broniących Michaliny Peaxaro.

Klara zacisnęła dłonie na siedzeniu. Zamknęła oczy. To nie mogła być prawda. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje, głos Mistletoe zdawał się docierać do niej jakby z daleka, nie mogła zrozumieć o czym mówi.

Wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy. Mistletoe przerwała na chwilę i patrzyła na nią badawczo. Klara lekko potrząsnęła głową. Jej chwilowe odczucie słabości minęło. Skrzyżowała ramiona na piersi. W pokoju było chłodniej, niż z początku jej się wydawało.

- Na szczęście nie udało im się jej pochwycić. Ona i jej towarzysze dotarli do Bramy prowadzącej do Bladego Grodu i uzyskali pomoc stacjonujących tam Strażników.

Klara odetchnęła z ulgą. Jeśli Michalina była w Przymatni, to powinna być bezpieczna. W końcu było tam pełno Iucundiro. Jej rodzice również do nich należeli. W ich obecności była bezpieczna.

- Większość wyszła z tego cało. Enghi, twój brat został postrzelony.

- Co?! – wykrzyknęła Enghi, zrywając się z miejsca – Madan jest ranny?!

Mistletoe potarła skroń.

- Usiądź, i proszę cię, mów trochę ciszej.

- Ale...

- Nie ma się czego obawiać. Jest w szpitalu i z tego co wiem ma się dobrze. Wyleczą go raz dwa.

Enghi usiadła, wyraźnie wciąż podenerwowana.

Klarze nie podobało się to, co Mistletoe powiedziała o informatorze. Myśl, że gdzieś na terenie Starego Sojuszu krążą szpiedzy Pealro sprawiała, że przechodziły ją ciarki.

Drzwi do salonu uchyliły się. Przez chwilę Klarze wydawało się, że nikt za nimi nie stoi, ale wtedy rozległ się cichy głosik.

- Mamo.

Przeniosła wzrok niżej i dostrzegła malutką, może trzyletnią dziewczynkę.

- Nailra, obudziłaś się? – zapytała Mistletoe.

Dziecko pokiwało głową, po czym podbiegło do niej i wdrapało się jej na kolana. Matka przytuliła ją do siebie. Klara nie mogła w to uwierzyć. Mistletoe miała małe dziecko? Myśl o tym zdawała się jej surrealistyczna, ale jak widać była to prawda.

Kobieta kontynuowała, delikatnie kołysząc wyraźnie zaspaną córkę.

- Wygląda na to, że nasz przeciwnik sięga po coraz to bardziej radykalne środki. Dlatego dla waszego bezpieczeństw,a kazałam przenieść was do mojego domu. Wasza obecność w Heanrii nie była rozgłaszana, ale nie jest też sekretem. Na szczęście prawdę o tym kim jesteście naprawdę wiedzą tylko wybrani. No i oczywiście miejsce waszego pobytu zdradzam tylko tym, którym muszę.

Klara pomyślała, że w tej sytuacji wolałaby gdyby był to ściśle strzeżony sekret. Nie odezwała się jednak, tylko wbiła wzrok w podłogę. Nie była pewna, czy jest to zmiana na lepsze. W towarzystwie Mistletoe czuła się dziwnie i niepewnie. Obecność kobiety była niemal namacalna, czuła na sobie jej ironiczne, trochę zirytowane a trochę rozbawione spojrzenie. Miała wrażenie, że jest przez nią oceniana, co tylko potęgowało jej wrodzoną nieśmiałość.

- Czyli musimy tu z panią siedzieć przez cały czas? – zapytała z niedowierzaniem Enghi.

- Myślę, że jakoś to przeżyjecie – powiedziała Mistletoe i spojrzała na obie dziewczyny z uśmiechem – O tak. Szykuje się świetna zabawa.

Klara przełknęła ślinę.

W domu rozległ się głośny stukot. Dziewczyna drgnęła przestraszona, po czym zorientowała się, że ktoś po prostu łomocze z całej siły w drzwi frontowe.

- No proszę. Więc jednak przybyła – westchnęła Mistletoe i znów potarła skroń – Jedyna w tym mieście osoba, która wciąż nie umie korzystać z dzwonka do drzwi. Nawet nie wiecie jakie okropne ślady na drzwiach zostawia ta jej laska.

Pukanie ustało. Klara niepewnie poruszyła się na swoim miejscu. Czyli jednak tajemniczy gość Mistletoe się pojawił. Nie wiedziała, czy powinno ją to cieszyć, czy niepokoić.

- Nie rozmawiajcie z nią. Nie odzywajcie się niepytane. Właściwie najlepiej byłoby, gdybyście wcale nic nie mówiły. I pamiętajcie, to nie jest dobra osoba.

Klara miała szczere wątpliwości, czy ktokolwiek ze znajomych Mistletoe był dobrą osobą.

Drzwi do salonu otworzyły się. Stanął w nich ten sam lokaj, który wpuścił Klarę do domu.

- Przybyła pani Youtiro.

- Wprowadź ją.

Mężczyzna skłonił się i wycofał się z salonu. Po chwili weszły do niego dwie osoby, na oko dwunastoletnia dziewczynka z metalową laską w dłoni oraz potężna kobieta, trzymająca się o krok za dzieckiem.

Oczy dziewczynki świeciły jaskrawożółtym blaskiem. Było to niezwykłe. Kolry nie podawano dzieciom, w końcu chyba nikt nie zechciałby utknąć na wieczność w ciele dwunastolatki. Youtiro musiała być wyjątkiem.

Mistletoe wstała, biorąc swą córkę na ręce i powitała je skinieniem głowy.

- Witaj Peaxaro.

Dziecko nieznacznie pochyliło głowę w geście powitania.

- Witaj Youtiro – odparła kobieta, patrząc jak dziewczynka siada, zbierając dłonią swą długą czarną pelerynę.

- Widzę, że Guir nie odebrał od pani płaszcza. Zadbam o to, by został ukarany.

- Mówię to z przykrością, ale nie masz za co go karać. Nie mam zamiaru go zdejmować. Czy słyszałaś o cudownym wynalazku, zwanym ogrzewaniem?

- Słyszałam o wielu wynalazkach, o których zdajesz się nie mieć pojęcia – powiedziała cicho pani domu, wbijając wzrok w bogato zdobioną, metalową główkę laski.

- Widzę, że masz gości – zmieniła temat dziewczynka, lustrując wzrokiem najpierw Enghi, a potem Klarę. Miała wysoki, piskliwy głosik. Było w niej coś niepokojącego. Ciężko byłoby jej zaufać nawet bez ostrzeżenia od Mistletoe.

Nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że będzie ufać komuś mniej niż kobiecie, która nie dość że przewodziła Paktem Elionra i Faciro podczas Wielkiej Wojny to jeszcze w dodatku ją porwała. Ale w tym momencie cieszyło ją to, że jest tu Mistletoe i nie są sam na sam z tą dziwną dziewczynką. Budziła w niej irracjonalny lęk.

- Jak sama widzisz, sporo osób ma dziś do mnie sprawę – powiedziała słodkim głosem Mistletoe – Powiedz mi, czemóż to zawdzięczam taki zaszczyt.

Youtiro zachichotała. Nie patrzyła na Mistletoe, jej wzrok wbity był w Klarę.

- Schlebiasz mi Peaxaro. Ale jakimż to zaszczytem może być dla ciebie moja wizyta?

- Masz tyle zajęć. Jestem pewna, że umieszczenie mnie w twoim planie dnia było nie lada wzywaniem... Chyba że jestem jego częścią.

- Czyli nie mogę już odwiedzić mojej... Drogiej przyjaciółki? Czy to znaczą twe słowa? Czyżbyś coś sugerowała Peaxaro?

- Ja? – w głosie Mistletoe brzmiało tak autentyczne zdziwienie, że Klara niemal się nabrała – Przecież mnie znasz. Nigdy nie wątpiłam w to jakie są twe intencje.

- Wierzę ci. Dlatego pewnie zaskoczeniem będzie dla ciebie wiadomość, że nie jestem tu wyłącznie w celach towarzyskich.

- Niemożliwe – powiedziała pani domu rozbawionym tonem.

- A jednak – dziewczynka spojrzała na nią karcąco, chyba niezadowolona, że Mistletoe zakończyła ten mini teatrzyk – Czy Puyiro Texaro przekazała ci, co królowa myśli o twoich wybrykach?

- Och, obiło mi się o uszy.

- A mimo to, kontynuowałaś swe działania?

Youtiro uniosła w zdziwieniu brwi.

- Nie widziałam powodu, by tego nie zrobić – powiedziała Mistletoe, przechylając głowę.

- Wielu uznałoby to za rozkaz. A ty nie.

- A ja nie – przyznała kobieta i zaśmiała się perliście.

- Pozwolę sobie zapytać dlaczego.

- Pozwolę sobie odpowiedzieć . Jestem pewna, że mądrość naszej władczyni nigdy nie ustaje. Jednak martwią mnie jej ostatnie decyzje. Ktoś, kto nie zna naszej miłościwej królowej, patrząc na nie mógłby wysnuć krzywdzące wnioski. Mógłby pomyśleć, że jej wysokość nie dba o dobro swych ludzi.

Klara zmarszczyła brwi. O co chodziło? Do tej chwili dobro wszystkich Pealro wydawało się jej kompletnie niepowiązane z tą sprawą. Albo Mistletoe zdecydowanie, przesadzała balansując na granicy kłamstwa, albo nie wiedziała nawet połowy tego, co się tutaj działo.

Dziewczynka nachyliła się w fotelu, jej buzię rozjaśnił grymas złośliwego zachwytu.

- A więc robisz to, by chronić królową, przed krzywdzącymi insynuacjami?

- Ani przez chwilę nie przyświecał mi żaden inny cel. Czyżby królowa wątpiła w me intencje? Sama myśl o tym rani moje serce ,

Klara czegoś nie rozumiała. Choć z tej rozmowy wynikało, że Mistetoe ma kłopoty, kobieta nie zdawała się traktować tej sytuacji zbyt poważnie. Oczywiście jej sposób bycia był tak niecodzienny, że trudno było powiedzieć które z pokazywanych przez Mistletoe emocji są prawdziwe. Może żadne?

- Przekażę królowej, że cały ten czas działałaś w jej interesie – powiedziała dziewczynka, a szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy – Jednak musisz wiedzieć, że nie ty jedna będziesz zraniona. Jestem pewna, ze myśl o tym, że jej działania mogą zostać opacznie zrozumiane ugodzi jej serce równie mocno.

- Jestem o tym przekonana. Wiem, że nasza królowa uważa dobro swych poddanych za absolutny priorytet.

- Peaxaro, ja sama również mam do ciebie sprawę.

-Ach tak?

- Jestem pewna, że widzisz jak napięta jest ostatnimi laty sytuacja między nacjami. Szczególnie między nami, a Druidai i Starym Sojuszem.

- Ciekawa jestem dlaczego – mruknęła Mistletoe, delikatnie kołysząc na kolanie na wpół uśpione dziecko.

By szczerze przedstawić sytuację, mówiąc „ostatnimi laty", Youtiro musiała mieć na myśli ponad wiek. Czy była aż tak stara?

- Porwanie dwójki z sześciu powierników nieuchronnie zbliża nas do Posiedzenia Rady. Szczególnie gdy nie wiadomo jakie są twe zamiary i jednym z następnych celów może być córka przywódcy wojsk Meilei... Darzą cię tam wielką sympatią czyż nie?

Kobieta obrzuciła ją niechętnym spojrzeniem.

- Chcę tylko powiedzieć – ciągnęła dziewczynka – Że z pewnością z radością wykorzystają każde prawo, które umożliwi im cię dopaść.

- Jestem tego świadoma, kochana. Ale zmartwię cię. Nie mam zamiaru dać się im pojmać. Nie w ten sposób.

Oczy Youtiro rozbłysły i otworzyła w zdumieniu usta.

- Och, a więc to jest twój plan... Niewielu byłoby w stanie dokonać takiego wyboru...

Na chwilę zamilkła, po czym pokręciła głową.

- Zawsze wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz – powiedziała ze śmiechem – Gdy tylko cię spotkałam wiedziałam, że nie będzie tu nudno.

Klara przez chwilę patrzyła na nie, po czym zrozumiała. Królowa Pealro kończyła swe rządy albo gdy umierała z przyczyn naturalnych, albo zabijana podczas Posiedzenia Rady, spotkania przedstawicieli każdej nacji podczas którego Rada Przymatni decydowała o losie krainy. W Rdzie zasiadało pięciu najważniejszych członków każdej nacji.

Gdyby ktoś po prostu zabił lub uwięził poprzednią królową, Pealro nigdy nie uznałyby go za swego władcę. Był to jedna z ich najważniejszych tradycji. Jednak trzysta lat wcześniej, by zapobiec śmierci niemal na każdym Zgromadzeniu, Rada ustaliła, że każdy kto podczas obrad zostanie koronowany, automatycznie będzie pozbawiony ochronnego statusu posła i ukarany za wszystkie swoje zbrodnie. Klarę zastanawiało czemu po prostu nie zakazano zabójstw. Może dlatego, że autorzy tego prawa również byliby ograniczeni przez taki przepis.

Polityka w Przymatni była niezwykle skomplikowana, ale metody awansu były w większości nacji dość proste. Założycielki Pealro Elionra wyszły z założenia, że zabójstwo członkini Piątki ich nacji, oznacza śmierć z przyczyn naturalnych. Za wyjątkiem królowej, ją należało zabić na oczach wszystkich polityków Przymatni, by nie zostać uznanym za niegodnego tchórza. Klarę dziwiło, że ktoś uznał to wszystko za świetny pomysł, będąc jednocześnie członkiem tejże Piątki.

W końcu jednak dotarło do niej, o czym generał rozmawiała z Youtiro, a wcześniej z Puyiro. Skoro królowa nie zgadzała się z Mistletoe, to kobieta chciała zająć jej miejsce. Czy dlatego je porwała? Nie, musiało chodzić o coś więcej, ale niewątpliwie to miała na myśli ta dziwna dziewczynka. Ale czy nie bała się o własne życie? Youtiro miała rację, pół Przymatni pragnęło zobaczyć ją martwą.

Sapnęła z irytacją. Wciąż nie znała wszystkich elementów tej układanki, niezbędnych by odkryła o co w tym wszystkim chodzi.

Mistletoe spojrzała z ukosa na siedzącą przede nią dziewczynkę.

- Bo tym to właśnie jest dla ciebie życie, prawda? Niekończącą się zabawą.

Youtiro zachichotała.

- Cóż, w takim razie niewiele nas różni – powiedziała, wstając.

- Ja mam swoje granice – odparła oschle Mistletoe, również podnosząc się z krzesła – Kiedy więc mam się spodziewać wizyty jej wysokości?

- Jutro o jedenastej trzydzieści .Do zobaczenia, Peaxaro. Mam nadzieję, że wkrótce.

Mistletoe, Youtiro i jej ochroniarz wyszły z salonu.

- Czy już możemy się odzywać? zapytała Enghi.

Klara nie odpowiedziała. Zastanawiało ją co teraz. Czy Mistletoe jeszcze dziś czegoś od nich chciała? Wbiła wzrok we własne kolana, starając się walczyć ze łzami.

- One są strasznie enigmatyczne, nie? – dodała dziewczyna, kładąc nogi na podłokietniku.

Klarę dziwiło to jak nieporuszona tym wszystkim była jej towarzyszka. Czy wcale się nie bała?. Cóż, Enghi przyszła tu w końcu z własnej woli. Wydawało się jej jednak, że powinna bardziej przejąć się informacją o stanie zdrowia jej brata.

- Żyjesz?

Klara zwróciła głowę w stronę Enghi. Spojrzała na nią tak zdziwiona, że ta aż parsknęła.

- Tak, mówię do ciebie – powiedziała młoda Pealro – Sprawdzałam tylko, czy nie ogłuchłaś.

Klara przełknęła ślinę. Spojrzenie ciemnoczerwonych oczu zdawało się przenikać ją na wskroś. W Enghi było coś niepokojącego... I fascynującego.

- Powinnaś odpowiedzieć na pytanie. Czy w Bladym Grodzie nie uczą was dobrych manier?

- Nie zauważyłam, byś przykładała uwagę do dobrych manier.

- Słuszna uwaga. Ale ty wydajesz się inna... Bardziej uporządkowana.

Klara spojrzała na nią z ukosa, niepewna, czy był to komplement, czy też raczej drwina. Nie mogłaby znieść, gdyby Enghi się nad nią wywyższała. Nie po tym jak ją upokorzyła.

Zacisnęła zęby, wbijając wzrok w swe odbicie w lustrze. Youtiro miała rację, było tu naprawdę zimno. Chłód był nie do wytrzymania. Zerknęła na Enghi, nie zdradzającą jakichkolwiek objaw dyskomfortu.

- Nie marzniesz?

- Czemu? Jest przecież ciepło.

Z nią naprawdę musiało być coś nie tak.

Drzwi otworzyły się. Do pokoju wróciła Mistletoe, już bez dziecka. Kobieta spojrzała na Enghi i uniosła brew. Dziewczyna pospiesznie zdjęła stopy z oparcia z kanapy.

- Tak lepiej – powiedziała Mistletoe, pociągając za sznureczek wiszący przy drzwiach. Po dosłownie kilku chwilach do pokoju weszła służąca, której do tej pory nie spotkały.

- Zostaniecie u mnie prawdopodobnie na dłużej. To najlepiej strzeżone miejsce w całej Hearii.

Znów potarła skronie. Robiła to tak często i z tak zbolałą miną, że Klara zaczynała mieć wrażenie, że ona sama zaczyna odczuwać jej migrenę.

Mistletoe zwróciła się do służącej.

- Zaprowadzisz naszych gości do pokoju. Ale najpierw nalejesz mi whisky.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro