Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Strach, niemoc, ucieczka... Wybuch.

Krzyk, płacz, bezradność.

Negatywne emocje powracają i owijają się wokół mnie niczym kokon. Nie mam nawet możliwości się z niego wydostać, to wszystko powraca - drwi ze mnie w nocy. Ma nade mną władzę absolutną, każe o sobie nie zapomnieć... A ja przeżywam to ponownie o każdej nocnej porze, a także, gdy się zdrzemnę w ciągu dnia.

Violett Shy

To powracało każdego wieczoru, mary i niechciane wspomnienia. Jakby ktoś wciąż odbijał w jej stronę piłeczkę pingpongową wypełnioną koszmarami, choć się broniła, to wciąż nie mogła wygrać. Przypominało to nieczystą walkę z jakimś zaprogramowanym urządzeniem, które działało o określonej godzinie i porze.

Violett otworzyła powoli oczy, gdy terenówka wjeżdżała na podjazd z ładnie ułożoną kostką. Dziewczyna westchnęła z ulgi, bo za chwilę będzie miała możliwość uwolnić się z auta, w którym przez całą drogę czuła się jak sardynka w puszcze. Została ulokowana między swoimi psami, na tylnej kanapie, ponieważ nie chciały siedzieć w przygotowanym dla nich miejscu w bagażniku. Derek specjalnie wyciągnął panel, by miały wgląd na wnętrze auta, ale one widocznie miały za nic takie legowisko i wybrały leżenie na kolanach swojej właścicielki. Dorosłe owczarki niemieckie nie były małymi psami, ważyły też niemało, więc Violett cieszyła się, że za parę minut będzie mogła swobodnie się wyprostować.

Z radia leciała ulubiona składanka Dereka, pupile spały z pyskami na kolanach dziewczyny. Przez całą drogę, była uwięziona, nie chcąc ich przypadkiem obudzić i po prostu, siedziała niczym nieruchomy posąg. Ruch na tylnym siedzeniu został ograniczony do tego stopnia, że mogła ruszyć tylko głową, ewentualnie coś zrobić rękami, lecz akurat je miała zanurzone w sierści psiaków. Słyszała szum. Derek i Brad debatowali o czymś cicho i nawet nie starała się wychwycić sensu tych słów. Wyraźnie usłyszała jedynie swoje imię, dzięki czemu domyśliła się, że to jej osoba była tematem ich dyskusji. Zerknęła na kolana i napotkała spojrzenie ciemnych ślepi Bonda. Śpiąca obok Sasza aktualnie nie miała zamiaru się jeszcze wybudzać. Młoda Shy uniosła kącik ust do góry i pogłaskała psa między uszami.

- O czym tak plotkujecie jak stare babcie pod kościołem? - zapytała zaciekawiona dziewczyna, odpinając pas, gdy psy uniosły łby po zgaszeniu przez Dereka silnika.

- To już faceci między sobą nie mogą mieć sekretów? - Derek odwrócił się zamyślony w jej stronę i mrugnął do niej znacząco, wysiadając z pojazdu.

- Tak, tylko zastanawia mnie, od kiedy macie te swoje sekrety i czemu pojawiło się tam moje imię - odparła kpiąco dziewczyna.

- Nieładnie tak podsłuchiwać - skwitował z przyganą mężczyzna, otwierając drzwi od strony siostry.

Bondo wyszedł pierwszy i zaczął obwąchiwać nowe otoczenie. Chwilę później Brad otworzył drzwiczki z drugiej strony, dzięki czemu Sasza dołączyła do swojego psiego brata, a następnie razem wyruszyli na obchód wokół posesji.

Violett wysiadła z samochodu i szturchnęła Dereka w żebra z niewinną miną.

- Na razie dam ci spokój, ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę i nie będę drążyła dalej tematu. - Zacmokała niby niezadowolona dziewczyna, ale w jej oczach igrał błysk psotnicy, małej dziewczynki, którą kiedyś była. Zbliżyła się do drzwi, zostawiając chłopaków samych sobie.

Usłyszała śmiech Brada, gdy zerknął ukradkiem na tą zżytą dwójkę. Cieszył się, że pomimo ciężkiego dla Violett zdarzenia, gdzieś tam w środku nadal była jego zwariowana przyjaciółką. Takie momenty były ważnymi i cennymi epizodami zarówno dla niego samego, jak i dla jej bliskich. Żałował, że nie towarzyszył jej podczas wydarzenia, które zaburzyło równowagę, stan emocjonalny oraz rytm dnia dwudziestosiedmiolatki. Zarzucał sobie, że w tym trudnym dla niej okresie nie dał jej takiego wsparcia, jakiego potrzebowała. Był przyjacielem młodej Shy i razem z Derekiem tworzyli zgrane trio. Niegdyś w dzieciństwie Violett często powtarzała, że jeśli ktoś z ich trójki ucierpi, szybko wrócą do zdrowia, bo są dla siebie najlepszym lekarstwem. Nie było go wtedy z nimi, ponieważ przebywał na praktykach w Norwegii. Nie mógł pozwolić sobie na żaden dzień zwłoki, gdyż zaprzepaściłby tym samym wszystko, do czego dążył.

Spojrzał smutnym wzrokiem na dziewczynę, która właśnie przywołała psy i nacisnęła dzwonek u drzwi. Nadal nie była pewna, czy dobrze robiła i czy to miało jakikolwiek sens, ale wiedziała jedno - zrobiłaby wszystko, aby pomóc przyjaciółce w potrzebie. Chciała być dla niej ostoją. Taką, jak była dla niej Reina, kiedy rzuciła wszystkie swoje dotychczasowe sprawy i trwała przy niej tak długo, ile młoda Shy tego potrzebowała. Spojrzała z zamyśleniem na swoją lśniąca odznakę, wcześniej ukrytą za pazuchą skórzanej kurtki, i skrzywiła się, przestępując z nogi na nogę. Kostka w stopie dawała się we znaki, mimo że za bardzo jej dzisiaj nie nadwyrężała.

Westchnęła z roztargnieniem. Zachmurzone niebo zdobiło krajobraz Staten Island, który zamieszkiwała jej przyjaciółka o latynoskiej urodzie. Chłodny wiatr owiewał policzki Violett, z lekka powodując u dziewczyny niezdrowe rumieńce. Dwudziestosiedmiolatka zdmuchnęła z oczu kasztanową grzywkę, która naszła jej na oczy.

Jesienne stęchłe powietrze, dawało otoczeniu ponurą aurę. Wszystko w pobliżu posesji wyglądało tak, jakby malarz od niechcenia namalował przygnębiający pejzaż i nie chciał go nigdzie pokazać. Okoliczne domostwa nie zachwycały swoim oryginalnym architektonicznymi pięknem. Te wszystkie wymyślne budynki mogły być efektowne jedynie z zewnątrz, a w środku kryć swoje skażone wnętrze. Również liście na konarach drzew nie miały tej typowej, charakterystycznej złocistej barwy. Zamiast tego przypominały kolorem piasek zmoczony wodą - w wyniku połączenia tych dwóch składników tworzyły na trawniku mdłą brązową papkę.

Shy schowała odznakę z powrotem do kieszeni skórzanej katany, gdy drzwi otworzyła jej Reina we własnej osobie. Violett zlustrowała przyjaciółkę od stóp do głów i po prostu ją przytuliła. Słowa czasami, były zbędnym balastem, liczyła się w takich momentach bliskość ukochanej osoby. Poprzez dotyk można było powiedzieć wszystko i nic. Odkąd Rodzice Reiny zmarli w karambolu samochodowym, kiedy Latynoska miała dziewiętnaście lat, dziewczyna musiała z dnia na dzień stać się osobą odpowiedzialną oraz konsekwentną, by wziąć pod opiekę swojego młodszego dwunastoletniego brata Colina. Zrobiłaby wszystko, aby nie trafił do placówki opiekuńczej. Na szczęście rodzina Otrago nie była biedna, co pozwoliło dziewczynie razem z rodzinnym prawnikiem załatwić wszystkie potrzebne formalności potrzebne przy procesie adopcyjnym. Mniej więcej właśnie wtedy Violett poznała Reinę w kolegium sądowym, kiedy dziewiętnastolatka walczyła o prawo do opieki nad bratem Wówczas Violett była absolwentką akademii policyjnej na pierwszym roku. Spotkały się pod gmachem sądu, gdy zderzyły się ze sobą, wylewając nawzajem kawy na swoje bluzki. Reina była już po rozprawie i spieszyła się do domu, a Violett szła na spotkanie z ojcem, który przyjechał ją odwiedzić. To przypadkowe spotkanie sprawiło, że obie dziewczyny szybko złapały wspólny język. W rezultacie młoda Shy nie czuła się tak bardzo samotna w czasie pobytu w nowojorskiej dzielnicy.

Dziewczyny odsunęły się od siebie z malującymi się na twarzach uśmiechami, który u każdej z nich wyrażał coś innego. Półuśmiech Violett ujawniał smutek i niepokój, podczas gdy Reina próbowała zamaskować swoje przerażenie nikłym uniesieniem kącików ust. Shy rozejrzała się wokół, zanim złapała przyjaciółkę za rękę. Derek i Brad właśnie wypakowywali rzeczy Violett z bagażnika. Rodzeństwo ustaliło, że na czas ich pobytu w Nowym Jorku, chłopcy zatrzymają się u wujka Cartera.

Młode kobiety weszły do środka. Violett przytrzymała jeszcze drzwi zewnętrzne, aby psy mogły wbiec do pomieszczenia, po czym tylko je przymknęła, by uniemożliwić chłodny dopływ powietrza do środka. Nie domknęła ich celowo, ponieważ jej brat i przyjaciel mieli za chwilę przyjść z jej bagażami. Otrago uwolniła rękę z dłoni przyjaciółki, a w oczach przyjaciółki policjantka ujrzała ulgę. Latynoska wiedziała, że nie musi już sama borykać się z problemem.

- Będzie dobrze, jestem tu dla ciebie. - Violett posłała jej pokrzepiający uśmiech i uniosła kciuk do góry, oznajmiając tym, że nie miała już powodu do niepokoju.

- Właśnie parzę kawę, gosposia wzięła dzień wolnego, więc nie mogę cię na razie niczym poczęstować - oznajmiła zmieszana Reina i poprawiła zbłąkany kosmyk czarnych jak heban włosów, który umknął z luźnego koka. - Może i nie jestem wybitną kucharką, ale z jakimś prostym daniem dam sobie radę. - Odwróciła się, po czym poszła w stronę otwartej kuchni połączonej z salonem, związując w pasie długi, brązowy cardigan.

- Kawa w zupełności na razie mi wystarczy! - odkrzyknęła Violett tak, by usłyszała ją przyjaciółka. - Ale wiesz, ja to może zbytnio głodna nie jestem, ale towarzystwo, które ze sobą przywiozłam na pewno będzie się domagać jedzenia! - dodała po chwili, rozwiązując buty.

- Czyli spaghetti! - odkrzyknęła Reina, uśmiechając się pod nosem.

- W rzeczy samej. Łatwe danie, szybkie i co najważniejsze, nawet takie beztalencia do gotowania jak my nie zepsujemy tej potrawy. - Reina wybuchła śmiechem na oświadczenie z ust przyjaciółki.

Nie mogła się w tej kwestii nie zgodzić, były najgorszymi kucharkami w tym zakątku Ziemi.

Violett spojrzała na wnętrze korytarza, w którym niewiele się zmieniło. Stare fotografie rodzinne w białych ramkach tak jak wcześniej leżały na drewnianej komódce, chociaż do ich gromadki dołączyły dwa nowe zdjęcia. Na pierwszym z nich Violett, Reina oraz Colin, stali objęci, szczerząc się do obiektywu. Zaś drugi portret przedstawiał roześmianą Reinę i Dereka skrytych w cieniu magnolii. Szare niegdyś ściany zostały przemalowane na barwę błękitnego nieba, donice z monsterami zdobiły dwa puste kąty między ścianami. Drewniana podłoga lśniła od nałożonego nań preparatu. Na parkiecie został umieszczony dywanik z frędzelkami, który miał pełnić funkcję ozdobną. Violett zrzuciła z siebie kurtkę i powiesiła ją na wieszaku ściennym kształtem, przypominającym jaszczurkę.

Odznakę policyjną przełożyła do tylnej kieszeni spodni i przy okazji poprawiła kaburę z bronią, którą przez długi czas odzwyczaiła się nosić. Pomimo że sporo czasu minęło od traumatycznego zdarzenia z przeszłości, nie zdołała się przemóc i wrócić do tego, co było dla niej powodem do dumy. Ubolewała, że tymczasowo musiała się odsunąć z policyjnych obowiązków. Te straszne i stresujące wydarzenia sunęły się za nią jak cień, a chociaż uczęszczała na terapię, spotkania niewiele pomagały. Siedziała na ławce rezerwowych, ale wiedziała, że kiedyś, gdy opanuje swoje lęki i pogodzi z przeszłością, wróci na służbę w pełni sił. W tym ciężkim dla niej okresie pomagała dziadkowi prowadzić schronisko dla psich weteranów, które skończyły swoją pracę w policji lub w innych jednostkach służbowych. Na szczęście, nie wszystkie takie psy trafiały do ich przytułku. Większość psich przewodników decydowała się na zabranie swojego partnera do domu, ale nie wszyscy mogli sobie na to pozwolić. To dlatego Samuel Shy stworzył miejsce dla psów schorowanych i tych bez możliwości zamieszkania w domu swojego przewodnika. Violett traktowała pracę w schronisku jako formę terapii oraz ucieczkę od tamtego koszmarnego wydarzenia, które utkwiło w niej jak drzazga w ciele.

Dziewczyna, wykorzystując fakt, że Derek i Brad miotali się jeszcze przy bagażniku terenówki, postanowiła porozmawiać z koleżanką w cztery oczy. Skierowała swoje kroki w stronę przestronnego i eleganckiego pomieszczenia, gdzie Reina kręciła się przy ekspresie do kawy. Bondo i Sasza w nadziei, że dostaną jakiś smakołyk od dziewczyny o kubańskich korzeniach nie odstępowali jej na krok. Młodej śledczej było głupio za zachowanie swoich podopiecznych, bo wyglądały, jakby głodziła je całymi dniami i nocami, chociaż w aucie zjadły spore opakowanie psich ciastek, które podarował im Brad. Violett westchnęła tylko i podeszła do kuchennej wyspy, opierając się o nią pośladkami. Reina odwróciła się do niej, podając kubek parującej kawy, na co Shy skinęła głową w geście podziękowania. Upiwszy łyk aromatycznego napoju, spojrzała na Reinę. Grzała dłonie, obejmując naczynie z naparem kawowm, jakby miało ją to uchronić przed zamarznięciem. Odezwała się zachrypniętym, drżącym głosem, nim Violett zdążyła otworzyć usta:

- Nie chciałam do ciebie dzwonić, nie powinnam zawracać ci głowy, ale to mnie przerosło. - Młoda kobieta, wpatrywała się w swoją kawę intensywnie, jakby chciała tam znaleźć odpowiedzi na wszystkie swoje niewypowiedziane pytania.

- Wiesz, kiedy dostałam tą wiadomość, dosłownie się przeraziłam i od razu pobiegłam z tym na policję. A teraz sterczę tutaj, z obserwującymi mój dom funkcjonariuszami i czuję strach. Nie o siebie, a o najbliższą mi osobę. - Odłożyła kubek na blat. - Chcę żyć dla Colina. Nie chcę, by znów kogoś stracił, pomimo że nie jest małym chłopcem i ma już te dziewiętnaście lat. Pamiętam, jak ciężko przeżył stratę naszych rodziców, przez co ukrywam przed nim fakt, że dostałam tamtą wiadomość. Cieszę się, że poszedł w twoje i Dereka ślady... naprawdę przyniosło mi to ulgę, że teraz jest częściowo bezpieczny w akademii policyjnej. Ciężko mi go okłamywać, ale nie chcę, aby teraz przyjeżdżał do domu. Boję się bardziej o niego niż o siebie. A co jeśli ten psychol zrobi coś Colinowi? Tego bym już chyba nie przeżyła. - Ukryła twarz w dłoniach, wyznając swoje obawy niczym litanię długą jak ręcznik papierowy. - Tylko jego teraz mam - dodała i zaszlochała cicho.

Violett położyła kubek na blacie obok siebie. Nie mogła już patrzeć na cierpienie i bezradność przyjaciółki. Dopadnie tego drania. W sumie powinna mu podziękować, bo dzięki niemu mogła to wyzwanie potraktować jako bodziec do wrócenia do czegoś, od czego się odcięła i zatrzymała w miejscu. Uniosła powieki, patrząc w pustą przestrzeń. W uchu słyszała szum i szmery, jednak mimo to docierał do niej z oddali płacz Reiny. Shy wiedziała, że nie może się już katować wszystkim, co się stało. Z pamięci tego nie wymaże, ale w tym momencie to Reina potrzebowała jej, Dereka i Brada. Tak jak kiedyś Otrago pomogła Violett, teraz ona przyszła z pomocą do przyjaciółki, aby rozwiązać ten skomplikowany problem. Usłyszała głośny rumor w korytarzu, przekleństwa rzucane na prawo i lewo przez Dereka oraz serdeczny śmiech Brada. Podekscytowane psy wybiegły z części kuchennej zobaczyć, co się dzieje.

- Teraz nie masz powodu do obaw, bo nasza paczka jest razem. - Violett odwróciła się w stronę przyjaciółki i mrugnęła do niej.

Reina otarła łzy i odpowiedziała dziewczynie niemrawym uśmiechem, po czym wbiła swoje brązowe oczy w niebieskie tęczówki Dereka. Chłopak stanął w wejściu z pochmurną miną. Nie był zadowolony z tego, że Bondo ciągnął go za nogawkę jego ulubionych spodni moro, powarkujac zadowolony. Brad miał z tego niezły ubaw i nawet tego nie ukrywał, gdy niby przelotnie zerknął na kolegę i rzucił rozbawione spojrzenie w stronę dziewczyn. Violett i Reina, miały miny na granicy uśmiechu, obserwowały zmagania Dereka, który próbował uwolnić materiał z psiej szczęki.

- Hej, Reina! Sporo lat się nie widzieliśmy - rzucił luźno Carter, kładąc walizkę, po czym usiadł naprzeciw Reiny, która nadal wpatrywała się w Dereka z nieprzeniknioną miną.

- Zabierz ode mnie te diabelskie psisko! - odezwał się coraz bardziej zirytowany brat Violett, a Sasza wykorzystała moment i przemknęła między zdenerwowanym policjantem, kładąc się obok wyspy kuchennej.

- Spodobały mu się twoje czaderskie spodnie - powiedziała dziewczyna i się zaśmiała. - Wybacz, ja idę teraz się rozpakować. Chodź, Brad, pomożesz mi wnieść moje bagaże na górę.

Policjantka wykorzystała moment, że Reina, nie zwracała na nią uwagi i zrobiła znaczący gest w stronę Cartera. Mężczyzna w mig zrozumiał aluzję koleżanki i podniósł się, łapiąc za walizkę. Violett uśmiechnęła się jeszcze niewinnie do brata, po czym odebrała od Dereka bagaż. Skierowała swoje kroki na piętro, gdzie w czasie pobytu u Reiny zawsze nocowała, a Brad ruszył za nią. Bondo puścił spodnie chłopaka, by następnie pobiec na górę za dziewczyną i czarnoskórym mężczyzną. Tylko Sasza została, patrząc milcząco psimi ślepiami na niezdecydowane i bliskie sobie kiedyś osoby.

Piękne ciało w rowie leży...

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Hejka :) Postanowiłam tej pozycji poświęcić więcej uwagi, więc rozdziały będą się częściej pojawiać

Dziękuję mojej znajomej, która przejęła rolę bety. Bardzo Ci dziękuję 💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro