15. "Demony mojego życia"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Sypiasz? - zapytałam gdy weszłam do środka domu.
- Nie zbyt... - zamknął drzwi i odłożył klucze na szafke.
- Idę się wykąpać... - zarzuciłam i poszłam do łazienki w moim pokoju.
Nic się nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak wyszłam.
Po 30 minutach wyszłam w szlafroku i turbanie z ręcznika na głowie. Usiadłam na łóżku i zamknełam oczy.
Poczułam strach i zimno, brak powietrza - poczucie śmierci.
Szybko otworzyłam oczy, łza spłyneła po policzku. Zobaczyłam przed oczami Dean z tostami na tależu i sokiem w drugiej dłoni.
Skąd to wziął? Nikt tu nie mieszkał od roku... Nie ważne, głodna jestem.
- Dziękuje - lekko się uśmiechnełam.
Usiadł koło mnie i podał mi jedzenie. Wziełam tosta do ręki zaczełam kąsać.
- Nie jesz? - kiwał głową w geście "przykro mi"...
Zajadałam się podpiekanym chlebkiem i popijałam sokiem.
Dean ciągle chodził po domu. Zdążyłam ubrać piżamę i zakraść się pod kołdrę, za każdym razem, kiedy próbowałam zamknąć oczy, budziłam się z przestrachem.
- To ja już pójdę...
- Nie! - gwałtownie podniosłam się i usiadłam. - Możesz zostać? - zastanawiał się - Proszę...
Pokiwał głową w zgodzie. Położyłam się i odwróciłam do strony łazienki, po drugiej stronie położył się chłopak. Nie zamknęłam oczu dopóki nie odnalazłam dłoni Deana. Opatuliłam się jego ręką i poczułam ciało przylegające do mnie.
- Już śpij... - powiedział cicho.
Zamknełam oczy i poczułam sennoś. Nie strach, a bezpieczeństwo.

***
Ranek. Przebudziłam się i poczułam całkowity ból, ale do zniesienia. Wyczołgałam się z łóżka. Pokój był rozjaśniony przez promienie świetlne. Otworzyłam drzwi i miałam totalny zamęnt. Przed swoim pokojem zobaczyłam Deana i Darena. Mojego brata. W oddali zobaczyłam znajomą sylwetkę, ale nie mogłam się skupić przez krzyki i kłótnie, które prowadzili mężczyźni.
- Ykhm - wyrobiłam dźwięczny odgłoś gardłem. Nic się nie pozmieniało. Lekko drgneła kobieta siedząca na drugim końcu domu. - Halo!
- Pieprzysz moją siostrę?! - ostatnie słowa, które wydobyły się pod koniec spiny.
- Darenie... - odezwał się donośny głos kobiety. - Thea jest już dorosłą kobietą.. - kiedy kobieta skończyła palić papierosa, odwróciła głowę i ujrzałam...
Delikatne rysy zmarszczek, zielone oczy i blond kolor włosów z czarnymi odrostami.
- Mama?
Zamknełam drzwi i szybko się ubrałam. Dokładnie wziełam koszulę i kurtkę Deana.
Ponownie otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju, jak i z domu.
Przeszukałam kieszenie kurtki i znalazłam kluczyki do jasnej Impali.
- Thea! - głeboki głos i odgłos zamykanych drzwi, spowodował, że się zatrzymałam.
- Co to ma być?! Co oni tu robią?
- Sam nie wiem! - stanął naprzeciwko mi i patrzał z góry. - Obudził mnie gdzieś o 8 i wyciągnął z łóżka ii.. zaczął się drzeć - tłumaczył się.
- Nie było ich kilka lat! Co oni sobie wyobrażają?! Nie chce tu być, jade do nasze... Mojej kryjówki - nie miałam mówić gdzie, wiec..
- Rozumiem, ale.. Może.. - niedokończył.
- Dean, nie! Pali papierosy! To mnie odraża! - mówiłam podniesionym głosem.
- Okej! - wkurzył się.
Zbliżył się gwałtownie z swoim czarnymi oczami i objął moją twarz.
- Jeśli chcesz mnie pocałować, musisz wiedzieć, że nie mam umytych zębów...
Westchną i przywrócił swoje szmaragdowe oczy.
- Nie przeszkadzało by mi to... - puścił mnie.
- Panujesz nad tym? - zapytałam.
- Czasami. Przepraszam.
Odwróciłam się i otworzyłam drzwi.
- Nie masz za co przepraszać. Po za tym to ja ci to zrobiłam... - zacisnełam usta i wypukliłam powietrzem policzki, weszłam do auta i zatrzasnełam drzwi.
Po chwili odjechałam.
Byłam w drodze do Pensylwani, ale przeszkodziła mi senność i osłabienie. To pewnie przez dużą utranę krwi ostatniego dnia. Zatrzymałam się w sklepie spożywczym na jakichś przedmieściach w Ilinois.
Wyszłam w piżamie i dużej męskiej kurtce... Poczułam, że wszyscy, którzy się tam znajdowali patrzyli na mnie. Olałam ich i przeszłam przez drzwi sklepu.
Cukierki, batony, drożdżówki i pomarańczowy sok.
Wszystko? Wszystko.
Uśmiechnełam się do siebie i Przeszłam do kasy.
- Wszystko? - zapytała kasjerka.
- Tak.
- W porządku? - pokiwała w moją stronę. Spojrzałam się w tamte miejsce.
Cholera!
- Gdzie apteka?
- Nie daleko. Musi pani... - podała mi drogę, wziełam wszystkie kupione rzeczy i wbiegłam do samochodu.
Zjadłam w drodze batonika i kiedy stanełam pod napisem "Całodobowa apteka".
Wyszłam z auta i podeszłam do lady.
- Przepraszam...
- Słucham? W czym pomóc? - oparłam się o ladę i zrobiłam słodką mine.
- Umie pan szyć? - Podniosłam koszulkę i pokazałam ranę.
Nie wiem czemu Dean mnie nie zszył.. Bał się?
- To powinien zbaczyć lekarz... - zaproponował.
- To nic takiego - posłałam mu miły uśmieszek - Proszę?
Byliśmy sam z tego co widziałam. Westchnął i wyszadł za blatu, podszedł do drzwi i przwrócił tabliczkę na "Przepraszamy, zamknięte"
- Proszę - pokazał dłonią przejście na zaplecze.
Przeszłam i usiadłam na szybko podstawionym taborecie.
Wziął sprzęt, ubrał rękawiczki i z strachem spojrzał na mnie.
- Zapłace - przewróciłam oczami.
- A ból?
- Nie przejmuj się - uśmiechnełam się.
Pewniej podszedł do mnie i usiadł obok. Tak jak zawsze rozluźniłam ciało, trochę się napięciam i zaczął działać. Wyjełam telefon i kliknełam wiadomości.
Chciałam napisać do Deana, ale zrezygnowałam. Wybrałam i zadzwoniłam do Sama Winchestera.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci i odbiera.
- Halo?! - w jego głosie było słychać przestrach i zdziwienie.
- Cześć Sammy - powiedziałam z uśmiechiem.
- Nie wierze... Nie mogę uwierzyć, że dzwonisz.
- Taak - przeciągnełam. - Jak szkoła?
- Dobrze, jestem w połowe drugiego roku... Nie ważne! Co z tobą?! Gdzie jesteś?!
- Mm... Sam nie mogę ci powiedzieć.. Ach - cicho westchnełam z bólu.
- Przepraszam - spojrzał się na mnie młody aptekarz, kiwnełam mu, że jest okej. I wrócił do pracy.
Chłopak mógł mieć 24 lata. Okulary, krótkie postawione na jeża włosy, wysoki, w kitlu i był przystojny.
- Ze mną w porządku - chłopak na mnie spojrzał z kpiną w oczach. Odsunełam telefon od ucha. - Rozumiesz o co chodzi.. - szepnełam. - Jak dziewczyny? Cassie i Aria? Tęsknie za wami.
- My też tęsknimy. Nie odezwałaś się przez rok i nagrałaś mi się na poczte! Jesteś z moim ojcem?!
- Sammy..
John on był celem tej rozmowy. Ale nie mam serca o tym mówić przez telefon.. Poza tym sama jeszcze się nie pozbierałam. To stało się wczoraj i jeszcze dowiedziałam się czegoś co... Czegoś? Sama nie wiem. Trudno mi to nazwać..
- Thea? Jesteś tam?
- Tak! Jestem. Sammy kocham cię, tak samo jak dziewczyny..
- Aria ciągle pyta o ciocie - zaśmiał się.
- Już mówi?!
- Jeszcze nie. To zachęta, abyś przyjechała.
- Muszę kończyć - zaświadczyłam.
- Kiedy się odezwiesz? - krótka cisza - Dobra, nie ważne... My też tęsknimy. Kochamy cie! - zaśmiałam się i rozłączyłam.
- Cholera! - klnełam przez zęby.
- Jeśli mogę spytać.. Co się stało?
-A ile masz czasu?
Poprawił okulary i zrobił mine w typie " Are you fucking kiding me?!"
Po krótce opowiedziałam mu trochę mitu, niż prawdy, ale.. Była lepsza niż demony w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro