Pustka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dystyngowana i pewna siebie odsunęła krzesło i z wrodzoną gracją zajęła miejsce w ostatniej wolnej ławce. Utkwiła wzrok na zielonej tablicy, cierpliwie czekając na pojawienie się wychowawczyni 3 B. Ta z niewielkim opóźnieniem weszła do klasy witając rodziców krótkim „dzień dobry", po czym bez zbędnej zwłoki przeszła do meritum. Po kilkunastominutowym komplementowaniu swych uczniów, zakończyła spotkanie przypomnieniem o zbliżających się jasełkach i związanych z nimi przygotowaniach.

- Pani Mariola, jako przewodnicząca rady rodziców zostanie po wywiadówce, w celu omówienia szczegółów. Pozostałym rodzicom dziękuję za obecność - zakończyła, pakując dokumenty do obszernej torby.

Wraz z opuszczeniem klasy przez ostatniego z rodziców, Mariola podniosła się z miejsca i skierowała w stronę dużego biurka stojącego tuż przy wspomnianej tablicy. Nim dotarła do celu dobiegł ją dźwięk przychodzącej wiadomości. „ Nie teraz" pomyślała, przyjmując na twarz szeroki uśmiech jakim raczyła ludzi chcącym się przypodobać. Po drobiazgowym omówieniu nader ważnego wydarzenia, pożegnała się z wychowawczynią syna i opuściła gmach szkoły podstawowej. Szybkim krokiem przedarła się przez pusty parking, rozbijając ciszę niebotycznie wysokimi szpilkami swych kozaków. Wyciągnęła z torebki kluczyki od auta, sprawnie omijając telefon komórkowy. Korciło ją by odczytać wiadomość już w drodze do samochodu, ale uznała, iż bezpieczniej będzie zrobić to wewnątrz pojazdu. Ryzykownym jest korzystać z komórki w trakcie chodzenia. Jeszcze by na kogoś wpadła, krzywdę wyrządziła, wstydu się najadła. Na co to komu? Wcisnęła guzik pilota. Auto wydało dwa krótkie piknięcia i już po chwili siedziała z nosem w telefonie. „Spotkamy się dziś?" Literki skakały jej przed oczyma, a tłumiona radość rwała się z piersi. „Dziś nie mogę. Niedługo jasełka. Muszę omówić je z synem." odpisała tracąc entuzjazm. Po dwudziestu minutach dotarła na strzeżone osiedle z jedenastopiętrowym budynkiem pośród licznych, strzelistych drzew, serwującym wszelkie udogodnienia od parkingu podziemnego przez konsjerża po kryty basen. Winda przywiozła ją na ostatnie piętro jak zwykle błyskawicznie. Całus od męża na powitanie, lekcje z synem, spacer z psem, kąpiel i kolacja. Nim usnęła, telefon zapikał „nie teraz, padam na twarz" pomyślała odpływając w świat sennych marzeń.

Poranek, choć mglisty radował kobietę niezmiernie. Lubiła ranki, nie znosiła wieczorów. Odprawiła syna do szkoły, męża do pracy i w oczekiwaniu na wizytę matki, chwyciła telefon do ręki odczytując wczorajszego SMSa. „Znajdziesz czas dla mnie?" Intensywność wiadomości wprawiła ją w świetny nastrój. Wciąż jest na topie. „Spotkanie z mamą, potem zakupy, obiad i czas dla męża. Innym razem." odpisała szczerze, tracąc zapał.

Wizyta matki nie wniosła niczego nowego. Z pełnym skupieniem wysłuchiwała nowin ze świata medycyny, o rosnącym haluksie i odmawiającym posłuszeństwa kolanie. Matka była schorowana, ulgę w cierpieniu Mariola mogła jej dać jedynie empatycznym milczeniem, z miejscem na kiwnięcie głową na znak rozumienia przyjmowanych informacji.

- Tak sobie myślę dziecko, że dobra z ciebie gospodyni. Piękne mieszkanie, grzeczny syn i wspaniały mąż. Tata byłby z ciebie dumny.- stwierdziła, podnosząc się ciężko z miejsca.

„ Tata byłby dumny, gdybym odpisała na wiadomość choć raz twierdząco." pomyślała, pomagając matce podnieść się z krzesła.

Popołudniu miała zamiar przygotować mężowi smaczny posiłek, wykrochmalić pościel, odebrać garnitur męża z pralni i przygotować, ten od miesięcy odkładany, projekt kuchni. Ustalili, iż ona go opracuje, a Romek- mąż oceni. Wszak nie miał on czasu na nic poza TAK lub NIE. Po zamknięciu listy zadań, usiadła z kubkiem gorącej herbaty na wygodnej sofie. Telefon zawibrował, gdy jej mąż od progu witał się z psem. Odczytała szybko „ Zróbmy coś jutro." Wiadomość bez znaku zapytania. Trudno się odpowiada na niezadane pytania. Wystukała więc krótkie „może w weekend" po czym odstawiła parujący kubek z herbatą i nakryła do stołu, przy którym siedział już zniecierpliwiony Romek. Sunące po twarzy, ciemne chmury rozpędził radosną nowiną:

- Kochanie, w weekend zabieram nas na krótki wypad za miasto.

Okazało się, że szef Romka docenił jego zaangażowanie i wkład w pracę i zaprosił go wraz z rodziną na spotkanie biznesowe w hotelu mieszczącym się pośród gór polskich. „Daleko" pomyślała Mariola, wypowiadając na głos – świetny pomysł.

Skoro wyjazd zbliżał się wielkimi krokami musiała spakować męża, syna i siebie. Pies zostanie pod opieką sąsiadki.

W sobotni poranek, w drodze do Romkowego szefa, wyciszony telefon Mariolki znów dał o sobie znać. Zamierzała odczytać wiadomość w toalecie stacji benzynowej, bo Romek zapomniał zatankować auto. Okazja spadła z nieba. „Może wrócimy do tego, co było kiedyś?" brzmiało pytanie. Mariola prawie podskoczyła z ekscytacji, przypominając sobie jak to kiedyś było. Nim ułożyła sobie życie zawodowe i rodzinne, co wieczór i każdego ranka, a niekiedy i całą noc spędzała czas na zaspakajaniu wewnętrznego łaknienia wrażeń i satysfakcji. „Kiedyś nie wróci." odpisała lakonicznie, spłukała wodę tak dla niepoznaki i z szerokim uśmiechem, od którego bolała ją szczęka, wróciła do auta. Romek spojrzał na nią z ukosa i westchnął z nutą dezaprobaty, bo czekali na nią z synem dłużej, niżby tego chcieli. Telefon kobiety ponownie dał o sobie znać. Udała, że nie jest zainteresowana.

Hotel okazał się duży i luksusowy. Kolacja wykwintna i nudna. Cały wieczór przytakiwała, choć nie słuchała, ani męża, ani szefa męża, ani trajkoczącej żony szefa męża. Wieczorem postanowiła wziąć długą kąpiel. Odłożyła telefon na szafkę nocną. Korzystając z okazji nieobecności męża, który wstąpił jeszcze do baru hotelowego, odczytała wiadomość.

Mariola czekam na ciebie. Wróć do mnie." Westchnęła. „Chciałabym, ale mam tyle spraw na głowie", pomyślała. „Kiedyś, nie teraz." odpisała i nim zdążyła odłożyć telefon na miejsce, Romek z impetem wszedł do pokoju.

- Z kim piszesz? Ktoś z pracy? Mówiłaś im przecież, że spędzasz czas z rodziną? - warknął oburzony.

- To nic, kochanie. W spławianiu jestem dobra. - po czym ,czym prędzej udała się pod prysznic, chcąc uniknąć konfrontacji.

Romek nie mógł tak tego zostawić. Nie pozwoli przecież na dręczenie żony, choćby był to sam prezes firmy, w której zarabia ona, bądź co bądź, sporą sumkę. „ W weekend? Szef? Co to, to nie." szepnął Romek, chwytając telefon żony w dłoń. Wyświetlacz włączył się natychmiast, bez podawania pinu. Wszak Mariolka nie ma nic do ukrycia. Nacisnął ikonę wiadomości i pierwszą od góry konwersację. Pochłonięty ogarniającą go złością, nie zauważył nazwy kontaktu. Dostrzegł za to coś zastanawiającego. Dziwne - szepnął, czytając wiadomości, które Mariolka wysyłała sama do siebie. - Może skasowała, te przychodzące?- pomyślał z ogarniającym go poczuciem niepokoju. Chciał jeszcze zerknąć na numer odbiorcy, nacisnął więc pole u góry ekranu, otwierając dane kontaktowe. Numer telefonu 0. - Nie ma takiego numeru przecież. -myślał Romek. Wpisany do książki kontaktów pod hasłem „WENA".

- Pisze z weną – zaśmiał się w głos.

Przecież ona nie ma weny i mieć jej nigdy nie będzie - prychnął lekceważąco.

Odłożył telefon na miejsce i usnął w mig snem pozbawionym rojeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro