~ Chapter 12
Freya otworzyła masywne drzwi przez które uradowany Alex wbiegł do posiadłości pierwotnych. Dość niepewnym krokiem przekroczyłam próg domu u boku Frey'i. Ile mnie tu nie było. Przyjemne uczucie ogarnęło mnie gdy weszłam do salonu.
- Hej. - powiedziałam cicho w stronę Rebekah siedzącej w salonie. Robiła coś w telefonie. Słysząc mój głos na jej twarzy malowało się tak wielkie zdziwienie, że z wrażenia upuściła telefon. Po chwili do mnie podbiegła i przytuliła. Oddałam uścisk i poczułam jak ktoś ciągnie mnie za nogawkę od spodni.
- Mamo, daj mi się w końcu poprzytulać z ciocią! - fuknął obrażony Alexis i rzucił się ja blondynkę. Ona cicho się zaśmiała i okręciła się z nim dookoła.
- Kogo znowu niesie.. Scar.. - do salonu wbiegła nabuzowana piszczeniem Amber, która zmarła gdy mnie zobaczyła.
- Jeszcze żyje. Niestety nikt mnie nie zabił. Chociaż po twojej minie wnioskuje, że chciałaś to zrobić od dawna, lub chociaż na to liczyłaś. - mruknęłam oschle i poszłam za Frey'ą i Bekah do kuchni.
- Kawa, herbata? Może coś mocniejszego? - zapytała wiedźma wyciągając trzy kieliszki.
- Wypijmy wino! Wiem, że prowadzisz więc bourbon nie wchodzi w grę. - powiedziała pierwotna i w wampirzym tępie wróciła z butelką.
- Kadarka? Powiedzcie mi lepiej czy wy chcecie bym się schlała? - odpowiedziałam lekko rozbawiona.
- Najwyżej tu zanocujecie. Nie widzę problemu. - odparła z uśmiechem Rebekah i napełniła szklanki trunkiem.
- Niech będzie. Chodź czuje się tutaj niemile widziana. - burknęłam i opróżniłam kieliszek. Wampirzyca dolała alkoholu i skierowałyśmy się do salonu.
- To ja lece po coś mocniejszego. - oznajmiła z uśmiechem Freya i zniknęła w piwniczce z wielką kolekcją rozmaitych soczków winogronowych i innych takich.
- Ale ja tu jestem z trzylatkiem. - fuknęłam.
- Spokojnie pewnie się gdzieś przyplątał. To złote dziecko. - powiedziała czarownica, która wróciła z dwiema butelkami alkoholu. Czysta i bourbon.
- Szczęście, że może nie najgrzeczniejszy, ale za to ogarnięty. - odparłam i zawołałam syna. Po chwili zobaczyłam Alex'a, który ciągnął za rękę Kol'a.
- Mikaelson! Kopę lat! - wykrzyknęłam po chwili i rzuciłam mu się na szyję.
- Hej mała. - przywitał się z uśmiechem i okręcił mnie wokół własnej osi.
- Alexis - zwróciłam się do syna. - czemu gdzieś zniknąłeś? - zapytałam małego.
- Bawiłem się z wujkiem i ciocią Maddie! Ciocia jest super! - odpowiedział z entuzjazmem i tym zabójczym uśmiechem.
- Kol, na prawdę nie musicie - zaczęłam ale brunet mi przerwał
- Hej, to mój bratanek. Jest przeuroczy. - odpowiedział i wziął Alex'a na ręce.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się i usiadłam z powrotem na miejsce.
- Wujku, a opowiesz mi coś o tacie? - zapytał mój syn.
- Co tylko zechcesz. - powiedział z uśmiechem i poszedł z małym na górę.
- A co z Maddie? - zadałam pytanie w stronę sióstr Mikaelson.
- Jest na górze. Możesz do niej iść. - oznajmiła pogodnie Freya i pokazała na schody.
Mruknęłam ciche dziękuje i wbiegłam po stopniach.
Zapukałam w drzwi sypialni, w której spał Kol. Najprawdopodobniej tam znajdę Maddison. Nie myliłam się. Otworzyła mi brunetka. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna miała dość duży ciążowy brzuszek.
- Jeju, jakim cudem? - szepnęłam zdziwiona i jednocześnie szczęśliwa i mocno ją wyściskałam.
- Sama nie wiem. Ale Kol był czarownikiem. - odpowiedziała z promiennym uśmiechem i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam obok dziewczyny na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Który to miesiąc? - zapytałam cicho leżąc na łóżku przytulona do niej.
- Tak się składa, że ośmy. - odparła szczęśliwa Mads.
- Teraz gadaj, czemu nic nie mówiłaś? - mruknęłam w jej stronę.
- Nie mam pojęcia. Ale wiem, że przeżywasz ciężki okres w życiu. Powiedz jak się czuje bez.. - chciała dokończyć ale jej przerwałam.
- Czuje się cudownie. To chłopiec czy dziewczynka? - szybko zmieniłam temat zdenerwowana.
- Nie wiem. - odpowiedziała trochę smutna. Chciała pomóc, ale ja nie chce słuchać o Klausie.
- Idziemy posiedzieć z dziewczynami na dole? I przy okazji mogę to sprawdzić. - powiedziałam i podniosłam się na łokciach.
- Bardzo bym chciała wiedzieć. Możemy zaraz zejść. - oznajmiła. Wstałam na chwile i wyjęłam z kieszeni amulet. No co? Przezorny zawsze ubezpieczony. Nigdy nie wiadomo kiedy Maddison Grey się nie zabezpieczy. Podeszłam do brunetki i wyciągnęłam dwa palce z naszyjnikiem w jej stronę. Wyszeptałam zaklęcie i spojrzałam na dziewczynę z uśmiechem.
- Dziewczynka. - powiedziałam a Maddie rzuciła mi się na szyję.
- Bardzo się ciesze. - odpowiedziała szczęśliwa a drzwi pokoju się otworzyły i wbiegł przez nie Alex a zaraz za nim Kol.
- Ciociuuu a kiedy będę mógł się pobawić z dzidziusiem? - zapytał Alex siadając dla Mads na kolana i dotykając jej brzucha.
- Niedługo kochanie. - odparła i pogłaskała chłopca po głowie.
- Jak się czujesz? - zapytał Kol podchodząc do Maddison i całując ją w czoło.
- Dobrze. - uśmiechnęła się i wstała. - Wiesz, że to dziewczynka? - dodała po chwili.
- To cudownie. - odpowiedział zadowolony.
- Koniecznie dajcie mi znać jak się urodzi. - powiedziałam w ich stronę i wyszłam z ich pokoju.
- Ciociu! Wujku! A mogę jeszcze posłuchać o tacie? - usłyszałam głos malucha za drzwiami.
- Oczywiście. - mruknął spokojnym tonem Mikaelson. Szybko zeszłam na dół ponieważ moje oczy się zeszkliły na samo wspomnienie o Niklausie. Za mną zeszła Maddie i razem siedziałyśmy z dziewczynami pijąc wino. No oprócz naszej mamusi, której zrobiłam herbatkę.
Nim się obejrzałyśmy było po 22. Przez wejście do posiadłości wparował Elijah i Amber. Moja mina natychmiast zrzedła. Mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech, ale jego partnerka nie uraczyła mnie nawet spojrzeniem. Bywa. Dziewczyna pociągnęła pierwotnego na górę a ja powróciłam do dyskusji, którą dziewczyny zawzięcie prowadziły.
- A pamiętacie jak się schlałyśmy a chłopakom Alex spadł z blatu? - śmiała się jak opętana Rebekah.
- Ja prawie nic nie pamietam z tamtego wieczoru. No poza ilością wypitego alkoholu. - mruknęłam i wybuchnęłam śmiechem. - i to też nie dokońca. - dodałam pomiędzy naszym donośnym rżeniem.
Cała noc minęła nam na śmianiu się i rozmawianiu. Dopiero po 4 poszłam do sypialni gościnnej. Takich wieczorów mi brakowało.
Kilka tygodni później..
- Mamo! Jakiś pan powiedział, że jest moim tatą. - przybiegł do mnie Alex. Prawie wyplułam swoją kawę.
- Jak to obcy facet w naszym ogrodzie? - zapytałam bardziej siebie. Czyli musiał już mieć zaproszenie, lub jest człowiekiem.
- Ten ktoś cos chce. - powiedział i pobiegł do swojego pokoju.
Niespokojnym krokiem zeszłam na dół, potem na taras i wreszcie do tego nieszczęsnego ogrodu.
Na chwile zapomniałam jak się oddycha.
To nie może być on. Nie.. na pewno nie...
Wiem, że jestem zajebistym polsatem, ale musiałam.
Jak wrazenia ?
Generalnie żegnam i przepraszam za błędy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro