9. Ellie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— America?! — Sama już nie pamiętam, czy wrzasnęłam, jak zobaczyłam moją przyjaciółkę idącą z jakimś chłopakiem za rękę, czy po prostu nie byłam zdolna niczego powiedzieć i głupio się na nich gapiłam. Poczułam się tak, jakbym dostała autentycznie obuchem w łeb i to od własnej, odwiecznej sojuszniczki. Tak bardzo chciałam poczuć złość, siłę, dzięki której mogłabym jej za to raz, a porządnie przypieprzyć. Jak mogła? Ale problem leżał w tym, że za bardzo jej ufałam. to komiczne, ale nawet nie potrafiłam się na nią wściec. Jestem dla niej zdecydowanie zbyt dobra.

Zdrajczyni od razu mnie zauważyła. Skrzywiła się, ale z poczucia winy. Doskonale widziałam, że to uderzyło w nią jak obuchem w łeb. Ale to dobrze – zasłużyła na to.

Chwilę potem usłyszałam głuchy, ale bardzo silny trzask drzwi sąsiedniego domu. Wypełniła mnie panika.

— Twój ojciec, Ami, on jest wściekły! Coś ty zrobiła?! — Tym razem z pewnością na nią krzyknęłam.

Ona tylko pokręciła głową z przerażeniem. Nie była w stanie się ruszyć.
Coś było nie tak. Tu nie chodziło o jakiegoś głupiego chłopaka. Inaczej dziewczyna nie narażałaby się tacie.

Musiałam reagować i to szybko. Zanim on ją tu zobaczy.

Natychmiast do niej podeszłam, chwyciłam za ramię i pociągnęłam za sobą. Nie ociągała się, ale też nie pędziła w stronę schronienia. Była nieludzko odrętwiała, taka załamana. Otworzyłam dom, po czym ją do niego wepchnęłam. Chłopak posłusznie wszedł za nami. Z ulgą przekręciłam zamek w drzwiach na klucz.

— Jak mogłaś mi nie powiedzieć? — cicho spytałam. — Czy naprawdę w tej waszej posranej rodzinie, wszyscy muszą kłamać?! — W tym momencie już się nie powstrzymałam i wrzasnęłam na nią.

— N-nie, Ellie, to nie tak — zaczęła. Najwyraźniej wreszcie się otrząsnęła i odzyskała głos. — To wszystko to jedno wielkie kłamstwo. Znaczy... - przerwała i zawahała się. Zniecierpliwienie opanowało mój umysł.

— Wyduś to z siebie — poganiałam ją. W jej oczach nie dostrzegłam niezdecydowania, raczej przebijało się przez nie przenikliwe przygnębienie.

— To on, Ellie. 

Na początku nie zrozumiałam, o co jej chodziło, lecz po chwili oświeciło mnie. Rozchyliłam usta ze zdziwienia. 

— Moment, to ON? — powtórzyłam, wciąż nie dowierzając — Żartujesz? — popatrzyłam na niego, aby lepiej mu się przyjrzeć. Jego mina była obojętna, ale mimo wszystko był naprawdę bardzo przystojny. Do tego zdecydowanie bogaty. Tylko, czy ja już go gdzieś nie widziałam?

— Ty-ty jesteś księciem — otworzyłam szeroko oczy. Maxon przytaknął, ale się nie odezwał. Byłam w obezwładniającym szoku. Mojej przyjaciółce jest pisany następca tronu. Najcudowniejsza dziewczyna pod słońcem będzie królową. Rozpierało mnie szczęście. 

Przez długie lata próbowałyśmy rozszyfrować przepowiednię. Mnóstwo czasu, zastanawiałyśmy się, kim jest osoba z oczami dnia i gwiazdami we władaniu. Stalkowałyśmy każdego chłopaka ze wsi. Siedziałyśmy godzinami rysując diagramy, analizując każde słowo, każdą literę przysięgi. Odpowiedź miałyśmy przed nosem. U niego każdy detal się zgadzał. Jego oczy były niczym woda, w której chce się zatonąć. Niczym poranne niebo pochłaniające gwiazdy. No i był władcą, naprawdę dobrym następcą tronu. 

Momentalnie do drzwi ktoś zapukał. Nie, to nie było pukanie. On walił w nie. Americę ogarnęła panika.

— No już chowaj się. — Posłałam jej uspokajający uśmiech. Dziewczyna go odwzajemniła, następnie natychmiast zniknęła.

Ja skierowałam się w stronę drzwi otwierając je.

— Gdzie moja córka? — Ojciec mojej przyjaciółki powoli wycedził każde słowo. Był wręcz czerwony z wściekłości i do tego nieogolony, przez co wyglądał jak zepsuty pijak. — Wiem, że tutaj jest.

— Moment, America uciekła? — próbowałam udać zdziwienie z odrobiną przerażenia. Prawdopodobnie z boku wyglądało to wręcz komicznie. Ale wydawałoby się, że pan Wiliam dał się nabrać na to małe przedstawienie.

— Kto to? — spytał już odrobinę spokojniej. Spojrzałam za siebie. Maxon.

— Yhm to jest mój kuzyn. — Wyszczerzyłam się. Starszy mężczyzna podał rękę księciu. Błagałam chłopaka w duchu, żeby tego nie zepsuł.

— Ellie, muszę już iść — wymamrotał. Po czym bez pożegnania wyszedł, trzaskając drzwiami. Udało się.

— Możesz wyjść! — krzyknęłam. Chwilę potem America żywo zeskoczyła ze schodów i podbiegła do nas.

— Jesteś mistrz — pochwaliła mnie, przybijając mi piątkę. Wiedziałam, że w duchu odetchnęła z ulgą.

Pożegnaliśmy się i obydwoje wyszli. Nareszcie miałam chwilę wolną dla siebie. Nadal ekscytacja krążyła w moich żyłach. Coś czułam, że zbyt szybko nie uda mi się zapomnieć o tym incydencie.

Chyba najbardziej niesamowite dla mnie było to, że tej dziewczynie od zawsze ciężko było znaleźć sobie chłopaka. Gdy ja byłam z jej bratem – ona była sama, choć chłopacy z wioski latali za nią jak ćmy do światła. Problem leżał w tym, że izolowała się od nich, unikała ich. Tłumaczyła się mówiąc, że nie są dla niej odpowiedni. I że nic nie czuje. Śmiałyśmy się, że zostanie starą panną z kotami, choć prawdę mówiąc już naprawdę chciałam ją z kimś zobaczyć. I wiedzieć, że ktoś o nią zadba tak, jak na to zasługuje. 

Poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Patrzyłam na sufit. Wyglądał jak prawdziwe nocne niebo. Błyszczące, brokatowe gwiazdy na ciemnym tle. Był niesamowity. To była prawdziwa sztuka. Zawsze gdy byłyśmy małe, America przychodziła do mnie, leżałyśmy i wpatrywałyśmy się w niego. Nie potrzebowałyśmy nic więcej. To wystarczało.

Ktoś rzucił czymś o okno. Ale mój pokój był na parterze. To może zapukał? Z resztą to bez znaczenia. I tak doskonale wiedziałam, kto to.

Niechętnie się podniosłam, podeszłam i otworzyłam je. Serce mi się ścisnęło na widok tego chłopaka. Ciemne niczym noc oczy wpatrywały się we mnie. Miał na sobie starą, już spraną koszulę w niebieską kratę. Moją ulubioną.

— No już, nie wściekaj się na mnie. — Mówiąc to, położył łokcie na parapecie. Poczułam przyjemne promieniujące ciepło w sercu. Josh nachylił się w moją stronę i zrobił tę swoją niewinną minę. Nie powstrzymałam się i wybuchłam śmiechem.

— Dobrze, tą miną wygrałeś. — Obdarowałam go szczerym uśmiechem. Ostatniej nocy bardzo długo płakałam. Wszystkie złe emocje najwyraźniej się już wypaliły. Już było dobrze.

— Kochanie posłuchaj, nie mogę cię stracić przez głupie wymysły mojego ojca. Nic mnie z Jessicą nie łączy. Błagam, uwierz.

— Wierzę — odparłam, co chyba go trochę zdziwiło. Ale szybko z jego twarzy zniknęło zaskoczenie, zastąpione ulgą i szczęściem.

— Naprawdę?

— Naprawdę. — Mówiąc to wpatrywałam się w jego ciemne tęczówki. Bałam się, że zauważy w moich niepewność. Uczucie, którym w ostatnim czasie byłam przepełniona. Ale najwyraźniej szczęście po odzyskaniu ukochanej mu to przysłoniło. 

— Mam coś dla ciebie. — Nachylił się. Wyciągnął bukiet kwiatów polnych przewiązany białą wstążką. — Chcę żebyś pamiętała, że nikt ani nic nas nie rozdzieli.

Patrzył mi w oczy, a ja roztapiałam się w środku. Byliśmy ze sobą już naprawdę długo, a ja wciąż nie potrafiłam powstrzymać uczuć wariujących na sam jego widok.

— Nikt ani nic — powtórzyłam pewnym głosem. Przez tę chwilę uwierzyłam mu. Całym sercem.

Może nie powinnam mu wierzyć?
Może nie powinnam znów w to wchodzić?
Może jednak jestem ślepa i głupia?

W mojej głowie pojawiały się wątpliwości. Nie chciałam ich. Odsunęłam je od siebie.

Wzięłam od niego kwiaty i odłożyłam na szafkę nocną. Wróciłam do okna.  Popatrzyłam mu w oczy nachylając się w jego stronę. Wziął mnie za rękę.

— Kocham cię — szepnęłam.

— Kocham cię — powtórzył delikatnie się uśmiechając.

Pocałowałam go. Przez chwilę poczułam się tak jak dawniej. Poczułam te wszystkie momenty, gdy patrzyliśmy w niebo odgadując kształty chmur. Poczułam nasze spacery leśnymi ścieżkami o zachodzie słońca. Przypomniałam sobie jego listy, piosenki, pocałunki.

Gdzieś w głowie odezwał się głosik. Mówił mi, że ten chłopak za moment odjedzie. Że wróci do wojska. Że za kilka dni znów go stracę. Stracę jego ciepło, jego ciało i jego miłość. Znów będę tęskniła. I płakała po nocach.

W tamtym momencie nie chciałam go słuchać. Musiałam żyć tą chwilą i cieszyć się póki miałam go jeszcze przy sobie. 

Momentalnie usłyszałam gwałtowny trzask drzwi. W pokoju rozległy się dźwięki rozbitego szkła. Zdezorientowana delikatnie odepchnęłam chłopaka i odwróciłam się.

Jesteśmy skończeni.

Jessica stała z szeroko otwartymi oczami i wlepiała w nas swój morderczy wzrok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro