13.11 - poniedziałek
13.11 – poniedziałek
Nie chcę wam się żalić. Wolałbym opowiadać o tym jak miły jest dotyk Chrisa. Albo o tym jak ostatnio postanowiłem liczyć jego piegi, a on zarumieniony uciekał przed moim palcem, który wędrował po jego policzkach i nosie. To było słodkie.
Ale gdybym nie opowiedział wam o dzisiejszym spotkaniu z Jonem... byłoby to mało terapeutyczne. Prawda?
Cały dzień siedziałem jak na szpilkach. Jonathan nie powiedział ani słowa od momentu w którym pojawił się w szkole. Nastrój udzielił się całej klasie. Na ostatnich zajęciach nikt nie mówił już ani słowa. Wszyscy kręcili się nerwowo i zerkali to na mnie, to na Jonathana, wiedząc, że to kwestia minut zanim wydarzy się coś złego. Nauczyciel od WOS-u się spóźniał. Minęło prawie siedem minuty od dzwonka. Niektórzy chyba bali się nawet wyciągać książki, słychać było tylko urwane szepty.
Pierwszy odezwał się Bartek, a jego głos przeszył klasę jak gmot podczas samotnego spaceru w ciszy. Parę osób podskoczyło. Natychmiast wszyscy zainteresowali się obrotem wydarzeń.
-Dobra, durnie głupie, może wyznacie już sobie miłość i będzie lepiej co? Albo wymieńcie klasę, bo kurwa zaraz nie wytrzymam i wylecicie przez okno.
Cisza.
Cisza.
Piszczało mi w uszach.
Jonathan wstał. Podszedł i pochylił się nade mną, przyłożył ostrożnie usta do mojego ucha.
Siedziałem jak sparaliżowany, czując, że moje serce zaraz eksploduje. Usłyszałem parę szeptów i kilka odsuwanych krzeseł.
-Zabawę czas zacząć. - wymruczał mi do ucha i odsunął się. Spojrzał na Bartka wyzywająco. - Przecież nie będę z kimś kto mnie zdradza. Mam się płaszczyć przed tą szmatą i przepraszać?
Zgłupiałem.
Kompletnie wybił mnie tymi słowami z rytmu.
Co on do jasnej cholery wykombinował?!
Kilka dziewczyn powiedziało coś na ten temat, ich głosy połączyły się w jeden szum. Bartek gapił się za chłopaka z rozdziawionymi ustami. Usłyszałem w tle, jak kilka osób po cichu pakuje torby by wyjść, jak ktoś szepce.
Wtedy wzrok Jona zatrzymał się na postaci Chrisa siedzącego tuż obok mnie.
Dotarło do mnie. Adrenalina wystrzeliła w moich żyłach jak petarda. Wstałem gwałtownie, słysząc jak krzesło na którym siedziałem upada. Zdołałem zasłonić Chrisa przed pędzącą w jego stronę pięścią tylko cudem. Poczułem to uderzenie niemal jakby wyłamał mi ramię. Krzyknąłem z bólu jednocześnie próbując uderzyć chłopaka pięścią. Chłopcy z klasy rzucili się na pomoc, żeby przytrzymać rozwścieczonego Jonathana. Ruszyłem w jego stronę, wtedy gdy trzymali go za ramiona i krzyczeli, żeby się uspokoił, uderzyłem go z całej siły w szczękę.
Mnie też zaczęli odciągąć. Kopnąłem powietrze między nami opierając się na silnych ramionach, które mnie odciągały.
-Ty szujo! - darł się Jonathan. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Chciał uderzyć Chrisa. Mojego Chrisa! Chciał mu zrobić krzywdę! Po moim trupie!
******************
No i co ja mam kochani zrobić??? Zbliżamy się do końca, robi się ekszyn, ja mam głowę pełną już nowych pomysłów... chyba zawieszam to opowiadanie...
Nie no żartuję. Chyba byście mnie zabili, nie? :D
Potrzebuję waszego wsparcia moi mili.
30 gwiazdek i 250 komentarzy = CZTERY ROZDZIAŁY JUTRO !!!
Jak szaleć to szaleć. Kocham Was bardzo za całe to wsparcie, jestem w szoku, że tak Wam się podoba. Jesteście po prostu CUDOWNI!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro