Lustra [Hiroto Kiyama]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hiroto Kiyama był jedynie echem. 

Ciniem. 

Zastępstwem. 

Budząc się każdego ranka, spojrzeniem zielonych tęczówek omijał swoje wszędobylskie odbicie, bo ono jako jedyne ukazywało jego prawdziwą naturę. Chłopca z fotografii rozstawionych na biurku "ojca". Ale jak tu udawać osobę, którą się nigdy nie było?  

Chłodna postawa, kontrast do palącego poczucia tęsknoty za czymś, czego nigdy nie przyjdzie mu dostąpić.

Coś jest nie tak- pierwsza myśl. I druga- Oh, to tylko ja. 

Ale kto przejmowałby się echem? 

Kopią.

Skrzętnie omijał wszelakiej maści lustra i lusterka porozstawiane w dudniącym echem samotności domu, mając nieodparte wrażenie, że te pogrywając sobie z nim obserwują każdy jego ruch, jakby w oczekianiu na to, aż jego skrzętnie budowana fasada obróci się w pył. Twarz widziana w pamiątkowej gablocie, wykrzywiona groteskowym uśmiechem. Cudza. 

Nienawiścią gorącą, duszącą pałał do osoby, którą codziennie przychodziło mu oglądać. 

A jednak, lśniąca tafla nie kłamała. Póki co nie umiała.

"Hiroto! Uśmiechnij się do zdjęcia"

Chłopiec najchętniej rzuciłby je na pastwę porzogi trawiącej go od środka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro