Pan Lucjan na zawodach (18+)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Opowiadania zdyskwalifikowane w konkursie na bizarro/weird fiction

TW: Wulgaryzmy, przemoc

Gdy bagiety wtargnęły do domu pana Lucjana o szóstej rano, wywlekły z ciepłej pościeli i wybijając dwa zęby zawlekły do Stadionu Narodowego, ukłonił się im uprzejmie.

– Bardzo panom dziękuję za pobudkę. Nigdy dotąd nie widziałem tak pięknego wschodu Słońca.

– Zamknij mordę, kurwo! – odkrzyknęło pieczywo, przyciskając mu piętkę do czoła. – Rusz się tylko, a odstrzelę ci łeb.

– Jak pan rozkaże. – Lucjan usiadł na wskazane mu krzesło na trybunach. Obok siedział bardzo drobny mężczyzna z charakterystyczną łysinką na środku głowy. Bagieta stojąca za nim co chwilę szturchała go w bezwłosy placek, sapiąc i pochrząkując radośnie.

– O, szanowny magnificencja! Proszę mi wybaczyć, że pana nie poznałem. Ale gdy ma pan mniej spuchniętą twarz, łatwiej to zrobić – przywitał się pan Lucjan.

Szczupły staruszek skłonił uprzejmie głową.

– Witam, witam, najuprzejmiej. Jak z kolei pan mniej broczy krwią, to wygląda pan kwitnąco!

– Zamknijcie pizdy, śmiecie! – Pieczywo przycisnęło lufę pistoletu na wodę do skroni pana Lucjana. – Jeszcze słowo, a ryj ci rozkurwię.

Magnificencja odchrząknął znacząco.

– W obecnej sytuacji chyba będziemy musieli przerwać konwersację.

– Zgadzam się i... – Pan Lucjan nie dokończył. Bagieta chwycił go za włosy. Wyciągnął między rządek siedzeń. Skopał, uderzył kilkukrotnie głową o barierki i ponownie pchnął na krzesełko. Lucjan chwiejnie zdrapał się na miejsce i usiadł, niepewnie rozglądając dookoła. Pieczywa było trzykrotnie więcej niż widzów. Co weselsze bagiety pokazywały sobie nawzajem ludzi i machając kromkami, przedrzeźniały nieustannie. Inne szukały tylko powodu, by móc użyć zabawkowych pistolecików.

– PANIE, PANOWIE I PIECZYWO WIELOZIARNISTE! – Gromki, tubalny głos na środku boiska przyciągnął uwagę wszystkich. Otyły mężczyzna udawał, że tańczy walca z mikrofonem, który czule obejmował go w pasie.

– Zebraliśmy się tu wszyscy, by uczcić urodziny naszego Naczelnika! Z tej okazji zorganizowaliśmy zawody. A z racji tego, że budżet państwa został zniszczony przez Złego zza Gór, nie pozostało nam nic innego, niż sprzedać członków waszych rodzin do kamieniołomów, aby to odpracowali. Chałwa dla wszystkich praworządnych obywateli! Śmierdź wrogom reżimu!

– Chałwa dla wszystkich praworządnych obywateli! Śmierdź wrogom reżimu! – Zaskandowali obecni. Bagiety zaczęły wyprowadzać ze stadionu tych, którzy nie krzyknęli wystarczająco głośno.

– Przepraszam panowie. – Młoda kobieta odwróciła się do pana Lucjana i Magnificencji.

– Japa, suko! – Bagieta uderzył ją w głowę tak, że aż odbiła się czołem od poręczy. Mimo to ponownie zwróciła się do nich.

– Czy panowie wiedzą, co to będą za zawody?

– Wyciągania chuja z wody – powiedział uprzejmie Magnificencja, za co dostał cios pałką. Dwie bułki chwyciły kobietę pod ramiona i zaczęły wywlekać z rzędu

– Bardzo panom dziękuję! – zdążyła jeszcze krzyknąć. – To moje ulubione!

Z jej szczupłego ramienia zsunęła się torebka i spadła na ziemię.

– Zgubiła pani torebkę! – zawołał pan Lucjan.

– Nie szkodzi, i tak mnie pewnie zaraz rozstrzelają.

Pan Lucjan tylko skinął głową na znak zrozumienia. Mężczyzna z mikrofonem znowu przemówił.

– Zanim jednak zacznie się clue naszego programu, chcę państwu przedstawić... – Przerwał, zataczając się ze śmiechu. – O, kurwa, nie wytrzymię. No, nie powiem. Hahaha. Chciałbym państwu przedstawić... najzabawniejszą rzecz we wszechświecie. Hahaha! Oto... CHŁOP PRZEBRANY ZA BABĘ, O BOŻE, O KURWA, ALE TO ZABAWNE.

Na środek stadionu wbiegł chłop przebrany za babę. Zarzucił grzywą długich, blond włosów zrobionych z plastiku i odpadków. Poprawił obcisłą sukienkę, podkreślającą jego ponętne krocze i skłonił się uprzejmie przed publicznością.

– ŚMIAĆ SIĘ, KURWY! – zaczęły wykrzykiwać bagiety. Jak na zawołanie cały stadion zaniósł się wesołym rechotem.

– Czy to... czy to... chłop przebrany za babę? – rozbrzmiewały głosy niedowierzania.

– O bogowie! Zerwę sobie boki ze śmiechu!

– CZY KTOŚ TU POWIEDZIAŁ, ŻE ZRYWA BOKI ZE ŚMIECHU? ZAPRASZAMY NA ŚRODEK – podchwycił zarządca zawodów.

Kilkanaście osób zostało wywleczonych z tłumu i dostarczonych na środek boiska. Do słupów, wbitych w murawę, bagiety zaczęły przyczepiać haki rzeźnicze.

– ROZPALAJCIE GRILLA, MOI DRODZY, NACZELNIK JEST MIŁOŚCIWY I WYKARMI WSZYSTKICH!

Rozpoczęło się zrywanie boków wesołym gagatkom. Pan Lucjan już czuł w ustach smakowite, świeże steki.

– Ale, ale! NIE DLA PSA TO! – krzyknął zarządca, gdy ludzie dookoła łapczywie wpatrywali w smażące się mięso. – NACZELNIK WYKARMI WSZYSTKIE BAGIETY. Wy, leniwe łachudry, radźcie sobie sami. Jak będziecie wcześniej wstawać, ciężej pracować, to może i wam spadnie coś z pańskiego stołu.

Pan Lucjan westchnął, wracając do przyglądania się pieczywu na boisku. Leniwie ściągali truchła bokowych śmieszków i rzucali je na górę odpadków. Chłop przebrany za babę przestał wzbudzać zainteresowanie, więc postawili go pod ścianą i rozstrzelali.

– DOBRA, NIEWDZIĘCZNE ŚMIECI. ROZPOCZYNAMY ZAWODY.

Na boisko zaczęto wpychać zawodników. Było ich dwunastu i każdy z innej dyscypliny. Był koszykarz, hokeista, bejsbolista, golfista, siatkarz, tenisista, atleta, bokser i wielu innych, których dziedzin pan Lucjan nie rozpoznał.

Mężczyźni ustawili się w rządku, ze zdziwieniem wpatrując w swoje różnorodne stroje. Otyły zarządca wyciągnął piłkę lekarską i ustawił na środku.

– GRAJCIE! – wrzasnął.

– Ale w co? – zapytał atleta.

– DURNE PYTANIE. A ZERWAĆ CI BOKI?!

Atleta nerwowo pokręcił głową i na dźwięk gwizdka podbiegł do piłki lekarskiej. Hokeista z całej siły uderzył go kijem w łydkę, bejsbolista poprawił pałką. Siatkarz z piłkarzem rozpoczęli walkę o piłkę. Tenisista próbował uderzyć ją paletką, ale ta tylko złamała się. Bokser zaszczekał i rzucił się na grilla. Pozostali biegali jak kury bez głów, próbując wkopać piłkę do bramki, przerzucić ją przez siatkę i dostarczyć do mety.

– CO WY NA TO... – Zwrócił się do publiczności zarządca – ABY PRZEBRAĆ ZAWODNIKÓW ZA BABY? CHŁOPY PRZEBRANE ZA BABY, HEHEHEHEHEHEHE.

– To już było! – odkrzyknął jeden gagatek.

– Chyba twoja stara – warknął mężczyzna. – Bagiety, wiecie co z nim zrobić.

Wiedzieli.

– Dobra, smutne chujki. Jak nie chcecie, to nie. WNIEŚCIE BASENIKI.

Struchlali pomocnicy tylko czekali na ten okrzyk. Rozpoczęło się wnoszenie dwunastu kąpielowych baseników dziecięcych. Wlewano wodę, a na sam koniec włożono dilda w różnych kolorach i rozmiarach.

– PRZYPOMNĘ ZASADY. ZWYCIĘZCA WYGRYWA PIĘDZIESIĄT TYSIĘCY. POZOSTALI IDĄ NA GRILLA. NACZELNIK LUBI ZGRABNE DUPERY I WŁAŚNIE WAS OGLĄDA, WIĘC TAK NAPRAWDĘ NIE MA PRZEGRANYCH. ZWIĄZAĆ ICH!!!

Pomocnicy wraz z bagietami zmuszali zawodników do położenia się, a następnie związywali im ręce za plecami. Każdego ustawiono tak, aby klęczał przed basenikami, wypełnionymi gadżetami erotycznymi.

– DOBRA, ŚMIECIE. TERAZ TAK, MACIE PIĘĆ MINUT, ABY WYCIĄGNĄĆ JAK NAJWIĘCEJ CHUJÓW Z WODY. ALE, ALE. MACIE UŻYĆ DO TEGO TYLKO WŁASNEJ MORDY! UBAWMY PUBLICZNOŚĆ I POKAŻMY IM PRAWDZIWEGO DUCHA SPORTU.

Zawodnicy niepewnie rozglądali się dookoła, ale gdy bagiety wycelowały w nich z pistoletów, wiedzieli, że gra toczy się o poważną stawkę.

– NA MIEJSCA. GOTOWI. START.

Rozpoczęły się zawody. Dwunastu przymusowych śmiałków zanurzało głowy w dziecięcych basenikach, chwytało zębami dilda, wyławiali je i rzucali obok siebie. Pan Lucjan z uwagą wpatrywał się na tę wysublimowaną rozrywkę. Miał nadzieję, że któregoś dnia jego kraj ogłosi Igrzyska Olimpijskie, a cały świat poświęci się organizacji podobnych zawodów.

Zarządca ogłosił koniec czasu, strzelając w tego zawodnika, który wyciągnął najmniej gumowych kutasów.

–KONIEC. NIE CHCE MI SIĘ LICZYĆ TEGO DZIADOSTWA, WIĘC OGŁOSZĘ ZWYCIĘZCĄ TEGO, KTÓRY DAŁ MI NAJWIĘCEJ W ŁAPĘ. WYGRYWA GOLFISTA. SPECJALISTA W NAJBARDZIEJ POKURWIONEJ I BEZNADZIEJNEJ DYSCYPLINIE.

Rozległy się gromkie brawa i owacja. Golfista skłaniał się w każdą stronę. Bagiety ustawiły jedenastu pozostałych zawodników w rządku.

– Proszę państwa, a teraz zademonstrujemy wspaniałą technikę pacyfikacyjną, wymyśloną przez kochanego Naczelnika. OSTRZEGAWCZY STRZAŁ W TYŁ GŁOWY!

Bez ostrzeżenia bagiety pokazały swoją moc, używając pistolecików na wodę. Gdy zdezorientowani przeciwnicy nadal stali, pieczywo użyło ulubionych gadżetów w postaci pałek teleskopowych.

– Dobra, a dla ciebie, dupoczłeku... Golfista. Ha tfu. – Zarządca splunął z pogardą. – Co to w ogóle za sport? Trafianie w dziurę? Hehehehehe. E, motłoch, rozumiecie ten żart?

– Rozumiemy! – odkrzyknął motłoch i zaczął prewencyjnie się śmiać.

– No dobra. Wygrałeś, oto pięćdziesiąt tysięcy batów dla ciebie.

– Cooo?! Ale jak to?! Jakich batów? – Przeraził się golfista.

– Jak to jakich? Zapowiedzianych. Kto wygra, dostaje pięćdziesiąt tysięcy. Batów. Takie lanie pasem po plecach. Tylko, że ten pas jest zakończony gwoźdźmi. Miłej zabawy. Dawajcie pozostałych sportowców na grilla, zjadłbym coś. Marzą mi się udka tego koszykarza w pikantnym sosie.

* * *

Pan Lucjan czuł, że choć jego potrzeby obcowania z kulturą zostały zaspokojone na co najmniej dziesięć lat, jedno pragnienie wciąż nie dawało spokoju. Wwiercało się w niego, drążyło wnętrze, było niczym swędzący strup, którego nie można podrapać. Nagle zaspokojenie go stało się podstawą jestestwa. Lucjan wiedział, że jeśli tego nie zrobi, umrze niechybnie. I to zginie w najgorszy możliwy sposób, bo najpierw straci duszę, rozrywany nieustanną żądzą.

Powoli, nadzwyczaj ostrożnie, zbliżył się do stacjonujących w pobliżu bagiet.

– E, ty, młody – zawołało jedno pieczywo do drugiego.

– Tak, komendancie?

– Zesraj się w spodnie.

– Zrobione.

– A cieknie nogawką?

– Gałgan ciągle w majtach.

– To potrząsaj. A ty, sierżancie, wyjeb się na głupi ryj.

Bagieta wykonał rozkaz bez słowa skargi.

Pan Lucjan uznał, że to idealny moment.

– Panowie, panowie! Ja muszę coś zgłosić.

– Czego, kurwa? Nie widzi, że pracujemy?

– Widzi... Znaczy, widzę. Widzę, że pracujecie. Panowie.

– No, to, kurwa, czego chcę.

– Panowie muszą mnie pobić.

– O patrzcie no... – Bagieta Dowodząca poprawiła wymownie pasek. – A co ty będziesz nam mówił kogo i kiedy mamy bić? Do tego są przeznaczone bardzo ważne protokoły. Pałujemy, kogo mamy ochotę albo kogo wskaże dowódca. Czy dowódca wskazał ciebie?

– Nie...

– A jak powiedziałeś, że mamy cię spałować, to mi przeszła ochota. Wypierdalaj.

– Ale panowie... Ja... zacząłem czuć się ważnym.

– Co, kurwa?

– No właśnie! Bo ja pomyślałem... Że to wszystko... Jest nie takie, jak być powinno. A ja, jako obywatel, powinienem mieć zapewnione jakieś prawa i to takie, które ochronią mnie przed bezpodstawną przemocą. Ja nie chcę być tylko reżimową marionetką, czekającą na pociągnięcie sznurków. Wiem, wiem, to chore. I musicie mi to wybić z głowy, błagam was. Zanim dojdę do jakichś naprawdę niepokojących wniosków. Musicie mnie spałować! Panowie, ja uwielbiam być pod bagietowym butem. Ja za każdym razem klaszczę i dziękuję, jak kogoś tłuczecie, a tym razem... Pomyślałem, że tego nie zrobię. Bo nie powinienem.

– O ty, kurwo, teraz to mnie wkurwiłeś. Spałować go.

Wraz z pękającą czaszką, pana Lucjana opuściło to niepokojące, swędzące pragnienie i poczuł się w końcu szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro