Rozdział 22 - Plany na niepewną przyszłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dazai nie był w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie się obudził. Po prostu w pewnym momencie zrozumiał, że leży z otwartymi oczami, patrząc na położonego obok niego, wciąż drzemiącego Nakaharę. Początkowo sądził, że wciąż śni na jawie, gdyż sama myśl o tym, iż jego ukochany mógłby spać z nim w jednym łóżku wydawała mu się nieziemsko nieprawdopodobna. Minęła ładna chwila, zanim szatyn przypomniał sobie wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia. Spotkanie z mafiozami, niespodziewane pojawienie się Chuuyi, ich trudna, lecz jakże potrzebna, rozmowa oraz wspólne oglądanie filmów do późna... jego policzki mimowolnie zaróżowiły się odrobinę na wspomnienie ich ostatniego dialogu przed zaśnięciem:

Po rozpoczęciu napisów końcowych Nakahara niespodziewanie wstał z kanapy, po czym ziewnął przeciągle.

- Chodźmy do łóżka - rzekł zaspanym głosem niebieskooki, rozciagając przy tym zesztywniałe od bezruchu ramiona.

Architekt poczuł jak jego twarz oblewa ogromny rumieniec. Chociaż doskonale wiedział, o co rudowłosemu chodziło, jego wyobraźnia podsunęła mu wyjątkowo nieskromny i sugestywny obraz, który jak najszybciej pragnął wyrzucić z umysłu. Chuuya, widząc czerwień na jego twarzy, parsknął cicho, zapewne domyślając się, co takiego zrodziło się w jego głowie.

- Nie o to mi chodzi, zbereźniku - zganił go, chociaż w jego oczach pojawiły się rozbawione iskierki. - Jestem po prostu zmęczony. Och, chyba, że masz coś przeciwko...?

Osamu nawet nie sądził, że rudowłosemu przyjdzie coś takiego do głowy, szczególnie jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że przeleżeli obok siebie ostatnie trzy godziny całując się tak często i długo, iż nieraz brakowało im powietrza.

- Oczywiście, że nie, Chuuya - oznajmił, uśmiechając się. - Ale mam tylko jedną kołdrę, więc liczę na to, że nie kopiesz... aż tak mocno - dodał, za co zarobił kuksańca w bok, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu.

Szatyn uniósł kąciki ust do góry, wciąż nie mogąc nacieszyć się widokiem Nakahary. Delikatnie odgarnął z jego twarzy zbłąkany kosmyk ognistorudych włosów, czując na nadgarstku łagodny oddech niebieskookiego, co wystarczyło, aby jego uśmiech się poszerzył. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, jakie szczęście go spotkało. Fakt, że osoba, którą pokochał odwzajemniła jego uczucia napawał go wręcz niemożliwym do opisania szczęściem. Ekscytowało go to wszystko do tego stopnia, że już wczoraj mimowolnie zaczął planować ich wspólne wycieczki, wypady, wyjazdy... Może i nigdy wcześniej nie był w związku, ale stwierdził, iż zorganizuje im tak zajebiste randki, że będą o nich opowiadać latami.

Własnie, związek... Dazai poczuł jak jego serce przyspiesza, gdy uświadomił sobie, że żaden z nich nie wypowiedział nawet słowa odnośnie zostania parą. Nie padło żadne magiczne, a zarazem kultowe, "czy zostaniesz moim chłopakiem?" tak uwielbiane przez wszystkich autorów romansów. Ciemnooki powrócił pamięcią do wczorajszego wieczoru i doszedł do wniosku, że wówczas wszystkie słowa wydawały mu się zbędne, wręcz puste i pozbawione sensu. Liczyła się tylko ta kojąca obecność drugiej sposoby i dzielący ich dystans, sukcesywnie zmniejszany z każdym kolejnym pocałunkiem i cichym westchnięciem zadowolenia uciekającym spomiędzy ich czerwonych ust.

Osamu pomyślał przez chwilę, jak cudownie byłoby obudzić Chuuyę długim, francuskim pocałunkiem, wgryźć się delikatnie w jego dolną wargę, subtelnie musnąć językiem podniebienie... Szatyn westchnął cicho, próbując wyrzucić ten pomysł ze swojego umysłu, chociaż nadal czuł jak nierealistyczne motyle żywiołowo trzepoczą skrzydełkami w jego brzuchu. Obawiał się, że przestraszy tym Nakaharę, tym bardziej, iż wczoraj dowiedział się, jaka ogromna krzywda spotkała go w przeszłości. Sama myśl o tym, że jego ukochany mógłby się go w jakikolwiek sposób wystraszyć napawała go obrzydzeniem, które szybko wyparło niestosowny pomysł z głowy.

Dazai poczuł jak na samo wspomnienie krew się w nim zagotowała. Przed oczami rudowłosego, który cicho i z trwogą w głosie wyznawał mu prawdę. Skulony przy jego piersi Nakahara w ogóle nie przypominał porywczego, odważnego i pewnego siebie chłopaka. Szatynowi wydawało się, że był równie kruchy jak domek z kart, któremu wystarczył tylko jeden niewielki podmuch wiatru, aby go zniszczyć. Jak ktoś mógł doprowadzić go do takiego stanu? Jak ktoś mógł w tak brutalny sposób skrzywdzić jego Chuuyę, jego ukochanego, jego jedyne światełko w tym mrocznym życiu? Machinalnie zacisnął dłonie w pięści, po czym odetchnął głęboko. Żadnego mordowania ludzi - pomyślał, próbując się uspokoić. - Bo mnie Chuuya zabije.

Powstrzymał cisnące mu się na usta parsknięcie, gdy uświadomił sobie, jaki paradoks właśnie stworzył. Chociaż bardzo pragnął odegrać się na ludziach, którzy sprawili Nakaharze tyle cierpienia, musiał się powstrzymać. W końcu mu to obiecał. A czego by o nim nie powiedzieć  danego słowa zawsze dotrzymywał.

Mina mu zrzędła, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że w przeszłości sam był niewiele lepszy. Ilu to ludzi zabił, ile rodzin i przyjaźni rozbił, ile osób doprowadził na skraj bankructwa? Sam nie wiedział. Nawet teraz, po tylu latach, wciąż nie potrafił sobie tego wybaczyć, a ten rudowłosy anioł kochał go, mimo świadomości tych wszystkich okropnych czynów, jakich się dopuścił.

Wciąż nie mógł uwierzyć w to, jakie szczęście go spotkało.

Osamu westchnął ciężko, przypominając sobie, dlaczego w ogóle znaleźli się w takiej, początkowo niezręcznej, sytuacji.

- Pieprzyć mafię - wyszeptał na tyle cicho, żeby nie obudzić jasnookiego.

Uniósł się na łokciach i przechylił głowę, aby spojrzeć na stojący w kącie zegar. Wskazywał on kilka minut po ósmej. Osamu, teraz całkowicie już rozbudzony, podniósł się do siadu, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. Chociaż wylegiwanie się do późna z Nakaharą, brzmiało nad wyraz kusząco, to zadanie zlecone mu przez mafię nie mogło przecież długo czekać. Poza tym im szybciej się z nim upora, tym prędzej będzie mógł wyrzucić je z głowy i skupić się na rzeczach o wiele ważniejszych. Jak chociażby zaplanowanie tego, gdzie może spędzić z Chuuyą przyszły weekend.

Szatyn, starając się poruszać się najciszej jak to tylko możliwe, wstał z łóżka. Zanim opuścił pomieszczenie zerknął jeszcze na rudowłosego. Jego twarz, przyjemnie rozciągnięta w niewielkim uśmiechu, jakby śniło mu się coś naprawdę miłego, sprawiła, iż i jego kąciki ust lekko się uniosły.

- Kocham cię - delikatne jak muśnięcie skrzydeł anioła, a zarówno wiążące niczym piekielne kajdany słowa wymknęły się z rozchylonych ust ciemnookiego, pobrzdękując przyjemnie w jego uszach.

Dazai prędko doszedł do wniosku, że cokolwiek by się nie działo, będzie codziennie wyznawał Nakaharze swoje uczucia. Nawet wtedy, gdy ten nie usłyszy tego zapewnienia.

Z tą obietnicą, wciąż przyjemnie brzmiącą w jego umyśle, cicho opuścił sypialnię, kierując swe kroki do jakże rzadko używanego przez niego małego pomieszczenia pełniącego funkcję biura. Chyłkiem otworzył drzwi, obrzucając pokój spojrzeniem. Większość regałów oraz stojące w rogu pianino już dawno pokrył kurz. Tylko biurko i położone na nim nieliczne teczki oraz laptop wyglądały na regularnie używane.

Osamu, pozostawiając drzwi szeroko otwarte, usiadł na krześle, po czym włączył maszynę. Intuicja kazała mu sprawdzić starą, nieużywaną od lat skrzynkę mailową. I miał rację, gdyż znalazł tam wiadomość przesłaną przez Hirotsu z informacjami, które mogłyby pomóc mu w znalezieniu głowy tej zdradzieckiej żmii, jak to poetycko nazwał wrogą organizację stary mafiozo.

Po pobieżnym zapoznaniu się z większością plików Dazai podszedł regału i zaczął szukać dokumentów sprzed ponad czterech lat. Gdy je odnalazł, zaczął dzielić je na grupki i układać na podłodze w kupkach żeby potem porównać je z danymi, jakie właśnie otrzymał.

- Czemu przypomina mi to pracę architekta? - mruknął cicho, siadając z laptopem na posadzce, aby mieć łatwiejszy dostęp do porozkładanych papierów.

W tym momencie czas przestał mieć dla niego znaczenie. Przeglądał dokumenty, zarówno te stare oraz nowe, zapisywał własne spostrzeżenia w znalezionym przed chwilą notesie. Tworzył tabelki, aby łatwiej analizować wszystkie dane i jednocześnie się w nich nie pogubić. Szybko popadł w monotonię. Wszystkie czynności robił niemal odruchowo, odpływając myślami daleko poza zawalone papierami pomieszczenie.

- Serio masz tutaj pianino - usłyszał szatyn i gwałtownie podniósł głowę.

W progu pomieszczenia stał opierający się luźno o framugę Nakahara z skrzyżowanymi na piersi rękami. Za duża, pożyczona od Dazaia, ciemna koszulka przekrzywiła się lekko, odsłaniając obojczyk. Ognistorude, rozczochrane włosy opadały nierównymi falami na ramiona, co, według szatyna, sprawiło że wyglądał o wiele słodziej niż zwykle.

- Obudziłem cię? - zapytał ciepło Osamu. - Przepraszam.

- Nie - odparł jasnooki, uważnie lustrując porozkładane na ziemi papierzyska. - Ale mogłeś. Bo jest już dawno po jedenastej, a ja nie lubię przesypiać całego dnia.

- Naprawdę? - rzekł szczerze zaskoczony architekt, spoglądając na zegar w komputerze, który rzeczywiście wskazywał kilkadziesiąt minut po jedenastej. - Nie wiedziałem. Sam wstałem o ósmej, ale to przecież wczesna godzina była i nie chciałem cię jeszcze budzić.

- Jasne, jasne - odparł przekornie Nakahara, a w jego tęczówkach pojawiły się zawadiackie błyski. - Każdy tak mówi.

- Oj, nie wkurzaj się tak, Chuuya. Złość piękności szkodzi - powiedział z szerokim uśmiechem Osamu. - Po prostu mam trochę dużo pracy i...

Dazai przerwał gwałtownie, uświadamiając sobie, że jego okropny ojciec często używał takich i innych podobnych wymówek, gdy jego matka próbowała spędzić z nim choć trochę czasu. Czyżby mimowolnie brał przykład z swojego ojczulka? Przypuszczenie to napełniło go niewyobrażalną trwogą. O nie, nie miał najmniejszego zamiaru przekładać niczego ponad Chuuyę. Nawet jeżeli było to zadanie dla pierdolonej mafii, która z miłą chęcią skróciłaby go o głowę.

- Hm, to może zrobiłbyś sobie przerwę chociaż na jedzenie? - zasugerował rudowłosy, zupełnie nieświadomy przemyśleń ciemnookiego, ostrożnie robiąc kilka kroków w stronę architekta, klucząc pomiędzy górami dokumentów. - Sądząc po głośnym burczenie w twoim brzuchu nic jeszcze nie jadłeś, prawda?

- Burczy mi w brzuchu? - mruknął zdziwiony ciemnooki, po czym dodał głośniej. - Uważaj, bo zaraz się wywalisz, Chuuya!

- Nie wywalę, nie wywalę - oznajmił rudowłosy, lecz jakby na zaprzeczenie tych słów zachwiał się nieznacznie, gdy przypadkowo nadepnął na jedną z leżących luźno kartek.

- Jesteś tego pewny? - zapytał prowokacyjnie Osamu i w momencie, w którym Nakahara znalazł się na wyciągnięcie ręki, pociągnął go mocno za rąbek koszulki.

- Co ty wyprawiasz, debilu?! - krzyknął niebieskooki, wymachując rękami, próbując w ten sposób odzyskać straconą równowagę.

Jednak na nic się to zdało. Chuuya nieubłaganie zbliżał się ku ziemi, a od spotkania z twardą podłogą uratował go Osamu, który, ciągnąc go za rękę, spowodował, że rudowłosy upadł wprost na niego zamiast na twardą, usianą papierzyskami posadzkę.

- Wydaję mi się, że już kiedyś przeżywaliśmy tę sytuację - wyszeptał rozbawiony Dazai, mimo bólu, który eksplował w jego ciele.

- W takim razie na pewno wiesz, co się teraz stanie - odpowiedział równie cicho Chuuya, obejmując szczupłymi palcami urzekająco zaróżowione policzki szatyna.

Spragnione siebie usta szybko się odnalazły. Osamu przymknął oczy i przycisnął Nakaharę bliżej siebie. Pozwolił, aby to rudowłosy prowadził ten osobliwy taniec złaknionych siebie warg. Początkowo nieśmiałe, badające grunt całusy prędko zmieniły się w przepełnione pasją i uczuciami pocałunki, odbierające im obu dech w piersiach.

- Z nas dwóch to chyba ty jesteś tym bardziej spragnionym, Chuuya - stwierdził ciemnooki, gdy odsunęli się od siebie dosłownie na kilka milimetrów, aby nabrać w płuca choć odrobinę powietrza.

- Gdy się obudziłem... - po plecach architekta przebiegł przyjemny dreszcz, gdy ciepły, a zarazem ciężki, oddech niebieskookiego musnął jego rozpalone policzki. -... i cię nie zobaczyłem, pomyślałem, że to był tylko piękny, niemożliwy do ziszczenia sen. A potem usłyszałem głośne burczenie i już wiedziałem, że pewna głupiutka mumia poszła zająć się ważnymi sprawami, nie zjadłszy nawet skromnego śniadania.

Szatyn parsknął cichym, perlistym śmiechem, co wywołało niewielki uśmiech również na twarzy Nakahary. Osamu, nie namyślając się już ani chwili dłużej, ponownie przyciągnął bliżej twarz rudowłosego. Pocałował go łagodnie, po czym delikatnie ugryzł jego dolną wargę. Chuuya jęknął cicho, jednak nie odsunął się od Dazaia nawet na milimetr. Wręcz przeciwnie - jego ręką błądziła przez chwilę po koszuli ukochanego tylko po to, aby chwycić ją w jakimś przypadkowym miejscu i ścisnąć mocno.

Ciemnooki, zachęcony przez ten ledwie dosłyszalny odgłos oraz nieznaczny gets, wsunął język do buzi Nakahary. Poczekał sekundę, pragnąc upewnić się, że jego ukochany też tego chce. Niebieskoki mocniej zacisnął pięść na jego ubraniu, co wystarczyło mu w zupełności. Musnął jego podniebienie, delikatnie otarł się o zęby, po czym trącił gibki język Chuuyi, który wyginał się na różne strony za każdym jego najlżejszym dotykiem, co niemiłosiernie go rozbawiło.

Po stosunkowo krótkiej chwili, która równie dobrze w innym wszechświecie mogła trwać i całe wieki, architekt odsunął się łagodnie, z ulgą nabierając świeżego powietrza do płuc, które najwidoczniej przed chwilą zapomniały jak normalnie oddychać.

- To było całkiem... przyjemne - oznajmił Nakahara, dotykając palcami swoich opuchniętych od pocałunków ust.

Osamu uśmiechnął się nadzwyczaj szeroko i założył kilka niesfornych kosmyków za uszy jasnookiego, rozkoszując się każdym wstrzymanym oddechem, który u niego wywoływał.

- Mogłeś powiedzieć, że chcesz się całować, Chuuya - rzekł rozbawiony szatyn. - Wtedy poszlibyśmy w jakieś wygodniejsze miejsce, a nie obściskiwali się na podłodze. Przez to muszę od nowa posegregować papiery, które porządkowałem od jakiś trzech godzin. Myślisz, że to jest takie fajne zajęcie?

- A co, żałujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie rudowłosy, a Osamu bez trudu wyczuł w jego głosie przekorę jak i zachętę.

- Ani trochę!

I wtedy, gdy znów przyspieszone oddechy zaczęły mieszać się ze sobą, a wciąż złaknione usta miały się ponownie połączyć, gdzieś w innym pomieszczeniu zadzwonił telefon Dazaia.

Architekt uśmiechnął się nieco niezręcznie i wzdychając z zawodem, wyzwolił się z jakże miłych objęć Nakahary. Musnąwszy dłonią jego czerwony policzek wyszedł z pokoju w stronę kuchni, z której dobiegał dźwięk dzwoniącej komórki. Osamu podniósł urządzenie i prychnął, widząc wyświetlony na ekranie pseudonim.

- Cześć, Kunikida - powiedział, próbując nadać swojemu głosowi ostry wydźwięk, co było niezmiernie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że jego serce nadal radośnie trzepotało mu w piersi. - Czego chcesz?

- Czego ja chcę?! - usłyszał agresywny głos pod drugiej stronie słuchawki. - Chciałem tylko spytać się, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że już od godziny powinieneś być w pracy!

- Ja dzisiaj pracuję? - zapytał szczerze zdziwiony szatyn, słysząc dobiegające z niedaleka rozbawione prychnięcie ukochanego.

- Tak, debilu, pracujesz - potwierdził współpracownik, a architekt widział oczami wyobraźni jak okularnik resztkami silnej woli, próbuje powstrzymać nerwowe zgrzytanie zębami. - Masz szczęście, że akurat dzisiaj szef wyjechał. Jeżeli nie zjawisz się tu w przeciągu godziny to obiecuję, że nawet twoja niezawodna reputacja nie uratuje cię przed zwolnieniem.

- Ale Kunikida... - zaczął Osamu, gotów negocjować z tym nadętym perfekcjonistą.

- Żadne ale! - przerwał mu twardo blondyn. - Zaraz widzę cię w biurze. Do zobaczenia.

I nie czekając na odpowiedź rozłączył się.

Dazai odłożył telefon na blat i zerknął na rudowłosego, który przyglądał mu się z uśmiechem, majaczącym gdzieś w kącikach ust.

- Nieładnie tak wagarować, Dazai - wytknął mu niebieskooki, podchodząc do lodówki. - Zjemy jakieś szybkie śniadanie i odprowadzę cię do roboty.

- Ale ja wolę zostać z tobą, Chuuya - zadeklarował szatyn, łapiąc go delikatnie za podbródek. - Nie chce mi się iść do pracy.

I pochylił się, mając nadzieję, że pocałunkiem wyperswaduje mu taki pomysł z głowy. Lecz zanim w ogóle ich wargi zdążyły się odnaleźć, drobna, aczkolwiek silna ręką zatkała mu usta.

- Nie całuję się z leniami - oznajmił poważnym głosem rudowłosy, chociaż jego oczy nadal błyszczący figlarnie. - A tym bardziej z wagarowiczami.

- Chuuya...

- Nie Chuuyuj mi tu - powiedział, łagodnie zdejmując jego rękę z własnego podbródka, po czym zrobił kilka kroków w stronę kuchennego blatu. - Masz iść do pracy, jak każdy normalny człowiek. Koniec, kropka. Nie kłóć się z starszymi i mądrzejszymi ludźmi.

Dazai westchnął ciężko, lecz posłusznie zrezygnował z dalszych prób przekonania niebieskookiego.

- No dobra, ale ty zrobisz mi śniadanie - zażądał Osamu, a jego ukochany parsknął cicho, jakby spodziewał się takiej prośby.

- Niech ci będzie, gnido. Niech Ci będzie.



Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jeżeli trochę dłuży się wam czekanie na kolejne części to zapraszam do czytania mojego zbioru z oneshotami, gdzie na razie znajdują się cztery krótkie opowiadania (w tym jedno soukoku), ale wkrótce pojawi się o wiele więcej. Bardzo dziękuję za każdy komentarz i każda gwiazdkę to serio baaardzo motywuje!

Życzę dobrej nocy/miłego dnia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro