9."Wyjdziesz za mnie?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~ No one ~
Oboje pojechali do miasta. Thea kupuję rzeczy w sklepie spożywczym, a Dean pod jakimś pretekstem wyrywa się z sklepu i jedzie do jubilera. Dokonuję transakcji i kupuję piękny, jakby przeplatany gałęziami srebrny pierścionek z małym szmaragdem w środku. Szczęśliwy wychodzi z pudełkiem w kieszeni i wsiada do auta. Po chwili znajduję się na parkingu, gdzie z siatkami czeka Thea. Wsiada do auta i go całuje.

~ Dean ~
- Załatwiłeś to co miałeś?
- Wszystko poszło pomyślnie, nawet bardziej niż przewidywałem.
Nie mogłem powstrzymać swojej radości. Kupiłem pierścionek, który przypomina mi o Thei. Szmaragd, który na nim widnieje, dorównuję koloru oczu mojej ukochanej.
Ruszyliśmy do domu, bo szykujemy kolacje rodzinną. Cassie wychodzi z szpitala z małą i chcemy jakoś to uczcić.
Postanowiłem, że przy wszystkich się jej oświadczę. Chcę to zrobić dzisiaj, bo nie wiem ile czasu jeszcze wytrzymam...
Czuję się silniejszy, ale coś "zjada" mnie od środka.

***
- Rzuć mi paprykę.
Thea rzuciła mi paprykę, zacząłem ją szybko kroić.
- Jestem królem kuchni!
- Zwolnij, zatniesz się...
Zaśmiałem się i odwróciłem głowę w jej stronę.
-Ach... - syknąłem.
Zaciąłem się w palec. Przerwałem krojenie i spuściłem wodę w kranie. Przepłukałem wodą zacięcie.
- Zaciąłeś się?
Przyjrzałem się.
- Nie... skończyłem kroić - kompletnie nic nie miałem, żadnego zacięcia.
- Kochanie... Zostało ci jeszcze pół papryki.
- Przepraszam.
Thea objęła mnie od tyłu.
- Wszystko gra?
- Taa.
Odwróciłem się i pocałowałem ją w czoło.

***
Otworzyłem drzwi wchodzącej Cassie z dzieckiem, z tyłu targał się Sam z torbami. Ten widok omal nie zwalił mnie z nóg.
- Cześć, kochana - pocałowałem w czoło Cassie i dałem małego całusa Arii, która zaczęła się od razu śmiać.
- Dean... Zacznę być zazdrosna! Co Aria cię widzi zaczyna się śmiać...
- To mój urok - zaśmialiśmy się.
Widziałem jak matka z dzieckiem się oddaliły, zatrzymałem ręką Sama i wyszliśmy na zewnątrz. Zamknąłem drzwi. Był wieczór i musiałem zapalić światło na werandzie.
- Co jest?
- Muszę ci coś pokazać.
Wyjąłem z kieszeni pudełko z pierścionkiem i otworzyłem je przed Sammym.
- Gościu... Tu nic nie ma.
- Co? - zdenerwowany, dojrzałem do środka.
- Żartuje! - roześmiał się.
- Suka... - zrobiłem niesmaczną minę.
- Idiota... Dean, on jest odjazdowy! Ale ty coś nie ten ...
- Że co? Że ja? O co chodzi? - szybko spojrzałem się na siebie.
- Twój ubiór? Masz jeansy i niebieską koszulę...
- W graniaku by mnie o coś podejrzewała.
- Też racja. Jak chcesz to zrobić?
- Chciałem ją zabrać nad wodospad, ale z wami będzie problem... Więc pomyślałem... - nie dokończyłem
- Czekaj, czekaj! Pojedziemy z wami.
Klepnąłem go po klacie i wsiedliśmy do środka.
- No i świetnie! - usłyszałem śmiech.
- Nie miałeś innego pomysłu, no nie?
- Taak -powiedziałem melodyjnie.
Sam zamknął drzwi i położył torby w salonie.
Widziałem jak Thea znów trzyma małą Arię na rękach. Szczęśliwa i radosna - tak wygląda naprawdę rzadko i pięknie. Akurat w takich momentach.
- Cześć Sam! - przytuliła jedną ręką mojego brata.
- Cześć kochana - objął ją w tali i przez chwilę tak stali.
Czuć się zazdrosny? Nie, nie - To mój brat.
- Dobra, jemy? - klasnąłem w ręce i łapczywie oblizałem usta.
- Taak chodźcie... - powiedziała Thea, która zasiadała delikatnie do stołu.
Stół był przygotowany w różne potrawy.
Kurczak na ostro, sałatka, surówki ... i PLACEK.

~ Thea ~
- Jak się czujesz? - zapytałam Cassie.
- Zmęczona, ale cudownie.
- Daj Arię zjesz coś - powiedział Sam.
- Dajcie spokój! Ja ją wezmę - odezwał się Dean, który odchodził od stołu.
- Zjadłeś prawie cały placek! - lekko się oburzyłam.
- Nie cały - odebrał mi malutką. - Tylko pół - zrobił głupkowatą minę i cmoknął mnie w policzek.
- Dean, nakarmisz ją?
- Jasne. Czym?
- W torbie jest mleko.
- Przyniosę - Sam.
Dean czekał i śmiał się do Arii, bawił się z nią. Wyglądał naprawdę uroczo. Po chwili przyszedł ojciec Arii.
- Trzymaj - Sam podał mu mleko. - Musisz ją położyć.
Dean wykonał polecenie od młodszego brata.

***
- Jedziemy na spacer! - z pomysłem wyskoczył nagle Dean.
- Jasne! - zgodził się Sam.
Spojrzałyśmy się z Cassie po sobie i się zgodziłyśmy.
Co by mogło się stać? Jest 23:27...
- Gdzie jedziemy?
- Na spacer - powiedział Dean ubierając płaszcz.
- Ale dokąd? - nałożył mi mój płaszcz.
- Za dużo pytasz... - zaśmiał się.

Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Wywiózł nas wszystkich do lasu. Pociągnął mnie na skały, potem nad wodospad i zostaliśmy na moście. Dobiegli do nas Cassie i Sam z Arią.
Ta mała powinna już spać!
Spojrzałam na nich i się roześmiałam.
- Co ty... - spojrzałam na klęczącego Deana.
- Thea! - przekrzykiwał wodospad - Wyjdź za mnie!
Dezorientacja.
Co mam zrobić? Co się cholera dzieje?!
Zaczęłam się śmiać, ledwo oddychając, bo nie wiedziałam co zrobić. Moje ręce błądziły po moich ustach.
- Wyjdziesz za mnie? - otworzył pudełko z pięknym pierścionkiem zaręczynowym.
- Um.. - jąkałam się - Tak? - powiedziałam nie pewnie.
- Tak?
- Tak! - powiedziałam pewniej.
Zaczęłam się śmiać, Dean założył mi pierścionek. Wstał, a ja się na niego rzuciłam. Owinełam ręcę na jego karku i namiętnie pocałowałam. Z niedalekiej odległości słyszałam wiwaty i gwizdy wywołane przez parę obok.
- Tak bardzo cię kocham...
- Nie wiesz jak bardzo ja cię.
Dean objął mnie mocno w tali, podniósł i zaczął się ze mną kręcić. Wydawaliśmy z siebie odgłosy szczęścia. Nawet nie tylko my się cieszyliśmy. Spojrzałam na pare z dzieckiem obok, którzy w objęciach się całowali.
Mała to dziecko szczęścia. Zawsze uśmiechnięta i wesoła. Cała nasza czwórka się całuje, a od niej słychać tylko słodki śmiech.

~**~
Cześć Wam! Tak, wiem ten rozdział jest taki nudnawy... Ale nie może być ciągła akcja ;) Nie miejcie mi nic za złe :] Błędy są, bo to pisane na komórce :) Wybaczcie :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro