„Uśpieni", czyli o bezemocjonalności z emocjami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor: Bachantka21
Tytuł: „Uśpieni”
Kategoria: General Fiction, Fantastyka Postapokaliptyczna

     Okładka to absolutne arcydzieło. Przyciąga wzrok, a także zatrzymuje czytelnika na dłużej. Dzięki wytworzonej ciemności i minimalistyczności można odczuwać tu pewną dozę tajemnicy.

    Tytuł  w zestawieniu z powyższym elementem tworzy pewną przyjemną spójność, dzięki której chce się zajrzeć do środka. Dodatkowo, za sprawą swojej niewielkiej długości, łatwo wpada w ucho i zapada w pamięci na dłuższy czas.

     Opis momentami brzmi dość typowo, jednak mimo to ma w sobie ten magnetyzm przyciągający odbiorcę. Pojawiają się również elementy wyjątkowo oryginalne, z którymi jeszcze nie spotkałam się w literaturze, na przykład fragment o świecie pozbawionym nie tylko negatywnych aspektów życia człowieka, ale także tych pięknych, pełnych miłości i radości. Natomiast wspomnienie o ludziach „śpiących na jawie” wyjątkowo mnie zaintrygowało. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Autorka akurat tak ich określiła oraz, co to właściwie oznacza.

     Zacznę od tego, że do książki tej Autorki podchodziłam z bardzo dobrym nastawieniem. Miałam już przyjemność recenzować jej pracę, która w dalszym ciągu, gdzieś siedzi mi w głowie i przypomina czasem o sobie. Dlatego byłam pewna, że po przeczytaniu tego dzieła będę równie zachwycona. Cóż, myliłam się...

     Zaczęłam czytać prolog, pierwszy rozdział, drugi i kolejny, i nie mogłam w to uwierzyć. Kręciłam głową z niedowierzaniem, a później wchodziłam w profil Autorki, by upewnić się, czy aby na pewno to ta sama osoba, o której myślę. Kiedy okazało się, że wcale się nie pomyliłam, miałam ochotę podejść do niej i mocno wyściskać. Ta praca to absolutne arcydzieło! Nie odczuwam już zwykłego zachwycenia, tylko szok przemieszany z podziwem.

     Tym razem nie omówię prologu w osobnym akapicie. Potraktuję go jako pełną całość wraz z innymi rozdziałami, ponieważ musiałabym się powtarzać, a nie chciałabym być winna nazbytniemu rozbuchaniu ego Autorki ;).

     Zacznę od opisów, które znacznie się poprawiły. Zyskały na wyjątkowej obrazowości, skupiają się na drobnych szczegółach, dzięki którym czytelnik może zapamiętać daną postać. Dodatkowo wydarzenia są przedstawiane w tak fantastyczny sposób, że momentami mam wrażenie, jakbym oglądała film. I choć opisów jest znacznie więcej, to czyta się to naprawdę wybornie. Dialogi natomiast są tu tylko pewnym smaczkiem, dodatkiem do całości, aby powieść nabrała wspaniałych rumieńców.

     Sam styl Autorki także poprawił się znacznie od ostatniego razu. Praca zyskała przede wszystkim na bogactwie językowym, które subtelnie wkrada się pomiędzy linijki tekstu. Dzięki tym czasem prostym, a niekiedy wymagającym praktyki zabiegom książka nie była przeze mnie czytana – ja ją po prostu pochłaniałam jak żarłoczne bestie z opowiadania. W każdej chwili zastanawiałam się, czym jeszcze Autorka nas zaskoczy, a kiedy już myślałam, że to raczej niemożliwe, ona po prostu wyciągała asa z rękawa, ofiarowując czytelnikowi niesamowitą dawkę emocji oraz konsternacji.

     Również nagłe zmiany punktów widzenia spowodowane przytaczanymi fragmentami z dziennika i wspomnieniami nie sprawiają Autorce żadnych trudności. Z łatwością przeskakuje ona od gburowatego, nieufnego Mannixa do delikatnej i wrażliwej Auroly, wskakując pomiędzy tym w buty małych, wystraszonych dzieci, uciekających przed niebezpieczeństwem.

     Muszę także wspomnieć o niesamowitych cytatach na początku każdego rozdziału. Jeśli Autorka większość z nich wymyśliła sama, to naprawdę wielkie brawa, ponieważ są głębokie, prawdziwe, a co najważniejsze mają sens. Nietrudno wymyślić jakieś zdanie pozbawione ładu i składu – sztuką jest utworzenie spostrzeżenia mądrego.

     Za to przytaczane fragmenty dziennika sprawiają wrażenie tak autentycznych i pełnych emocji, że przestają być tylko zwykłą fikcją literacką, a stają się niesamowitym odbiciem prawdziwego człowieka – wystraszonego, chcącego wylać na papier swoje spostrzeżenia nie tylko dla siebie, ale i dla przyszłych pokoleń.

     Na czytelnika czekają również fantastyczne zagadki, które być może są jedynie tworem jego własnego umysłu, a to wszystko, dzięki niebanalnym bohaterom. Mogą oni nieco namieszać w głowach odbiorców i obudzić w ich umysłach pewne podejrzenia. Mnie osobiście zastanawia zbieżność imion nowej znajomej Mannixa – Moiry – i dziewczyny będącej przyjaciółką Auroly – postaci piszącej dziennik.

     Również zwykła nazwa leku, który przyjmują ludzie, aby nie odczuwać emocji wydała mi się wyjątkowo intrygująca. „Omoi”, według moich źródeł, w języku japońskim oznacza „myśl”. Pojawia się tu świetna symbolika tego, że człowiek, aby przestać kierować się emocjami, musi skupić się na rozumie. Ten element może stanowić także smaczek dla dociekliwych czytelników.

     Zauważyłam również mnóstwo ciekawych nawiązań do historii, na przykład znęcanie się nad Aurolą i testy na niej przeprowadzane. To w pewien sposób skojarzyło mi się z II wojną światową. To naprawdę intrygujące. Jakby Autorka chciała nam przekazać, że nie ma znaczenia upływ czasu, ponieważ niektóre sytuacje z historii lubią się powtarzać, bez względu na to, czy jest rok 1939 naszej ery, czy może dużo później, tuż przed Przebudzeniem.

     Jednak pojawiają się również drobne niedoskonałości. Na szczęście są wielkie niczym drobinka kurzu. Zacznę od czegoś, co pojawiało się w każdym z rozdziałów. Chodzi mi o długie wtrącenia w zdaniach. Pomimo tego, że są one napisane jak najbardziej poprawnie gramatyczne, to czytelnik gubi ich sens przez tak rozległe dygresje. Bywały momenty, kiedy musiałam wracać się do głównej części zdania, aby w pełni je zrozumieć.

     Także częste zmiany punktu widzenia pojawiające się pod nagłówkiem „Dawno, dawno temu...” powodowały u mnie pewną dezorientację. Na szczęście uczucie to trwało zaledwie moment, dopóki nie ułożyłam sobie w głowie faktów, z którym bohaterem mam teraz do czynienia. Wyróżniające się kolory włosów postaci z pewnością ułatwiły mi to zadanie.

     Przyczepię się również do doprawdy drobnego szczegółu. Mam na myśli pierwszy rozdział, gdy Mannix i Moira dopiero się poznają. Dziewczyna zaprowadziła go do swojego domu. Czytelnik poznaje jej imię jeszcze zanim ona sama się przedstawia. Ten drobiazg spowodował u mnie pewną dezorientację, ponieważ w pierwszej chwili nie byłam do końca pewna, o kim mowa w tym fragmencie.

     Jeśli chodzi o stronę techniczną pracy, to niestety muszę zawieść Autorkę, ponieważ nie mogę się rozpisać zbytnio w tym akapicie. Brak tutaj jakichkolwiek błędów, a jeśli już jakieś się wkradną (trzy niechciane przecinki i dwa króciutkie zjedzone wyrazy), to absolutnie nie zakłócają procesu czytania, a odbiorca, który nie będzie recenzentem z pewnością nie zwróci nawet na nie uwagi.

     Reasumując, książka ta to istne cudo. Ma w sobie wszystko to, czego oczekuje czytelnik. Pojawiają się w niej niesamowite zwroty akcji oraz wspaniała obrazowość opisywanych wydarzeń. Również fani głębszej literatury mogą znaleźć dla siebie drobne smaczki będące niezwykłą wisienką, a wręcz wiśnią na torcie całości, która i bez tego prezentuje się wybornie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro