Rozdział 24 - Przyjaciele i żmija

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dazai spoglądał w jasne tęczówki Kunikidy, czekając na odpowiedź jasnowłosego. Chociaż jego serce biło w przyspieszonym tempie, a z zziębniętych nagle dłoni zdawała się odpłynąć cała krew, starał się myśleć trzeźwo, odsunąć emocje na bok i znaleźć najlepsze wyjście z tej, zdawałoby się, patowej sytuacji.

Po pierwsze, prędko zaczął analizować zachowanie współpracownika. Dziwiło go to, że Doppo od razu nie poinformował policji o tym, co zauważył i w konsekwencji tego - wydedukował. Być może powstrzymała go wieloletnia przyjaźń z nim, której nie chciał niszczyć przez niepotwierdzone podejrzenia. Zapewne najpierw chciał się upewnić, czy jego wnioski są słuszne, a potem... co właściwie? Osamu wiedział, że współpracownik, podobnie jak on zresztą, nie przepadał za Kyuusaku, ale czy nie lubił go do tego stopnia, aby pozwolić mu siedzieć za kratkami za przestępstwo, którego nie popełnił?

Może nie jest ćpunem, ale o wiele gorszym chujem niż niejeden narkoman - pomyślał Dazai, machinalnie okręcając kosmyk ciemnych włosów na palcu, co nie uszło uwadze przenikliwego okularnika. - Właśnie, wystarczy, że powiem, co ten obrzydliwy gnojek robił Chuuyi, a Kunikida na pewno zgodzi się ze mną, że taki psychol powinien zgnić w więzieniu.

Myśl ta zniknęła równie szybko, co pojawiła się w jego głowie. Przecież nie mógł ot tak wyjawić przeszłości swojego ukochanego współpracownikowi, nawet biorąc pod uwagę wieloletnią, aczkolwiek osobliwą, więź przyjaźni, która ich łączyła. Jednakże był pewny, że jeżeli nie przedstawi jasnowłosemu jakiegoś dobrego wyjaśnienia, ten z pewnością doniesie na niego na policję, a wtedy niewątpliwie zostanie wtrącony do więzienia. Złamałby wówczas obietnicę daną Nakaharze, a tego zrobić z pewnością nie mógł. Znalazł się zatem na skrzyżowaniu, gdzie nieważne, którą drogą postanowiłby pójść i tak wylądowałby, kolokwialnie rzecz ujmując, w czarnej dupie.

- Cholera, sam nie wiem, co mam teraz począć - oznajmił Doppo, westchnąwszy ciężko. - To, co zrobiłeś z pewnością jest złe, nie mam co do tego wątpliwości, ale...

Blondyn urwał gwałtownie, jakby nagle rozmyślił się, co do słów, które zamierzał wypowiedzieć. Szatyn doskonale go rozumiał. Wiedział, że jasnooki ma silne poczucie sprawiedliwości, a prawo jest dla niego niemal czymś świętym, lecz mimo to, nie wydał go władzom, gdyż... dlaczego właśnie? Ponieważ się przyjaźnili? Bo wydawało mu się, że kablowanie na innych, mimo wszystko, nie jest najlepszym rozwiązaniem? Poczuł niemiły uścisk w piersi na myśl, że swoim zachowaniem zmusił okularnika, do zakwestionowania własnego systemu wartości. Przecież nie chciał już więcej krzywdzić bliskich mu ludzi.

Mimo wszystko, nawet gdyby mógł, czasu by nie cofnął.

Czy nie mógł znaleźć jakiegoś złotego środka? Przecież na pewno jest sposób, aby przekonać praworządnego Kunikidę do trzymania gęby na kłódkę, jednocześnie nie zdradzając mu sekretu Nakahary? Na Boga, oczywiście musiała istnieć jakaś możliwość, ale on potrzebował czasu, żeby ją odkryć, a tego akurat bardzo mu brakowało. Wiedział, że jeżeli czegoś nie wymyśli, Doppo prędko powiadomi odpowiednie służby, a wtedy już nic nie będzie mógł zrobić. Opuścił mafię, więc ona nie zapewni mu ochrony w razie złapania przez policję. Musiałby sobie radzić na własną rękę, a z pewnością nie byłoby to proste, biorąc pod uwagę fakt, że żądny zemsty Kyuusaku wykorzystałby wpływy swoich rodziców, aby jeszcze bardziej mu zaszkodzić.

Westchnął ciężko. Wskazówki zegara nieubłaganie przesuwały się po jego tarczy, uświadamiając mu, ile już czasu zmarnowali, tkwiąc w tej jakże niezręcznej ciszy. Musiał szybko zacząć działać. Odetchnął głęboko. Już wiedział, co powie. Cóż, najwyżej później Chuuya złoi mu za to skórę - ale przynajmniej zrobi to, gdy on będzie na wolności, a nie przez więzienne kraty... Osamu zastanowił się przez chwilę, czy rudowłosy w ogóle dałby radę przeciągnąć jakże drobne, lecz dobrze umięśnione ramiona przez niewielkie szpary między drutami. W jego umyśle momentalnie pojawił się dość zabawny widok, wygrażającego mu niebieskookiego, nieudolnie próbującego dosięgnąć go przez... Architekt natychmiast lekko pokręcił głową, chcąc wyrzucić ten obraz z pamięci. Musiał teraz skupić się na ważniejszych, bardziej poważnych rzeczach.

W końcu jeżeli to nie wypali, prawdopodobnie jego wizja się ziści, a tego z pewnością nie chciał.

- Przepraszam, Kunikida - rzekł ze szczerą skruchą, przybierając przy tym najbardziej zbolały wyraz twarzy, na jaki był w stanie się zdobyć. - Ja po prostu nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić...

- Co innego mógłbyś zrobić? - przerwał mu Doppo podniesionym głosem, dając w ten sposób upust swojej złości. - Na przykład nie podkładać narkotyków, to mógłbyś zrobić!

Szatyn westchnął nieco zbyt głośno i przesadnie długo. Przypomniał sobie cały poprzedni wieczór: poruszającą do głębi historię Nakahary, zaszklone oczy, które rudowłosy nieudolnie próbował ukryć przed jego przenikliwym wzrokiem. Całą rozpacz, żal, a także jakże bezpodstawny wstyd, tak łatwy do rozpoznania w drżącym głosie niebieskookiego. Wydobył z odległych zakamarków pamięci wściekłość i smutek, jakie go wówczas ogarnęły, po czym złapał kontakt wzrokowy z Kunikidą, licząc na to, że w tym intensywnym, aczkolwiek krótkim spojrzeniu zawrze chociaż ułamek emocji, jakie nim wtedy zawładnęły.

- To naprawdę nie tak, jak myślisz - powiedział ciemnooki, uświadamiając sobie, że jego współpracownik mógł pomyśleć, iż podłożył te narkotyki tylko i wyłącznie dlatego, aby pozbyć się Yumeno z pracy. - Ja... ja wszystko Ci wytłumaczę, tylko proszę, nie mów tego nikomu, dobra?

Jasnowłosy potaknął ledwodostrzegalne głową, a Osamu bez trudu dostrzegł błysk zainteresowania w jego oczach. Błysk, który mógł być jego jedyną nadzieją na przekonanie Doppo do pozostawienia tego potwora w rękach policji.

- Dowiedziałem się, że w przeszłości Kyuusaku mocno skrzywdził bardzo bliską mi osobę - oznajmił spokojnym tonem, którego mógł mu pozazdrościć niejeden radiowy spiker, uważając przy tym, aby przypadkiem nie wypowiedzieć imienia Nakahary, chcąc, zapewnić mu w ten sposób choć odrobinę anonimowości. - Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Widziałem blizny, które mu zostawił - dodał, mając na myśli niewielką białą kreskę na szyi rudowłosego. - Naprawdę był wobec niego okropny, a... a mój przyjaciel nie mógł nigdzie tego zgłosić, ponieważ rodzice Yumeno, dzięki swoim wpływom, wszystko mogli zatuszować. Znęcał się też na innymi osobami, pozostając przy tym bezkarny. A ja... ja chciałem, żeby ten cholerny potwór odpowiedział chociaż za namiastkę tego, co zrobił.

Oczywiście nie mogłem iść ot tak na policję, bo z pewnością zamietliby sprawę pod dywan, więc stwierdziłem, że użyję tych samych kart co on; skorzystam z pomocy kogoś wpływowego, a mianowicie kierownika Fukuzawy. Dlatego właśnie podłożyłem mu te narkotyki w pracy. Wiedziałem, że wobec autorytetu naszego szefa nawet największe łapówki nie pomogą Kyuusaku - Dazai spuścił wzrok i zacisnął dłonie na kolanach. - Ja po prostu chciałem, żeby ten psychol odpowiedział za to, co zrobił. Nawet nie wiesz, ile razy zastanawiałem się, czy nie istnieje jakaś legalna droga na rozwiązanie tego problemu! Ale wtedy myślałem o tym, że mój... że mój przyjaciel będzie musiał przechodzić przez to piekło raz jeszcze. Że będzie targany po sądach, wyzywany od najgorszych, zastraszany przez ludzi Kyuusaku, aby odwołał oskarżenie. Że będzie musiał przypomnieć sobie każdy, najboleśniejszy moment, który ten potwór mu zafundował! Chciałem uchronić go od tego wszystkiego! Czy to naprawdę coś złego?!

Osamu nawet nie zorientował się, w którym momencie zaczął krzyczeć. Uświadomiło mu to dopiero pulsowanie bolącego od wrzasku gardła. Dotknął palcami skroni, mając nadzieję, że ich mroźny dotyk pomoże mu ochłonąć. Był zły na siebie, że finalnie dał się ponieść emocjom. Pragnął zachować twarz i gładko przejść przez te osobliwe negocjacje, nie ukazując ani krztyny niepotrzebnych uczuć, a końcowo i tak wyszło zupełnie odwrotnie. Mógł teraz tylko czekać na decyzję blondyna, zupełnie jak skazaniec wpatrujący się w swojego kata, zastanawiający się, kiedy dokładnie spadnie na niego ostrze, kończące jego marny żywot.

- Naprawdę jesteś głupi, Dazai - oznajmił po chwili Doppo dość ostrym tonem, jednakże z sporą nutą łagodności, który bardziej pasowałby do ojca karcącego ukochane dziecko niż do konserwatywnego architekta, znajdującego się w tejże sytuacji. - Czemu wcześniej nie powiedziałeś mi o tym, co zamierzasz? Wspólnie na pewno wymyślilibyśmy jakiś bardziej legalny sposób na rozwiązanie tego problemu. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Powinniśmy pomagać sobie w kłopotach...

- Kunikida... - Osamu przerwał mu, czując jak jego serce gwałtownie ogarnia dziwny, aczkolwiek przyjemny uścisk. Nie przypominał sobie, aby blondyn - ba, ktokolwiek oprócz Odasaku - nazwał go kiedyś przyjacielem.

- To co zrobiłeś, było tak nierozważne, że aż słów mi na ciebie brakuje. Cóż, niestety czasu już nie da się cofnąć, a szkoda - ciągnął dalej okularnik, zupełnie ignorując wtrącenie rozmówcy. - Byłbym jednak wdzięczny, gdybyś następnym razem, jeżeli takowy miałby oczywiście nastąpić, poinformował mnie o swoich szemranych zamiarach, dobra?

- Oczywiście! - zakrzyknął szatyn, czując jak wypełniają go nowe pokłady energii. - Nie żebym teraz miał coś takiego w planach, ale wiesz, będę pamiętał - dodał po chwili, unosząc jeden z kącików ust nieznacznie do góry. - Czyli nie powiesz o tym nikomu?

Ciemnooki zobaczył jak Doppo z prędkością światła podnosi rękę, po to aby równie prędko uderzyć go kantem dłoni prosto w czubek głowy.

- Aj, za co to było? - zapytał Osamu, łapiąc się za pulsujące bólem miejsce.

- Za to, że w ogóle coś takiego przyszło Ci do głowy, Dazai - oznajmił poważnym tonem okularnik, a zdziwiony szatyn uniósł pytająco jedną brew.

- To czemu w ogóle zacząłeś ten temat? Myślałem, że zapytałeś się mnie o to, ponieważ nie byłeś pewny czy powinieneś na mnie nakablować, czy nie...

Trach! Zrogowaciała dłoń okularnika po raz kolejny wylądowała na ciemnej czuprynie architekta.

- Po prostu się o ciebie martwiłem, ty cholerny wieszaku na bandaże, tak trudno ci to zrozumieć? Już gdy przyszedłeś do pracy, wiedziałem, że coś jest nie tak. Miałeś taki przerażająco pusty wzrok... Aż ciarki mi przeszły po plecach! - odparł Doppo, kładąc rękę na ramieniu szatyna. - To była taka drastyczna zmiana, szczególnie po ostatnich dwóch tygodniach, bo wtedy dzień w dzień przychodziłeś do pracy cały w skowronkach! Nawet, gdybym nie zwrócił uwagi na tę torbę to i tak po twoim zachowaniu domyśliłbym się, co zrobiłeś.

- Ale z ciebie uważny obserwator, żeby nie powiedzieć stalker, Kunikida - oznajmił Osamu, czując jak przez ciepło ogarniające jego ciało na dźwięk słów blondyna, na twarzy pojawia mu się niewielki rumieniec w towarzystwie równie delikatnego uśmiechu. - Gdybym nie zobaczył tej rudej laseczki na tapecie w twoim telefonie, pomyślałbym jeszcze, że się we mnie zakochałeś czy coś!

Osamu, zamiast po raz kolejny skrzywić się, gdy Doppo ponownie uderzył go w głowę wybuchnął krótkim, perlistym śmiechem, wdzięczny losowi za to, że atmosfera między nimi w końcu się rozluźniła.

- Mógłbyś już przestać bić mnie po głowie, dobra? - poprosił szatyn. - Poza tym powinieneś zauważyć, że nie noszę już bandaży. Wygląda na to, że musisz wymyślić mi nowe przezwisko, więc wieszak na bandaże już nie pasuje, Kunikiduś.

Doppo zrobił zadumaną minę, jakby rzeczywiście rozmyślał nad nową ksywką, jednakże po chwili westchnął przeciągle, postanawiając odłożyć to zadanie w czasie.

- Mogę cię jeszcze o coś spytać? - rzekł cichym, poważnym tonem blondyn.

- Jasne - odmruknął Osamu, chociaż czuł w kościach, że będzie to pytanie nad wyraz dla niego niewygodne.

- Skąd w ogóle wziąłeś te narkotyki, Dazai? Przecież zdobycie ich nie mogło być takie proste, a ciężko uwierzyć mi, żebyś specjalnie dla Kyuusaku szukał dilera...

- Nie jestem ćpunem... już nie - wtrącił się mu w zdanie ciemnooki, przewidując, że ta rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku. - Jeżeli o to chciałeś zapytać.

Zapadła cisza, przerywana tylko przez ciche tykanie zegara. Szatyn zerknął na jego wskazówki i zastanowił się, jak długo Kunikida zamierzał jeszcze ciągnąć tę krępującą dla niego konwersację - instynktownie czuł bowiem, iż jego współpracownik chciał się jeszcze kilku rzeczy o nim dowiedzieć.

- Och... - niegłośne przepełnione żalem słowo, wydostało się spomiędzy warg jasnookiego. - Nie wiem, co powiedzieć...

- Nic nie musisz mówić - powiedział oschłym tonem Osamu, wstając z krzesła, pragnąc w końcu opuścić to biuro. - To już jest daleko za mną i nie mam najmniejszej ochoty na rozpamiętywanie tego wszystkiego.

- Rozumiem - odparł zdawkowo okularnik, co zdenerwowało Dazaia.

Co on mógł o tym wiedzieć? Przecież już na pierwszy rzut oka było widać, że Doppo, w przeciwieństwie do niego, brnął przez życie bez żadnych ciężkich balastów z przeszłości. Architekta od zawsze wkurzało to, gdy ludzie w kółko i w kołko powtarzali, że rozumieją co on czuje, że rozumieją jego problemy, że rozumieją przez co przechodzi. Jak ludzie mogli rozumieć coś, czego nie doświadczyli? Szatyn ugryzł język, powstrzymując potok nieprzyjaznych słów, cisnących się na jego usta. To nie był odpowiedni moment na taką rozmowę.

- Czy... czy to właśnie osoba, dla której podłożyłeś Kyuusaku te narkotyki, pomogła ci wyjść z nałogu? - zapytał po chwili jasnowłosy, zupełnie nieświadomy przemyśleń w głowie Dazaia.

- Nie - odparł pozbawionym emocji głosem szatyn, zaciskając boleśnie pięści na samo wspomnienie śmierci Odasaku, które jasnooki przywołał swoimi słowami. - Ale bardzo pomógł mi w inny sposób. Natomiast osoba, która pomogła mi z tego wyjść, nie żyje już od wielu lat - dodał, mając nadzieję, że ukróci to dalsze pytania dociekliwego współpracownika.

- Dazai, naprawdę mi przykro...

Osamu gwałtownie odwrócił się w jego stronę, gotów wyrzucić z siebie wiązankę przekleństw. Wprost nie cierpiał tego zwrotu. Naprawdę mi przykro. Ile to razy się tego nasłuchał od niemal obcych mu ludzi na pogrzebie matki? Ile to razy zwracali się tak do niego nauczyciele, widząc jak się stoczył? Ile to razy...

Myśli zastygły raptownie, gdy brązowe oczy przelotnie spojrzały na leżące na biurku okularnika dokumenty. Znowu rzuciła mu się w oczy ta przeklęta liczba wypisana drobnym komputerowym druczkiem na samej górze, leżącej na wierzchu kartki.

- Co to? - spytał Osamu, odrzucając całą poprzednią rozmowę na dalszy plan, wskazując palcem na nieduży stosik papieru.

- Podsumowanie twojego dużego projektu - wyjaśnił blondyn, nieco zbity z tropu taką nagłą zmianą tematu. - Kierownik powiedział, żebym trochę Ci pomógł, więc chciałem chociaż zrobić dokładne, szczegółowe streszczenie.

Dazai wziął do ręki pierwszą kartkę i spojrzał na nią krytycznie, mrużac oczy, licząc na to, że w ten sposób dowie się, co podświadomość próbuje mu przekazać.

- Więc to jest cena całego projektu, tak? - rzekł pod nosem architekt, próbując znaleźć wśród tych liczb jakiś logiczny wniosek. - Kunikida, szukałeś może jakiś informacji o zleceniodawczyni tego przedsięwzięcia? No jak jej tam było...?

- Loisie May Alcott? - odparł zdziwiony jasnooki, marszcząc brwi. - Nie, a co?

- Mógłbyś ją szybko wygooglać i sprawdzić czym się zajmuje? - poprosił Dazai, a jego współpracownik szybko wystukał kilka słów na klawiaturze komputera.

- Louisa May Alcott pracuje jako prawa ręka w międzynarodowej firmie Francis Scotta Fitzgeralda Gildia, zajmującej się turystyką i... - przeczytał głośno okularnik z jakieś pierwszej lepszej strony internetowej.

- Mam to! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?! - zakrzyknął Osamu, przerywając Kunikidzie w środku zdania. - Fitzgerald! Znalazłem głowę tej żmii!

- Hę? - mruknął zdziwiony Doppo. - O co ci chodzi, Dazai?

- Nieważne, nieważne - odparł lakonicznie architekt, kładąc dłoń na klamce, chcąc już wreszcie opuścić to biuro. - Muszę iść. Może kiedy indziej ci wyjaśnię. Do zobaczenia, Kunikida!

I prędko wyszedł, nie dając swojemu współpracownikowi szansy na odpowiedź. Wyszedł z biurowca żywym krokiem, podśpiewując cicho znaną tylko sobie melodię pod nosem. Znalazł to, czego najbardziej szukał, a teraz potrzebował tylko dowodów, dla których udawał się właśnie w najmroczniejsze zakątki Jokohamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro