24. "Mój czas już dawno się skonczył"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~7 lata później~
Ubrałam się i weszłam do pokoju małej. Ukucnełam pbok jej łóżeczka i ucałowałam jej czółko. Wyszłam z pokoju i zajrzałam do salonu hdzie siedział Jeremy.
- Zaopiekuj się nią.
Mężczyzna się nie odzywał.
- Jerr.. Zadecydowałam.
Podeszłam do chłopaka, on automatycznie wstał. Złapał mnie w swe objęcia i mocno ściskał.
- Czemu to robisz? Masz jeszczs czas!
- Nie Jeremy... Mój czas skończył sie już dawno temu.
Lekko się zaśmiałam. Odsunełam się i ucałowałam go w policzek.
- Powiedz, że wrócisz..
- Nie obiecuję.
To było pożegnanie. Nie zatrzymywal mnie puścilam jego reke i wyszlam z domu. Stanełam autem daleko od domu w Nowym Orleanie, na rozdrozach. Wezwałam mojego ukochanego i czekałam, aż się zjawi. Minelo trochę czasu zanim przybył.
- Thea?
- Witaj, Dean. Kopę lat..
Uśmiechnełam się.
- Coś się stało? - podszedł do mnie zatroskany.
Złapaliśmy się za ręce. 7 lata go nie widziałam. Chłopak, narzeczony, prawie mąż, ojciec... Noszący moje życie.
- Długo cię nie widziałam. Słuszałam, że jesteś tym dobrym.
- Piękna jak zawsze.
- Dean wezwalam cię z jakiegoś powodu... - wyjełam list z mojej kurtki i mu go wręczyłam. - Nie czytaj go teraz.
- Co w nim jest? - zapytał mnie.
- Nie wiem - uśmiechnełam się. - Musisz zrobić coś dla mnie.. Możesz?
- Oczywiscie, czego potrzebujesz?
- Zabij mnie.
Mężczyzna puścił mnie i spojrzal na mnie zagniewany.
- Nie. Nie to!
- Dean błagam cię. Zrobilam dla ciebie wszystko. Wszystko! Teraz ty zrób coś dla mnie.
Wyjełam broń "jego i moją" - prezent od Johna. Podałam mu ją.
- Nie.
- Przestań być dzieckiem! Chociaż raz zrob cos o co cie prosze.
Kiwał glową w niezgodzie. Patrzalam na niego błagalnym wzrokiem.
- Czemu?
- Bo nie chce juz cierpiec.
- Czy w takiem razie mogę pocalować cię ostatni raz?
- Nie powinienes pytać.
Podeszliśmy do siebie i spoczeliśmy na namiętnym, stęsknionym pocałunku.
Czemu chcialam żeby to on położył kres moich końcowych lat?
Ponieważ on był moim pierwszym i chcialam, zeby tez byl moim ostatnim.
Nawet nie poczułam kiedy strzelił 3 razy. Śmiałam się.
- Wybacz mi...
Łzy spływające po policzku Deana, spadaly na moj policzek. Dean usiadl na ziemi i delikatnie trzymal mnie w ramionach.
- Nic już nas nie uratuje...
- Wiem, dziękuję.
Patrzalam w zielone oczy mężczyzny, moją zakrawioną dlonią dotknełam jego łez na policzkach.
- Nawet w najstraszniejszej chwili jest tak romantycznie.
Dean płakał. Płakal gdy naprawdę musiał.
- Pamiętam nasze pierwsze spotkanie.
- Pocalowałam nieznajomego.
- Zakochałem się w aniele.
Zaśmiałam się.
- Dean... Kocham Cię.
Zaczelam dławić się krwią naplywającą do mojego gardła.
Mężczyna przytulił mnie i zaczął płakać. Zastygłam wpatrzona w gwiazdy na niebie.
To było ostatnie spotkanie, ostatni pocalunek, ostatni dotyk, ostatnie spojrzenie...

- Proszę, proszę. Kogo ja tu widze. Theo, co ty wyprawiasz jeszcze masz swoje lata.
- Ty skurwielu, odebraleś mi wszystko!
Znalazłam się w jakimś starym mrocznym palacu. No tak.. Piekło.
- Jesteś jakas inna. Masz w sobie dużą moc.. Ale ona nie należy do ciebie. Powiedz co zostawiłaś na ziemi?
- Chrzań się.
Plunełam w jego twarz.
Wszystko zaczeło się trząść. Alistair sam byl zdziwiony.
- Nie! Ona jest moja! - zaczął krzyczeć w przestrzeń.
Co jest do..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro