Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tihana

– Cholera! A to miał być taki miły wieczór – jęknęłam zawiedziona, że wszystko poszło nie tak. – Miałyśmy potańczyć, zabawić się... A ostatecznie trafiłam na dwóch palantów...

– Dlaczego ja nic nie widziałam? – burknęła z grymasem niezadowolenia na twarzy Eliza, w ułamku sekundy podnosząc się do siadu. – Kiedy to było? Jak tańczyłam? Czy w...?

– Tak, wywijałaś wtedy z blondynem na parkiecie. Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka. Dosiadł się jakiś palant, gadał głupoty, więc początkowo go zlewałam i tyle. Jednak, gdy jego dłoń zsunęła się na moje biodra...

– Przywaliłaś mu? To dlatego wyszłyśmy w takim pośpiechu? Dlaczego nie powiedziałaś od razu? Ochroniarz jest moim znajomym, więc na pewno by nas nie wyrzucili, jeśli...

– Dasz mi dokończyć? – Zaczynałam się niecierpliwić, zresztą tak jak ona.

Jak zwykle chciała znać każdy szczegół, ale nie była w stanie wysiedzieć grzecznie i wysłuchać do końca mojej opowieści.

– Tak, tak. Już się zamykam. – Położyła palec wskazujący na swoich wargach, dając mi znak, że od teraz będzie siedziała cicho, jak mysz pod miotłą.

– Nie zdążyłam zareagować, ponieważ pojawił się przy nas jakiś mężczyzna. Szarpnął nachalnego typa za koszulę, zrzucając brutalnie z wysokiego krzesła. Jak tylko ten idiota podniósł się z podłogi, ochroniarze złapali go za fraki i wyprowadzili z klubu. – Przyjaciółka ewidentnie ostatkami sił powstrzymywała się przed zadaniem pytania i miałam ochotę parsknąć śmiechem. Była jedyna w swoim rodzaju. – Pytaj, wariatko, bo zaraz wybuchniesz.

– Twój wybawiciel był jakiś fajny? Czy bardziej przeciętny? Przedstawił się? Może go znam... – Jej podekscytowany głos wcale mnie nie dziwił.

Niejednokrotnie słyszałam o słynnym klubie Cubana. Odwiedzała za każdym razem, gdy odpoczywała w albańskim kurorcie, a przyjeżdżała tu kilka lub kilkanaście razy w roku, żeby odsapnąć od studiów i zmienić klimat. Dzięki temu poznała lokalnych ważniaków czy biznesmenów, z którymi niejednokrotnie bawiła się na imprezach.

Saranda słynęła z ekskluzywnego klubu. Wstęp do niego mieli tylko najzamożniejsi Albańczycy, ale również turyści, którzy musieli zapłacić kilkaset euro za wstęp, a do tego obowiązywał dress code, więc tylko nieliczni mieli szansę się z w nim pobawić.

– Był całkiem spoko. Wysoki, szeroki w barkach, ciemny zarost... W zasadzie to był niezły...

– Cholera jasna! Że też mnie przy tobie nie było! To na pewno ktoś z lokalnych... Turyści raczej się nie wychylają... – Zamyśliła się na chwilę, po czym niespodziewanie machnęła dłonią, dając mi do zrozumienia, że mogę już kontynuować.

– No więc, jak tylko ten nachalny koleś zniknął, postanowiłam skorzystać z łazienki...

– Co? Nie podziękowałaś za ratunek? – Eliza była wyraźnie zaskoczona.

– Nie. W tym facecie było coś takiego... Nie wiem... Był zbyt intensywny... Wolałam zniknąć mu z oczu...

– Okej, okej... – wtrąciła. – Ponawiam pytanie: Nie podziękowałaś?

– Zachowuj się jak dorosła kobieta, inaczej zamilknę na wieki i nic więcej się nie dowiesz – syknęłam lekko oburzona.

Czasami zachowywała się, jakby dopiero co skończyła podstawówkę.

– Dobra. Mów – westchnęła niepocieszona.

– W łazience byłam kilka minut. Jak tylko z niej wyszłam, spotkałam drugiego palanta – warknęłam z irytacją. Wyjście do klubu okazało się kompletną porażką. – Jednym ruchem złapał moje nadgarstki i zablokował, jednocześnie wsuwając mi nogę między uda, uniemożliwiając obronę. Nie byłam w stanie sprawdzić na tym tępym kolesiu chwytów, których nauczył mnie Hasan.

– Ja pierdolę – sapnęła Eliza zaskoczona.

Namawiając mnie na wyjście do klubu, kilkukrotnie zapewniała, że będziemy bezpieczne. Nie tylko dlatego, że miała obstawę złożoną z dwóch ochroniarzy, których przydzielił jej ojciec, ale ponoć właściciel stawiał na bezpieczeństwo kobiet. Wokół parkietu, przy wyjściu, na tyłach klubu... Wszędzie byli ochroniarze. Z tej prostej przyczyny wymknęłam się Hasanowi, za co mi się już, swoją drogą, porządnie oberwało.

– No, dokładnie. Ale nic mi się nie stało, ponieważ ponownie pojawił się mój wybawca... – Jak tylko te słowa opuściły moje usta, Eliza jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy.

Przez kilka sekund milczała, a ja dosłownie słyszałam, jak trybiki w jej głowie się kręciły, planując skumulowane tornado pytań.

– To jest bardzo podejrzane. Serio. W tym klubie za każdym razem jest co najmniej kilkaset osób. Jak to możliwe, że ponownie na siebie wpadliście?

– Nie wiem, ale to jeszcze nic. Podszedł do nas, warknął do natręta, że ma spierdalać, a gdy ten roześmiał mu się w twarz, złapał go za gardło i zaczął dusić.

– I dobrze mu tak! Mam nadzieję, że go porządnie poddusił. – W jej oczach zobaczyłam wściekłość.

Dla niej ta sytuacja była normalna. Jej ojciec nie okazał się sukinsynem bez serca i nie wysłał jej na kilka lat do szkoły u sióstr zakonnych. Mogła normalnie studiować, ale też uczestniczyć w życiu rodzinnym i być naocznym świadkiem, jak załatwiało się interesy w chorwackiej mafii.

– Nie udusił, ponieważ mu przerwałam. W każdym razie, zmierzając do końca tej fascynującej opowieści, podsumowującej nasz pierwszy dzień wakacji – oznajmiłam na jednym wydechu, robiąc teatralną pauzę, czym efektownie potrzymałam moją nadpobudliwą przyjaciółkę w napięciu. – Jak tylko go puścił, odwróciłam się na pięcie i chciałam cię znaleźć, żeby zakończyć fatalny wieczór. Jednak udaremnił mi ucieczkę. Zatrzymał mnie na końcu korytarza, szarpiąc za rękę, a gdy się obróciłam, namiętnie mnie pocałował.

Mina Elizy była bezcenna. Zastygła oszołomiona, lekko rozchylając usta, co wyglądało naprawdę komicznie.

A mnie na samo wspomnienie tego nagłego i nieoczekiwanego pocałunku, zrobiło mi się gorąco.

– Żartujesz? – wyjąkała, jak tylko odzyskała głos.

– Nie. Jestem całkowicie poważna. Też nie mogę w to uwierzyć, ale takie są fakty. A najlepsze i jednocześnie najgorsze w tym wszystkim jest to, że mu na to pozwoliłam. Przyssał się do mnie jak pijawka, a ja zamiast go spoliczkować, oddałam pocałunek! Teraz sama się sobie dziwię. To nie byłam ja...

– No ale, kim był ten facet, do cholery?! – Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, nie spuszczając ze mnie przenikliwego spojrzenia.

– Nie wiem, ale mam nadzieję, że nigdy więcej go już nie spotkam. Ja się tak nie zachowuję. Fakt, spędzamy wakacje w Albanii, ponieważ chciałyśmy być anonimowe, a jednocześnie blisko naszych nadopiekuńczych ojców, ale przecież istnieją granice szaleństwa! Czuję, że tym pocałunkiem stanowczo je przekroczyłam.

– Tihano, chyba za surowo się oceniasz. Przez kilka lat byłaś odcięta od świata, od rówieśników, zamknięta w czterech murach, więc najwyższa pora nadrobić zaległości... Zresztą, nigdy nie wiadomo, co twój...

– Wiem, nawet nie kończ tego zdania. Przez najbliższe dwa miesiące nie chcę rozmawiać ani myśleć o moim ojcu. Masz rację, niepotrzebnie się obwiniam za coś, co dla innej dziewczyny w moim wieku jest zupełnie normalne.

– Właśnie, więc teraz musimy się dowiedzieć... Kim jest twój wybawca?

– Mnie to nie interesuje. Do Cubany już mnie nie wyciągniesz. Koniec kropka. Zresztą dostałam taki wykład od Hasana, że raczej nie wypuści mnie z tego apartamentu do końca naszego pobytu.

– Damy sobie z nim radę. A teraz myć ząbki i spać – rozkazała stanowczo, uśmiechając się pod nosem.

Jak tylko przytuliłam głowę do poduszki, wyobraźnia momentalnie podsunęła mi obraz nieznajomego o szarym, przeszywającym spojrzeniu.

Wszystko, co było z nim związane było nowe, nieznane, ale niewiarygodnie ekscytujące.

A ten pocałunek...

Nikt nigdy mnie tak nie całował. Z taką pasją, namiętnością, brutalnością... Jakby chciał zawładnąć moim ciałem i umysłem.

Był niezwykle intensywnym mężczyzną. Biła od niego namacalna energia władzy, demonicznej siły. Zresztą widziałam na własne oczy, jak w ułamku sekundy zacisnął dłoń na gardle tego palanta. Jak wpatrywał się w niego morderczym wzrokiem i byłam przekonana, że gdyby chciał, to mógł go bez wahania zabić. Ot tak. Nie sprawiłoby mu to żadnych problemów.

Całkiem możliwe, że pochodził z mojego świata. Kto normalny odważyłby się dusić obcych facetów na korytarzu w klubie...?

Wystraszyłam się.

A on ewidentnie liczył na coś więcej. Na dalszy ciąg naszej małej gry wstępnej.

***

– Wstawaj, mała.

Z przyjemnego snu wybudził mnie radosny szczebiot Elizy. Nie otwierając oczu, nakryłam głowę kołdrą, dając jej do zrozumienia, że potrzebuję jeszcze minuty spokoju.

I dała mi chwilę, a dokładniej trzy sekundy, zanim zerwała nakrycie i rzuciła się na mnie, przygniatając do materaca swoim szczupłym ciałem.

Chwilę trwało, zanim się uwolniłam, kiedy ta wariatka chciała mnie chyba zabić gilgotkami. Jak tylko przeturlałyśmy się po łóżku, usiadłam na niej roześmiana i zdenerwowana jednocześnie, przyciskając kolana do jej ud, unieruchamiając przy okazji ręce.

– Wiesz, że nie znoszę takich pobudek... – westchnęłam rozdrażniona.

– Wiem, ale trochę sportu z rana nie zaszkodzi. Idziemy pobiegać? – W sekundzie zmieniła temat, co było w jej przypadku bardzo normalne.

– Jasne. Tylko się ogarnę. Jesteś już gotowa? – Stanęłam obok łóżka, przeczesując palcami włosy.

Pytanie było retoryczne. Ta wariatka miała już na sobie strój do joggingu, pełny makijaż, a nawet buty sportowe.

– Od piętnastu minut. – Pokazała mi język, zanim okręciła się wokół własnej osi.

***

Ponad godzinę później wracałyśmy do apartamentu. Bieganie w temperaturze trzydziestu stopni nie było dobrym pomysłem. Koszulka przylepiła się do mojej mokrej skóry, ledwo łapałam oddech, a każdy kolejny krok sprawiał, że uda drżały mi ze zmęczenia i bólu.

Swój stan mogłam przypisać sporej przerwie akurat w tej dyscyplinie sportowej, ale dużo lepiej szło mi narzekanie na albański klimat, który mi ewidentnie nie służył.

– Padam, po prostu padam z nóg – wyjęczałam, oddychając jak parowóz, kiedy wreszcie zatrzymałam się tuż przed bramą wjazdową na teren luksusowych apartamentowców, gdzie ojciec Elizy wynajął nam mieszkanie na okres wakacji.

– Dajesz! – krzyknęła przyjaciółka, którą rozpierała energia.

Biegała wokół mnie jak mały pekińczyk, oddychając rytmicznie.

Przez krótki moment zastanawiałam się, jakim cudem, nie było po niej widać, że przebiegłyśmy pięć kilometrów.

Przyklejone do spoconej twarzy mokre kosmyki włosów na pewno nie dodawały mi urody, dodatkowo pewnie byłam czerwona jak burak z wysiłku.

– Ty jesteś jakimś nadczłowiekiem? – szepnęłam.

Starałam się uspokoić oddech, nabierając do płuc większe hausty powietrze.

– Nie. Po prostu regularnie trenuję. – Nawet głos jej nie drżał, a cały czas była w ruchu. Teraz robiła pajacyki i jakieś wyskoki. – Ale nie martw się, przypilnuję cię w te wakacje i za jakieś dwa tygodnie będziesz mi już dotrzymywać kroku.

– Ja tego nie przeżyję – jęknęłam zrozpaczona.

Znałam ją od dziecka i wiedziałam, że jak się na coś uprze, to nie ma mocnych. Będzie parła do przodu jak taran, zostawiając po sobie trupy.

– Czy piękne panie potrzebują podwózki?

Na dźwięk męskiego, głębokiego głosu obie spojrzałyśmy w kierunku sportowego, czarnego samochodu, który zatrzymał się tuż obok nas.

Młody mężczyzna siedział za kierownicą wypasionego wozu.

– Podziękujemy – odpowiedziała Eliza, robiąc teraz skłony.

Facet zamiast odjechać, kiedy został jawnie spławiony, gapił się na nas niewzruszony. A przynajmniej tak myślałam, ponieważ nie dość, że miał na nosie ciemne okulary przeciwsłoneczne, to dodatkowo połowę twarzy zasłaniała mu, nasunięta na czoło czapka z daszkiem.

Eliza zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Śmiało mogłam stwierdzić, że z premedytacją go ignorowała, a ja im dłużej mu się przyglądałam, tym musiałam przyznać, że był całkiem niezły. Widziałam tylko kilka szczegółów jego wyglądu, jak szerokie barki, rozbudowane ramiona, ładnie opalona skóra i mocno zarysowana kwadratowa szczęka.

– Może jednak? – ponownie zagadał, ale nie zdążył nic więcej dodać, ponieważ Hasan podszedł do niego i stanął tak, że całkowicie zasłonił mu na nas widok.

Mój ochroniarz nie należał do cierpliwych ludzi i teraz dziękowałam Bogu, że mu wczoraj zwiałam. Byłam przekonana, że tych dwóch palantów z klubu, nie przeżyłoby tej nocy.

Przez krótką chwilę rozmawiali ściszonym tonem, aż nagle brama wjazdowa na teren luksusowych mieszkań zaczęła się przesuwać. Kilka sekund później nieznajomy ruszył, a spod maski sportowego samochodu wydobyły się ryczące dźwięki silnika, kiedy dodał gazu, szpanując niezliczoną ilością koni mechanicznych. Odjechał dosłownie kilka metrów, zostawiając za sobą Hasana, a wtedy ponownie na nas spojrzał, ale tym razem obdarzył nas szerokim uśmiechem, ale nie był on radosny czy miły, raczej mroczny, będący obietnicą...

Ale czego?

Miałam nadzieję, że nigdy się nie dowiem.

– Coś czuję, że to będą niezapomniane wakacje – stwierdziła Eliza pod nosem, gdy po tej długiej mordędze, która wyczerpała wszystkie moje siły witalne, wreszcie przekroczyłyśmy próg apartamentu.

– Tak, zajebiście się zaczęło – przytaknęłam bez cienia entuzjazmu w głosie.

– Kobieto, nie mówiłam o klubie, nieznajomym czy gorącym pocałunku! – Machnęła ręką, doskonale wiedząc, o czym pomyślałam. – To swoją drogą. Tym razem mówiłam o naszym sąsiedzie. Był całkiem, całkiem... Skądś go chyba kojarzę. Tylko przez te okulary i czapkę, nie mogłam dostrzec rysów jego twarzy.

– Nie wyglądałaś na zainteresowaną...

– Przy ochroniarzach staram się zachowywać normalnie, żeby nie wzbudzić ich podejrzeń, inaczej później nie odstępują mnie na krok i pilnują bardziej niż zazwyczaj. Zaparkował przed naszym budynkiem, czyli mieszka piętro wyżej albo dwa... Może pójdę wieczorem pożyczyć szklankę cukru? – mamrotała pod nosem, wchodząc do łazienki.

– Zrobisz, jak uważasz. Ja mam chwilowy przesyt dziwnych akcji, więc podziękuję. Zrelaksuję się na kanapie z paczką chipsów i herbatą miętową.

– Boże! Zachowujesz się gorzej od mojej babci! – wyjęczała bezradnie. – Muszę cię jakoś rozluźnić, a przede wszystkim wybić ci z głowy zakonne nawyki, bo inaczej oszaleję.

Jak tylko skończyła swój ekscytujący wywód, trzasnęła drzwiami przed moim nosem, dając tym samym do zrozumienia, że jako pierwsza zajmuje łazienkę.

Postanowiłam w tym czasie uzupełnić płyny i sprawdzić, czy przypadkiem nie dzwoniły do mnie siostry. Po krótkiej rozmowie z Gertą czułam zaniepokojenie. Siostra była nastolatką, do tego bardzo ciekawską, więc świetnie orientowała się, co się dzieje w rezydencji. Przyznała, że coś przez przypadek podsłuchała, ale nie chciała zdradzić szczegółów, twierdząc, że dla własnego dobra powinna to zachować dla siebie.

Bałam się myśleć, co tym razem wykombinował nasz ojciec. Zmienił się. Po moim powrocie zauważyłam, że podejmował nieprzewidywalne decyzje, a jako ojciec trzech córek miał bardzo dużo do zaoferowania innym rodzinom mafijnym, z którymi prowadził negocjacje czy handlował.

Niestety, małżeństwa aranżowane dalej były praktykowane, choć dla ludzi spoza naszych kręgów były średniowiecznym wymysłem i idiotyzmem. U nas było inaczej. To więzy krwi gwarantowały pokój i współpracę biznesową przez kolejnych kilkanaście lat.

Buziaki!

M.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro