Chapter 19 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Myślisz, że jeden seks i wybaczę Ci to wszystko? - warknęłam w stronę Klaus'a, który obudził mnie całując po twarzy. - Nik! Mówię do Ciebie! - dodałam po chwili wściekle. Przecież nie wystarczy jedna noc i wybaczam jak potulny piesek. O nie, nie, nie. Tak nie będzie.

- Ale i tak Ci się podobało. - odpowiedział dumnie a ja posłałam mu wściekłe spojrzenie.

- Są dwa rodzaje prawdy. Prawda i gówno prawda. - sarknęłam unikając odpowiedzi i szybko ruszyłam do szafy, znaleźć swoje ubrania, których nie zabrałam. Padło na pierwszą, lepszą bluzę, która akurat moja nie była oraz dresy. Szybko to na siebie ubrałam i spojrzałam na rozbawionego pierwotnego, który również wstał, by powtórzyć moją czynność.

- Kochanie, wiesz okłamałem Cię. W domu byli wszyscy, łącznie z twoim dzieckiem. - dodał nagle, a z wrażenia telefon wypadł mi z ręki.

- Zabije Cie! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego. On skutecznie powstrzymywał mnie przed każdą próbą uderzenia. Cholerny seksoholik! Jak ja się pokaże teraz?

- Hej, spokojnie. Przecież uciszałem Cię w porę. - odparł ewidentnie zadowolony, a ja pokazałam mu moje piękne oczy. - Nie przekonasz mnie bazyliszku. - zaśmiał się po chwili. Warknęłam i tupiąc ruszyłam na dół.

Głodna jestem.

- Coś nie w sosie? Ciesze się, że nie jestem wilkołakiem. - zaczął Kol, ale w odpowiedzi dostał tylko mordercze spojrzenie.

- Gdzie moje dziecko? - zapytałam po chwili dużo spokojniej, schodzącego Klaus'a.

- Śpi w swoim pokoju. - oznajmił i mnie wyminął.

- Nie tak szybko. - przerwała te ciszę Freya, która zeszła z góry. - Te wilki, które Cię postrzeliły zabiły dwa wampiry Marcellusa. - i wtedy mój humor nie mógł być już gorszy.

- Czekaj, nie lubię go, ale cholera co oni mają w tym na celu? - zapytałam po części siebie.

- Myśle, że to cisza przed burzą. - odparł Nik.

- Trzeba się tym zająć. Kiedyś wrócę. Zajmijcie się małym. - szybko powiedziałam i wyszłam. Po chwili dogonił mnie pierwotny.

- Chyba nie myślisz, że pozwolę Ci iść samej? - zapytał i teraz szedł ze mną ramie w ramie.

- I tak najpierw idę do twojego przydupasa więc się przydasz, jeśli nie chcesz bym go zabiła. - odpowiedziałam z przekąsem.

I tak doszliśmy do miejsca gdzie w zwyczaju miał przesiadywać Marcel.

- Marcellusie Gerardzie! Rusz tą grubą dupę i zapraszam na dół! - wrzasnęłam a echo rozniosło się po całym kościele Św. Anny.

- Czego dusza pragnie? - przywitał się leniwie schodząc.

- A jak myślisz? Wampiry Ci umierają a ty masz to w dupie? Do tego przez jakąś obcą, podejrzaną watahę. Zastanów się czasami, masz jakieś obowiązki wampirku. - ochrzaniłam go i założyłam ręce na piersiach.

- A ty przypadkiem nie dostałaś mordownikiem? - zapytał rozbawiony a chciałam się na niego rzucić. Debil jednym słowem! Warknęłam na niego i już biegłabym w jego stronę, gdyby nie Klaus. Cholerny Mikaelson.

- Kochanie, rozszarpiesz go później. - szepnął bliżej mnie do siebie przytulając. Hej nie pozwoliłam na dotykanie i flirtowanie!

- Marcel, nie masz prawa nawet się do mnie odzywać. Obiecuje, że gdy dowiem się tego co chce ucierpisz! - syknęłam i zaklęciem rzuciłam nim o ścianę. To dopiero rozgrzewka.

- Pożałujesz, ale mam do Ciebie interes. Za mną. - wskazał gestem ręki by za nim pójść a ja wywróciłam oczami i niechętnie, niczym niewolnica skierowałam się we wskazane miejsce.

- Czego znowu chcesz? - burknęłam pod nosem szukając za sobą Klaus'a. Jeśli Marcel będzie głupi chodź mam ze sobą agresora. Polecam go. Pomijając.

- Wskrzeszenia Daviny, którą bezdusznie zabiłaś! - wrzasnął a ja rzuciłam nim o ścianę ponownie. Nikt nie będzie mi rozkazywał.

- Ja chciałam tylko sojusz, na czas gdy jakaś wataha zabija. A ty żądasz wskrzeszenia tej pyskatej nastolatki? Nie ma mowy. - odpowiedziałam oschle i jeszcze raz dla zabawy nim rzuciłam. To jest zajebiste uczucie!

- Jeszcze raz a obiecuje, że wyrwę- zaczął, ale mu przerwałam.

- Mogę zabić ciebie i twoje wampiry w pięć sekund, jesteś nadal taki pewny siebie? - warczałam w jego stronę.

- Coś za coś. Ja oddam Ci twój amulet, który podarowałaś kiedyś Davinie, a ja chce byś ją wskrzesiła. Oczywiście będzie rozejm, co ty na co? - próbował nieudolnie negocjować.

- Nie i koniec. I wiem, że go nie masz. - odparłam i pomachałam mu amuletem zawieszonym na mojej szyi.

- Głupia nie jesteś. - sarknął a ja westchnęłam głośno i wyszłam. Klaus nie poszedł za mną, czyli miejmy nadzieje, że powie coś swojemu synalkowi.

Wróciłam do posiadłości a na szyje rzucił mi się Alex.

- Mamo umiem biegać szybko jak wampir! - cieszył się mały a ja byłam w niemałym szoku. - I jest ze mną Hope! - pisnął uradowany i pobiegł z powrotem do salonu. Wolnym krokiem poszłam za nim.

Rzuciłam się na kanapę i chciałam iść sobie spokojnie spać. Zapomniałam, że jestem w domu pierwotnych i są tu dzieci.

A mogłam się zabezpieczać.. Nie no kocham swoje dziecko.

O czym ja myśle? Chyba trzeba się ogarnąć.

Pomijając nieudolnie próbowałam nie zasnąć, ale co pięć sekund podbiegał do mnie Alex lub Hope, a wtedy jeszcze bardziej oczy mi się kleiły.

Klaus nadal nie wracał, trochę się martwię. Czemu ja o nim myślę? Co mnie obchodzi ten zdradziecki, puszczalski dupek?

Z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi przez które wparował Nik. Pewnie poszedł się kimś pożywić. Ah, jak ja go nienawidzę.

- Alex, Hope myślę, że już czas się położyć. - mruknęłam w ich stronę przerywając jakąś fascynującą zabawę.

- Mamo, ale mi się nie chce spać! - jęknął obrażony chłopiec i zaczął świecić oczami, próbując być jeszcze bardziej uroczym.

- Kochanie, Hope nie ucieknie. Jutro się pobawicie. Chodźcie skarby. - odpowiedziałam i podniosłam oba szkraby.

Pół godziny później dzieci już spały. Poczułam się jak w domu i zeszłam do salonu by znów paść na kanapę. Może komuś dogryzę? Hm, świetny pomysł. Rozsiadłam się wygodnie i sięgnęłam po alkohol. Nie wiem jakim cudem, opróżniłam wszystko w kilka sekund ale bourbon to coś cudownego. Chwiejnym krokiem skierowałam się po więcej. Zgarnęłam byle jakie wino i znowu wypiłam zawartość w kilka chwil. Zastanawiając się gdzie się wszyscy podziali, totalnie nawalona poczułam kogoś oplatającego mnie w talii.

- Powiedz mi lepiej, jakim cudem tyle wypiłaś. - zapytał właśnie siebie mój zbawiciel, na którego rękach zasnęłam.

***********************************************

Chwile mnie nie było ale wróciłam. Miejmy nadzieję, ze jutro również pojawi się rozdział.

Jak się podobało?

Do zobaczenia słoneczka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro