2. Samozapłon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Kiedy rano obudziłam się we własnym pokoju od razu dotarło do mnie, że spotkania z Leonem będą teraz dla mnie codziennością. Najgorsze, jednak było to, że jeśli ktoś zapyta o to... szykuje się całkiem fajna zabawa z facetem, który praktycznie niczego nie umie, ponieważ dotąd wolał uniknąć nauki.

   Dotarł do mnie swąd spalenizny. Błyskawicznie usiadłam i rozejrzałam się w około. Na początku nie dostrzegłam fajczącego się feniksa, dopiero, gdy zwróciłam na niego ponownie wzrok zauważyłam to palące się zwierzę.

- Tina! - krzyknęłam lekko przestraszona.

- Tak? - zapytała wychodząc spokojnie z łazienki - Coś się stało?

- Co jest temu zwierzęciu?

- Co? - spojrzała na feniksa - Och! Zaraz powstanie z popiołów!

- To twój zwierzak?

- Tak - oznajmiła z dumą. - Od jakiegoś czasu było z nim źle, ale zaraz znów będzie jak nowy.

   Wolałam tego nie komentować. Tym bardziej, że pierwszy raz na oczy widzę to wspaniałe stworzenie, które jak mi wiadomo żyje wiecznie właśnie dzięki temu, iż co jakiś czas przeprowadza samozapłon, po czym się odradza.

******

    Po całym męczącym dniu, padam na łóżko zaś moja szkolna torba opadła koło mnie. Tiny jeszcze nie było, ale to oznaczało jedynie tyle, że niedługo przyjdzie i - prawdopodobnie - zacznie mówić co też ją dziś spotkało. Albo wcale nie będzie mówić, bo dokładnie dowie się jakim człowiekiem jestem.

   Kiedy ktoś zapukał trzy razy naprawdę się zdziwiłam. Czyżby Tina zapomniała kluczy? A może poprosiła kogoś o wzięcie jej rzeczy?

   Pukanie jedynie się nasiliło co wskazywało, że nie może być to ktoś z uczniów lub nauczycieli. Po za tym skądś znałam ten styl pukania - tak każdy ma inny.

   Z cierpiętniczym westchnieniem wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam do drzwi, które otworzyłam tak gwałtownie, że ręka delikwenta zawisła w powietrzu z zamiarem zastukania w nieistniejące już drzwi. Albo powietrze, kto tam woli.

- Leo - jęknęłam opierając się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. - Czego chcesz?

- Pamiętasz cośmy sobie obiecali? - zapytał próbując ukryć swoje podenerwowanie. Rozejrzał się po pustym korytarzu jakby bał się, że ktoś zobaczy go przy moich drzwiach.

- Tak, ale to dopiero... Hej! - krzyknęłam kiedy wepchnął mnie do środka, wszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.

   Tylko, dlatego że zdołałam zachować równowagę, nie upadlam na ziemię niczym kamfora. Leo zaś z ciekawością rozejrzał się po pokoju. Miał na sobie jasnobrązowe dżinsy oraz biały top, który uwidaczniał jego ledwo widoczne mięśnie.

- Ty to zrobiłaś? - zapytał podchodząc do mojego łóżka i wskazując ścianę.

   Spojrzałam na nią z niemą dumą. W poprzednim roku - dokładnie wtedy kiedy odkryłam, że czasami potrafię latać - stworzyłam na ścianie smoka. Nie byle jakiego! Ten był dokładnie taki sam jakiego widziałam w filmie "Eragon". Jedyną różnicą było to, iż ten był pomarańczowy.

- Tak.

- Ładne - oznajmił spoglądając na mnie tak jakby nie wierzył, że osoba taka jak ja jest w stanie zrobić coś tak pięknego jak ten smok nad moim łóżkiem. - To od czego zaczniemy?

- Słucham? - zamrugałam - Jak to od czego? Przecież dopiero co zaczął się rok szkolny, kmiotku!

- No tak, ale... Słuchaj zawsze dzielą nas na grupy z tymi samymi mocami, ale koniec końców na ocenę półroczna i kończącą rok, jest egzamin, podczas którego walczymy z uczniami...

- Którzy są na tym samym etapie nauki? Więc czego się boisz? Ciebie potrafiłby przedszkolak pokonać z twoim zapasem wiedzy - zakpiłam. - Ooo, teraz rozumiem. Chcesz nie tyle zaliczyć ten rok, co podskoczyć w umiejętnościach. Musze, jednak o coś zapytać - uniosłam rękę na znak, żeby się nie odzywał nieproszony - skąd ta nagła zmiana? Bo ambicji się po tobie raczej nie spodziewałam, tak samo zbyt wysokiego intelektu.

- Zabawne - rzucił z mordem w oczach.

- To czemu się nie śmiejesz? - uniosłam pytający brew. - Hmm... Odkładając prawdę na bok - spróbowałam powstrzymać uśmiech wypływający mi na usta - powiedz mi czy sporządziłeś listę, o którą cię prosiłam? W końcu to ona będzie pokazywać mi w czym musisz się podciągnąć.

   Zaczął szukać czegoś w kieszeniach spodni i dopiero wtedy zauważyłam, że nie ma ze sobą torby z książkami. Przekrzywiłam głowę zaciekawiona. Jak w takim razie zamierza się uczyć? No nic, to już nie mój problem.

   Moja szczeka samoistnie opadła na podłogę kiedy dostrzegłam zwykłą kartkę A4 w kratkę, zapisaną drobnym, starannym pismem. "Tego jest aż tyle?!" - chciałam krzyknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli cię tego wszystkiego nauczę, będziesz mi winny coś więcej niż usunięcie z mojej kartoteki twojej winy? - zapytałam ruszając w stronę swojego biurka, do którego przysunęłam krzesło Tiny.

- Naprawdę? - udawał wielce zaskoczonego - Zależy od tego czy zdołasz mnie tego wszystkiego nauczyć w tym roku.

- Uwierz mi czy też nie, ale jestem w stanie, jeśli oczywiście będziesz poświęcać swój czas i dziękować mi na klęczkach za każdą poświęconą przeze mnie chwilę - rzuciłam przeglądając kartkę. Siadam ciężko widząc, że niektóre rzeczy były omawiane w poprzednich klasach. Podniosłam wzrok na siedzącego metr ode mnie chłopaka. - Byłeś aż takim leniem? Pytam z ciekawości.

- Wiec nie pytaj - skrzywił się. - Moje życie ponoć cię nie interesuje.

- Bo nie interesuje i dlatego to wszystko - zamachnęłam się ręką, wskazując pokój - ma zostać między nami. Jeśli usłyszę, że rozpowiadasz coś co tu usłyszałeś - a było to coś zupełnie innego niż nauka - pociągnę cię do odpowiedzialności, czy to dla ciebie całkowicie jasne?

- Jak słońce, Zoe.

   Mimo to nie odpowiedziałam mu i już teraz żałowałam, iż się zgodziłam. To będzie naprawdę cud, gdy czegokolwiek się nauczy! Przecież co chwila się słyszy, iż chadza na imprezy zamiast się uczyć do egzaminów czy też olewa nauczycieli (to akurat wiem z doświadczenia) odsypiając na ich lekcjach nieprzespaną noc. 

- Z każdą chwilą nienawidzę cię coraz bardziej - oznajmiłam szczerze.

- Ja ciebie również - zgodził się ze mną.

    Kiedy ponownie pochyliłam się nad kartką, on przysunął się w moją stronę zapewne chcąc widzieć jakie miny robię, gdy czytam jego zapiski. Musiałam, jednak prychnąć kiedy doczytałam do końca listy. Były tam rzeczy, które już w pierwszych klasach było obrabiane i wydawało mi się, że każdy to potrafi.

- Nie jestem w stanie pojąć jednej rzeczy - odezwałam się, odwracając w jego stronę. - Co robiłeś w pierwszej klasie, że nie potrafisz...

- Po prostu mi pomóż - przerwał mi, wzdychając.

- To ładnie poproś - podroczyłam się z nim.

- Jesteś niemożliwa! - wyrzucił ręce w górę - Jak tam chcesz... proszę cię, Zoe o pomoc w nauce, czy zechciałabyś mi tej pomocy udzielić?

- I tak nie dałeś mi wyboru - rzuciłam beztrosko. - A więc zacznijmy od najprostszej rzeczy - klasnęłam rękoma i już przygotowywałam się na jego sromotną porażkę. - Wstawaj!

   Był tak wysoki, że byłam wręcz zmuszona unieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Następnie wyciszyłam każdą myśl, która mogłaby mnie dostatecznie rozproszyć. Wtedy iskierki ognia zatańczyły na mojej skórze, powodując przyjemne, ciepłe mrowienie. W pewnej chwili iskry zaczęły się ze sobą zderzać, a w mojej wyobraźni - jak zawsze - ukazało się wielkie pole roślinności w ogniu. Dosłownie wszystko płonęło.

- Wow - usłyszałam cichy szept.

   Otworzyłam oczy czując otaczający moją skórę ogień. Włosy fruwały wokół mojej twarzy z tym, że teraz miały kolor ognia. Musiałam naprawdę fenomenalnie wyglądać, bo Leonowi dosłownie opadła szczęka. No cóż, nie każdy jest taki idealny jak ja.

- Teraz twoja kolej - oznajmiłam z niezadowoleniem "gasząc" ogień. Dzięki niemu było mi tak ciepło!

- Och, ja... hmm... - uniósł rękę, po czym podrapał się nią w kark.

- Przypomnij sobie co widzisz przed oczami kiedy używasz swojej mocy - poradziłam mu, zakładając ręce na piersi. - Zaraz sam się przekonasz, że to banalnie proste.

    Spojrzał na mnie w taki sposób, że niemal sama go nie podpaliłam. Moja złość ujawniła się poprzez wiązki dymu unoszące się z włosów. Oj, tak marzyło mi się, żeby utrzeć nosa temu balowiczowi, kto wie może właśnie to pobudziłoby go do myślenia? A może dzięki temu mogłabym raz na zawsze oczyścić się z nieswoich win?

   Hmm, cóż za kusząca propozycja.

   Kiedy, jednak wyciągałam dłoń w jego stronę z całkowicie niewinną miną (SERIO!), z jego skóry nagle buchnęły płomienie. Wrzasnęłam odskakując w tył. Ten ogień był jak najbardziej niekontrolowany, niebezpieczny i...

- Nie panuję nad tym! - krzyknął z paniką w rozszerzonych oczach.

- Widzę! - wrzasnęłam gorączkowo myśląc. Co zrobić, aby nie rozniósł ognia nie tylko na meble, ale również na całą szkołę. Zaś to ewidentnie będzie moja wina, ponieważ to ja namówiłam go, by... dokonał samozapłonu? - Okej, uspokój myśli albo nie! Przestań myśleć o czymkolwiek, a skup się na mnie, dobrze? Spójrz na mnie, durniu!

   Kiedy jego ogniste spojrzenie skrzyżowało się z moim, lekko się odprężyłam. Skoro osiągnęłam jego uwagę może będę w stanie uspokoić Leona na tyle, aby opanować ogień. O matko! Jeśli właśnie coś takiego zrobiłby przed komisją egzaminacyjną... już teraz jego szanse są w co najmniej wątpliwe. Ciekawe w czym jeszcze się tak popisze?

- Dobrze - oznajmiłam, rozluźniając spięte mięśnie. Z tego co wiem Leo jest niezwykle spostrzegawczy więc może (ale tylko może!) zwróci uwagę na to jak bardzo jestem "odprężona" i "doskonale wiem co robię". - A teraz kiedy jesteś spokojny...

- Nie jestem! - zaprzeczył, przez co ogień prawie sięgnął klatki z feniksem.

    Jak dobrze, że dano mi pokój, który jest odporny na ogień. Gorzej, jednak z meblami.

- Jesteś! - warknęłam - Jesteś spokojny wobec czego jesteś w stanie opanować ogień, którym jesteś.

- Nie jestem - powtórzył.

- Wiesz w innej sytuacji bym się z tobą w stu procentach zgodziła - przytaknęłam odgarniając z twarzy włosy. - Ale w tej chwili potrzebne mi jest, byś w to wierzył. Jesteś w stanie?

- Myślę, że tak? - skrzywił się, lecz buchające z jego ciała jęzory ognia jakby się skurczyły. Stały się jego drugą skórą.

- Tak jest dobrze - westchnęłam z ulgą. - A teraz pomyśl o kimś lub o czymś co cię uspokaja, a ogień zniknie całkowicie.

    Mimo to Leo nadal gapił się na mnie bezrozumnie. Wyglądał jak zagubione dziecko szukające osoby, która jest w stanie mu pomóc. Tyle że nie powinien szukać owej pomocy u mnie, ponieważ ja nie potrafię...

    Moja ręka sama z siebie chwyciła dłoń chłopaka, który spiął się i z przestrachem spojrzał na nasze złączone dłonie. Jednakże nie wyglądał tak jakby przeraził go sam fakt, iż dotyka go "ta Zoe" tylko tym, że... może przypalić mi rękę? Dziwne.

- Więc czemu nie jesteś spokojny? - zapytałam czując się nieswojo.

- Och, ja...

- Zoe, nie uwierzysz! - do pokoju niczym piorun wleciała Tina.

   Zamarła widząc mnie z Leonem - nagle ogień zgasł, ale co chwila po naszych złączonych dłoniach przeskakiwały iskry. Widząc nas tak blisko siebie, do tego trzymających się za rękę, zaczęła się powoli wycofywać z zarumienionymi policzkami.

- Nie chciałam wam przeszkadzać - powiedziała pośpiesznie. - Mogłaś wywiesić skarpetkę czy coś, żebym wiedziała kiedy chcesz posiedzieć sam na sam z chłopakiem...

- On nie...

- To genialny pomysł! - krzyknął niespodziewanie Leo i objął mnie ramieniem - Następnym razem go wypróbujemy, dobrze kochanie?

- Ko...? - otworzyłam zaskoczona usta, gdy nagle pochylił się i cmoknął mnie lekko w policzek z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- To wspaniała przykrywka - wyszeptał, po czym na głos powiedział. - Nie musisz wychodzić, koleżanko Zoe, ja już się zmywam. Bawcie się dobrze - mrugnął do Tiny, zaś w drzwiach odwrócił się w moją stronę i skrzywił komicznie - pa kochanie!

    Zebrało mi się na wymioty. Dosłownie.

- Nie wiedziałam, że chodzisz z tym ciachem - wyszeptała Tina pośpiesznie podchodząc. Wobec  tego dyskretnie złożyłam kartkę z jego zapiskami i schowałam ją od niechcenia do szafki swojego biurka.

- Ciachem? Tak o nim mówią?

- Tak, ale... - zawahała się, ale nie wytrzymała długo. Chwilę później powiedziała na jednym wdechu - Mówią też, że się bardzo nie lubicie, w zasadzie nienawidzicie. Oraz... nie wiem czy powinnam ci to powiedzieć, lecz niektórzy są dla ciebie nieprzychylni. Wydaje mi się, że zazdroszczą ci albo są zwyczajnie złośliwi.

- Wiem - rzuciłam, postukałam się palcem w podbródek. - Co do tego, że ja i Leo się nienawidzimy... - zaczęłam ostrożnie - to tylko przykrywka - sam tego chciałeś, głupku, mam nadzieję, że to kłamstwo nie będzie miało swoich konsekwencji - ponieważ wolimy nie dzielić się ze światem naszym szczęściem. Chcemy na razie zostawić nasz związek w tajemnicy i proszę cię, byś to co widziałaś i słyszałaś zachowała dla siebie. Będziesz w stanie to zrobić?

- Oczywiście! - rozmarzonymi, fiołkowymi oczami wpatrzyła się we mnie - To takie romantyczne! Dwoje na zabój zakochanych w sobie osób, pragnie by ich związek pozostał w tajemnicy przed światem.

    Leonie Valdigez zamorduję cię przy pierwszej lepszej okazji! Normalnie uduszę cię za to co muszę teraz udawać i kłamać, żeby nie rozniosło się po szkole, iż "spotykam" się z takim... beztalenciem!


     Witajcie na moim nowym opowiadaniu! Tak się cieszę, że wpadliście. Mam nadzieję, że rozdziały Wam się spodobały i będziecie uczestniczyć również w tej przygodzie. Rozdziały z "Płomienia Nocy" będę wstawiać we wtorki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro