Rozdział 13 - Biblioteka wspomnień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To co, przejedziemy się?

Te słowa dudniły w głowie Dazaia i obijając się o ścianki jego umysłu, krążyły po całym jego mózgu. Miał teraz, po tylu latach, znowu wsiąść na motor? Nigdy w życiu! Nerwowo przełknął ślinę i szybko ułożył w głowie krótkie przeprosiny dla Nakahary. Odwrócił wzrok od pojazdu, po czym z wielkim bólem serca spojrzał na rudowłosego.

- Chuuya, ja... - zaczął niepewnym głosem i przerwał gwałtownie, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się.

Lazurowe oczy jego towarzysza wręcz emanowały ciepłym, radosnym blaskiem. Światło słoneczne odbijało się od jego tęczówek, tworząc na nich fikcyjne wzory, które dodatkowo podkreślały szczęście malujące się w błękitnych ślepiach. Zdawały się wręcz go hipnotyzować. Wydawały się zapraszać go do tego, aby z bliska przyjrzeć się tym nieziemskim malunkom na tęczówkach i szatyn musiał powstrzymywać się, aby tego przypadkiem nie zrobić. Przyciągały go niczym magnes i architekt nie mógł oderwać od nich wzroku. Jeszcze nigdy nie widział takiej gamy pozytywnych emocji, malujących się na jego twarzy. Jak mógłby odmówić, gdy Chuuya patrzył na niego w ten sposób?

- Masz minę jak wyłowiona nagle z wody makrela - powiedział niższy. - Nie ma czego się obawiać. Może nie wyglądam, ale mam sporo doświadczenie, bo jeżdżę motorem już kilka ładnych lat. - dodał, nadal nie spuszczając z niego tego niebiańsko niebieskiego wejrzenia.

Jak Osamu mógłby się z tego wycofać? Zapewne byłby to czyn wyjątkowo haniebny. W końcu obiecał, że zgodzi się na wszystko, o co poprosi go rudowłosy. Wyszedłby na niehonorowego człowieka, jeżeli nie dotrzymałby obietnicy, a jeszcze nigdy w swoim życiu nie złamał żadnej przysięgi i zamierzał się tego trzymać do grobowej deski.

- Tylko nie jedźmy żadnymi głównymi ulicami, Chuuya - poprosił ciemnooki, po wzięciu jednego, głębokiego, uspokajającego oddechu. - Za dużo tam ludzi... i widoki takie nieciekawe.

- Spoko. Trochę przestudiowałem mapę Jokohamy, zanim przyjechałem - przyznał Nakahara. - Znalazłem kilka dobrych dróg na przedmieściach i w okolicy, z których mogą być ładne widoki.

Dazai uniósł kąciki ust lekko do góry.

- Znam każdy cholerny zakątek tego miasta. Obszary obok też nie są mi obce, więc na pewno się nie zgubimy - zadeklarował wesołym tonem. - A właśnie! Miałem ci pokazać biblioteki w pobliżu. Tak się składa, że w miasteczku obok mają taką jedną, bardzo przytulną, z czytelnią, w której są pufy. Może tam zajedziemy?

- Dobry pomysł - przyznał jego towarzysz. - To chodź, jedźmy już! Perspektywa spędzenia popołudnia na czytaniu w wygodnym miejscu jest bardzo obiecująca.

Po tych słowach Nakahara podszedł do pojazdu i jednym sprawnym, wyćwiczonym ruchem usadowił się na motorze, po czym rzucił sugestywne spojrzenia w stronę architekta.

- No chodźże, makrelo - pogonił go.

Osamu po sekundzie zawahania podszedł do maszyny i niepewnie na niej usiadł. Jego serce momentalnie przyspieszyło, a wszystkie mięśnie spięły się. Po upływie sekundy objął Nakaharę na wysokości żeber, szybko stwierdzając, że ten na pewno słyszy głośne bicie jego serca, które pracowało tak, jakby miało mu zaraz rozwalić klatkę piersiową. Miał też nadzieję, że drżenie jego rąk niebieskooki zwali na mroźny wiatr, który nieustannie bawił się połami ich płaszczy i zdradliwie wdzierał się pod ubrania.

- Tylko nie przesadzaj z prędkością, dobra?

- Pff przecież ja zawsze jadę przepisowo! - odparł rudowłosy, odpalając silnik, a Dazai, chociaż nie widział jego twarzy, dałby sobie rękę uciąć, że Chuuya uśmiechał się bardzo szeroko.

Szatyn zamknął oczy, wierząc, że w ten sposób łatwiej będzie mu znieść tę podróż, jednakże się srogo pomylił. Jego umysł, słysząc ten jakże charakterystyczny odgłos silnika, mieszający się z dźwiękami ulicy, przedstawił mu przed oczami widok tamtego feralnego wypadku sprzed lat. Gwałtownie uniósł powieki, mimowolnie mocniej obejmując sylwetkę Nakahary, który nie skomentował tego, sądząc, że Dazai - jako motorowy nowicjusz, za jakiego go w końcu uważał - nie jest przyzwyczajony do takiej jazdy.

- W którą stronę do tego miasteczka? - zawołał Chuuya, przekrzykując dźwięk ich pojazdu.

- Na południe, a potem przez pola! - odpowiedział Dazai podniesionym głosem, wmawiając sobie, że to nie panika, a niedokładnie wyleczone gardło było powodem tak wysokiego tonu.

Osamu, zaglądając towarzyszowi przez ramię, widział jego dłonie pewnie zaciśnięte na kierownicy i lekko uniesioną głowę spoglądającą w dal. Widok wydawał się mu tak znajomy, a jednocześnie tak inny, że aż coś zakuło go boleśnie w piersi. Jeszcze kilka lat temu, pod okiem Ody, sam zdecydowanie poruszał się po okolicy, dodatkowo pomagając w tym Sakurze i Shinjiemu, którzy początkowo nie czuli się najlepiej na motocyklu.

Chuuya stosunkowo powoli - to znaczy przepisowo, gdyż do limitu prędkości na tym obszarze brakowało mu ponad dziesięć kilometrów - poruszał się po przedmieściach. Ciemnooki spoglądał na znane budynki migające mu po bokach i mimowolnie wspominał jak podczas wielu jego nocnych eskapad, pod wpływem oszałamiającej prędkości zmieniały się w jedną wielką rozmazaną plamę, znajdującą się gdzieś na granicach jego pola widzenia. To, że mógł bez problemu rozróżnić kontury poszczególnych budowli działało całkiem kojąco na jego napięte nerwy.

- Ręce przestały ci się trząść - rzekł rudowłosy, gdy opuścili miasto.

Architekt spuścił wzrok i z zaskoczeniem przyznał, że jego towarzysz ma rację.

- Bo cieplej się zrobiło - odparł po chwili, a Chuuya odwrócił głowę i obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.

- Wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń i piździ tu w chuj mocno, więc jakim kurwa cudem tobie jest ciepło?

Dazai parsknął cicho, bo już od dawna nie słyszał, aby ktoś przeklinał tak wesołym głosem, brzmiąc przy tym tak naturalnie.

- Nie moja wina, że nie umiesz ubrać się stosownie do pogody.

- Powiedział niedoszły samobójca, którego większą część garderoby jeszcze jakiś czas temu stanowiły bandaże.

- Ej, ale teraz już nie noszę! - wykrzyknął urażonym tonem.

- I dobrze, bo lepiej ci bez nich, gnido - stwierdził Nakahara, po czym odchrząknął. - Zaraz jest skrzyżowanie. Gdzie skręcić?

- W prawą stronę, a potem dwa razy na lewą - poinstruował.

Rudowłosy pojechał według zaleceń i po zaledwie kilku minutach opuścili tereny zabudowane i wyjechali na przestrzeń, która z każdej strony otoczona była przez pola. Z rzadka wynurzał się jakiś dom należący do rolnika, ale pomijając te niskie budowle, wydawać by się mogło, że wszystko w zasięgu ich wzroku jest idealnie równe. Chuuya zatrzymał się na środku opustoszałej drogi i gwizdnął przeciągle, spoglądając na rozciągający się przed nimi krajobraz.

- Całkiem ładny widoczek - przyznał niebieskooki. - Jak długo się ciągnie?

- Jakieś dwadzieścia, no może trzydzieści kilka kilometrów - odparł po chwili zastanowienia Osamu. - Potem skręt w prawo i jesteśmy w miasteczku z cudną biblioteką. A co?

- A to, że teraz musisz mocniej się trzymać, głupku! - zawołał i zanim szatyn zdążył jakkolwiek zareagować gwałtownie ruszył.

- Chuuya, nie! - odkrzyknął Dazai, jak tylko otrząsnął się z zaskoczenia. - Chuuya, zwolnij!

- Nie słyszę co tam mamroczesz, silnik za głośno pracuje! - wykrzyknął Nakahara. - Powtórz to, jak dojedziemy, dobra?

Ciemnooki mocno objął towarzysza w pasie, zaciskając mocno wargi. Otaczające ich pola zmieniły się w jedną wielką złotą smugę, majaczącą gdzieś na granicy widnokręgu. Wiatr bawił się ich ubraniami oraz włosami, sprawiając, że długie kosmyki Nakahary łaskotały go po twarzy. Dazai z trudem oparł głowę na ramieniu rudowłosego i spojrzał na prędkościomierz, który pokazywał liczbę, jaka była o wiele większa od dozwolonej maksymalnej prędkości.

- Chuuya, zwolnij do chuja! - krzyknął mu praktycznie do ucha. - Zaraz się o coś rozbijemy!

- Mówiłem przecież, że nic kurwa nie słyszę! - odpowiedział przekornie rudowłosy z uśmiechem na twarzy. - A poza tym o co chcesz się kurwa rozbijać, Dazai? Przecież tu nawet drzew nie ma!

Osamu westchnął ciężko. Musiał przyznać towarzyszowi rację, gdyż droga była prosta jak drut, a jedyne co ich aktualnie otaczało to rosnące równo zboże. Mimo tego, był niemal pewien, że zaraz uderzy w nich jakaś ciężarówka, oni wylecą w powietrze, a potem znajdzie Chuuyę gdzieś w rowie z roztrzaskaną czaszką... Mężczyzna pokręcił głową, próbując pozbyć się takich myśli z umysłu. Jeżeli cały czas będzie wspominał odległy wypadek do niczego to go nie doprowadzi. Musiał skupić się na aktualnej podróży i uważnie obserwować wszystko wokół, aby mieć pewność, że nic im nie zagrozi.

Architekt poczuł jak Nakahara zwalnia do dozwolonej przez prawo prędkości, a opony zamiast po polnej dróżce poruszają się po asfalcie. Wjechali do miasteczka. Dazai widział, jak kilkoro ludzi ogląda się za nimi, gdy poinstruowany przez niego Chuuya, pospiesznie poruszał się po uliczkach. Szatyn uśmiechnął się mimowolnie, zastanawiając się, czy któryś z mieszkańców nie przypomniał sobie o młokosie, który wielokrotnie przyjeżdżał na motorze do tutejszej biblioteki na wagary.

Wkrótce zatrzymali się przed ogromnym budynkiem wypożyczalni książek. Nakahara z piskiem opon zahamował, po czym zaparkował dość blisko wejścia. Architekt zszedł z motoru na sztywnych nogach, odzwyczajony od jazdy takim pojazdem. Rudowłosy, po upewnieniu się, że kluczyki tkwią głęboko w kieszeni kurtki zeskoczył lekko na ziemię i uśmiechnął się szeroko.

- I jak tam twoja pier...

- Chciałeś nas kurwa pozabijać - przerwał mu gwałtownie Osamu, kładąc dłoń na ramieniu towarzysza, zaciskając palce w odsłoniętym przez ubrania miejscu. Bez trudu wyczuł puls i nieco poluźnił uścisk, ucieszony, że żywy Nakahara nie jest tylko wytworem jego wyobraźni.

Chuuyi naprawdę udało się wyciągnąć go na przejażdżkę motorem. Nic w nich nie uderzyło, nie mieli wypadku, obaj przeżyli... Dazai po prostu nie był w stanie uwierzyć w to, że po tym wszystkim co się w jego życiu wydarzyło, znów dał się namówić na podróż motocyklem.

- Wcale kurwa nie - odpowiedział niebieskooki z błyszczącymi się wciąż szczęściem tęczówkami. - Gdybym chciał, zrobiłbym to bardziej spektakularnie, a nie jeździł po polach na jakimś cholernym wygwizdowie, czekając aż spadnie jakiś grom z jasnego nieba i łaskawie pozbawi nas życia.

- Jesteś kurwa nienormalny - odrzekł, czując jak radosna aura jego towarzysza przechodzi również na niego, co sprawiło, że kąciki ust ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.

- A ty nieobyty - zripostował Chuuya, delikatnie zdejmując jego dłoń ze swojego barku. - To bardzo niekulturalne przeklinać przed drzwiami do biblioteki. Wstydziłbyś się!

- Przyganiał kocioł garnkowi - skwitował architekt. - No, a teraz chodźmy już do środka, bo jestem załamany niskim poziomem twojego IQ. Chcę poczytać mądre rzeczy i odzyskać wiarę w ludzką inteligencję.

Po otrzymaniu mocnego - jednakże spodziewanego - kuksańca od Nakahary, weszli do środka. Chuuya od razu wziął głęboki wdech, rozkoszując się charakterystycznym zapachem starych książek i równie wiekowego drewna. Praktycznie cała wypożyczalnia została umeblowana w starym stylu, z tradycyjnymi hebanowymi regałami oraz stołami i krzesłami. Kilkanaście kolorowych puf, znajdujących się w rogu ogromnego pomieszczenia wyraźnie odcinało się od reszty wyposażenia. Na szczęście dla nich, na razie wszystkie były puste, więc mogli wygodnie się na nich rozłożyć.

- I co ty na to, Chuuya? - zapytał Osamu, zerkając na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał jego towarzysz, aktualnie buszujący już wśród regałów, na co szatyn zareagował szczerym uśmiechem, jakiego obrócony do niego tyłem Nakahara nie mógł ujrzeć.

- Dazai? Czyżbyś w końcu zdecydował się wrócić na stare śmieci? - usłyszał charakterystyczny głos bibliotekarki i odwrócił się w jej stronę.

Pani Nomiko była starszą kobietą, w dodatku emerytowaną nauczycielką z pobliskiej szkoły. Postanowiła zatrudnić się tu jako bibliotekarka, gdyż stwierdziła, że w domu zanudziłaby się na śmierć, a w ten sposób przynajmniej może dalej pomagać rozwijającej się młodzieży, która tłumnie odwiedzała wypożyczalnię po szkole w poszukiwaniu pomocy dydaktycznych.

- Na to wygląda, pani Nomiko - odparł, podchodząc bliżej niej. - Nie widzieliśmy się chyba ze sto lat.

- To od twoich egzaminów na koniec liceum minęło aż tyle czasu? - zapytała, uśmiechając się serdecznie. - Opowiadaj co u ciebie, Dazai. Co porabiasz, gdzie pracujesz... pozwól zaspokoić ciekawość starszej kobiecinie!

- Jestem architektem w takiej jednej korporacji, no i oczywiście pomagam w Płatkach śniegu, gdy zajdzie taka potrzeba. Same rutynowe czynności, praktycznie nie ma o czym rozmawiać... - oznajmił, a bibliotekarka wyczuła niewerbalną prośbę o zmianę tematu i taktownie na nią przystała.

- A wiesz może co słychać u Sakury, Katsumiego i u reszty waszej gromadki? Ci to chyba od pół wieku się tu nie pojawili.

- Sakura i Kosuke wyjechali na Hokkaido za pracą, a Shinji, Yu i Katsumi studiują w stolicy i muszę przyznać, że całkiem nieźle im to idzie. Powiedzieli, że postarają się przyjechać na moje urodziny, w czerwcu, ale jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie.

- Rozumiem - odrzekła. - Szkoda, żeście się tak porozjeżdżali, taka zgrana była z was pacz...

- Pani Nomiko! Czy mogłaby pani na chwileczkę tu przyjść? - przerwał jej głos jakieś młodej kobiety, dobiegający z pomieszczenia przeznaczonego dla pracowników.

- Ach, jaka ta młodzież jest dzisiaj nieogarnięta - mruknęła bibliotekarka. - Przyjeżdżaj do nas częściej, dobrze złotko?

- Postaram się, pani Nomiko - oświadczył i odprowadził kobietę wzrokiem, dopóki ta nie zniknęła gdzieś na zapleczu.

Dazai skierował się w stronę puf, na których wygodnie siedział już Chuuya, zaczytujący się w jakimś kryminale, wnioskując po okładce, na której znajdował się zakrwawiony pistolet na ciemnym tle.

- Czytasz ty w ogóle coś innego prócz kryminałów? - zapytał Osamu.

- Tak - odpowiedział rudowłosy, nie oderwawszy nawet wzroku znad czytanego tekstu. - Na tę perełkę polowałem już dość długo, ale zawsze, jak na złość, była wypożyczona.

- To są właśnie zalety bibliotek na odludziu.

- A ty co niby zamierzasz czytać, hę? Pewnie jakieś thrillery o masowych samobójstwach.

- Nieee, zbyt przewidywalne, przeczytałem już takich z milion - oznajmił Dazai, podchodząc do najbliższego regału.

Odruchowo wyciągnął rękę po "Kokoro" autorstwa Soseki Natsumego. Była tu ulubiona książka Ody, który wyjątkowo ubolewał nad zakończeniem i pragnął napisać własną, alternatywną wersję. Nawet zaczął, ale niedane mu było jej dokończyć. Od jego śmierci, zawsze, gdy tutaj przyjeżdżał brał ją i czytał po raz enty, gdyż wówczas zawsze wydawało mu się, że przyjaciel zaraz wyjrzy zza regału i spyta, na którym momencie jest.

- Nie mów mi, że będziesz czytał jakieś ckliwe obyczajówki - rzekł Nakahara, podnosząc wzrok znad tekstu. - Są nudne jak diabli. Poczytałbyś coś z fabułą, która ma jakiś sens.

- To może mi coś polecisz, panie znawco literatury.

- Hmmm pomyślmy... - zamyślił się rudowłosy. - Jeżeli już w kryminalnych tematach jesteśmy to może jakiś klasyk? Taka Christie albo Doyle, chociaż to pewnie już czytałeś...

- A wiesz, że nie? - odparł Osamu radosnym tonem. - Do Christi nigdy mnie nie ciągnęło, a jeżeli chodzi o książki Doyle'a to obejrzałem tylko netfliksową adaptację Sherlocka. W sumie to Holmesa mógłbym w końcu przeczytać - dodał, kierując się w stronę regałów, znajdujących się blisko wejścia. - O, idealnie, jest pierwszy tom!

Dazai zabrał z półki książkę i usadowił się wygodnie na pufie obok niebieskookiego w ten sposób, że stykali się ramionami. Otworzył powieść na pierwszej stronie, jednakże zanim zaczął czytać zerknął przelotnie na Nakaharę. Rude kosmyki, które wypadły z niedbale zrobionego kitka, opadały na lekko zaróżowione policzki. Chabrowe oczy szybko przeskakiwały przez kolejne linijki tekstu. Architekt stwierdził, że do wyglądu typowego intelektualisty brakowało mu tylko wiecznie spadających z nosa okularów.

Przeczuwając, że jasnooki zaraz spojrzy w jego stronę, odwrócił wzrok i popatrzył się w drewniany sufit. Poczuł jak na jego usta wkrada się cień uśmiechu, gdyż przypomniały mu się chwile, w których przychodził tu odrabiać pracę domową. Wówczas wielokrotnie spoglądał na strop, jakby licząc, że rozwiązanie trudnego przykładu matematycznego spadnie na niego z nieba.

- Na co się tak patrzysz? - zapytał Nakahara.

- Obserwuje gwiazdy - odparł najzwyczajniej w świecie Osamu, a jego rozmówca zmarszczył brwi.

- Ale to tylko sęki na suficie - stwierdził, przyglądając się sklepieniu.

- No właśnie.

- Jesteś pewien, że nic dzisiaj nie brałeś, panie filozofie? - zapytał Chuuya, parsknąwszy cichym, aczkolwiek niekrytym śmiechem.

- Tylko witaminę C, ale wydaję mi się, że to się nie liczy - odpowiedział Dazai, odwracając się do swojego rozmówcy, sprawiając tym samym, że dystans dzielący och twarze zmniejszył się do zaledwie kilkunastu centymetrów.

Szatyn w pierwszym odruchu chciał skomplementować to, jak cudownie wyglądają oczy Nakahary z bliska, ale szybko ugryzł się w język. Byłoby to wyjątkowo niezręczne dla nich obu, a poza tym nie lubił nimi szastać na prawo i lewo. Wielokrotnie widział jak jego ojciec prawił wyolbrzymione pochlebstwa osobom, którym chciał się przypodobać, tylko po to, by znaleźć się bliżej nich i poznać ich słabości, jakie potem zamierzał wykorzystać do własnych celów biznesowych. Schlebianie komuś kojarzyło mu się głównie z nawiązywaniem fałszywych znajomości, dlatego prawienie komplementów było u niego rzadkością.

- Musimy częściej tu przyjeżdżać - zadeklarował zamiast tego.

- Tak - zgodził się rudowłosy. - Bardzo tu cicho i spokojnie w porównaniu do Jokohamy.

Po tych słowach wrócili do zagłębiania się w treść lektur. Zanim skończyli czytać zdążyli zmienić pozycje siedzenia jakoś z kilkanaście razy i non stop wymieniając się uwagami do książek. Gdy w końcu zdecydowali się opuścić bibliotekę na zewnątrz już zmierzchało.

- Troszkę żeśmy się zasiedzieli - powiedział niebieskooki, wsiadając na motor.

- Odrobinkę - potwierdził Dazai, usadawiając się za nim. - Co ty na to, żeby teraz pojechać inną drogą?

- Inną?

- Jest trochę dłuższa - wyjaśnił. - Biegnie wzdłuż wybrzeża, a jak dla mnie widok morza jest o wiele ładniejszy od pól.

- Spoko.

Chuuya z piskiem opon ruszył spod biblioteki i instruowany przez Osamu wyjechał z miasta. Szatyn mocno objął Nakaharę, domyślając się, że gdy tylko wyjadą na prostą drogę, niebieskooki ruszy z ponad dwa razy większą prędkością. Jednakże teraz ręce mu się nie trzęsły, oddech był spokojny, a serce biło odrobinę szybciej, napędzane niewielką dawką pozytywnej adrenaliny. Architekt oparł głowę na ramieniu towarzysza wdychając zapach szamponu, jakim pachniały włosy jego towarzysza, który mieszał się z morską bryzą.

W zaledwie kilka minut znaleźli się pod blokiem ciemnookiego. Chuuya z piskiem zahamował zaledwie pięć metrów od wejścia na klatkę schodową. Dazai zeskoczył z pojazdu z łatwością, w porównaniu do poprzedniego zejścia z motocyklu.

- Nie taki motor straszny, jak go malują, co? - zapytał Nakahara, szczerząc zęby w szerokim grymasie zadowolenia.

- No nie, fajnie było - odpowiedział zgodnie z prawdą Osamu. - Dziękuję, że mnie zabrałeś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mi to pomogło. Dziękuję, Chuuya. - dodał architekt, posyłając mu ten jeden z nielicznych szczerych uśmiechów.

- Powinieneś się tak częściej uśmiechać, Dazai - oznajmił rudowłosy.

- Przecież nie uśmiecham się aż tak rzadko - zaprotestował, na co jego towarzysz machnął ręką w lekceważącym geście.

- Lepszy jest ten jeden prawdziwy niż sto nieszczerych. Powinieneś posłuchać się starszego od siebie, Dazai. Wyjdzie ci to dobre.

- Jasne, panie staruszku - rzekł Osamu, co rudzielec skwitował pokazaniem języka. - Napisz do mnie jak wrócisz do domu, dobra?

- A po jaką cholerę? - zapytał, marszcząc brwi.

- Po prostu to zrób. Proszę.

- No dobra - zgodził się. - To... do zobaczenia jutro, Dazai.

-Do zobaczenia jutro, Chuuya.

Nakahara odjechał tak prędko, że aż się za nim kurzyło. Osamu patrzył jeszcze przez chwilę na miejsce, w którym czarny motor zniknął z jego pola widzenia, po czym wszedł do mieszkania. Rozpłaszczył się, zdjął buty, po czym skierował się do kuchni, aby przygotować sobie, jakąś herbatę na rozgrzanie oraz coś na ząb.

Zerknął na zdjęcie przyczepione do lodówki, na którym znajdował się uśmiechnięty od ucha do ucha Oda na tle szkoły, w której przez tyle lat uczył. Przejechał palcami po starej fotografii, wzdychając cicho.

- Chyba mi się udało, Odasaku - powiedział, dokładnie w chwili kiedy z jego komórki rozbrzmiał dźwięk przychodzącego sms-a. - Chyba naprawdę mi się udało.


W końcu udało mi się napisać rozdział w terminie, jaki sobie zaplanowałam! Jej. Dla osób, którym naprawdę nudzi się w życiu mogę zareklamować krótkie opowiadanie, jakie opublikowałam na wattpadzie kilka dni temu. Ogólnie opowiada o licealistach-łucznikach w XXI- wieku a głównymi bohaterami są... uwaga, uwaga... Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Naprawdę nie wiem, co miałam w głowie, gdy to wymyśliłam, ale ogólnie to chyba wyszło całkiem nieźle ;) Nie odpowiadam za szkody na umyśle po przeczytaniu fragmentu z Mickiewiczem, cytującym świąteczne piosenki.

Także życzę spokojnej nocy/miłego dnia :)




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro