• ładna śmierć •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówili, że to była ładna śmierć.

Mówili, że godna i honorowa. Szlachetna, dzielna, mężna. Godna dobrego człowieka. Godna wielkiego. Składali kondolencje, zapewnienia, że odszedłeś jako ta sama osoba, którą znałem.

Ładnie, wśród białych róż, wśród złotych płomyków marmur wygląda tak ładnie. Spokojnie, zasłużenie. Nikt z moich bliskich nie miał takiego marmuru, wiesz?

Złożyli twoje ciało do bram podziemnego królestwa. Niedługo dłonie Persefony okryją twoje przyodziane w bieluchną, niezakrwawioną koszulę, ciało. Korzenie oplotą, rozerwą szczątki w ten sam sposób, w który miłość do ciebie rozrywała mi płuca każdego dnia. W który rozrywa.

Przeprowadzą cię do Ogrodów Hesperyjskich pod ramię, za przeprawę przez świętą rzekę zapłacisz pociskiem z piersi niby złotą drachmą.

Mówili, żeś bohater. Mówili, jakby nie wiedzieli, że i za życia nim byłeś. Jakby wątpili. Jakby twoja śmierć była dowodem, paktem z Mefistofelesem na twoją dobroć.

Któż teraz pamięta, o tym, o czym ty byś pamiętał. Kto zwraca uwagę na los ludzi, tych, których ukochałeś, mimo braku dowodu na ich dobro.
Kto teraz na to zaważa, skoro już cię nie ma.

Kto na to zawraca uwagę, skoro to była piękna śmierć.

Zalewa mnie rozpacz, niby godzony kulą w pierś, konam pod wpływem twojego odejścia, choć to była ładna śmierć, a moja nie będzie. Który z nas bardziej cierpiał?

Podobno to była ładna śmierć, więc dlaczego wciąż boli? Dlaczego łzy broczą płytki, czarne marmurowe płytki, tak czyste, tak spokojne jak twoja świeża mogiła. Dlaczego słowa ,,ładna śmierć" uderzają we mnie, nie jak kula z feralnego rewolweru, a armaty francuskiego statku, bo wymierzają mi je moi właśni sprzymierzeńcy?

Bo nie ma czegoś takiego jak ładna śmierć. Bo jest koniec, twój pusty brak, strzał pistoletu, ciało opadające na zimną ziemię. Gorąca krew, czerwona. Czerwona, a róże na twoim grobie są śnieżno białe.

Bo umarłeś. Odszedłeś śmiercią, bezradny jak dziecko, jak postrzelony, jak umierający. Jak człowiek. Niepewny dalszego, wykrzywiony od bólu. Bo koszule rozerwali ci niechlujnie, bo była jak bukiety zbroczone zbrodnią. Bo medyk pokręcił głową.

Bo umarłeś, a słowa ,,ładna śmierć" niczego nie zmienią. Odszedłeś we krwi, w błocie, w bólu, w podartej koszuli. Bez róż, bez marmuru. Bez blasku w oczach niby złota zniczy. Nie ma cię, a ja się duszę z miłości. Kiedyś przez nią umrę, a za setki lat ludzie powiedzą to samo:

,,To była ładna śmierć."

***
@ZielonaBestia gdzieś, w jednym z miliardów wszechświatów, kołdra jest żółta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro