Rozdział Trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No wreszcie Cię widzę solenizantko. - powiedział dziadek wchodząc przez próg domu od razu rzucając mi się na szyje.

- Orion! Wejdź prosze do salonu, a nie cały korytarz zajmujesz- rozbawiony głos babci sprawił iż dziadek nie przerywając uścisku przeszedł ze mną do salonu.

Stojąc przy ścianie salonu poczułam jak dziadek wpycha mi coś do kieszeni. Dotknęłam dłonią tego miejsca dyskretnie.

- Nie wyciągaj bo babka pomyśli ze ci z prezentu dałem. - mruknął mi do ucha, na co ja zaśmiałam się osuwając reke z kieszeni.

- Dobra stary dziadzie. Dawaj mi ją- powiedziała babcia odsuwając dziadka ode mnie i zatapiając w kolejnym czułym uścisku. 

Odwzajemniłam natychmiast wtulając się w babcie. Ostatni raz widziałam ją na ostatnich wakacjach w Kairze gdzie prowadzą z dziadkiem wykopaliska. Od tamtej pory nasz kontakt był ograniczony do co miesięcznych telefonów, ale lepsze to niż nic.

Odsunęłam się z uśmiechem od staruszki słysząc zamykanie drzwi wejściowych. Serce przyspieszyło mi bicia kiedy zauważyłam przy drzwiach koło mojego ojca mężczyznę o czarnych długich włosach i oczach w kolorze zieleni.

To niemożliwe...

- To pan Reil nasz pomocnik. Dobrze wiesz że dziadek niezbyt sobie radzi jeśli chodzi o lotniska.- powiedziała z śmiechem babcia, na co dziadek przekręcił oczami.

-Będziesz mi ten lot do Polski wypominać do końca życia? Naprawdę byłem pewien że dobrze lecimy.- mruknął dziadek poprawiając swoje okulary.

- No oczywiście kochanie. Bo Kraków i Wiedeń to miasta sąsiadujące.

- Nie narzekaj, więcej zwiedziłaś. 

W trakcie gdy dziadek i babcia droczyli się z sobą w najlepsze mój wzrok skanował nowo przybyłego. Wyglądał identycznie co Loki, ale czy to możliwe?

Nieznajomy ubrany w czarną koszule z podwiniętymi do łokci rękawami oraz czarne spodnie podszedł do mnie powolnym krokiem.

- Loki Reil miło mi poznać. Oraz najlepszego z okazji urodzin.- powiedział, a na sam jego głos przeszły mnie dreszcze.

To on, syn Laufey - to jego widziałam jako dziewczynka po przeczytaniu obietnicy i to on był przy mnie kiedy obudziłam się w nieznanym pomieszczeniu. To był on. 

- Melody Jones. 

- Dobra Mine kochana zaparz cię proszę kawę bo usnę normalnie. Orion całą podróż samolotem oglądał ten dziwny serial na Netflix'ie, normalnie myślałam że usnę z nudów.- poprosiła blondwłosa zanim ja zdążyłam złożyć mało podejrzane pytanie Lokiemu.

- Sama jesteś dziwna kobieto. To normalny serial. - prychnął dziadek biorąc torbę babci w dłoń.

- To ja za parze wody, a Venus i Phoenix zaprowadźcie dziadków oraz pana Reil'a do ich pokoi. Mel skarbie chodź ze mną proszę.-słysząc swoje imię z ust matki od razu odeszłam od Lokiego i udałam się za matką.

Cholera, chyba czas na opieprz od rodziny za wczoraj.

Udałyśmy się do kuchni, a ja czując że może mi się oberwać grzecznie usiadłam na krześle i nie pewnie obserwowałam ruchy rodzicielki, podczas gdy tata poszedł przebrać Leo.

-Chcesz mi coś powiedzieć zanim zacznę ja?- zapytała brązowowłosa wstawiając wodę.

Zgryzłam wargę, wiedziałam...normalnie kurwa wiedziałam!

- Przepraszam, ale naprawdę nie wypiłam dużo. Ostatnie co pamiętam to, to że miałam okropny ból głowy, a Camden niósł mnie do pokoju gościnnego. Naprawdę nie wiem co się stało.

Wzrok kobiety na moje słowa stał się łagodny. Dosłownie widziałam jak w jej zielonych tęczówkach znikała srogość, a pojawiała się troska. Kobieta westchnęła i obróciła wzrok do kuchennych szafek z których wyciągnęła swoją ulubioną zastawę filiżanek, które otrzymała od swoich rodziców na ślubie z tatą. Śnieżnobiałe z szarymi wzorkami podobnymi do tych, które można wystukać w Internecie wpisując w google wzorki greckie.

- Możliwe że ktoś ci przy nieuwadze coś dodał do alkoholu. Cóż masz szczęście że Camden znalazł twój telefon i zadzwoń do Virgo. Nie chce wiedzieć kto mógł ci to zrobić.

- Zaraz... Cam nie poszedł po Richy'ego? Przecież on ma wasze numery.- zapytałam zbita z tropu przypominając sobie o rudowłosy, który miał ten nocy w planach zostać królem imprezy.

-To ty nie wiesz? Myślałam że Phoenix Ci już powiedział.- powiedziała zaskoczona kobieta dodając.

- Richy zadzwonił około ósmej do Virgo z komisariatu policji w Easton.

Uniosłam zaskoczona brew. Co on znów odwalił że go aż do Pensylwanii wywiało? Przecież to ponad godzina drogi od Nowego Yorku. Chociąż chyba bardziej mnie ciekawi co on zrobił że na komisariacie wylądował?

Na dźwięk wyłączającego się czajnika, mama zalała wodę do filiżanek, a ja wstałam i zabrałam na tacy dwa rodzaje herbat oraz kawę i cukiernicę. Szybko uwinęłyśmy się z naszykowaniem stołu, bo kiedy skończyłyśmy wszyscy zaczęli się schodzić.

- Dobra wy siadajcie, a ja wykroje ciasto.- powiedział ojciec wypychając mnie oraz mamę byśmy zasiadły z obecnymi w domu mieszkańcami.

-Pegasus i kuchnia. Myślałem że to legendy z czasów faraonów.- zaśmiał się dziadek zaparzając sobie herbaty, na co tata spiorunował go wzrokiem na dźwięk swojego pełnego imienia.

Tata nigdy nie lubił swojego pełnego imienia, ale nigdy go również nie zmienił. Zawsze używał swojego drugiego imienia jakim było Spiritus, ewentualnie zdrobnienie Peg. Na pytanie czemu tak mu przeszkadza zawsze odpowiadał że nie znosi jak robi się go w konia.

Spokojnie usiadłam pomiędzy Lokim oraz Venus. Przecież nie mogłam unikać go jak ognia skoro miał wraz z moimi dziadkami spędzić prawie dwa miesiące w jednym domu. Zaparzyłam sobie herbatę słuchając żartów dziadka oraz historii babci o ich przygodach w Kairze. Dowiedziałam się również paru informacji o Lokim, których i tak zbytnio pewna nie byłam.

Dołączył do grupy moich dziadków miesiąc temu i pomagał im przy wykopaliskach.  Wcześniej pracował w grupie w Norwegii gdzie znaleziono świątynie bogów nordyckich między innymi Thora i Odyna. Podobnie jak moja rodzina jego rodzice również mają słabość do nadawania swoim dzieciom dziwnych imion, jednak jak to Loki stwierdził to jednak jakiś atut.

Słysząc dzwonek do drzwi Venus wstała od stołu zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Chwilę później nie minęła chwila, a usłyszałam głos Virgo wchodzącego do domu w towarzystwie rudzielca.

-  Ty naprawdę jesteś zdrowo szurnięty! Kto normalny straszy dzieci że jest hrabią Draculą? Zwłaszcza że to nie Rumunia. To nie ma żadnego sensu.

- Sam nie masz sensu Vi, ja jestem kreatywny. A to że ta stara raszpla na mnie zadzwoniła po policję to inna historia. Poza tym ile razy mam cię jeszcze przepraszać? Przecież naprawdę nie chciałem nic złego.- odpowiedział na komentarz  Virgo, Richy po czym delikatnie uśmiechnął się widząc mnie oraz resztę gości.

-Doberek wszystkim.

- Widzę że Virgo ma ciekawe życie z swoim chłopakiem. - powiedział dziadek rozbawiony kiedy chłopaki kierowali się w naszym kierunku.

- To nie mój chłopak.- mruknął Virgo wstawiając czajnik z wodą i wyjmując filiżanki dla siebie i Richy'ego, podczas gdy rudzielec siadał na wolnym miejscu obok dziadka.

- Też tak mówiłam i zobacz ile lat twój dziadek mi głowę truję. Dwa lata stawiałam opór...

- A i tak pod ołtarz ją zaciągnąłem. - parsknął z śmiechem dziadek przerywając babci, na co ta delikatnie szturchnęła mężczyznę. 

Virgo przekręcił oczami biorąc za spodeczki napełnione wodą filiżanki i zaniósł je do stołu podając jedną Richy'emu, po czym usiadł między nim, a Phoe.

- To co? Zaczynamy imprezę?- zapytał pierworodny rodziny Jones wsypując sobie kawę do wrzątku.

-Ona się zaczęła dobrą godzinę temu, ale teraz możemy ją bardziej rozkręcić.- odpowiedziała mama wstając i idąc do lodówki. Wyciągnęła duże papierowe pudło i otworzyła je, a ja od razu wiedziałam że w środku znajdował się tort. Starając się, abym go nie widziała włożyła świeczki i je podpaliła. Potem już wszystko szło sprawnie i szybko.

Wszyscy śpiewali sto lat kiedy moja rodzicielka wniosła śliczny tort w kolorze delikatnego błękitu z granatową polewą oraz owocami i czekoladowym napisem mojego imienia z pięknym czekoladowym łukiem i kluczem wiolinowym.

- Dawaj życzenie.- powiedział Richy włączając swoją kamerkę w telefonie.

- Zażycz sobie, aby był normalny - prychnął  rozbawiony Virgo na co rudowłosy pokazał mu środkowy palec.

- Gry wstępne to kiedy indziej chłopcy.- powiedział dziadek na co ja parsknęłam śmiechem.

Zamknęłam oczy, pomyślałam chwilę i zdmuchnęłam życzenie.

"Chcę poznać tego kłamcę, który mąci mi w głowie"

Rozległy się brawa i gwizdy, gdy z świeczek zaczął wydobywać się dym. Przez te jedną chwilę ten mężczyzna siedzący obok mnie nie wydawał się obcy, lecz przyjacielem. Przez ten moment zapomniałam o tym że prawdopodobnie jestem na niego skazana. Ten jeden moment dał mi jeszcze chwilę normalności, za którą prawdopodobnie wkrótce będę tęsknić. Zwłaszcza dopóki ON tutaj jest...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro