Chapter 21 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ból głowy nasilał się. Podjęłam się otworzenia z powrotem powiek, co udało mi się po chwili. Byłam na tym przeklętym strychu przywiązana do krzesła, jednocześnie podłączona do maszyny, która pobierała mi krew.
Tylko po co jej moja krew?

Mówiłam wam już dlaczego ją zabiłam?

Nie?

Rok wcześniej...

Wakacje w Nowym Orleanie zapowiadały się pięknie. Spędzałam dnie w klubach świetnie się bawiąc i próbując rozmaitych alkoholi.

Zatrzymałam się tu na dwa tygodnie odwiedzić starych znajomych. Poza tym i tak kocham to cudne miasto.

Idąc ślepymi uliczkami napotkałam jakiegoś wampira rzucającego się na przypadkową dziewczynę. Wyglądała na zdeterminowaną, lecz nie miała pola do popisu przez mężczyznę, który skutecznie powstrzymywał każdy jej nawet najmniejszy ruch.
Miała na oko z siedemnaście lat. Odepchnęłam ruchem ręki faceta od brunetki i podeszłam do niej sprawdzić czy nic jej nie jest. Ale najpierw musiałam oczywiście pobawić się z naszym wampirkiem.

Jeśli to przydupas Marcellusa, jestem jeszcze szczęśliwsza.

Zgrabnym ruchem wyrwałam mu serce, po czym jak gdyby nigdy nic podpaliłam jego ciało i organ.

- Dziękuje niestety był niewychowany. - odezwała się nastolatka, której pomogłam.

- Myślałam, że będziesz uciekać po tym. - rzuciłam i wskazałam głową na proch pozostawiony przez ogień.

- Spokojnie, to dla mnie norma. Też jestem wiedźmą. Davina. - przedstawiła się i podała mi dłoń co szybko odwzajemniłam w uśmiechem.

- Scarlett, miło mi. - zagadnęłam łagodnym tonem.

Tak się poznałyśmy. Przez przypadek, ale najwidoczniej los tak chciał.

Nasza przyjaźń rozwinęła się tak samo szybko, jak straciłam do niej zaufanie. Byłyśmy bardzo podobne, a jednak różne. Wydawało by się, że ta relacja przetrwa wiele.

Owszem, mogłoby tak być. Niestety, życie potrafi zaskakiwać.

Przez Claire zginęły niewinne osoby, ona sama popadła w chore paranoje, które nigdy nie kończyły się dobrze.

Pewnego dnia, próbowała mnie zabić i zniszczyć całe miasto.

Zapadła decyzja wyroku śmierci, który sama wykonałam.

Teraźniejszość..

Jest to jedna z niewielu śmierci, z którymi się nie pogodziłam do tej pory. W głębi duszy, liczyłam na to, że kiedyś ją wskrzeszę i będzie między nami jak dawniej.

Ludzie się nie zmieniają, tylko rosną.

Chodź Davina była niezwykle utalentowana, odbiło jej.

Mam nadzieję, że dorosła wystarczająco by się zmienić i zrozumieć kilka rzeczy.

Obecny cel: wydostać się z tej dziupli i przeprowadzić kilka poważnych rozmów.

Jebane magiczne kajdanki! Mogłoby mnie już tu nie być!

***

Hej, w jakich terminach chcielibyście rozdziały? I dłuższe czy raczej krótsze?

Ten jest na rozgrzewkę. Teraz mam trochę czasu i będę pisała.

Jak wrazenia?

Widzimy się później!

Kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro