41- czyli straszne zmiany nastroju

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wstawaj - szepnął, lekko potrząsając moim ramieniem. Zakryłem głowę poduszką. - Wstawaj, Natek. Pobudka - dodał, odsłaniając mi twarz.

- Jezu, odwal się - wymamrotałem, tym razem naciągając sobie kołdrę po same uczy.

- Mama robi jajecznicę, wstawaj - powtórzył. - Jest prawie dziesiąta.

- Tak wcześnie? - wyjęczałem. Julek zaczął się śmiać. Nie rozumiałem dlaczego. - Wy jesteście jacyś nieludzcy.

- Chodź - poprosił. Więc w końcu trochę się odkryłem, otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. - Wstajemy.

- Ty już wstałeś - zauważyłem. Klepnął mnie w czoło. Uśmiechnął się delikatnie. Lubiłem takiego Julka.

- Dawaj, dawaj, mama robi super jajecznicę - zachęcił mnie. Westchnąłem ciężko. Bardzo ciężko. - Okej?

- Nie - burknąłem, przekręcając się na brzuch. Cisza. - Bo ja chcę jeszcze spać. Przyjdź za dziesięć minut.

- Okej między nami? - spytał, najwidoczniej nigdzie się nie wybierając.

- Jezu, Julek, mówiłem ci już wczoraj, że tak - mruknąłem. Odgarnął mi włosy z twarzy. Po chwili usłyszałem jego oddech tuż przy uchu. Przeszły mnie ciarki.

- Chodź - wyszeptał, po czym przygryzł mi płatek. Gęsia skórka. - Chodź - powtórzył. Ciepło.

- Ja pierdolę - wyjęczałem, lekko go odpychając. Roześmiał się. Usiadłem, patrząc na niego z frustracją. - Zapraszasz mnie na śniadanie, które robi twoja mama czy na seks w blasku księżyca? - prychnąłem, wstając w końcu. Nadal gęba mu się cieszyła. Odszukałem wzrokiem moje spodnie od garnituru, potem moją koszulę. Zacząłem się przy nim ubierać. Patrzył na mnie przez cały ten czas. Nie założyłem marynarki, nie upchnąłem koszuli w gaciach. - Wyglądam bardzo wczorajszo?

- Nawet nie - ocenił. Podałem mu rękę, pomagając wstać. Był w dobrym nastroju, sprawiał wrażenie kogoś pozbawionego wszelkich trosk. Jakby było mu lekko w środku. Miło było widzieć go takim. - Mama z Kinią będą szły do kościoła. Co powiesz na pozostawienie w szafce nocnej tylko trzynastu prezerwatyw? - zagadnął, posyłając mi zadziorny uśmiech. Nawet nie wiedziałem, że ma taki w swojej kolekcji.

- Kowboju, przystopuj trochę - rzuciłem, wchodząc do łazienki. Wszedł za mną. Uniosłem brwi. - Będziesz patrzył jak sikam?

- A mogę?

- Jezu, nie - roześmiałem się, wypychając go za drzwi. Też się śmiał, trochę się ze mną siłując w progu. Julek. Julek. Julek.

Gdy wszedłem po kilku minutach do salonu, jajecznica była już na moim talerzu. Przywitałem się z jego mamą, przywitałem się z Kingą, obie mi nawet odpowiedziały. A Julian miał rację. Jajka były pyszne.

- Ta ładna blondynka, z którą tańczyłeś - zaczęła mama Julka, gdy tylko zdaliśmy jej krótką relację ze studniówki - to twoja dziewczyna? - spytała, uśmiechając się do mnie delikatnie. Była bardzo podobna do Juliana, który właśnie krztusił się kawałkiem chleba.

- Och, nie, to była Zuzia, koleżanka z klasy mojej i Magdy - odpowiedziałem szybko. - Tylko koleżanka.

- Miała bardzo ładną sukienkę - oznajmiła z przekonaniem. - Och, nasza Madzia też. Zrobiłam kilka zdjęć z poloneza, chyba na jakieś też się załapałeś - powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem. Sięgnęła po telefon i podała nam go przez stół. Julek wziął go do rąk, ja się nachyliłem, żeby dobrze widzieć trzydzieści mniej lub bardziej rozmazanych zdjęć z wczorajszego wieczoru. Na wszystkich był Julek z Magdą, ale faktycznie, ja znajdowałem się gdzieś w tle na kilku z nich. A ostatnie zdjęcie sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na twarzy. Zostało zrobione podczas rozchodzenia się par na dwa strumienie. Julian z Magdą przeszli już w bok, gdy ja z Zuzią mieliśmy dopiero skręcać. A Julek ze zdjęcia odwracał za mną lekko głowę.
Naprawdę za mną.

Czyli nie tylko ja patrzyłem podczas tańca na niego.

Julian wyłączył telefon.

Dokończyliśmy śniadanie, z Julkiem posprzątaliśmy stół, gdy jego mama z Kingą szykowały się do wyjścia. Potem wylądowaliśmy w łazience myjąc zęby. Ja palcem.
Chłopak przysiadł na brzegu wanny, patrząc z rozbawieniem na moje starania. W ślinie miałem już całą brodę i pół prawej dłoni.

- To jak, zostajesz jeszcze trochę? - wybełkotał ze szczoteczką w ustach. Zerknąłem na niego. Mało atrakcyjnie wyglądał z tą całą pianą. Trochę jakby miał wściekliznę. Ale z drugiej strony, ja chyba nie miałem w tym momencie prawa go oceniać. Wyplułem resztki pasty do zlewu i zacząłem myć rękę.

- Poszły już?

- Nie wiem, chyba - mruknął. Zerknąłem na jego zegarek, który nosił na nadgarstku. Było już sporo po jedenastej.

- Może - rzuciłem enigmatycznie. Prychnął. Patrzył na mnie uważnie przez moment, gdy płukałem usta. Sam ciągle mył zęby. Coś kreowało się w jego głowie; było to po nim widać.

- Natek?

- Co tym razem? - westchnąłem, wycierając je rękawem koszuli.

- Czy Kuba ci kiedyś obciągnął?

- Co kurwa? - wypaliłem, całkiem wzięty z zaskoczenia. Wzruszył ramionami. Myślę, że zrobiłem się z lekka czerwony. Ta mała łazienka była zdecydowanie zbyt ciasna w tym momencie. - Ja pierdolę, Julian, są jakieś granice...

- Po prostu... no wiesz, zastanawiam się jak to jest - wyznał, w końcu też zaczynając płukać buzię. Patrzyłem na niego jakby był jakiś chory. Westchnął. - No co?

- Sam se obciągnij - rzuciłem z frustracją. Nie podobało mi się, gdy wypytywał o intymności między mną, a Kubą. Czułem się, jakbym miał go zdradzić. Julian znowu wzruszył ramionami.

- Raczej nie jestem tak rozciągnięty - oznajmił z powagą. Trudno było stwierdzić czy żartował. A ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. - Ja tylko pytam przecież. O nic cię nie proszę. Ciekawy jestem po prostu.

- To nie twoja sprawa.

- Okej. To też już nie pytaj o sprawy, które nie są twoje - zaproponował chłodno. Wciąż siedział. Mierzyliśmy się wzrokiem. To było tak, jakby Julek potrafił wbijać we mnie sople lodu na odległość. Był niesamowity.

- Twoje aktualne sprawy są moimi. Moje przeszłe sprawy są moimi. Twoimi są tylko te pierwsze. A teraz zdejmuj spodnie.

- Ależ ty głupoty gadasz - prychnął z lekkim uśmiechem. Patrzyłem na niego wyczekująco. Zmarszczył brwi. Milczeliśmy przez moment. Może nie usłyszał.

- Zdejmuj spodnie - powtórzyłem, wskazując na nie zamaszystym ruchem ręki. Zrobił wielkie oczy.

- Natek, przestań. Droczę się tylko. Przepraszam - powiedział szybko. Wstał. Odsunął się ode mnie. - Przepraszam.

- No już, bo się rozmyślę - syknąłem. Teraz on się zarumienił.

- Nie, nie. Nie proszę cię o to. Chodź, zobaczymy czy już wyszły - zaproponował, czym prędzej mnie wymijając. Ruszyłem za nim.

- Julian, to czego ty chcesz, co? - spytałem ze złością. Czasami w ogóle go nie rozumiałem. Wyszliśmy na korytarz.

- Mamo? - krzyknął. Cisza. - Mamo? Kinia? - Nadal nic. Stał tak przez moment z ręką na klamce. W końcu odważył się na mnie spojrzeć. Uniosłem brwi. Przełknął ślinę, pokręcił głową. - Naprawdę pytałem tylko z ciekawości - powiedział słabo.

- Przyszło ci to do głowy, gdy myłem zęby? - roześmiałem się nagle. Milczał.

- No - przyznał w końcu, całkiem zmieszany. Skrzywiłem się.

- Jesteś obleśny - oznajmiłem z przekonaniem. Ale uśmiechnąłem się do niego, łapiąc go za za kark jedną ręką. Pozwolił się pocałować. Drugą dłonią spróbowałem zsunąć mu dresy.

- Natek... - wymamrotał. Oderwałem się od niego.

- Pierwszy szok już mi minął. Teraz mogę. Zrób listę rzeczy, których też jesteś ciekawy i mi ją daj, to pomyślę. A teraz chodź do ciebie.

- Natek, to nie jest fair - powiedział cicho. Patrzył na mnie z przejęciem.

- O chuj ci znowu chodzi.

- Poważnie, to nie jest fair. Może ja tobie?

- Nie, pewnie jesteś fatalny.

- A ty jesteś dobry?

- Nie wiem, w życiu nie próbowałem - przyznałem. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. I powinno być niezręcznie, ale z Julkiem chyba wyzbyliśmy się tego pierwiastka.

Wziąłem go za rękę i pociągnąłem w kierunku jego pokoju.
I kolejny raz było fajnie. Dziwnie, ale fajnie. Julka trochę poniosło, znowu był w ogóle bez ubrań, ja natomiast miałem tylko spodnie ściągnięte do kolan i rozpiętą koszulę. Uda Juliana wyglądały jeszcze straszniej w dziennym świetle, ale nic nie powiedziałem. Patrzyłem ukradkiem, a on udawał, że tego nie widzi. A potem leżeliśmy trochę do siebie przyciśnięci, trwało to kilka długich minut. Miło było czuć jego ciepło. Po prostu z nim było miło. Odgarnąłem mu włosy z czoła. Uśmiechnął się. Zabrałem dłoń.

- Mogę zapalić? - spytałem, w końcu zapinając rozporek. - W oknie? Będę chuchał na zewnątrz.

- Możesz tutaj - stwierdził, odwracając się na brzuch. Pod głową miał rękę zgiętą w łokciu, twarz w moją stronę. Zawahałem się. - Myślę, że będziesz wyglądać bardzo seksownie paląc w moim łóżku. Zachowam sobie to w głowie na później.

- Oblech - prychnąłem, przedzierając się przez skotłowaną pościel i jego długie ciało do marynarki, która wisiała na oparciu krzesła. Pokój Julka był tak mały, że bez problemu dosięgnąłem jej, nawet się nie podnosząc. Z lewej kieszeni wyjąłem papierosy i zapalniczkę. Pokazałem mu. - Na pewno mogę?

- Tak - mruknął, śledząc mnie wzrokiem. Więc wróciłem na swoje miejsce przy ścianie, położyłem się koło niego i faktycznie zapaliłem. Patrzyliśmy na siebie.

- Spróbuj bardziej ponętnie - zaproponował. Roześmiałem się, naprawdę próbując. I trochę to trwało. Cisza. Wyciągnął dłoń w moją stronę, dotknął delikatnie moich ust, mojego papierosa. Był w tym strasznie pociągający. Trochę popiołu posypało mu się na palce. I wtedy Julek otworzył szerzej oczy. Czar prysł. - Cholera jasna, przecież będzie walić na cały dom! - krzyknął, zrywając się na równe nogi. Szarpnął za klamkę okna, otwierając je na oścież. Zimne powietrze wpadło do środka z impetem. - Jezu, dawaj to - jęknął, niemal wyszarpując mi peta z dłoni.

- Ej! - oburzyłem się, siadając. Julek zgasił go o zewnętrzny parapet i wyrzucił na zewnątrz. Nie po julkowemu. - Zamykaj to!

- Przecież tu wali!

- Sam powiedziałeś, że mogę!

- Bo jestem jeszcze głupszy, niż ty - syknął. I ciągle stał tam całkiem nagi, lodowate powietrze sprawiło, że cała jego skóra robiła się czerwona. Teraz ja wyskoczyłem z łóżka. - Co ty ze mną robisz, co? - spytał cicho. Może trochę z wyrzutem.

- Ubieraj się i to zamykaj - rozkazałem, przepychając się obok niego.

- Zostaw to! Przecież moja mama zejdzie na zawał, jak będzie tu śmierdzieć!

- Przeziębisz siebie, a potem mnie!

- Albo się zamknij, albo ciebie też wywalę cię przez to okno - zagroził, łapiąc mnie za ramię. Ale jednocześnie ledwo powstrzymywał uśmiech.

- Wolę zejść na dół o własnych siłach - warknąłem, w końcu je zatrzaskując. Strąciłem jego rękę. - Ubierz się idioto - poleciłem mu, podnosząc z ziemi jego bluzę. Przycisnąłem mu ją do piersi. Złapał odruchowo. - Idę sobie.

- A idź - burknął, zakładając ją. Potem zabrał się za dresy.

- A idę.

- Dobrze.

- Świetnie - podsumowałem, zapinając koszulę i zarzucając na ramiona marynarkę. Popatrzyłem na niego po raz ostatni. - Cześć - rzuciłem na odchodne. I wyszedłem z jego pokoju. Tyle.

Chciało mi się śmiać.
Założyłem buty i kurtkę, Julian nie poszedł za mną.
Zjechałem windą na parter, wyszedłem z budynku, popatrzyłem w górę. Wychylał się z okna, ewidentnie mnie wypatrując. Pomachałem mu. Odmachał.

- Jutro?! - krzyknął. Uśmiechnąłem się. Julek.

- Nie mogę! Wtorek?!

- Pracuję! Środa?!

- Środa! - odkrzyknąłem ostatecznie i ruszyłem na przystanek. Ale moje nogi poszły trochę dalej, potem jeszcze trochę i jeszcze trochę i nagle byłem jakimś trafem na cmentarzu, chociaż wcale tego nie planowałem. No ale skoro już się tutaj znalazłem, to poszedłem do Kuby, bo głupio byłoby postąpić inaczej. I nie miałem żadnych kwiatów ani zniczy, ale nie sądzę, że się o to obraził. Zapaliłem po prostu kolejnego papierosa, usiadłem na ławce jego sąsiada i po chwili zacząłem mówić.
Odpowiedziałem Kubie wszystko o Julku.
Wszystko.
Mówiłem mu rzeczy już wcześniej.
Ale nie t e rzeczy.
A teraz po prostu chciałem być z nim szczery.
Żebym nie miał żadnych wyrzutów sumienia.
A Kuba, jak to Kuba, wcale mnie nie oceniał.

***

piątek, 7 lutego

Julek z Magdą siedzieli już w bufecie, gdy do nich przyszedłem. On jadł zupę, pisząc jednocześnie jakieś wypracowanie, a ona przeglądała coś w telefonie nad swoim talerzem naleśników. Usiadłem koło Magdy, wyjmując z plecaka sałakę owocową, którą zrobiła dziś moja mama. Bo podobno nie jem żadnych witamin.

- Co tam skrobiesz? - spytałem Julka, kopiąc go lekko w nogę pod stołem. Uniósł wzrok. Oczy miał zmęczone.

- Na historię. Za dwadzieścia minut muszę to oddać.

- Och, ależ on odpowiedzialny - zakpiłem, uśmiechając się do Magdy. Odwzajemniła. Wziąłem do ręki mały widelec, otworzyłem pudełko. - A ty?

- Nie pytaj jej - rzucił chłopak. Wywróciła oczami.

- Przestań, Julek. Czemu to niby taki zły pomysł?

- Po prostu - stwierdził cicho, już więcej na nią nie patrząc. Westchnęła ciężko. Czekałem. Do tej pory byłem świadkiem chyba tylko jednej sprzeczki między tą dwójką. Nie pasowało to do nich. Dziwnie było.

- Aplikacja randkowa - wyjaśniła po chwili, pokazując mi ekran swojego telefonu. Tego to się nie spodziewałem. - Ściągnęłam wczoraj.

- I jak tam? Masz już kogoś?

- To tak przecież nie działa - fuknęła, jeżdżąc palcem po wyświetlaczu. Julek mruknął coś pod nosem. Zignorowała go. - Chcesz zobaczyć z kim mnie sparowało?

- No pewnie, że chcę - oznajmiłem z entuzjazmem. Rozpromieniła się. Musiałem miło ją zaskoczyć. Przysunęła się bliżej.

- Tutaj mam profile chłopaków, których polubiłam i którzy też polubili mnie - wyjaśniła, wszystko mi pokazując. Każdy był blondynem. Jeden miał nawet niemal identyczne okulary, co Julian. Dziwnie mi się zrobiło. - Można przeczytać coś o nich, zobaczyć zdjęcia. Tutaj jest mój profil. Dałam fotę ze studniówki, ładnie wyszłam na niej. No ale musiałam wyciąć Julka - objaśniła, zerkając na niego. Zacząłem się śmiać. Chłopak coraz szybciej i mocniej pisał na kartce.

- Madzia, to naprawdę nie jest raczej dobry pomysł... - zaczął trochę chłodno, ale ona w ogóle nie zareagowała.

- Tutaj - kontynuowała, całkiem go ignorując - mogę oglądać kolejne nowe profile i albo je lubić, albo nie. I jak też zostanę polubiona, to potem je widzę w tamtej części i mogę do kogoś napisać.

- Fajne to całkiem - stwierdziłem, głównie po to, żeby zirytować Juliana. - Mogę z tobą ich pooglądać?

- Rany, chciałbyś? - zdziwiła się. - Pewnie, że możesz. Natan, nie wierzę, że to mówię, ale wreszcie jesteś bardziej przydatny od Julka.

- Cóż za słodki komplement - prychnąłem. Zjadłem trochę jabłka i banana, uważnie patrząc na wyświetlających się chłopaków. Na stołówce robiło się coraz tłoczniej. Szuranie krzeseł, śmiechy, rozmowy. - O, ten ładny - stwierdziłem, gdy pojawiło się zdjęcie uśmiechniętego szatyna. Miał delikatną twarz. Trochę piegów. Jędrek. Było w nim coś, co było też w Kubie.

- Podoba ci się? - spytała ostrożnie. Wzruszyłem ramionami. - Może też sobie założysz konto? - zaproponowała nagle. Julian spojrzał na mnie bacznie. Roześmiałem się. Jemu nie było do śmiechu.

- Ja? Magda, no błagam cię.

- A czemu nie? Może jakbyś sobie kogoś znalazł, to zrobiłbyś się milszy? - zasugerowała. Szturchnąłem ją łokciem w bok. Wróciła do przeglądania chłopaków z aplikacji. Tamtego odrzuciła. Głupia. - O! Zobacz tego - powiedziała, podając mi swoją komórkę. Kolejny blondyn. Miał bardzo ładny uśmiech. - Patrz na jego opis. Dziewiętnaście lat, gra na gitarze, żegluje, biega w maratonach - przeczytała ikonki. - Lubi sport.

- Od kiedy ty lubisz sport? - prychnąłem, przewijając jego zdjęcia. Ostatnie sprawiło, że o mało nie zachłysnąłem się winogronem. Nie obeszło jej to w ogóle.

- Może bym polubiła? Może wziąłby mnie ze sobą na jakiś trening? - rzuciła z rozmarzeniem. Zacząłem się  chichrać jak dwunastolatka. Zmarszczyła brwi, całkiem zdezorientowana. Pokazałem jej ostatnie zdjęcie.
Zrobione w lustrze, napinał bicepsa i był przy tym w samych bokserkach. I to zdecydowanie zbyt ciasnych.

- No, wygląda, jakby trenował. Trzecią nogę najczęściej - zarechotałem, wskazując na jego krocze. Magda wytrzeszczyła oczy. Zabrała mi telefon.

- Jezu, ohyda! Kto wstawia takie zdjęcia?! Ja pierdzielę!

- Napisz do niego, może potrenujecie razem - śmiałem się dalej. Zgromiła mnie spojrzeniem, cała się rumieniąc. Walnęła mnie w ramię.

- Fu - syknęła, odrzucając go. Julek głośno zamknął swój zeszyt. Spojrzeliśmy na niego jak na zawołanie. Miał marsową minę.

- Może jednak też sobie ściągnę jakąś aplikację? - rzuciłem, żeby jeszcze trochę go pomęczyć. - Ten ostatni mnie zachęcił.

- Czasem nie wiem, kiedy żartujesz, ale mam szczerą nadzieję, że tak jest teraz - powiedziała Magda, wyłączając komórkę. Zaczęła kończyć swój obiad. - Z drugiej strony, jak to nazwałeś, czyjaś trzecia noga może poprawiłaby ci nastrój - stwierdziła kąśliwie. Uśmiechnąłem się do niej. Ostatnio Magda totalnie podchwyciła moje głupie żarty.

A Julian nagle wstał bez słowa od stołu, głośno przysunął swoje krzesło na miejsce, wziął swoje notatki i pustą miskę, po czym odwrócił się i wyszedł z bufetu, wstawiając po drodze naczynie do okienka zwrotów. Przez chwilę patrzyliśmy za nim. Dziwnie się zrobiło.

- A temu co? - spytałem w końcu. Może przesadziłem. Może zrobiło mu dię przykro. Magda wzruszyła ramionami.

- Od wczoraj jest taki. Był u mnie popołudniu, przyszedł w dobrym nastroju, a jak powiedziałam mu o serwisie randkowym, to zmarkotniał - wyjaśniła. Nie przyznałem się, że ja też wczoraj widziałem się z Julkiem i że to ja zostawiłem go w dobrym humorze.

Jedzenie kończyliśmy w milczeniu. 

- Chodź, zaraz dzwonek - westchnęła w końcu, ruszając do wyjścia. Schowałem resztkę mojej sałatki do plecaka i podążyłem za nią. Czekała na korytarzu. - Może on jest zazdrosny? - rzuciła cicho, kierując się w stronę sali od matematyki.

- Julian? O co?

- Nie wiem. Może... - zawahała się, przystając pod właściwą klasą. Spojrzała na mnie ostrożnie. - Może o mnie? Czy... czy myślisz, że Julek może czuć do mnie trochę więcej? - spytała nieśmiało. Zrobiło mi się zimno. W lato powiedział mi, że boi się, że Magda może być w nim zakochana. Nie odpowiadałem dłuższą chwilę. - No bo, wiesz, ja tylko pytam, bo się zastanawiam o co mu chodzi i w ogóle - wypaliła, może bojąc się, że ją przejrzę. A może po prostu po to, żebym nie pomyślał sobie za dużo.

- Nie, Magda, myślę, że on nie jest o ciebie zazdrosny w ten sposób - powiedziałem w końcu. Bardzo łagodnie. Nie umiałem odczytać wyrazu jej twarzy. Nie wiedziałem czy teraz łamię jej serce. Jeśli tak, to cieszę się, że robię to za niego. - Jesteś jego najlepszą przyjaciółką i pewnie się po prostu martwi. Przecież mu na tobie bardzo zależy. Ale jestem przekonany, że on nie podkochuje się w tobie potajemnie.

Bo od miesiąca pieprzę się z nim kilka pięter nad twoją głową i zawsze szczerze wtedy rozmawiamy. Też o tobie, więc doskonale wiem, że twoje słowa to jego najgorszy koszmar.

Tego jej już nie powiedziałem.

- Myślisz? - spytała. Dziwnie to brzmiało. Nie do końca tak, jakby była zawiedziona. Też nie do końca tak, jakby była szczęśliwa. Zadzwonił dzwonek.

- Tak, raczej tak. Mogę z nim pogadać, jeśli chcesz. No wiesz, wypytać czemu ma muchy w nosie.

- Może tobie powie, dobrze się ostatnio dogadujecie. Mało cichych dni - zauważyła. Miała rację. Było dobrze.

- Bardzo śmieszne - prychnąłem za to, przysuwając się do ściany, żeby zrobić miejsce nauczycielce. - Pytać go czy nie?

- Tak... tak - zgodziła się po chwili. - Bo jedyne, co umiał mi powiedzieć, to to, że ta aplikacja nie jest dobrym pomysłem. I tyle. Koniec rozmowy z Julkiem. Zero wyjaśnień. On czasem jest jak wielki sejf.

- Dobrze, spróbuję go dziś trochę o to pomęczyć - zapowiedziałem, a ona uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Przepuściłem ją w progu, potem zająłem moje miejsce po jej prawej stronie w ławce.
Dzisiaj przez praktycznie całe zajęcia omawialiśmy sprawdzian, który nam obojgu poszedł bardzo dobrze, więc mało uważaliśmy.
Tak naprawdę to w ogóle.
Bo przez większość lekcji przeglądaliśmy na jej telefonie chłopaków z aplikacji.
Wkręciłem się.
A ona jeszcze bardziej.
Tak mocno, że oboje dostaliśmy upomnienie od nauczycielki.
I to chyba pierwsze w całym życiu Magdy.

A po zajęciach udałem się na poszukiwania Julka. Nie było go już pod klasą od historii, ani nigdzie w okolicy. Odpaliłem jego plan zajęć i ruszyłem w stronę sali gimnastycznej, gdzie miał mieć teraz WF. Tam też nigdzie się nie kręcił.

Z lekkim wahaniem zajrzałem do szatni, gdzie przebierało się kilkunastu chłopaków. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Ale Julka wcale nie było w środku. Zamknąłem drzwi, chcąc już sobie pójść, gdy dosłownie wpadłem na niego w progu. Ściągnął brwi. Miał na sobie przyległą koszulkę z długim rękawem i dresy. Pod pachą trzymał swoje normalne ubranie. Był jakiś odległy.

- Szukasz mnie? - spytał cicho.

- No... tak. Tak.

- Zaraz dzwonek.

- Obiecałem Magdzie, że z tobą pogadam.

- To tym bardziej zaraz dzwonek - powiedział. Jakiś szatyn przepchnął się koło nas w wyjściu z szatni. Julek złapał mnie za ramię, przesuwając przy tym w bok. - Idź, potem pogadamy. Nic się nie dzieje przecież.

- Na pewno?

- Tak. Idź, bo się spóźnisz - dodał, znikając za drzwiami do przebieralni. Ale gdyby wszystko grało, to nie odwróciłby się do mnie plecami.

Więc czekałem przez chwilę, aż wyjdzie stamtąd. I wyszedł w końcu i westchnął głęboko na mój widok i wskazał mi głową na pomieszczenie z prysznicami, więc wlazłem tam, a on wszedł za mną. Zapalił światło. Zamknął drzwi. Zimno tu było. Zostaliśmy całkiem sami.

- No co jest?

- No ja się pytam - burknąłem. Wyglądał na bardzo mną zmęczonego. Czułem, że powoli robię się zły. - Poza tym mam złe wieści.

- To znaczy? - zdziwił się całkiem. Jego oczy zrobiły się czujne.

- Magda zapytała mnie czy myślę, że ona może ci się podobać - wydałem ją od razu. Momentalnie trochę pobladł. Paznokcie prawej ręki wbił sobie w lewą dłoń. Stał tak przez moment.

- Żartujesz? Nie? Cholera, mam nadzieję, że wybiłeś jej to z głowy. I w ogóle... co? - zdziwił się nagle. - Ona zapytała o to ciebie? Nie wkręcasz mnie?

- Nie, nie wkręcam cię - syknąłem. - Może gdybyś nie zaczął odwalać przez tę jej aplikację, to wcale by nie miała takich rozterek?

- Natan - westchnął z frustracją. - Jeśli ma te rozterki, to chyba nie od wczoraj.

- Dobrze, świetnie. Weź jej przyklaśnij następnym razem, jak zacznie gadać o randkowaniu, to może przekona się, że kibicujesz jej w znalezieniu sobie kogoś, kto nie jest tobą - rzuciłem uszczypliwie.

- Ale ja nie chcę, żeby ona sobie kogoś znajdywała - wypalił. Zdziwił mnie tym. Twarz mu stwardniała.

- Czemu to niby? - prychnąłem, w ogóle go dziś nie rozumiejąc.

- Bo jak ona sobie kogoś znajdzie, to wszystko się zmieni.

- Ale ty jesteś, cholera, samolubny! - zezłościłem się na niego. Co za głupek. Spochmurniał jeszcze bardziej. - A gdybyś ty sobie kogoś znalazł, to czy ona miałaby coś do gadania? - naskoczyłem na niego. A on po prostu patrzył na mnie dziwnie jakoś. I trwało to i trwało.

- Na razie się chyba nie zanosi - zauważył cicho. Wzruszyłem ramionami. Zadzwonił dzwonek. Wzdrygnął się. - Poza tym, przez internet można poznać jakichś psychopatów. Nie chcę, żeby coś jej się stało.

- To jej to powiedz szczerze, zamiast siedzieć naburmuszonym. A jeśli jesteś ciekawy, to straszną frajdę jej ta aplikacja sprawia. Więc może po prostu poudawaj. Powiedz jej, że się o nią martwisz, ale wykaż jakieś zainteresowanie tematem. Cokolwiek, Julian, przecież nie muszę cię chyba uczyć jak być dobrym przyjacielem, co? - westchnąłem, a on milczał. Odetchnąłem głęboko, starając się zdusić w sobie irytację. - No? Nic nie powiesz? O co ci chodzi, co?

- Nie chcę też, żebyś ty sobie tam kogoś szukał - wyznał nagle. Zaskoczył mnie tym. Znowu było cicho przez moment. Dłuższy. Jedna żarówka zaczęła trochę mrygać, zielone kafelki wyglądały w tym niepewnym świetle co najmniej upiornie. A on patrzył na mnie. I stał tam po środku tego zimnego, dziwnego pomieszczenia i wyglądał, jakby zgniatało go ze wszystkich stron.

- Julek - zacząłem ostrożnie, trochę nie wiedząc do czego dążę.

- Naprawdę. A jeśli już miałbyś, to mi powiedz. Żebyśmy szybko skończyli się widywać - uściślił. Miałem jakiś mętlik w głowie. Chciałem, żeby przestał być taki stanowczy, bo ta rozmowa wcale mi się już nie podobała. Ale on czekał na to, co powiem.

- Nawet przez myśl by mi tak na poważnie nie przeszło, żeby sobie teraz kogoś szukać, okej? - spytałem, chcąc go udobruchać. Ale jakoś nie podziałało. Nie był w nastroju. Nie umiałem go rozgryźć. - Posłuchaj. Ty mi teraz całkiem pasujesz, jasne? Tylko się wydurniałem dzisiaj. Lubię przecież właśnie twoją trzecią nogę - dodałem głupkowato, żeby rozluźnić atmosferę. I wtedy coś się w Julku zmieniło. Chłód uleciał. I trochę życia z niego uleciało. Jakby nie miał już siły stać tu ze mną, jakby miał ochotę zamknąć oczy i wcale ich już dziś nie otwierać.

- Jesteś strasznym idiotą - powiedział mi, uśmiechając się jakoś tak słabo. Patrzył na mnie tak łagodnie, jak jeszcze chyba nigdy. A potem odwrócił wzrok. Nie rozumiałem co się dzieje, nie rozumiałem co zrobiłem nie tak. Chciałem zapytać, ale nie wiedziałem jak. - Pójdę dzisiaj do Magdy. Coś tam wymyślę. Jest okej. Nie mój dzień po prostu, dobra?

- Dobrze - zgodziłem się ostatecznie.

I miałem ochotę pocałować go na poprawę humoru, ale nie wiedziałem czy mogę sobie na to pozwolić.
Więc nic nie zrobiłem, chociaż on czekał jeszcze przez moment. A po chwili obrócił się na pięcie, wyszedł z pomieszczenia z prysznicami i poszedł na salę gimnastyczną. Bez słowa. Więc ja też ruszyłem w końcu na moje lekcje, spóźniony kilkanaście minut.

I teraz, dla odmiany, to mi było jakoś przykro.

Tylko nie wiedziałem do końca czemu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro