17 - czyli straszna przymiarka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

16:44, środa, 31 października

Uległem.
W końcu zgodziłem się wpaść do Magdy na przymiarkę kostiumu i butów, bo do premiery spektaklu zostało około pięć tygodni. Moim zdaniem jest to niesamowicie dużo czasu, ale wszyscy pozostali w grupie są kompletnie innego zdania. Próby zaczęły się na poważnie, Julian swoją główną rolę ma już w małym palcu, więc teraz oprócz kluczowego aktora, reżysera i scenarzysty, pełni jeszcze rolę krytyka. Imponuje mi, jak bardzo cała ta teatralna sprawa zajmuje jego głowę. Na przykład tydzień temu, gdy jedliśmy we dwójkę drugie śniadanie w szkolnym bufecie, napomknął o trzech sprawdzianach, kartkówce i wypracowaniu, które czekają go w najbliższych dniach, ale spycha je na drugi plan. Zaczął mówić coś jeszcze o tym, że nie zdążył przesłać jakiejś pracy na angielski przez swoją siostrę, ale zmienił temat równie szybko, jak go zaczął. Ale ja byłem ciekawy. Powiedziałem coś w stylu: O, nie wiedziałem, że masz siostrę! Na co on uśmiechnął się w zadumie i przytaknął: Tak, młodszą. I na tym temat się skończył.
Nie mogę jednak powiedzieć, że ja byłem bardziej skory do rozmów na swój temat. Dlatego moja znajomość z Julianem przebiegała w sposób bardzo dziwny, okrężny, ale niesamowicie sympatyczny, bo z chłopaka biło tak duże ciepło i ogromna troska, że to wszystko przelewało się też trochę na mnie.
Zacząłem więcej czasu spędzać z nim i z Magdą. Nawet dosiadłem się do niej na matematyce, dzięki czemu nam obojgu pracowało się o wiele sprawniej. Zarówno ja, jak i ona, byliśmy całkiem nieźli z tego przedmiotu, więc rozwiązując zadania wspólnie pracowaliśmy jak dwa małe roboty. Ale mimo wszystko, ciągle towarzyszyła nam jakaś nić nieporozumienia, która znikała w obecności Juliana.
Nie znałem się z nimi dobrze, ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że powoli zacząłem awansować na trzecie koło u wozu w ich znajomości. Może nie jest to zbyt pozytywne określenie, ale z perspektywy czasu wolę trzymać się z kimś na doczepkę, niż dryfować we wczesnych stadiach szaleństwa w pojedynkę.

Właśnie wyszliśmy we trójkę ze szkoły po dość burzliwej próbie, gdy zaczął zacinać straszny deszcz. Nałożyłem kaptur na głowę i mocno pociągnąłem za troczki, przez co na wierzchu zostały mi tylko oczy, nos i kawałek brwi. Ale po kilku sekundach woda i tak zaczęła dostawać się pod moje ubranie. Magda z gracją wyjęła z torby parasolkę, a Julian zerknął na mnie z ostrożnym rozbawieniem. Przeszło mi przez głowę, że Zuzia prawdopodobnie powiedziałaby mi, że wyglądam jak plemnik lub penis. Ale nie on. Nie oni.
Jasne włosy chłopaka momentalnie przykleiły się do jego czoła. Mogłem się założyć, że nic nie widzi w tych swoich zamazanych okularach.

- Ktoś łapie się pod parasol? - westchnęła szatynka, definitywnie patrząc na Juliana. Chłopak pokręcił przecząco głową. Mimo, iż wiał naprawdę silny wiatr, on sprawiał wrażenie niesamowicie stabilnego, jakby zła pogoda wcale nie mogła popsuć mu nastroju. - Natan? - spytała niechętnie.

- Nie - burknąłem, bo głupio byłoby mi w obliczu moknącego Juliana.
Szybkim krokiem przebyliśmy dystans dzielący nas od skrzyżowania i z trudem wepchnęliśmy się pod wiatę przystanku. Było tam tak wielu ludzi, że Magda musiała przylgnąć do mnie ramieniem, żeby blondyn również dał radę schować się pod dachem. Skończyło się na tym, że cofnąłem się o pół kroku, wpadłem na jakąś staruszkę, prawie potknąłem się o nierówny chodnik i finalnie wylądowałem ściśnięty między nimi, co znacząco naruszało moją strefę komfortu. - Kurwa, zaraz się uduszę - wysyczałem gdzieś pod pachą Juliana. Chłopak momentalnie przesunął się o kilka centymetrów, dając mi możliwość zaczerpnięcia tchu.

- Przepraszam, wszystko w porządku? - spytał z niepokojem, lekko nachylając się w moją stronę. Potwornie przeszkadzał mi jego wzrost. Czułem się przy nim jak dziecko. Ale mimo wszystko pokiwałem głową, bo pewnie nie wybrał sobie życia jako olbrzym. Nad moją głową zaczęła się niewinna pogawędka o dzisiejszym dniu. Magda właśnie zapytała Juliana, czy w zdecydował w końcu co do dzisiejszego wieczoru. Nie miałem pojęcia, o co może chodzić, a o  powiedział: - Tak. I nie pójdę.

- Julek, no co ty! - jęknęła, przybliżając się do niego jeszcze bardziej, jakby zapominając o tym, że jestem po środku i o tym, że to z pewnością nie było konieczne. - Przestań, mówiłam ci przecież, jak ważne jest to dla mnie! - wyburczała cała nachmurzona. Miałem ochotę na papierosa.

- Już zdecydowałem, przepraszam. Może Natan by z tobą poszedł? - spytał ostrożnie, jakby badając grunt.

- Nigdzie nie idę - prychnąłem, choć nawet nie wiedziałem, gdzie mógłbym się wybrać. Mój wzrok był na wysokości policzka Magdy i bicepsa Juliana.

- I tak bym go nie zabrała, jeszcze narobiłby mi wstydu - syknęła, a ja poczułem, że chłopak za mną trochę się spina. To nie było miłe z jej strony, ale niezbyt dotknęły mnie te słowa.

- Narobiłbym ci wstydu? - spytałem ogarnięty dużą niechęcią do dziewczyny. - Czym? Może tym, że wyjąłbym fajki, tak jak teraz, zacząłbym palić, chuchać na wszystkich, a może bym nakurwiał na prawo i, kurwa, lewo? - wywarczałem głośno, wyszarpując z kieszeni kurtki paczkę papierosów.

- Nie wiem, może, a z pewnością całości dopełniłyby twoje ubrania, które albo znajdujesz na śmietniku, albo kradniesz starszemu bratu - odcięła się zaciekle. Parsknąłem śmiechem, bo czego, jak czego, ale przytyków do moich strojów się po niej nie spodziewałem. To było bardzo dziecinne.

- Ty natomiast codziennie wyglądasz jak jakaś pieprzona cnotka - roześmiałem się ostatecznie. Z oczu Magdy właśnie strzeliło we mnie tysiąc piorunów. Już otwierała usta w odwecie, gdy Julian delikatnie, ale stanowczo odsunął mnie na bok i sam znalazł się między nami.

- Wasza kłótnia jest strasznie infantylna - zauważył surowo, ale po chwili jego głos znowu wrócił na zwykłe, miękkie tony. - Przepraszam, że chciałem cię trochę udobruchać - zwrócił się czule do Magdy. Ona nadal stała naburmuszona i zerkała na mnie chłodno zza jego ramienia. - Ale ja naprawdę nie mogę iść dzisiaj na tę
imprezę. Przecież ci mówiłem.

- Na imprezę? - wtrąciłem się, gdy właśnie podjechał nasz autobus. Wtoczyliśmy się do środka wraz z dwudziestoma innymi osobami, ale było tam mimo wszystko trochę luźniej, niż na zatłoczonym przystanku. Julian rozpiął kurtkę i przetarł mokre okulary o golf, który miał pod spodem. Magda odetchnęła głęboko.

- Halloweenową - wyjaśniła, a ja o mało nie zasłabłem. Może to przez to, że w autobusie było strasznie duszno, a może przez to, że rok temu Kuba przebrał się za dynię, że ja byłem wampirem, że jedliśmy zupę krem, że całowałem jego pomarańczowe wargi, a teraz jadę z dwójką niemal obcych mi ludzi do domu na przeciwko cmentarza, by przymierzyć jakąś skąpą sukienkę. Oparłem się plecami o rurę. - Organizuje ją moja koleżanka z dodatkowego angielskiego. I mogę zabrać osobę towarzyszącą - mruknęła, znów zerkając na Juliana z wyrzutem. Ale on pokręcił głową. Prychnęła, gdy zatrzymaliśmy się na jakimś przystanku. Sporo osób wysiadło, nawet mogłem wreszcie odetchnąć. - Dobra, słuchaj Natan, jeśli bardzo ci zależy, możesz w ostateczności się ze mną zabrać...

- Co? - wszedłem jej w słowo. Zmarszczyła ładne brwi. Były ładniejsze, niż brwi Zuzi, czy choćby mojej siostry. Gwałtownie pokręciłem głową. - Ani trochę mi nie zależy. Ja nie chodzę na imprezy.

- Nie? - zdziwił się Julian. Popatrzyłem na niego. On też miał ładne brwi. Dosyć gęste i...

- Nie - uciąłem temat. Autobusem zatrzęsło, chyba wjechaliśmy na most. - Na ostatniej bardzo mi się nie podobało.

- Słyszałam jakieś plotki - przyznała dziewczyna, a ja strasznie się skrzywiłem. - Podobno odwaliłeś coś Zuzi...

- To chyba nie jest ważne - zauważyłem chłodno. Magdzie zamknęły się usta, a Julian posłał mi dziwne spojrzenie. Odwróciłem wzrok i resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Z autobusu wysiedliśmy przy cmentarzu i przeszliśmy pasami na drugą stronę jezdni, co rusz omijając większe kałuże.
Zostałem poprowadzony w głąb starego osiedla złożonego z szarych bloków z wielkiej płyty. Minęliśmy mały sklepik z obdrapanym szyldem, masywny śmietnik pokryty paskudnymi bazgrołami, spory plac zabaw i w końcu znaleźliśmy się pod niedużym, betonowym klocem. Nad wejściem ciągnął się rząd małych okien, a tuż obok niego niewielkich balkonów z prostymi, metalowymi barierkami. Magda wpisała kod na domofonie i pierwsza weszła do środka. Na klatce schodowej pachniało mieszanką płynów do mycia podłóg i stęchlizny. Stopnie prowadzące na piętro były wąskie i strome, a ze ściany lekko odklejała się farba. Po prawo dostrzegłem ręcznie otwierane drzwi do windy.
Byłem nieco przerażony.

- Mieszkam na pierwszym piętrze, możemy wejść schodami - oświadczyła Magda, a ja potulnie podążyłem za nią. I faktycznie, po chwili zatrzymaliśmy się przed ładnymi, drewnianymi drzwiami, które dziewczyna zaczęła otwierać długim, srebrnym kluczem. Zorientowałem się, że Julian wyminął nas i pognał wyżej. Obejrzałem się za nim.

- A ten co? - zdziwiłem się, gdy ona przepuściła mnie w progu. Wszedłem niepewnie do mieszkania i znalazłem się w wąskim, pomalowanym jasną farbą korytarzu. Zapaliła światło.

- Mieszka na samej górze - wyjaśniła, jakby było to całkiem oczywiste. Spiąłem się lekko, zostawiając buty na małej półeczce przy podłodze. Nie chciałem zostawać sam na sam z Magdą. - Zaraz przyjdzie - dodała, jakby wyczuła mój niepokój. - W tym czasie zaparzę herbatę - oświadczyła, po czym rozłożyła parasol i ruszyła z nim przez mieszkanie. A ja, pozostawiony sam sobie, powiesiłem kurtkę na wieszaku i ostrożnie rozejrzałem się dookoła. Było tu bardzo schludnie i kobieco. Na małej komodzie stał wazon z kwiatami, nad nim wisiało okrągłe lustro z ozdobną ramą, a nieco z boku zdjęcie rodzinne. Z ciekawością podszedłem bliżej, by przyjrzeć się twarzom. Pomiędzy dwójką dorosłych ludzi znajdowała się Magda i jakiś smukły chłopak. On trzymał w dłoniach zapisaną kartkę, chyba świadectwo, natomiast dziewczyna uśmiechała się do obiektywu tak szeroko, że aparat ortodontyczny aż odbił światło. Z pewnością już go nie nosiła, więc fotografia ma pewnie kilka lat. No i Magda wygląda na niej całkiem inaczej.
Nagle drzwi po mojej lewej otworzyły się i do środka wszedł Julian. Nie miał już na sobie kurtki, a plecak nie wisiał na jego ramieniu. Zerknął na mnie pytająco, po czym powędrował wzrokiem tam, gdzie ja. Oddychał szybciej, a policzki mu się zaróżowiły. Musiał biec w tę i z powrotem.

- To Karol - oświadczył, jakby przypuszczał, że właśnie nad tym młodym chłopakiem ze zdjęcia się głowię. Zauważyłem, że Julian ma na stopach kapcie. Rozbawiło mnie to. - Starszy brat Madzi. Teraz studiuje gdzieś w Anglii.

- Co studiuje? - spytałem z udawanym zainteresowaniem. Chłopak wpatrywał się przez chwilę w zdjęcie, a potem przeniósł wzrok na mnie. Zauważyłem, że ma oczy w odcieniu ciemnego, ale kosmicznie ciepłego brązu.

- Architekturę - odparł bez wahania. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. - Też masz rodzeństwo, prawda?

- Dwie siostry. Młodsze - uściśliłem. Słuchał mnie uważnie. Zawahałem się chwilę, zanim powiedziałem coś więcej. - Laura ma dziewięć lat, Ula piętnaście - wyznałem niepewnie.

- Dogadujesz się z nimi? - spytał ostrożnie, chyba bojąc się, że będzie zbyt nachalny. Gdzieś w głębi mieszkania zaszczękały naczynia.

- Trudno powiedzieć - orzekłem w końcu. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni, gdy dobiegło nas wołanie Magdy. Ruszyłem obok Juliana prosto do kuchni. - Bywało lepiej.

- Moja Kinia jest trudna - powiedział cicho, choć wcale go o to nie zapytałem. Domyśliłem się, że też mówi o siostrze. Weszliśmy do niedużego, ładnego pomieszczenia, w którym znajdowały się meble z jasnego drewna i sporo małych obrazów. Rozejrzałem się dookoła, całkiem zafascynowany błękitnymi kafelkami pokrywającymi ścianę za blatami roboczymi. Były całkiem spore i zdobiły je fikuśne beżowo-czerwone wzory. Miałem wrażenie, że wszystko w tym pomieszczeniu jest przemyślane. Magda wręczyła mi spory kubek wypełniony po brzegi gorącą herbatą. Dostrzegłem, że na stoliku stoi imbryk. No jasne, czego innego mógłbym spodziewać się po Magdzie, jeśli nie herbaty parzonej z fusów zakupionych w jakiejś eleganckiej herbaciarni?

- Sukienka jest u mnie w pokoju - wyjaśniła, prowadząc nas dalej. Czułem się jak na wycieczce szkolnej. Ukradkiem oglądałem bibeloty stojące na półkach, zdjęcia powieszone wszędzie dookoła, drobne obrazy i nawet długi, wzorzysty dywanik leżący przed drzwiami do łazienki. Zacząłem zastanawiać się, jak może wyglądać mieszkanie Juliana. Jest w tym samym bloku, więc pewnie ma podobny rozkład. A może wcale nie? Może jest trzy razy większe, bo znajduje się na ostatnim piętrze? Nie wiem, czy takie reguły w ogóle panują. Myślę za to, że jest urządzone co najmniej równie wytwornie. Stoi tam pewnie wiele książek, jego ojciec może być na przykład profesorem na jakimś uniwersytecie, mama znaną skrzypaczką, a trudna młodsza siostra uzdolnioną plastycznie samotniczką. Mam w głowie dom pełen ciepła, muzyki, poezji, domowych wypieków i starych, świetnie zachowanych mebli. A może całkiem się mylę?
Weszliśmy do pokoju dziewczyny, a ona zapaliła światło. Ściany były pomalowane na blady odcień różu, a pod sufitem ciągnęło się kilka sznurków lampek choinkowych. Magda postawiła swoją herbatę na czystym blacie biurka i otworzyła szafę. Wszystko w tym pomieszczeniu mnie uderzało, ale chyba przede wszystkim panujący tu porządek. Mój pokój wyglądał przy tym jak chlew, jakby ktoś tam wszedł, nasrał na środku i uciekł. Porozrzucane ubrania, niepościelone łóżko, masa naczyń sprzed kilku dni, warstwa kurzu na parapecie i walające się wszędzie podreczniki i zeszyty. Tutaj było jak w muzeum.

- Jest dosyć odważna - uznał Julian, który przysiadł na krześle. Podążyłem za jego wzrokiem i sam też chciałem nagle usiąść. To, co trzymała Magda, mogłoby robić za koszulkę dla Juliana. Było pewnie tej samej długości.

- O cholera - wymamrotałem, niepewnie biorąc od niej sukienkę. Przyłożyłem ją do swojego ciała upewniając się w tym, że ledwo zasłoni połowę moich ud. Była czerwona i bardzo dziwna w dotyku. Chyba nigdy nie trzymałem materiału, którym był welur. - Mam ją... teraz? Teraz założyć?

- Chyba głównie po to tu przyszedłeś - zauważyła. Skinąłem niepewnie głową, a Magda znów zanurkowała do szafy i wyjęła z niej parę butów na obcasie. Pokręciłem głową.

- Nie ma mowy.

- Przymierz je - nalegała. W rozpaczy zerknąłem na chłopaka, ale tam nie uzyskałem wsparcia.

- Powinieneś je wypróbować - oświadczył zamyślonym tonem reżysera. Nieporadnie zabrałem buty z rąk Magdy. Pokierowała mnie do łazienki, gdzie szybko zamknąłem się przed jej wzrokiem i z westchnięciem zacząłem ściągać z siebie moją ulubioną bluzę Kuby i trochę przyduże spodnie. Zostałem w samej bieliźnie i dosyć długą chwilę zajęło mi zorientowanie się, gdzie jest przód sukienki.

- Ja pierdolę - syknąłem, wciągając ją na siebie. Czułem się jak w przyciasnej skarpecie, a spotęgował to fakt, że gdy dociągnąłem ją do bioder, nie chciała ruszyć się już w żadną stronę. Zacząłem bardzo szybko oddychać, bo właśnie stałem w samych bokserkach zaklinowany w jebaną kieckę w obcym mieszkaniu. Materiał przylgnął mi do twarz, gdy miotałem się po pomieszczeniu, próbując wyleźć z tego gówna. - Kurwa - wyjęczałem, gdy dopadła mnie wizja moich rodziców odbierających telefon z wiadomością o mojej śmierci. Jak zareagowałaby moja matka na słowa: Pani syn udusił się w sukience! Byłem bardzo bliski płaczu, gdy o tym pomyślałem. Zgiąłem się w pół, próbując za wszelką cenę się z niej wydostać. Usłyszałem trzask pękających nici. I dobrze, kurwa! Na ślepo starałem się z niej wydostać, przez kilkanaście sekund obijałem się o pralkę, sedes, ściany i wbite w nie metalowe wieszaki. Panika powoli wlewała mi się uszami, przez co robiło się jeszcze ciaśniej. Musiałem przełknąć swoją dumę. - Julian! - krzyknąłem na tyle głośno, na ile pozwalał mi materiał zaplątany wokół mojej głowy. - Julian, cholera jasna!

- Natan - usłyszałem jego niski głos przez drzwi. W zbliżającej się histerii mój oddech był bardzo urywany. Myślałem, że zaraz się zapowietrzę i pęknę jak jebany balon. - Mogę wejść?

- Tak - jęknąłem i usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Szybko zamknął je za sobą, więc prawie miałem pewność, że Magda nie widziała mnie w tym stanie. Z ich dwójki wolałem, by zastał mnie tak Julian. - Utknąłem - wysyczałem marząc o tym, by moje majtki nie zsunęły się ani trochę w trakcie tej walki z wiatrakami. Chyba nie przeżyłbym pokazania pośladków koledze ze szkoły jednocześnie będąc połowicznie w sukience.

- Widzę - przytaknął łagodnie. Podszedł do mnie, a ja przyłapałem się na tym, że dziwi mnie brak komentarza. Mogłem wyobrazić sobie, co zrobiłby Kuba na mój widok. Pewnie najpierw wybuchnąłby głośnym śmiechem, potem pstryknąłby kilka zdjęć (wszystkie byłyby rozmazane, bo nie mógłby przestać się trząść), a dopiero na koniec pomógłby mi się wydostać. - Nie rozpiąłeś suwaka. Teraz to zrobię, dobrze? - spytał, a ja wydałem z siebie bliżej nieokreślony pomruk. - Ale mam trochę zimne ręce, więc przepraszam, jeśli cię dotknę - dodał, a ja poczułem jego obecność tuż za sobą. Chwilę pomęczył się z zapięciem, o którym ja w ogóle zapomniałem, a potem w końcu rozpiął sukienkę. Odetchnąłem bardzo głęboko, czując jak moje ściśnięte płuca się rozszerzają. Z trudem wsadziłem ręce pod ramiączka i obciągnąłem materiał najniżej, jak byłem w stanie. Kątem oka uchwyciłem w lustrze odbicie swoje i Juliana. Wyglądałem przy nim jak tania dziwka.

- Zapniesz mi to gówno? - spytałem drżącym głosem, wciąż wracając do siebie. Przytaknął, a ja poczułem jego lodowate palce na kręgosłupie, gdy szarpnął za zacinający się suwak. Musiałem trochę wciągnąć brzuch, ale ostatecznie udało się dopiąć sukienkę. Znów trochę ją obciągnąłem i niepewnie przejrzałem się w lustrze. Przypominałem wyjątkowo nieurodziwą kobietę. Zapragnąłem nagle ściąć włosy. - Jest... znośnie? - zwróciłem się w końcu do Juliana. Patrzył na mnie uważnie. Uśmiechnął się delikatnie.

- Bardzo znośnie - osądził. - A jak się czujesz?

- Mniej znośnie - przyznałem, bo chyba nigdy nie czułem się tak niekomfortowo. Przez ostatni rok nosiłem w większości duże ubrania, które pochłaniały mnie niemal w całości, a teraz odsłoniłem więcej, niż bym sobie życzył. Czułem się niemal nago. Chłopak popatrzył intensywnie w moją twarz.

- Natan, jeśli to całkiem wykracza po za twoją strefę komfortu, to zrozumiem.

- Jest okej - skłamałem, chyba nie chcąc go zawieść. Julian pokiwał głową, po czym nacisnął klamkę drzwi. Magda stała dosłownie za nimi, więc prawie uderzył ją w nos. Wyjrzała zza niego, jakby był tarczą chroniącą moje gołe ramiona i nogi przed resztą społeczeństwa. Na mój widok cała się rozpromieniła.

- Leży świetnie! - stwierdziła, wchodząc do łazienki. Złapała mnie za ramię, obróciła plecami do siebie i poleciła założyć szpilki. A jej dotyk parzył, miałem ochotę ją odepchnąć. - Przymierz te buty - pospieszyła mnie. O ile przy Julianie czułem się prawie swobodnie, to obecność Magdy sprawiała, że cały absurd i niezręczność sytuacji uderzały mnie tak mocno, że prawie wpadłem do wanny. Wcisnąłem stopy w czarne buty, które były nieco przy duże i z trudem się wyprostowałem. Czułem, jak kolana mi drżą.

- Wyglądam jak jebany klaun transwestyta - syknąłem, łapiąc się kamiennego zlewu. Chłopak uśmiechnął się ciepło, ale Magda była ewidentnie zdegustowana tą uwagą. Zignorowałem jej zniesmaczoną minę i spróbowałem zrobić kilka kroków. Mało sobie nóg nie połamałem. Przysięgam, że moje kostki są sprawne po tym eksperymencie tylko dlatego, że w mieszkaniu Magdy znajduje się masa szafek i przeróżnych półek, które chętnie służyły mi za uchwyty.
Było ciężko.

***

19:20

Na klatce schodowej Julian znalazł pięć złotych, które teraz wydawał na dwie Coca-Cole w osiedlowym sklepiku. Wyszedł po chwili ze środka i podał mi czerwoną puszkę, którą otworzyłem z trudem. Przysiadłem na rozpadającej się ławce pod starą latarnią. Usiadł obok mnie.

- Czemu nie idziesz z Magdą? - spytałem, bo zanim wyszliśmy z mieszkania dziewczyny, byłem światkiem kolejnej próby wybłagania blondyna. Ale on stanowczo odmawiał, nie podając tak naprawdę żadnego konkretnego powodu. Więc Magda cała się naburmuszyła i poprosiła nas, żebyśmy już sobie poszli, bo ona musi się przygotować. Dlatego Julian zaoferował się, że odprowadzi mnie na przystanek, a finalnie znalazł pieniądze i postanowił spożytkować je na naszą dwójkę. Na szczęście deszcz przestał już padać, choć nadal było zimno i jeszcze ciemniej.

- Już powiedziałem - zauważył, upijając duży łyk coli. Westchnąłem, opuszczając się na ławce. - Muszę dzisiaj zostać z moją siostrą.

- Ile ona ma lat?

- Trzynaście.

- Nie uważasz, że da sobie radę sama przez kilka godzin, nawet wieczorem? - podpuściłem go, uśmiechając się z rozbawieniem. Ale chłopak bez słowa pokręcił głową. Zapiął kurtkę pod samą szyję. - Ma trzynaście lat, a nie trzy.

- Natan, to nie jest chyba tak, jak myślisz - wyznał, w końcu na mnie patrząc. Żółte światło latarni załamywało się w szkłach jego okularów. Zirytowałem się.

- A Magda wie jak jest? - prychnąłem z frustracją, a on przytaknął. - Więc to chyba ona czegoś nie rozumie.

- Wydaje mi się... ona chyba po prostu czasem nie chce rozumieć - osądził, patrząc na mnie w zadumie. Zawahał się przez chwilę. - Moja siostra jest chora - wyjaśnił, jakby to nie mogło oznaczać dosłownie wszystkiego. Siorbnąłem trochę coli. - I boi się zostawać sama. A może to ja boję się zostawiać ją? - roześmiał się w jakiś strasznie dziwny sposób. Aż zrobiło mi się nieswojo. Miałem wrażenie, że jest bardzo bliski powiedzenia mi czegoś. Choć tak naprawdę łączyło nas tylko uczęszczanie na te same zajęcia pozalekcyjne, które on traktował milion razy poważniej ode mnie.

- A twoi rodzice nie mogą z nią zostać? - zdziwiłem się. Było to dla mnie trochę niepojęte. Nie wyobrażam sobie, żeby powodem, dla którego nie mógłbym wyjść z domu na noc było to, że muszę pilnować Laury. Każdy powód byłyby lepszy. Po za tym, moja matka chyba nigdy nie zostawiłaby jej na całą noc pod moją opieką.

- Nie dzisiaj - przyznał. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, co złagodziło jego kanciasta szczękę. Pozwoliłem mojej ciężkiej głowie opaść na oparcie. -  A ty? Czemu nie imprezujesz?

- No cóż... - zawahałem się. Przy tym chłopaku człowiek miał ochotę otworzyć swoje serce i wyśpiewać te wszystkie najgłębsze tajemnice. Przynajmniej ja tak miałem. - Nie śmiej się tylko - ostrzegłem go, ale czułem, że nie muszę. - Byłem w życiu na jednej imprezie, która skończyła się dla mnie popsuciem znajomości i złamaną nogą. O rozerwaniu na strzępy resztek zaufania, którym niechętnie dążyli mnie jeszcze wtedy rodzice nie wspomnę - westchnąłem, ale jemu wcale nie było do śmiechu. Patrzył na mnie ze współczuciem i wcale mi to nie przeszkadzało. - Nie wspominam tego wieczoru dobrze - dodałem, wyjmując z kurtki papierosy. Poczęstowałem go, ale podziękował. Zapaliłem sam.

- Przykro mi - wyznał całkiem szczerze. Wypił swoją colę do końca i zgniótł puszkę. Pierwszy raz zwróciłem uwagę na to, że zarówno kurtka, jak i jeansy Juliana są bardzo znoszone. Ukradkiem popatrzyłem na jego buty i mimo słabego światła mogłem dostrzec, że były cerowane. Za każdym razem, gdy wyobrażałem sobie jego rodzinę, coś psuło mi moją nową koncepcję. Czemu jego rodzice wychodzili w środku nocy i zostawiali swoją chorą córkę? Może oboje byli muzykami, którzy koncertują w jakichś klubach jazzowych? A może już w nocy musieli udać się w podróż pociągiem, by zdążyć na poranne obchody pierwszego listopada w jakimś innym mieście? A może... Boże, Natan, a może oni wcale nie byli pieprzonymi muzykami! - Nie wiem, czy powinienem o tym wspominać, ale Magda kilkukrotnie prosiła mnie, bym zasugerował ci odejście z kółka - powiedział po chwili cicho. Zmarszczyłem brwi, wydmuchując dym nosem.

- A nie robiłeś tego?

- Nie. Nie w tym sensie - oznajmił, nagle się prostując. Patrzył na mnie tak, jakby z moich ust wyszło przed chwilą coś strasznego. - Ja tylko chciałem się upewnić, że naprawdę czujesz, że teatr jest dla ciebie!

- W pewnym momencie miałem wrażenie, że zmieniłeś zdanie i wcale mnie tam nie chcesz - roześmiałem się, strzepując popiół na chodnik. Trochę sposępniał.

- Nie miej mi za złe tego, co teraz powiem, Natan, ale czasem wydaje mi się, że masz w swojej głowie straszny miszmasz - wyznał, zerkając na mnie niepewnie. Przygryzłem filtr papierosa. - Nie znamy się dobrze, ale jeśli jest coś, w czym mógłbym ci pomóc... albo ja, albo Madzia, to... to po prostu daj znać, dobra? - poprosił mnie, a ja nagle zapragnąłem znaleźć się w objęciach Kuby. Gdyby Kuba żył, wcale nie miałbym miszmaszu. Wszystko byłoby tak dobrze, że lepiej chyba by się już nie dało.

- Nie jest tak źle - wydusiłem z siebie, wyciskając na twarz uśmiech. - Każdy ma jakieś problemy, moje wcale nie są szczególne.

- Myślę, że wszystkie są równie ważne - osądził, patrząc w ciemne niebo.

- A twoje są?

- Nie ważniejsze, niż innych - oświadczył łagodnym tonem. Po tym na chwilę zamilkliśmy, a deszcz znowu zaczął kropić. Ale on zdawał się tego w ogóle nie zauważać, jakby przeniósł się w całkiem inne miejsce. Na kilka sekund stał się nieobecny.

A mnie ciekawiło, czy mówił prawdę.
Bardzo mnie to ciekawiło...

Bardzo zależy mi na tym, by rozdziały pojawiały się w każdy poniedziałek i postaram się tego dopilnować. Zeszły tydzień był totalnie wyjątkowy pod wieloma względami i trudno było mi ogarnąć wattpadową sprawę, ale postaram się już tak nie opuszczań. Myślę, że do zobaczenia w poniedziałek. Buźka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro