16. "Spalmy mosty"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dziękuję ci bardzo - ubrałam się. - Ile chcesz?
Westchnął.
- Nic. Po prostu dbaj o siebie...
Kiwnelam głową w zgodzie, uśmiechnełam się i wyszłam z apteki, wsiadając do auta.
Do końca drogi Mein, słuchałam rockowych kaset, które znalazłam w aucie. Były w stylu Deana, ale.. To były jego.
Śpiewałam razem z puosenkarzami. Dojechałam do "domu", wyjełam klucz do mojego pokoju motelowego zabrałam wszystkie rzeczy i wsiadłam do auta. Jednak musiałam jeszcze wyjśc i zapłacić za pobyt. Kiedy już to zrobiłam ponownie ruszyłam w drogę, ale już bliżej. Do posiadłosci Johna Winchestera. Miał mały domek na wybrzeżach Maine. Skromny, ale przytulny. Wchodząc do środka można zauważyć fotografie jego i Mary - jego żony. Totalny burdel. Papiery, księgi i różne pierdułki były rozsypane po całym domu. Wziełam się do roboty i zaczełam sprzątać.

***
Kilka godzin później, dokładnie o 23:58 rzuciłam się na kanapę z lampką wina w ręce. Wyciągnełam się na sofie i wyjełam brzyczący telefon.
"Unkown"
Odbieram.
- Słucham?
- Nudno w piekle, moge wpaść?
- Przywieź wino.

John był zabezpieczony wiec nic nie mogło się stać. Deanowi ufam, choć nie powinnam. Nadal go kocham i nic mi w tym nie przeszkodzi.. To silniejsze ode mnie. Poza tym troszczy się o mnie, ratuje mnie, całuje mnie. Dziwne, ale nie opieram się.. Lubię to. Czuje, że jest blisko i wiem, że to wtedy on. Otworzyłam drzwi po usłyszeniu dzwonka.
- Hej - przywitał się Dean.
- Wejdź - zaprosiłam go gestem dłoni.
Widziałam jak wchodzi do środka i staje w jakimś miejscu.
- Thea?
- Wiem..
Wziełam miotłe i zeskrobałam mała część farby z sufitu.
- Ty czy?
- John.
Wszedł do środka i podał mu kruształową szklanke. Mu nalałam whisky, bo wiem, że wina nie lubi, ale ja wolałam wypić coś lżejszego...
Położyłam się na kanapie, jak robiłam to wcześniej.
Miałam ubrane tak zwane - szmaty. Czyli luźne bluzka, leginsy i gołe nogi.
Dean usiadł na końcu sofy, podnosząc moje nogi na jego kolana.
- Jak rodzinka? - zapytalam.
- Wyprosili mnie po twoim odjeżdzie.. Yeah - upił łyk whisky.
- Haha.. Śmieszne no nie? Tyle lat... - zamyśliłam się - Ooo! Pacz i podziwiaj.
Podniosłam bluzkę.
- Ciągle ten sam bok?
- Co mam zrobić? Oni więdzą, gdzie mam słaby punkt.. - zasłoniłam bluzke.
- Na pewno nie tam - szeptną.
- Nawet nie zauważyłeś.
- Czego?
- Od jakiegoś czasu głaszczesz mnie po stopach.
- Sory - rzucił i przestał.
- Czy każdy demon taki jest?
- Nie.
- Poczekaj muszę wyjąć broń - sięgnełam do pleców i położylam broń na stole. - To czemu jesteś inny?
- Bo jestem z kimś związany..
Patrzal się na pistolet, skupiony, jakby układal coś w COŚ wielkiego.
- Z kim? O kim mówiesz?
- Moja... - próbowal wziąść bron do ręki, ale automatycznie pentagramy go od tego odwiodły.
- Tak, twoja. Dostalam od Johna.
- Liczyłem się ze śmiercią..
- Co? Dean kto jest twoją więzią? - usiadłam.
- Śniłem o pięknych rzeczach.. Wiedzialem, że to koniec, wiedzialem, że cię już nie zobacze. Moim ostatnim wspomnieniem byla twoja twarz. Uśmiechalaś się, promienialaś, wyglądałaś jak anioł. Mialem przebłyski momentów z baru, nasze pierwsze spotkanie.. Po obudzeniu.. Chciałem, żebyś odeszła. Ten pierwszy - demon - spalił list, który napisalem, spalił mi rękę.
Wzielam do dłoni jedną z jego rąk. Na jednej i na drugiej nie bylo żadnych skaleczeń.
- Nic tu..
- Nie ma. Cialo się regeneruje.
- Ja nadal czuje coś do ciebie wiesz o tym?
- Wiem.
- A czy ty nadal czujesz coś do mnie?
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Po prostu.
- Dean? - zapytalam błagając o odpowiedź.
Wstal i stanął obok kominka.
Pił whisky, jakby to było rozwiązanie.
- Mam tego dość?
- Czego?
- Twoich pytań!
- Więc odpowiedz mi.
- Aria.. - zakłopotany patrzał w ogień. Chodziło o osobe, która ma z nim więź.
- Nie prawda.. Kto?! Kim jest ta osoba?!
- Ty! Rozumiesz ty! Zawsze byłaś tylko ty!

Spojrzal na mnie z wścieklością. Mialam nadzieje, że to ja będe tym powodem. Jego więzią. To znak i szansa. Znów odwrócil się do płomieni. Opieral się o kominek. Nagle odstawił kryształową szklankę.

- Spalmy te mosty..

Ruszyl w moją strone. Byłam szczęśliwa z tego powodu. Lekko mnie położył i namiętnie przylożył usta do moich warg składając pocalunki.
Rozbieraliśmu się wzajemnie. Szybko, wolno, sprawnie, nie dokładnie.. Nie ważne. Nie obchodziło nas to.
Skończyliśmy na kanpie przy rozpalonym kominku, gdzie płomienie przenosiły się na sofe na której leżeliśmy i współrzyliśmy.

~***~
Jak Wam się podoba? Komentarze, gwiazki mile widziane ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro