Lekarstwo?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na prośbę Weroniki wróciłyśmy do Empiku. Usiadłam przy wyjściu, podczas gdy ona szperała przy płytach. By nie tracić czasu otworzyłam książkę z czerwonymi oczami.
"Zaczęło się nieuniknione. Lekarstwo nad, którym pracowaliśmy tyle lat wymknęło się spod kontroli. Stało się wirusem nad którym nie możemy zapanować."
Przerwałam czytanie, bo autor rozwodził się nad swoimi błędami, a ja miałam już pewność,że je popełnił.
Przekartkowałam kilka stron. Na jednej z nich znalazłam napis:
"Nie są niepokonani"
Poniżej narysowana była strzykawka z podpisem "śpiączka" i ludzie z czerwonymi oczami. Następna ilustracja przedstawiała te same osoby tylko ze strzykawką w szyi, a na ostatniej osoby te spały.
Wpatrywałam się z napięciem w obrazki. Już wiedziałam co robić! Zatrzasnęłam książkę i zawołałam Weronikę.
- Co? - spytała
- Wiem gdzie jedziemy - pokazałam jej mapę Koszalina
- Po co? - spojrzała na mnie zdziwiona
- Zobaczysz - odpowiedziałam wesoło

***
Kolejna jazda poszła mojej przyjaciółce znacznie lepiej i bezpieczniej. Zajechałyśmy pod szpital. Pewnie weszłyśmy do budynku. Stanęłam niezdecydowana, bo w tym miejscu byłam tylko raz w dzieciństwie. Żadna z nas nie wiedziała gdzie trzyma się środki usypiające.
Wyciągnęłam telefon i szukałam WI-FI, ale nie było zasięgu.
- Mogę wiedzieć po co tu przyszłyśmy? - zapytała Wera stojąc za mną
- Ta, mhm - powiedziałam
- No słucham - czekała na odpowiedź
- Co? A ta dobra. Em wiesz gdzie trzymają środki usypiające? - zapytałam
- W sensie narkozę? - spytała
- Ta. To jak wiesz? - dopytywałam
Weronika pokręciła głową zaprzeczając. Rozczarowana rozejrzałam się po korytarzu szukając pomocy. Ta jednak nie nadeszła.
- Gdzie są wszyscy ludzie? - zapytała dziwiąc się.
- Nie wiem - powiedziałam zrezygnowana
- Ehh - westchnęła
Poszłyśmy na OIOM. Przeszukałyśmy cały budynek, nim znalazłyśmy mała szafkę z napisem "markiza". Otworzyłam ją mając nadzieję, że znajdę upragnioną zdobycz. Niestety od wzięcia naszej broni dzielił nas sejf. Wpisywałam różne kombinacje liczb i cyfr, lecz na marne. Wera wepchnęła się przede mnie i bez namysłu wpisała: KHO19. Ku mojemu zdziwieniu wrota sejfu otworzyły się.
- Skąd znałaś kod? - chciałam wiedzieć
- Nie chcesz wiedzieć - wzruszyła ramionami
Wyjęłyśmy strzykawki ze śpiączką i schowałyśmy je do mojej torebki. Zatrzasnęłyśmy sejf i wyszłyśmy z budynku po czym wsiadłyśmy do auta. Pojechałyśmy do sklepu z zabawkami.
Z tego co zauważyłam gwiazd z dnia na dzień było coraz więcej. Małe grupki patrolowały centrum miasta i okolice biblioteki.
Wspólnie z Weroniką wkradłyśmy się do sklepu po zabawkowe pistolety Nerf Rebell. Potem udałyśmy się do naszej szkoły gdzie było bezpiecznie. Weszłyśmy do małej sali gimnastycznej i otworzyłyśmy klapę w podłodze. Zeszłyśmy do środka i zapaliłyśmy lampkę. Usiadłyśmy naprzeciw siebie. Wyjęłam strzykawki z torby uważając, aby ich nie potłuc a Weronika zajęła się pistoletami.
W jednym magazynku mieściło się pięć strzykawek. Po załadowaniu broni wyszłyśmy na dwór. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Mimo to rozglądałyśmy się na boki mając bronie gotowe do strzału.
Bez przeszkód doszłyśmy na most koło filharmonii. Nigdzie nie widząc gwiazd ruszyłyśmy dalej. Usiadłyśmy  na ławce koło fontanny. Nagle z krzaków wyskoczyła grupka z Dawidem Podsiadłem na czele. Nie mając możliwości ucieczki wskoczyłyśmy do fontanny. Na szczęście była wyłączona. Weszłyśmy na samą górę i padłyśmy na brzuchy.  Co jakiś czas podnosiłyśmy głowy zerkając na gwiazdy. Każda z nich miała pistolet do paintballa i próbowała nas trafić. Czułam się jak w grze komputerowej. Z tym wyjątkiem, że miałam jedną szansę, jedno życie. Leżąc skukone przygotowałyśmy nasze bronie do strzału. Wychyliłam głowę ponad murek. Na szczęście nie mogli nas trafić za to my ich owszem.
Przyjaciółka wycelowała i trafiła Dawida w szyję. Padł na ziemie jak nie żywy. Widząc jego upadek pozostali rozpierzchli się na parę chwil.
Wyskoczyliśmy z kryjówki chwyciłyśmy nieprzytomnego Dawida i zaniosłyśmy do więzienia. Zamknęłyśmy go w najodległejszej celi. Zdyszane, bo nie był za lekki przykucnęłyśmy i z zadowoleniem przyglądałyśmy się zamkniętemu wrogowi. Nagle Weronika chwyciła broń gotowa do działania słysząc jakiś hałas przy drzwiach więzienia.
Powoli podeszła bliżej a ja za nią. Bałam się, że coś albo ktoś na nas wyskoczy.
- Ee to tylko ptaszek. Pewnie wleciał za nami
- Ptak? Myślałam, że prócz nas i gwiazd nie ma żywej duszy - patrzyłam za zdziwieniem na wróbla
- Też mnie to zdziwiło, ale może ptaki nie zniknęły, w końcu latają - wzruszyła ramionami
- Może tak

***
Od tamtego momentu szło mam coraz lepiej. W krótkim czasie pozbyłyśmy się wszystkich gwiazd oprócz Sylwii Grzeszczak, której nigdzie nie mogłyśmy znaleźć.
Przestałyśmy żyć w ciągłym niepokoju. Otwarcie chodziłyśmy po mieście. Wchodziłyśmy do sklepów i brałyśmy co chciałyśmy. Mijał dzień za dniem a miasto nadal było opuszczone. Nie zwróciłyśmy jednak na to uwagi wesoło się bawiąc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro