23. "Witaj, słoneczko"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Oto pani maleństwo.. - podano mi dziecko w ręce. - Dziewczynka.
Boże jaka śliczna.. Była taka spokojna, nie płakała tylko się patrzała na mnie. Wszystko było piękne dopóki nie mrugnęła.. Oczy czerwone z mała czarną zierenicą, potem znów mrugnęła i miała zielone oczy.
- Tak bardzo cię kocham - ucałowałam rączkę dziecka - I nic tego nie zmieni.
Kiedy się uśmiechnęłam, malutka zaczęła się śmiać.
Do pokoju wszedł Jeremy. Był już opanowany. Podszedł do mnie i spojrzał na małą. Ucałował mnie w czoło.
- Przepraszam cię, nie chciałem - szepnął.
Pogłaskał palcem małą po policzku.
- Jak ją nazwiecie?
- Mary Jo ...
Jeremy widział moje zakłopotanie.
- Mary Jo Winchester.

Mam dość teraz bym tylko spała i spała i spała... Ale nie. Muszę wstać iść do dziecka, nie mogę zostawić jej samej. Wywlokłam się z łóżka, wyszłam z pokoju, ale i tak zostałam zgarniona przez ramię Jeremiego.

- Chce do córki...

- Za chwilę przyjdzie z nią pielęgniarka. Usiądź i odpocznij.
- Nie chce...
- Zachowujesz się jak uparte dziecko! - podniósł lekko głos i próbował mnie usadzić na tyłku.
- Ale za to mnie kochasz - zaśmiałam się.
Nadchylił się nade mną.
- Kocham cię taka jaka jesteś - ucałowal mnie w czoło.

Jak zawsze... Nigdy nie spróbuje czegoś więcej. Nie będę się mu rzucać. Jeśli on tego nie chce, ja to uszanuję.

- W jaki spsób mnie kochasz? Zawsze to mówisz, ale...
- Thea ja..
Przez drzwi weszła pielęgniarka.
- Mary!
Kobieta w podeszłym wieku, uśmiechała się, miała owiniętą małą istotkę w kocyk.
Anioł wyszedł. Nie rozumiem o co mu chodzi. Ciągle wychodzi kiedy jest Mary. Chyba czuje jej prawdziwe "JA".

***

Poprosiłam pielęgniarkę oto żeby przyprowadzono mi małą do pokoju. Zgodziły się. Mary spała, a ja postanowiłam się przespać. Jeremy nie wrócił, a ja czuję się strasznie źle. Mineły 3 lata i zostało mi 17.. Wystarczy, żeby mała dorosła przy mamie, potem Jeremy zostanie z nią i będzie jej mentorem. Mary będzie dobrą dziewczyną, nie dopadnie jej ciemność.

Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Miałam zamknięte oczy, ale obserwowałam wszystko. To był Jeremy. Podszedł do Mary i spoglądał na nią. Uśmiechał się do niej i głaskał po policzkach.
- Połóż się ze mną - powiedziałam.
- Nie powinienem - odszepnął.
- Chodź - nakazałam.

Podszedł i mnie przytulił. Leżeliśmy i zasneliśmy.

***
Z czasem zaczełam patrzeć jak Mary rośnie, mijały tygodnie, miesiące... Aż w końcu za namową Jeremiego postanowiliśmy jechać do Kansas. Do mojej przyjaciółki.
Kiedy staneliśmy pod jej mieszkaniem, cieszyłam się i nie mogłam się doczekać, aby ją zobaczyć 3 lat mineły. Mam dziecko, "chłopaka"...
- Dasz rade?
- Oczywiście, że tak.
Oznajmnijam, wyjełam dziecko z nosika i wyszłam z tylniego miejsca w samochodzie. Podeszliśmy do drzwi. Jeremy zapukał. Musieliśmy trochę odczekać zanim nam otworzono.
- Thea - stanął w drzwich Ethan.
Taki jakiś smutny, wyglądał tak samo jak zawsze wcale się nie zmienił.
- Cześć Ethan - zarzuciłam z uśmiechem.
Chłopak był zapatrzony w moje dziecko.
- Zastaliśmy Sare?
Chłopak westchnął.
- Wejdźcie.
Tak zrobiliśmy. Mieszkanie bylo wyczyszczone. Na meblach, ani telewizorze nie było żadnego kurzu. Kuchnia błyszczała. Usiedliśmy na kanapie.
- Nie przedstawilam wam sobie... Ethan Jeremy, Jeremy Ethan.
Mężczyźni podali sobie ręce.
- Wiec gdzie Sara? Nie mów, że pracuje.. Jest sobota!
- Nie ma jej.
- A kiedy wróci?
Chłopak przetarł dłonią twarz.
- Obawiam się, że nigdy.
Zaśmiałam się.
- Co masz na myśli?
Ethanowi załzawiły się oczy.
- Theo... Ona nie żyje - Jeremy przejął pałeczke od Ethana.
Wstałam z Mary na rękach i zbliżałam sie ku drzwią, jednak się cofnełam i oddałam dziecko aniołowi.
Znalazłam się na zewnatrz, ogarneła mnie rozpacz. Jedyne o czym myślałam i zrobiłam - to wsiadłam w auto i pojechałam na cmentarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro