Rozdział 3 ៛ Ceremonia przydziału

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


✧ ✦ ✧ ✦ ✧


────── 𝖕𝖚𝖗𝖊 𝖇𝖑𝖔𝖔𝖉 ──────

Rozdział 3 ៛ Ceremonia przydziału

៛ ────── ៛


Hogwart jak zawsze świetnie się prezentował. Istniał pewien urok w surowych murach, wysokich wieżach i ogromnym jeziorze, otaczającym zamek z trzech stron. Dla mugoli wyglądał jak najzwyklejsze, stare ruiny pełne węży i niebezpiecznych stworzeń, podczas gdy dla czarodziejów z okolic był drugim domem i ostoją. To właśnie tutaj spędziliśmy ostatnie kilka lat naszego życia, zawierając nowe znajomości i ucząc się naszego fachu.

Razem z Draco zajęliśmy pierwszą z samo-prowadzących się dorożek, gdzie siedzieli już nowi prefekci Hufflepuff. Posłali nam uśmiechy na powitanie, które nie opadły, kiedy razem z blondynem na nie nie zareagowaliśmy. Zawsze ciekawiło mnie, gdzie taki typowy Puchon ma limit, bo nie byłam w stanie sobie wyobrazić tego, że mogli być zawsze dla kogoś mili i, że zawsze znosili każde nieprzychylne spojrzenie czy niemiłe zachowanie, bez eksponowania chociażby swoich podstawowych praw. Kiedy dojechaliśmy już pod mury szkoły, wysiadłam z pojazdu jako pierwsza. Nie chciałam spędzać z tymi śmieszkami więcej czasu niż było to konieczne, a na całe szczęście - nikt tego ode mnie nie wymagał. Poza tym mieliśmy z Draco zadanie do wykonania. Malfoy wysiadł zaraz po mnie, więc razem ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Sali.

Drzwi otworzyły się tuż przed naszymi nosami, więc zgodnie weszliśmy do przedsionka. Minęliśmy kilka ogromnych, kamiennych gargulców i całe rzędy wyrzeźbionych rycerzy, którzy pamiętali jeszcze Czterech Założycieli, przeszliśmy koło gabinetu Filcha, na którym zawisła nowa, czysta kartka z regułami, których praktycznie nikt nie przestrzegał, aż zatrzymaliśmy się na korytarzu tuż koło Wielkiej Sali. Nad ogromnymi pochodniami zawisły ponownie flagi domów, a klepsydry z punktami i tablica wyników zostały przez wakacje wyzerowane.

Tak jak się tego spodziewaliśmy, tuż obok drzwi stała, opierając się przedramieniem o barierkę nad schodami, które prowadziły na pierwsze półpiętro, Minerva McGonagall - opiekunka Gryffindoru. Trzymała w rękach ogromny pergamin zwinięty w rulon, w którym zapewne były nazwiska wszystkich nowych uczniów.

— Panno Lestrenge, Panie Malfoy — zaczęła McGonagall, kiedy tylko nas zauważyła. W jej oczach szybko mignęła mi niechęć, która równie szybko została przyćmiona pozorną obojętnością. — Jesteście pierwsi, ale zaraz powinny przyjść nowe osoby, więc prosiłabym was o zachowywanie się jak na Prefektów przystało. Mam nadzieję, że nie macie żadnych wątpliwości co do waszego zakresu obowiązków — kontynuowała tym swoim aroganckim tonem.

— Jesteśmy dobrze poinformowani, Pani Profesor — odpowiedziałam szybko, ciągnąc Draco za rękaw szaty.

Nie chciałam, aby blondyn odpowiadał na jej jawną zaczepkę. Lepiej niech zajmie się tą swoją bandą gryfońskich idiotów. Weasley nie wydawał się być zbytnio zainteresowany całą rozmową w wagonie, więc byłam pewna, że gdyby nie ta szlama, to mielibyśmy najgorsze możliwe duo Prefektów. Tylko czekałam na moment potknięcia Zdrajcy Krwi, aby bezkarnie móc mu to wypominać przez następne kilka tygodni.

— Pozwoli, Pani, że się oddalimy w kierunku naszego stolika. Chcemy zająć miejsca jak najbliżej pierwszaków.

— Zrozumiałe — mruknęła, wyraźnie nie mając się do czego przyczepić. — Lećcie już. — Machnęła dłonią w kierunku ogromnych drzwi, które były jeszcze zamknięte.

Nie trzeba było nam dwa razy powtarzać. Drzwi same się przed nami otworzyły, kiedy byliśmy już dwa metry od nich. Wielka Sala, jak zawsze, zapierała dech w piersiach. Było coś w tej domowej aurze Hogwartu, co od razu powodowało uśmiech na ustach. Sklepienie było zaczarowane tak, że zamiast zapewne gotyckiego, ciężkiego sufitu, w górze widać było gwiazdy i chmury. Mimo pięciu długich lat spędzonych w Hogwarcie, wciąż robiło to na mnie wrażenie.

Nauczyciele siedzieli już przy swoim stole, ale brakowało przy nim Obrończyni Uciśnionych w postaci starej McGonagall oraz szanownego Dumbledore'a, tego mieszańca Hagrida i Dolores Umbridge. Po skrajnej lewej stronie stolika, licząc przodem do nas, siedział Opiekun Slytherinu – Severus Snape, który tylko w stosunku do nas wyrozumiały, a obok niego siedziała reszta naszych nauczycieli. 

Skinęłam głową na powitanie wszystkich nauczycieli, którzy na nas spojrzeli, po czym usiadłam w pewnej odległości od początku stołu – tam miały usiąść pierwszaki.

— No to teraz czekamy — mruknął Draco, poprawiając swoją odznakę Prefekta.

Skinęłam głową na potwierdzenie i zaczęłam obserwować ukradkiem stolik nauczycielski. Snape zdawał się na nas dziwnie patrzeć, a reszta zasiadających koło niego czarodziei również nie tryskała szczęściem. Owszem, twarz Snape'a w stanie spoczynku zawsze wyglądała jakby zjadł zgniłe jajo, ale tym razem wyjątkowo jego wzrok również tak wyglądał. Była to mina wyrażająca zdecydowaną gorycz i porażkę.

— Snape znowu nie dostał stanowiska nauczyciela Obrony przed Czarną Magią — szepnęłam do Draco. — Patrz jaki jest skrzywiony. Umbridge nie będzie miała z nim łatwo. Nawet na tego mieszańca Lupina się tak źle nie patrzył.

Draco dyskretnie spojrzał w jego stronę i posłał mi ten swój arogancki uśmieszek. Od dziecka mnie nim irytował i najwyraźniej nie zapowiadało się na żadne zmiany. 

Po krótkiej chwili oczekiwania w sali zaczynało pojawiać się coraz więcej osób, aby kilka minut później całe pomieszczenie było wypełnione aż po brzegi uczniami. Obok Draco usiedli Crabbe i Goyle, a naprzeciwko nas siedzieli Mabel, Blaise, Nott i Parkinson.

Wszyscy oprócz mnie rozmawiali pomiędzy sobą na jakieś niezobowiązujące tematy, a ja wolałam się wyciszyć i poczekać przez chwilę w spokoju, bo coś czułam, że w tym roku będziemy mieć urwanie głowy, a dodatkowe obowiązki związane z byciem Prefektem mogłyby potencjalnie zmieść mnie z planszy. Byłam już trochę zmęczona dzisiejszym dniem, ale ekscytacja związana z przybyciem do Hogwartu na kolejny rok, zostanie Prefektem i wizja dormitorium Slytherinu, skutecznie mnie rozbudzały. Nic nie miało takiego uroku jak nasze dormitorium. Było ogromne, a duże okna ukazywały nam zawartość Czarnego Jeziora. Już nie mogłam się doczekać miny wszystkich świeżaków po wejściu do Pokoju Wspólnego.

— Ej, Lestrange. Zaczyna się. — Draco szturchnął mnie ramieniem.

Miał rację. Wszystkie rozmowy ucichły, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Dumbledore. Miał na sobie pastelowo-żółtą, długą szatę, duży szpiczasty kapelusz dopasowany kolorystycznie do swojego ubrania, a na swojej długiej brodzie miał zapleciony na samym środku jeden warkoczyk, związany żółtą gumką z dwoma pomarańczowymi koralikami.

— Z każdym rokiem wygląda coraz to dziwniej — mruknął Blaise, patrząc na dyrektora z niedowierzaniem.

Musiałam przyznać mu rację. Dumbledore miał swój własny, niezwykle oryginalny styl, przez co dało się go rozpoznać już z daleka. Chodził w samych jasnych ubraniach, a jego siwa broda wydawała się rozdwajać z każdym kolejnym miesiącem. Staruszek był uśmiechnięty od ucha do ucha, ale jak zawsze mu nie wierzyłam. Był fałszywy jak większość dorosłych czarodziejów.

Kiedy uśmiechnął się jeszcze szerzej, zmrużyłam brwi, starając się dopasować ten obraz do czegoś z mojej podświadomości. Zawsze miałam dość dobry instynkt, co do rozgryzania ludzi (co było prawdopodobnie związane z moją, wrodzoną po matce, legilimencją), ale Dumbledore'a ciężko mi było rozpacować. Przypominało mi to trochę uśmiech mojej matki, kiedy przywdziewała na twarz kolejną maskę, udając szanowanego pracownika Ministerstwa. Właśnie wtedy doszło do mnie, że muszę za wszelką cenę dowiedzieć się, co takiego ukrywa ten niby sędziwy i poczciwy brodacz. Mogło się nam to przydać podczas naszej misji dla Czarnego Pana. Dumbledore był świetnym czarodziejem, ale nawet oni, a może wręcz z szczególności oni, mieli swoje sekrety i słabości.

— Nie ma Hagrida — powiedziała Pansy zadowolona, wyrywając mnie z moich rozmyślań.

— I bardzo dobrze — zaśmiał się Draco. — Po tym nędznym kurczaku powinni już dawno wywalić go na zbity pysk. Ojciec będzie zadowolony, kiedy się dowie.

Dało się zauważyć, że Hagrid miał dość specyficzne podejście do nauczanego przez siebie przedmiotu. Nie skupiał się na ważnych dla nas na SUM-ach rzeczach, lecz pokazywał nam te najbardziej groźne stworzenia. Gdyby nie fakt, że Złota Trójca tych parszywych Gryfonów go lubiła, nie nauczałby od dawien dawna. Draco wielokrotnie opowiadał nam wszystkim, że ten mieszaniec miał w swoim posiadaniu smoka, co było niezgodne z prawem. Z jakiegoś powodu jednakże Dumbledore nie chciał pozbyć się pół-olbrzyma z Hogwartu.

Pewnie miało to związek z jakimś dawno ukrytym faktem, który miał nigdy nie wyjść na światło dzienne. A ja planowałam dowiedzieć się wszystkiego.

Dyrektor usiadł na swoim miejscu, a zaraz obok niego pojawiła się pulchna kobieta w różowym sweterku. Wyglądała trochę jak ropucha z różową kokardką na głowie.

— To musi być ta cała Umbridge — powiedziałam cicho do Draco, wskazując głową w stronę kobiety.

Chłopak obrócił się i zerknął na nią przez ramię. Skinął głową.

— Chyba jest dość blisko z Dumbledorem.

— Och, mamy znowu zajęcia z Grubbly-Plank. — Mabel wskazała palcem w kierunku starszej kobiety. — To nawet dobrze, bo Hagrid był okropnym nauczycielem. Nikt z nas nie zdałby SUM-ów nawet na średnią ocenę.

— A co, planujesz związać swoją karierę z Opieką nad magicznymi stworzeniami? — Zainteresował się Blaise.

— Może — burknęła szybko w odpowiedzi, ukrywając twarz za włosami.

Mabel od zawsze była bardzo dobra z zielarstwa i z opieki nad magicznymi stworzeniami, co bynajmniej nie było zasługą tego mieszańca. Jej ciotka była magizoologiem, więc jakąś część swoich zainteresowań przelała na swoją jedyną bratanicę.

Posłałam delikatny uśmiech w kierunku brunetki. Nie chciałam żeby zaczęła wstydzić się swoich marzeń. Poza tym nie chciałam jej niszczyć ostatnich miesięcy wolności, bo byłam pewna, że Macnairowie, którzy również byli niegdyś Śmieciożercami, zmuszą dziewczynę do zostania jedną z nas. Tak po prostu musiało być. Po wojnie mogła zostać kim tylko chciała.

Skoro jednakże pojawiła się Grubbly-Plank, to oznaczało to, że pierwszaki przedarły się przez Czarne Jezioro i za chwilę wejdą do Sali razem z McGonagall. Kilkanaście sekund później drzwi do Wielkiej Sali otwarły się. Profesor szła na czele bandy małych, przerażonych i bladych ze strachu pierwszaków, które rozglądały się po pomieszczeniu z zaciekawianiem.

Doskonale pamiętałam jak razem z Malfoyem, Crabbem i Goylem szliśmy na przodzie orszaku. Znaliśmy się przez naszych rodziców, więc było nam zdecydowanie łatwiej. Ja i Malfoy nie byliśmy zestresowani naszym przydziałem. Wiedzieliśmy, że trafimy do Slytherinu, jak wszyscy w naszych rodzinach. Cała pewność siebie jednakże ulotniła się ze mnie, kiedy Tiara Przedziału przez co najmniej dwie minuty zastanawiała się czy umieścić mnie w Slytherinie czy Ravenclaw. Po dłuższej chwili kamień spadł mi z serca, kiedy moje ambicje i spryt załatwiły mi miejsce w rodowym domu. Malfoy dołączył do mnie kilka minut później, bo Tiara przedziału wykrzyknęła „Slytherin" nawet nie dotykając jego głowy.

Najśmieszniejszym momentem całego wieczoru była jednakże chwila, w której McGonagall musiała odczytać moje nazwisko. Kiedy po sali rozległ się jej krzyk: „Lestrange Ravenna" widziałam wiele przestraszonych twarzy. Odpowiadało mi to. Dziadek zawsze mi powtarzał, że najlepiej rządzić strachem, a nie miłością. Miłość miałam zostawić jedynie dla najwierniejszych.

Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie dopiero śpiew Tiary Przydziału:

W dawnych czasach, gdy byłam nowa,

A karty historii jeszcze były w bieli

Wśród założycieli szkoły padły słowa

że nic ich nigdy nie rozdzieli.

Wspólny cel jeden im teraz świeci

Tęskni by z magii uczynić sztukę

najlepszą szkołę stworzyć dla dzieci,

przekazać innym swoją naukę.

Razem będziemy budować i uczyć

Czworo przyjaciół zdecydowało

że coś ich kiedyś może z sobą skłócić

Wierzyć i śnić im się nie chciało.

Bo gdzie znaleźć taką przyjaźń i wiarę

Jak Slytherin i Gryffindor?

Chyba że chodzi o tę drugą parę,

o Hufflepuff i Ravenclaw.

Więc jak wszystko mogło pójść tak źle?

Przyjaźnie upadły. Jak to się stało?

Ja byłam tam, więc mogę dziś rzec

smutną, żałosną historię tę całą.

Slytherin uczyć chciał tylko tych,

co z starych rodów wywodzą korzenie

Ravenclaw uczniów mieć chciała swych,

wśród tych, w których wiedzy jest pragnienie.

Gryffindor chwały i sławy łasy

odwagę wybrał jako cechę główną.

Hufflepuff rzekła: będę uczyć masy

i wszystkich będę traktować równo.

Wszystko to małą kłótnię wywołało

Gdy wyszły różnice na światło dzienne.

Lecz żadne z nich ustąpić nie chciało

Więc domy stworzyli oddzielne.

Każdy z nich wybrał kogo chciał

Na przykład taki Slytherin

Tylko tych z krwią najczystszą brał,

Przebiegłych i skorych do drwin.

Tych najmądrzejszych i najbystrzejszych

wzięła do siebie Ravenclaw,

Grupa najśmielszych i najodważniejszych

Poszła gdzie rządził Gryffindor.

Do Hufflepuff wszyscy inni zlecieli

A ona z sercem ich uczyła

I tak i domy i ich założycieli

Od nowa silna przyjaźń połączyła.

I tak w harmonii Hogwart działał

Przez kilka lat, szczęśliwy czas,

Lecz potem niezgodą każdy zapałał

wynikłą z błędów i ze strachów w nas.

I domy, co niczym filary cztery

szkołę tą niegdyś podtrzymywały

Przeciwko sobie obrócone teraz

I podzielone władzę przejąć chciały.

I tak przez chwilę już się wydawało

Że oto nastał zmierzch szkoły,

Po walkach i starciach, których niemało,

Zgliszcza zostaną tylko i popioły.

Aż w końcu taki poranek nastał

Gdy Slytherin odszedł udręczony

I chociaż walk większość wygasła

Każdy z nas poczuł się przygnębiony.

I odkąd powstał wyłom w trzonie

I z czterech zostało trzy

Już nigdy nie były zjednoczone

Domy jak kiedyś miały być.

A teraz Tiara jest tutaj z wami

I już za chwilę jednym gestem

Rozdzielę was pomiędzy domami

Bo w końcu po to tutaj jestem.

Ale w tym roku muszę się ośmielić,

Słuchajcie uważnie pieśni mej:

Pomimo iż muszę was podzielić

obawiam się, że to jest złe.

Mimo iż obrzęd jest co roku stały

I dzieląc na czworo muszę robić swoje

Wciąż sobie myślę, czy te podziały

Nie ściągną końca, którego się boję.

Och, znajcie ryzyko, znaki czytajcie

Historia sama niesie ostrzeżenie

W niebezpieczeństwie Hogwart jest, uważajcie

Z zewnątrz przychodzą wrogowie i cienie.

Musimy zjednoczyć się wewnątrz szkoły

Każdy z was słyszał, każdy widział

Inaczej na nic trudy i mozoły

Dość powiedziałam. Niech zacznie się przydział.

Przy trzech stołach rozległy się olbrzymie oklaski. Rozejrzałam się po moim stoliku, ale nikt z nas nawet się nie poruszył. Wszyscy zamarliśmy. Tiara przedziału ostrzegała uczniów przed zbliżającą się wojną, a inne domy przed nami. Ten głupi kapelusz sugerował innym domom, że mają trzymać się siebie blisko, a od nas z daleka.

Po chwili przy całym stoliku węża rozległy się głośne szepty.

Spojrzałam na Draco, który posępnie skinął głową. Myślał o tym samym, co ja. To zdecydowanie była pewna trudność w naszym planie, której się nie spodziewaliśmy.

Duchy wleciały do Wielkiej Sali, kiedy McGonagall ruszyła w stronę swojego miejsca. Pierwszaki wyglądały jakby zaraz miały zemdleć, kiedy Krwawy Baron pojawił się koło mnie, przenikając spod stołu.

— Baronie — odezwałam się, starając się jednocześnie uspokoić rozszalałe serce. Wciąż nie przywykłam do jego ulubionej czynności - pojawiania się znikąd i wątpiłam, czy kiedykolwiek będę w stanie. — Czy Tiara Przedziału dawała kiedykolwiek takie porady? — zapytałam cicho.

Duch spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Tylko w stosunku do naszego domu był w jakikolwiek sposób miły. Pomagał nam nawet z Irytkiem, który przeraźliwie się go bał. Przynależność do Slytheriniu miała niewątpliwie wiele plusów.

— Owszem, panienko Lestrange. Ostatnim razem było to kilkanaście lat temu, kiedy zaczęła się pierwsza wojna czarodziejów — odpowiedział, po czym poleciał dalej, kiedy na horyzoncie pojawiło się więcej duchów.

Zacisnęłam mocniej usta, czując jak krew coraz szybciej krąży mi w żyłach przez przyspieszone bicie serca. Nawet Tiara Przedziału wiedziała już, że szykuje się druga wojna czarodziejów...

— Abercrombie, Euan. — Wyczytała McGonagall po zmierzeniu nas wszystkich spojrzeniem.

— Gryffindor!

Wywróciłam oczami, ale skupiłam się na kolejnych pierwszakach, wchodzących na podium. Po wyczytaniu z sześćdziesięciu nazwisk, dołączyło do nas aż dwudziestu pięciu pierwszaków. To był dość spory rocznik, chyba jeden z największych w ostatnich latach.

— Do naszych nowoprzybyłych — powiedział Dumbledore dźwięcznym głosem z rozłożonymi szeroko ramionami i promiennym uśmiechem na ustach. — Witajcie! Do naszych starych uczniów - witajcie z powrotem! Jest czas na przemowy, ale teraz nie jest to ten czas. Wcinajcie!

— Wreszcie powiedział coś z sensem — powiedział Crabbe, któremu od kilku minut głośno burczało w brzuchu.

Po chwili przed nami pojawiły się półmiski pełne jedzenia. Co jakiś czas spoglądałam kątem oka na pierwszaki, czy nikt z nich nie zamierza zaraz zemdleć przez obecność Krwawego Barona, który, jak co roku, lubił straszyć świeżaki. To była jego własna tradycja.

Kiedy skończyliśmy jeść i wszyscy znowu zaczęliśmy między sobą rozmawiać, Dumbledore wstał ze swojego miejsca. Zdążyłam jeszcze zauważyć jak Crabbe i Goyle upychają do kieszeni swojej szaty po kilkanaście ciasteczek zanim znikną na dobre ze stołu.

— No dobrze, teraz kiedy wszyscy przetrawiamy kolejną wspaniałą ucztę, proszę o kilka chwil waszej uwagi na zwykłe ogłoszenia na początek semestru — powiedział Dumbledore. — Pierwszoklasiści powinni wiedzieć, że wejście do Lasu na terenach szkoły jest zabronione dla uczniów. Również kilkoro z naszych starszych studentów powinno być tego świadomym.

Wybraniec Potter, Zdrajca Krwi Weasley i szlama Granger, pomyślałam od razu. Tylko oni byli na tyle głupi, aby co roku pakować się w kłopoty, a i tak po stracie setek punktów, wygrywali Puchar Domów przez zdecydowanie nie faworyzującego ich Dumbledore'a.

— Pan Filch, woźny, poprosił mnie i jak mi mówi, jest to czterysta sześćdziesiąty drugi raz, by przypomnieć wam wszystkim, że używanie magii nie jest dozwolone na korytarzach pomiędzy zajęciami, jak również wiele innych rzeczy, których szczegółowa lista jest obecnie przyczepiona do drzwi biura Pana Filcha. Mamy dwie zmiany w gronie nauczycielskim w tym roku. Jest nam bardzo miło powitać ponownie profesor Grubbly-Plank, która będzie prowadziła zajęcia Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Jesteśmy również zachwyceni mogąc przedstawić profesor Umbridge, naszą nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią.

Po Sali rozległy się grzeczne, dość ciche oklaski.

— Co do quidditcha, to nabory odbędą się...

Głośne chrząknięcie przerwało jego wypowiedź. Nie obejrzał się za siebie i kontynuował dalej. Umbridge niespodziewanie wstała ze swojego miejsca przy stole, ale wciąż była niższa niż wszyscy, którzy siedzieli (z wyjątkiem oczywiście Flitwicka).

— Czy ona chce coś wygłosić? — wyszeptała Mabel, patrząc na kobietę z nieskrywanym zdziwieniem.

Kiedy Umbridge znowu chrząknęła, stało się dla nas wszystkich jasne, że tak. Dumbledore wyglądał na dość zaskoczonego, ale elegancko usiadł i pozwolił jej przemówić. Wpatrywał się w nią jakby chciał usłyszeć, co miała do powiedzenia. Inni nauczyciele nie skrywali swojego zdziwienia tak dobrze jak on, co tylko dolewało oliwy do ognia, jeśli chodziło o moją chęć odkrycia jego tajemnic.

— Dziękuję, dyrektorze — Profesor Umbridge uśmiechnęła się sztucznie — za tak miłe słowa powitania. Cóż, muszę powiedzieć, że wspaniale jest być z powrotem w Hogwarcie! — Uśmiechnęła się, odsłaniając bardzo zaostrzone zęby, które widać było z daleka. — I widzieć tak cudowne, szczęśliwe twarzyczki patrzące się na mnie! Z wielką niecierpliwością czekam, by poznać was wszystkich i jestem pewna, że zostaniemy bardzo dobrymi przyjaciółmi!

— Co ja mam? Pięć lat? — warknął Blaise, wyglądając na urażonego.

— Zaraz się zacznie — mruknął Draco z uśmiechem.

Ministerstwo Magii zawsze uważało, że edukacja młodych czarownic i czarodziejów ma zasadnicze znaczenie. Ten rzadki dar, z jakim się urodziliście może zaniknąć jeśli nie jest kształcony i szlifowany przez staranne szkolenie. Starodawne umiejętności unikalne dla społeczności czarodziejskiej muszą być przekazywane kolejnym pokoleniom, bo w przeciwnym razie stracimy je na zawsze. Cenny skarb magicznej wiedzy zgromadzonej przez naszych przodków musi być strzeżony, uzupełniany i szlifowany przez tych, którzy powołani zostali do szlachetnego zawodu nauczyciela.

Umbridge przerwała i skłoniła się wszystkim nauczycielom. Nikt z nich nie odpowiedział jej tym samym gestem. Kobieta nie przejęła się ich zachowaniem, tylko odchrząknęła i dalej kontynuowała swoją wypowiedź.

Od tego momentu już nie za bardzo jej słuchałam. Byłam pewna, że Draco, niestety, musiał, bo miał zdawać raport swojemu ojcu, a nie chciał go zawieść. Nigdy nie byłam tak bardzo znudzona. Korzystając z tego, że przez jej przemowę jedzenie jeszcze nie zniknęło – nalałam sobie soku do szklanki i zaczęłam jeść kolejne ciasteczko. Blaise też nie krył się swoim znudzeniem. Atakował agresywnie widelcem ostatni groszek na talerzu, przeciągle ziewając.

— Dziękuję bardzo, profesor Umbridge, to było bardzo oświecające — powiedział, kłaniając się jej Dumbledore. — A teraz, tak jak mówiłem, nabory do drużyn quidditcha odbędą się...

Blaise i ja wyrwaliśmy się z zamyślenia, prawie podskakując na ławce. Snape wbijał w nas niezbyt zadowolone spojrzenie, na co odpowiedziałam mu przepraszającym uśmiechem. Skinął głową, więc uznałam, że zrozumiał o co chodziło. Sam w końcu też musiał za nią nie przepadać. Jakby nie było na miejsce, które zdecydowanie mu się należało, została wybrana taka różowa ropucha, a nie uzdolniony czarodziej.

— Pierwszaki, Slytherin, do mnie! — krzyknęłam, kiedy wszyscy zaczęli się podnosić po zakończeniu przemówienia Dumbledore'a.

— I do mnie! — dołączył się Draco.

Spojrzeliśmy na całą dwudziestkę piątkę pierwszaków, którym powoli zaczęły wracać kolory na twarzy.

— Skoro wszyscy w komplecie, to idziemy!

Cały tłum poszedł za mną, a Draco ubezpieczał jak na razie ich tyły. Przepchałam się przez jakichś trzecioklasistów z Ravenclaw, którzy chcieli się ze mną kłócić, ale widząc odznakę Prefekta i naszywkę z domem, szybko z tego zrezygnowali. Wyszliśmy jako pierwsza grupa, jak na Slytherin przystało. W tym czasie byłam w stanie zaobserwować jak Granger krzyczy zdenerwowana na Weasley'a.

Chyba zapomniał już o swoich obowiązkach, pomyślałam szyderczo. Posłałam im złośliwy uśmieszek, kiedy Gryfoni zauważyli, że im się przyglądam.

Po kilkudziesięciu minutach oprowadzania świeżaków po szkole, pokazując im gdzie znajdowały się sale z zajęciami, które mają w tym roku, Draco zrównał się ze mną i razem zaczęliśmy wracać do dormitorium. Za nami trwała zaciekła dyskusja na temat jaki to Hogwart jest świetny i niezwykle ciekawy.

— Nauczyciele nie są zbyt zadowoleni z tej współpracownicy naszych rodziców — zaczęłam rozmowę z Draco.

— To prawda — zgodził się Malfoy. — Chyba uważają, że jest tutaj, aby ich śledzić i przekazywać wszystko Knotowi.

— Co jest prawdą — mruknęłam po chwili. — Może nie są tak głupi na jakich wyglądają.

Draco zaśmiał się, po czym odwrócił się w kierunku pierwszaków, aby poinformować ich, że zbliżamy się dormitorium, więc mają się teraz skupić.

— Lestrange, Malfoy — przywitali się z nami prefekci Hufflepuff, którzy mieli swoje dormitorium również w lochach.

Nie odpowiedziałam im, ale skinęłam im głową w odpowiedzi. Musiało im to wystarczyć, bo nagrodzili mnie szerokimi uśmiechem. Czy ta dwójka nie mogła chociaż raz się do mnie nie szczerzyć? Powoli stawało się to dość denerwujące.

— Stop! — powiedziałam, kiedy zatrzymałam się razem z blondynem przed jednym z ogromnych łuków wyżłobionych w ścianie. — No dobra. — Zaczęłam, odwracając się w ich kierunku. Draco oparł się o ścianę obok, pozwalając mi mówić. — Więc... Nasz pokój wspólny jest najlepiej strzeżonym w całym Hogwarcie. Nikt nie ma do niego wstępu z wyjątkiem wychowanków domu Slytherina, więc nie możecie zaprosić tutaj nikogo z innego domu, czy to jest jasne?

Pierwszoklasiści pokiwali delikatnie głowami, a kilkoro z nich nawet mruknęło ciche „tak".

— Do naszego Pokoju Wspólnego nie dostajemy się przez obraz jak Gryffindor czy Hufflepuff, czy nawet Ravenclaw z tymi ich zaczarowanymi drzwiami i kołatką z orłem. Nie... Nasz dom jest tym przebiegłym domem. Dlatego jesteśmy od nich lepsi — kontynuowałam. — Dlatego chcę żebyście się teraz skupili. Za tą ścianą dokładnie trzeci łuk z kolei, prowadzi do naszego wspólnego pokoju. Używamy hasła. Na ten moment hasło to: „Czysta krew", ale zmieniamy je co dwa tygodnie. Dzisiaj jest piątek pierwszego września, więc nowe hasło będzie piętnastego w piątek powieszone na tablicy ogłoszeń w Pokoju Wspólnym. — Machnęłam dłonią w kierunku wspomnianej wcześniej ściany. — Żeby wejść nie wystarczy tylko wypowiedzieć hasła, bo jaki miałoby to sens? Terminu czysta krew używamy mnóstwo razy w ciągu dnia, nieprawdaż? — Pierwszaki zaśmiały się, kiwając znowu głowami. — No to skoro to sobie wyjaśniliśmy to czy ktoś wpadnie na pomysł jak zatem dostajemy się do naszego pokoju wspólnego?

Czarnowłosy chłopiec podniósł rękę do góry jako pierwszy.

— Jak masz na imię? — spytałam, wskazując na niego brodą. Było to dość łatwe zważywszy na to, że byłam od nich wyższa o co najmniej czterdzieści centymetrów.

— Albert Carrow — odpowiedział dumny.

Skinęłam głową.

— Od tych Carrow'ów, tak? Od Alecty czy od Amycusa?

— Amycusa.

Malfoy odbił się od ściany i podszedł do mnie. Położył mi dłoń na ramieniu i przyciągnął do siebie. Cała się spięłam i próbowałam wyszarpać z jego uścisku, ale trzymał mnie za mocno.

— Ja nazywam się Draco Malfoy, a to jest Raven Lestrange. Może słyszeliście o dwójce najbogatszych rodzin czystej krwi?

Po korytarzu rozległy się przeciągłe westchnienia i zapewnienia.

Odchrząknęłam i poprawiłam szatę, kiedy Malfoy zachwycał się blaskiem chwały w oczach najmłodszego rocznika. Miałam ochotę zdzielić go za to po głowie, ale obawiałam się, że albo by mi oddał, albo zbyt demoralizowałabym pierwszaki.

— Mamy całkiem niezłe grono fanów, Lestrange — powiedział, ale jego głos niemalże nie przebił się przez podniesione głosy pierwszoklasistów.

— Chciałam to zostawić na sam koniec, Malfoy. Teraz mi ich zdekoncentrowałeś — mruknęłam cicho. Blondyn parsknął pod nosem i uśmiechnął się arogancko. — Dobra, dzieciaki, uwaga znowu na mnie. Nie chcecie mnie zdenerwować.

Po kilku sekundach znowu nastąpiła błoga cisza. Nazwisko rodowe jednak często się przydaje i to w każdej okoliczności.

— No to, Albercie, odpowiedz na zadane wcześniej przeze mnie pytanie.

— Trzeba pomyśleć o tym, że chcesz wejść do Pokoju Wspólnego i wypowiedzieć hasło. Samo hasło albo samo pomyślenie o pokoju wspólnym nic nie da — odparł w końcu, a jego dziecinna twarz się rozpromieniła.

— Sama lepiej bym tego nie ujęła — pochwaliłam go, po czym znowu odwróciłam się do nich plecami. — Czysta krew — wypowiedziałam hasło, myśląc o Pokoju Wspólnym.

Rozległ się huk przesuwanych, ciężkich cegieł, a w powietrze wzbiła się chmara pyłu. Po krótkiej chwili ściana otworzyła się połowicznie, a zza powstałych drzwi wydobyło się zielonkawe światło. Weszłam jako pierwsza, żeby pokazać pierwszakom jak się odpowiednio przechodzi.

— Teraz wy. — Usłyszałam głos Draco, dochodzący z korytarza.

Minutę później grupa dwudziestu pięciu pierwszaków stała na podwyższeniu koło wieszaków, wpatrując się w nasze piękne dormitorium. Kiedy Malfoy wszedł jako ostatni prowizoryczne drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.

— To jest nasz Pokój Wspólny. Znajduje się on pod wodą, więc co jakiś czas możecie zobaczyć w oknach różne... mistyczne stworzenia.

W samym centrum ogromnego pomieszczenia, do których zbiegały się cztery pary schodów z każdej strony świata, siedziała grupka zainteresowanych starszych roczników, którzy chichotali pod nosem.

— Jeśli pójdziecie w prawo znajdziecie naszą bibliotekę oraz kilka stolików, gdzie możecie się pouczyć. Jeśli skręcicie teraz w lewo za tą ścianą, to zobaczycie półki z naszymi Pucharami. Jest ich sporo, więc nie przestraszcie się. Jeśli zejdziecie teraz w dół tam gdzie siedzi teraz reszta osób, znajdziecie tam ławę, kominek i kilka ogromnych kanap. Co do dormitoriów, to, chłopcy, nie możecie wejść do damskich, ale wy, dziewczynki, możecie wejść do męskich. To tak na przyszłość. — Draco mrugnął do całej grupki. — O czym jeszcze im nie powiedziałem? — Zwrócił się teraz do mnie. — Och, nie udawaj już takiej świętej, Lestrange — burknął, widząc moją minę.

Wywróciłam oczami, ale posłusznie opowiedziałam o jeszcze większej ilości kanap, sali z fortepianem, dwóch mniejszych od biblioteki pokojach do nauki, chłodzie lochów, kominkach, zielonych płomieniach, planie lekcji na tablicy ogłoszeń i tabliczkach z nazwiskami przy łóżkach oraz na drzwiach do pokojów. Kiedy uznałam, że w zasadzie wiedzą już wszystko, co powinni, odesłałam ich do ich dormitoriów, bo zbliżała się już cisza nocna. Tak samo zrobiłam z wciąż młodszymi od nas rocznikami, które siedziały na kanapach, po czym sama walnęłam się jak długa na jedną z nich.

— Ciężki dzień, co, Lestrange?

Zamknęłam oczy, układając się wygodniej na mięciutkiej, zielonej, skórzanej sofie. Mruknęłam tylko ciche „mhm", które poskutkowało cichym chichotem Malfoya.

— Mam dwie dobre wiadomości. Najpierw ta mniej ekscytująca: zgadnij jakie mamy jutro lekcje? — Otworzyłam oczy i usiadłam na kanapie. Zaraz obok mnie przysiadł Malfoy, pokazując mi trzymaną w dłoni kartkę.

— Ja mam runy, a ty wróżbiarstwo, potem dwie godziny Eliksirów z Gryfonami, Historia Magii z Krukonami, Obrona przed Czarną Magią z Gryfonami i wieczorem Astronomia. Czyli jutro spotkamy naszą nową ulubienicę - Umbridge — powiedziałam, nachylając się nad trzymaną przez blondyna kartką.

Do moich nozdrzy wdarł się zapach perfum Malfoya. Może i był z niego największy idiota, jakiego kiedykolwiek poznałam, ale pachniał wyśmienicie. To były moje ulubione, drogie męskie perfumy.

— Dokładnie — potwierdził, po czym wypowiedział zaklęcie, a na moich kolanach pojawiła się idealna kopia tamtego planu zajęć. — A teraz ta lepsza informacja. Nie dzielimy z nikim łazienek i dormitoriów jako Prefekci, pamiętasz?

— Tak się składało, Malfoy, że akurat o tym nie pamiętałam. Także dzięki za plan lekcji i przypomnienie, ale idę się umyć i spać. Przysięgam, że po tym całym dniu, śmierdzę gorzej od Crabbe'a po treningu quidditcha — skrzywiłam się, wkładając kartkę do szaty.

Do schodów do żeńskiego dormitorium odprowadził mnie barytonowy śmiech blondyna.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: 11.06.2022

(4,7K SŁÓW)

* wypowiedź umbridge i dumbledore'a jest przetłumaczona z oryginału

** pieśń tiary przedziału jest wzięta z polskiego tłumaczenia

────── 𝖕𝖚𝖗𝖊 𝖇𝖑𝖔𝖔𝖉 ──────

Dzisiaj rozdział bardziej opisowy, przedstawiający Hogwart i stosunek Raven do innych domów. Nie jest to mój ulubiony rozdział i pewnie przejdzie jeszcze kilka razy re-writing, ale nie jest aż taki zły. Gdybym miała czas i nie prześladowałoby mnie widmo zaliczeń i sesji, to pewnie przysiadłabym do niego żeby raz jeszcze wszystko poogarniać, ale no cóż...

Po raz pierwszy publikuję jakikolwiek rozdział PB na czas, więc jestem z siebie dumna.

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro