13. "Nowa historia: Część 1"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~ Rok później ~
Rok w Maine. Nie byłam sama. Ten czas spędziłam z Johnem Winchesterem i nie wydaje mi się, żeby teść był taki.
- Schyl głowę!
Zrobiłam perfekcyjny unik, a ostrze nad głową spokojnie przecięło powietrze.
- To już rok! Ten stary magazyn, zaczyna cuchnąć!
- Chcesz iść na otwartą przestrzeń?! - nie przestawaliśmy w walce.
- Tak! - byłam bardzo wkurzona. - Mdli mnie już!
John Winchester był starszym mężczyzną. Miał 54 lata. Wysoki i ciemny, lekka broda i ciemne oczy, włosy krótkie. Sam był do niego podobny. Wywnioskowałam z zdjęcia w dzienniku Johna, że jego żona była piękna. Miała blond włosy i zielone oczy, delikatna i zgrabna, miała piękny uśmiech... W nią wdał się starszy brat.
- Wolisz na zewnątrz walczyć z peruką?!
- Lepsze to niż kazać wiedźmie zataić przeszłość swoich dzieci.
Wymierzyłam mu cios w twarz i w ostatniej sekundzie złapał moją pięść i wywrócił mnie na plecy. Leżałam na ziemi i próbowałam złapać oddech.
- Uważaj! - plunął śliną w drugą stronę.
Przewróciłam się na brzuch i próbowałam się podnieść.
- Prze-praszam.. - zdołałam zdobyć kilka oddechów.
- Spokojnie - podszedł do mnie i pomógł wstać. Zamknęłam oczy, odchyliłam głowę i czekałam jak dostanę dostępu do powietrza. Słyszalne były tylko świsty, coś podobnego do astmy. - Spokojnie!
Uspokoiłam się i złapałam normalny oddech.
- Koniec na dzisiaj.
Wyrwałam się z jego rąk i sięgnęłam po torbę. Wyciągnęłam bluzę i perukę.
- Młoda...
- Przestań - założyłam ciuch i blond perukę. - Idę do motelu.
- Zadzwonię.
- Jak zawsze... - wyszłam i trzasnęłam drzwiami.
Nie jestem zła tylko o to, że siedzimy w tej ogromnej kanciapie.. Tylko o to, że on mnie ciągle obwinia.
Tak, noszę perukę. Nie miałam odwagi zmienić koloru moich rudych włosów. Dzięki dziarze na moich żebrach, demony nie mogą mnie wykryć. Deana nie widziałam od ponad roku... Tak samo jak Sama, Cassie, Arii, Sary i Ethana. A i złamałam serce Jamesowi.
Zapomniałam o moim starym życiu.

***
Wykąpałam się i chciałam kłaść się do łóżka. Usłyszałam dzwonek telefonu.
"John"
- Co? - zapytałam obojętnie.
- Mamy sprawę. Ubieraj się, mamy kilka godzin jazdy.
- Daj mi 5 minut.
- Siedzę w aucie. Nie bierz blondynki, weź rudą.
Rozłączyłam się i nie będę zaprzeczać. Uśmiechnęłam się.
Ubrałam eleganckie rzeczy, bo zazwyczaj w takich sprawach jesteśmy agentami. Na początku myślałam, że to jakiś żart, ale tak nie było. Z czasem zaczęłam się przyzwyczajać.
Wyszłam z pokoju, zakluczając drzwi i weszłam do auta.
Ruszyliśmy.
Kierunek: Pensylwania
John jeździ podobnym autem do Deana. Impala wcześniej była jego, ale zostawił go synowi.

~ W drodze ~
- Czemu nie chciałeś, żeby twoi synowie pamiętali?
- Bo nie chciałem takiego życia dla nich jak moje.
- Czemu obwiniasz mnie za Deana? On żyje dzięki mnie..
- Znowu chcesz mnie wkurzyć?
- Teraz mnie nie przewrócisz..
- Bo Alister zabił jego matkę! Za to, że nie chciała go oddać. Teraz miał takiego głupka, który sprzedał za niego życie i oddał najlepszego łowcę w ręce demonów.
- Awansowałam z idiotki na głupka... - ironiczne. - Wolałbyś żeby zginął?
- Tak!
- W tej chwili cieszę się, że nie mam ojca...
Cisza.
- To czemu mi teraz pomagasz i mnie uczysz?
- Bo obiecałem to komuś.
- Co?
Już się nie odezwał.

Pensylwania, Nazareth.

~ Kilka dni później ~
Nasza akcja się skończyła. Kolejny wampir. Śmieszne. Kiedyś bym się śmiała, teraz to nie jest śmieszne.

Zaczęliśmy się pakować. Cały arsenał, który wyciągnęliśmy do motelu teraz znów go chowamy. Zobaczyłam jak John obiera się o bagażnik i nad czymś myśli.
- Młoda?
- Hmm? - stanęłam i założyłam ręce na piersi.
- To już rok.. - no WOW.. - Umiesz to co ja. Umiesz walczyć, masz wiedzę, wiesz do czego dążysz. Umiałaś zostawić stare życie za sobą..
- Mów staruszku - zaśmiałam się.
Wstał i sięgnął za koszulę.
- Powinnaś to mieć - w dłoniach miał biało srebrną broń. Pięknie wyrobioną. Odebrałam ją i poczułam jej lekkość jak i zarówno ciężkość. Był idealny. - Teraz jesteś łowczynią.
- Dziękuję! - chciałam go przytulić, ale on tego nie robi. Podałam mu dłoń z uśmiechem. Uścisnął ją.
- Należała do najlepszego.
- Deana.. - bardziej zapytałam. Skinął głową.

Dean podobno był najlepszym i najszybszym łowcą. Tytuł dostał gdy miał 17 lat. Bez świadomości o tym żył rok. Jego wspomnienia zostały zastąpione czymś innym. W tym czasie poznał mnie...
Jego ojciec chciał zapewnić swoim synom normalne życie. Bez demonów, wampirów, wilkołaków, duchów, itp. Wszystkiego co paranormalne.. I udałoby się mu, gdyby nie wypadek...

***
Zatrzymaliśmy się w kolejnym motelu po drodze. Wzięłam torbę i życzyłam spokojnej nocy Johnowi.
Szybko się umyłam i posmarowałam cholernie tłustą maścią moją ranę. Zaczęło się nieco pogarszać. Po spotkaniach i naukach Johna w opuszczonym magazynie, rana zaczęła siniec i dosyć mocno obrywać. Kilka razy John musiał mnie zszywać. Najczęściej kiedy uczył mnie walki nożem wręcz. Założyłam bieliznę i narzuciłam halkę do spania. Kiedy nocuję w motelach nigdy nie wiem kiedy Johnowi się znudzi i będzie chciał jechać dalej... Dlatego zawsze wszystko robię szybko.
Kładę się do łóżka i próbuję zasnąć.
Kiedy udaje mi się to i już prawe odpływam do Krainy Disneya, ktoś wywarza moje drzwi od pokoju. Sięgam po broń na szafce, odwracam się na plecy i strzelam w postać.
Nie wahałam się. To nie był normalny człowiek.
Kiedy strzeliłam 2 razy miałam małą chwilę, żeby stoczyć się na podłogę i przygotować do lepszej walki. Co prawda nie zdążę ubrać spodni czy bluzy, jednak żeby psychicznie się nastawić.
Wstałam i rzuciłam się do walki. Mężczyzna był wielki. Dlatego kiedy uderzałam go, a on ani drgnął. Zaczęłam odmawiać modlitwę po łacinie.
To był demon.
Czego on tutaj chce?!
Kiedy miałam już skończyć ktoś znienacka uderzył mnie w głowie. Straciłam przytomność.

Kiedy się obudziłam. Czułam silny ból głowy, a kiedy nie mogłam podnieść ręki, ból zniknął. Nie mogłam podnieść rąk, ani ruszyć nogami. Byłam "przymocowana" do krzesła. Szarpałam się w nadziei, że się uwolnię.
- Nic z tego.. - usłyszałam głos.
- Alisteir.
- Chciałaś się ukryć. Udało ci się - zaczął mnie okrążać. Uśmiechnięty, ale zły.
- Zostało mi 19 lat. Zostaw mnie!
- Nie! Zostajesz na tortury - zaśmiał się. Pstryknął palcami, a przez drzwi weszło dwóch osiłków z wózkiem.
Jeden zdjął z Alistera płaszcz, a drugi założył plastikowy fartuch. On sam podszedł do wózka, a reszta wyszła zamykając za sobą metalowe grube drzwi. W końcu po krótki namyśleniu, mężczyzna wziął do ręki jeden z noży, który wyglądał jak kosa. Podszedł do mnie, oparł się o brzegi krzesła i machał mi ostrzem przed nosem.
- Zaczynamy? - uśmiechnął się.
- Wal się! - plunęłam mu w twarz.
- Nie ładnie.
Odsunął się, przyłożył ostrzę do mojego boku, a ja kiwałam głową, żeby tego nie robił. Wolnym ruchem ostrze przedzierało moją bliznę.
Mimowolnie odchyliłam głowę i mój krzyk roznosił się po całym pomieszczeniu...

~**~
Postanowiłam podzielić to na części ;] Jak wam się podoba? Komentujcie ;* Gwiazdeczki też dawajcie :3
Piszę też drugie opowiadanie, pt "Kłamstewka" :) Zapraszam ♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro