Chapter 8 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi się otworzyły a w nich stanął Vincent.

- Zajmij się nią. Przyprowadzę Niklausa. - powiedział Marcel i wyszedł. Mężczyzna zamknął drzwi i na mnie spojrzał.

- Nie wyglądasz na groźną. - odparł z pogardą wampir.

- Ale mogę zacząć być. - warknęłam z jadem w głosie.

- On chce tylko byś wskrzesiła Davinę. Jeżeli to zrobisz, nie skrzywdzi Cię więcej. - oznajmił i usiadł na krześle.

- Tylko? Błagam, nic dla niego nie zrobię. Claire nas zdradziła. Marcel nie może mi rozkazywać. - fuknęłam. Nadal siedziałam skulona pod ścianą. Z ran soczyście lała się krew. Lecz niektóre z nich zaczęły się goić. Moje własne dziecko to robi.

- Była dla niego jak córka. - powiedział po chwili.

- Vincent, wiem o tym. Nienawidziłam jej, ale o tym wiem. I tak, nie mogę ani nie chcę wam pomagać. - odpowiedziałam już dużo spokojniej. Wstałam chwiejnie z podłogi i skierowałam się do łóżka, które się tutaj znajdowało. Byłam strasznie zmęczona i obolała. Co się dziwić jak co chwile rzucano mną o ścianę. Usiadłam na jego skraju i patrzyłam pustym wzrokiem na ścianę.

- Oczywiście, że możesz. Tylko nie chcesz. Jeżeli tego nie zrobisz, Marcellus będzie miał kolejną dusze na sumieniu. - odparł zdenerwowany.

Drzwi od pokoju się otworzyły i wparował przez nie Marcell. Tuż za nim weszli pierwotni.

- Poprawka dwie dusze na sumieniu. Ona jest w ciąży. Jeśli nie zrobicie wszystkiego co karzę. - powiedział i do mnie podszedł. Szarpnął mocno bym wstała i przyłożył mi do gardła nóż. Oczy mi się zeszkliły. Z trudem łapałam oddech. - Poderżnę jej gardło. - syknął.

Szybkim ruchem ręki skręciłam mulatowi kark. Z trudem wyszarpałam się z jego uścisku i pobiegłam do Vincenta. Użyłam siły wilkołaka i popchnęłam go na ścianę. Dłonią udałam, że wyrywam mu serce a on zaczął się dławić krwią. Z tyłu słyszałam odgłosy walki. Pewnie sługusy Gerarda. Jak ja go nienawidzę. Pewnym ruchem wyrwałam Vincentowi serce i puściłam jego bezwładne ciało na ziemie. Rzuciłam organ gdzieś daleko ode mnie i oblizałam brudne ręce. Wytarłam je następnie o brudną już sukienkę i obejrzałam się za siebie. Kilkadziesiąt nieprzytomnych ciał wampirów. Obok nich Mikaelsonowie we własnej osobie. Klaus do mnie podbiegł i obejrzał z każdej strony.

- Boże, jak on mógł cię tak urządzić. Kol, zwiąż go. Idzie z nami. - fuknęła hybryda i mocno mnie przytuliła. - Jesteś zmęczona? - zapytał po chwili pierwotny.

- Nie. - powiedziałam.

- Chodź. - odparł i złapał mnie za rękę. Wyszłam za nim ze strychu do jego samochodu. Jednak byłam zmęczona. Jęknęłam gdy stanęłam mocniej na nogi. Wszystko mnie bolało. Czułam się jak jakaś szmaciana lalka. - Na pewno wszystko dobrze? Musimy Cię dokładnie obejrzeć. - dodał po chwili troskliwie,  otwierając mi drzwi od auta.

Skuliłam na fotelu, wcześniej go rozkładając i przymknęłam oczy. Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Żałuje tylko, że obecnie mam problem z czarami i przemianą w wilka. Marcellus ma szczęście, że go nie rozszarpałam.

- Dobranoc skarbie. - szepnął Klaus i pocałował w czoło. Poczułam też przyjemne ciepło od koca, którym mnie przykrył. Uśmiechnęłam się pod nosem i zasnęłam.

- Twoje dziecko jest przeklęte.

                                         ***

Hej witam w nowym rozdziale! Jest króciutki, ale obiecuje, że dzisiaj pojawi się kolejny.

Jak wrażenia? Jakieś teorie?

Gwiazdeczki i komentarze zawsze miło widziane!

Do zobaczenia !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro