No. 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

>Chris POV<

Minęły już dwa tygodnie odkąd nie ma Melissy przy mnie. Jej pokój stoi pusty. Komputer nadal leży na stoliku, jej szlafrok nadal wisi na krześle, pudełka z sukniami leżą w kącie. Przyszły dwa dni temu. Dziś jest 30 sierpnia. Dzień naszego ślubu. Wszystko zostało odwołane. Uroczystość, sala, bilety na samolot, domek w Cuence.

Z ogromnym bólem serca poszedłem na pogrzeb. Słuchałem przygotowanych przemów. Sam nie byłem w stanie nic powiedzieć. Kiedy przyjaciółka mówiła o tym jak cudowną była dziewczyną, nie wytrzymałem. Na oczach wszystkich wstałem i wyszedłem z kaplicy. Nikt jej nie znał tak dobrze jak ja. To w moje ramię się wypłakiwała, to do mnie wracała tyle razy, to ja wysłuchiwałem jej wszystkich problemów. Dopiero dziś poszedłem na grób dziewczyny. Odmówiłem krótką modlitwę i złożyłem białą różę. Ginęła wśród dużych pięknych bukietów i wieńców.

-Wiem, że nie było między nami najlepiej. Kłóciliśmy się wiele razy, wiele razy odchodziłaś, wiele razy wracałaś. Kochałem cię jak głupi i wybaczałem ci wszystko. Broniłem cię przed każdym. Opiekowałem się tobą jak najlepiej potrafiłem, a ty... Skreśliłaś wszystkie nasze plany jednym wieczorem. Tak w zasadzie to skreślałaś je przez długi czas, a ten jeden wieczór przeciął ostatnią nitkę miłości, którą do ciebie żywiłem. I wtedy pojawiła się ona. Kobieta, którą mi odebrałaś przez swoją chorobę. Twoi bliscy powiedzieli, że nie chciałaś się leczyć.-rozejrzałem się na około, żeby sprawdzić czy nikt obok mnie nie stoi.-Wiem, że moi ludzie zadecydowali o tym, że spotykamy się w ten sposób. Przepraszam. Nie twierdzę, że zasłużyłaś na to co cię spotkało ale przez ciebie miłość mojego życia leży w szpitalu od dwóch pieprzonych tygodni, podpięta do respiratora. Jeśli Melissa umrze, to nigdy ci tego nie wybaczę Kate. Nigdy.-z mokrą twarzą wróciłem do auta żeby pojechać do Mel. Każdą wolną chwilę spędzałem przy niej. Czasem nawet pracowałem czuwając przy niej. Bywało różnie. Kiedy jednego dnia jej stan się poprawiał i pojawiała się szansa na obudzenie ze śpiączki, to następnego jak gdyby nigdy nic organizm przestawał walczyć i wizja jej śmierci stawała się coraz bardziej prawdopodobna. Od trzech dni jej stan jest stabilny. Pogodziłem się z najbliższymi. Byłem na nich zły, że próbowali zataić postrzelenie Melissy ale z czasem nie potrafiłem się już na nich złościć. Oni także przeżywali jej śpiączkę. W domu było bardzo cicho. Nie śmialiśmy się, nie żartowaliśmy. Spotkania w Azylu nie sprawiały nam już radości.

Do szpitala wpadłem tylko na chwilę, bo w firmie mieliśmy dziś bardzo ważne spotkanie, na które nie mogłem się spóźnić. Porozmawiałem z lekarzem, wpadłem do pokoju żeby ją pocałować, opowiedzieć o pogrzebie Kate i już musiałem iść. Czasu miałem naprawdę niewiele.

Chłopaki mnie zabiją, że jestem na ostatnią chwilę. Trudno. Musiałem odwiedzić moją księżniczkę. Ach Melissa... Wracaj do mnie skarbie. Chcę zobaczyć twoje oczy i usłyszeć twój głos.

Na czas spotkania wyciszyłem telefon. Jak zawsze. Facet był gburem jakiego świat nie widział ale ważne, że miał interesującą ofertę i wykładał sporą sumę na stół. Śmiechy, kawa, dogadanie warunków umowy, podpisanie i nawet nie odczuliśmy, że minęły 2,5 godziny. Wyszliśmy z sali konferencyjnej zmęczeni i poirytowani. Skoczyliśmy na szybką kawę do kuchni żeby na kolejne 2 godziny zatracić się w papierkowej robocie. Około 5 PM tknęło mnie coś żeby zerknąć na telefon. Od początku spotkania był wyciszony i ani razu go nie włączałem.

4 nieodebrane połączenia ze szpitala. Kurwa.

Nie przerywając przeglądania dokumentów oddzwoniłem.

-Dzień dobry. Próbowano się ze mną skontaktować kilka razy. Niestety nie mogłem odebrać więc oddzwaniam do państwa w najbliższej chwili.

-Dobrze. A orientuje się pan w sprawie jakiego pacjenta mógł, któryś z naszych lekarzy się z panem kontaktować?

-Leonardo Vélez lub Melissa Valentina Murrey...-chłopaki przyglądali mi się zaciekawieni.

-Ach tak. Doktor Domingo próbował się z panem skontaktować ponieważ pana narzeczona zaczęła się budzić.-na słowa recepcjonistki zamarłem. Zrobiło mi się gorąco a serce zaczęło bić szybciej. Rzuciłem na biurko dokumenty, które miałem w dłoni.

-Jest pani pewna?

-Taką dostałam informację do przekazania na wypadek gdyby pan się odezwał.

-Dziękuję bardzo. Już jadę. Do widzenia.

Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Przetarłem twarz i zacząłem się śmiać jak głupek.

E: Co się stało Christopher?

-Melissa zaczęła się budzić...

Z: To wspaniale. Teraz zaczęła się wybudzać?-spojrzałem na telefon.

-Nie. Jakieś 3 godziny temu.. O kurwa..-wybiegłem szybko z biura i ile sił w nogach pobiegłem do auta. Jeśli Melissa zaczęła się wybudzać jakieś 3 godziny temu to znaczy, że teraz powinna być już wszystkiego świadoma a mnie tam nie ma.

Ale ze mnie debil.

>Melissa POV<

Usłyszałam nagle jakieś niewyraźne głosy. Całe ciało mnie bolało, głowa pulsowała niemiłosiernie. Próbowałam otworzyć powieki ale były takie ciężkie. Usta miałam suche, bardzo chciało mi się pić. Chciałam się ruszyć ale nie miałam siły. Po kilku minutach spróbowałam ponownie otworzyć oczy. Jak tylko udało mi się je delikatnie rozchylić, jasne światło mnie poraziło i zmusiło do ponownego zamknięcia powiek. Kilka razy próbowałam przyzwyczaić się do jasnego światła.

-Pani Murrey? Słyszy mnie pani?-usłyszałam nieznany męski głos. Nareszcie bardzo wyraźnie. Odwróciłam głowę w stronę, z której owy dźwięk dochodził. Kiwnęłam delikatnie głową.

-Gdzie jestem?-zapytałam bardzo cicho. Nie miałam siły powiedzieć nic głośniej.

-Jestem pani lekarzem prowadzącym. Jest pani w szpitalu. Domyśla się pani dlaczego znalazła się tutaj?-zastanowiłam się przez chwilę. Oczywiście, że tak. Kate mnie postrzeliła. Pamiętam krzyki, pamiętam Ericka i Yocelyn, ambulans i mocne światło. Później nie pamiętam już niczego.

-Zostałam postrzelona. Po jakimś czasie się obudziłam ale jedyne co widziałam to ostre jasne światło. Dalej mam kompletną pustkę w głowie.

-Przeszła pani operację i w wyniku komplikacji zapadła pani w śpiączkę. Obudziła się pani po dwóch tygodniach. Próbowałem skontaktować się z pani narzeczonym ale niestety nie odbierał. Na wszelki wypadek zostawiłem informację gdyby jednak się odezwał.

-Która godzina?

-2 PM.-uśmiechnęłam się.

-To nie ma opcji, że pan się dodzwoni. Praca. A który jest dzisiaj?

-30 sierpnia.-kiwnęłam głową.

Dziś dzień naszego ślubu. Wszystko zepsułam.

Proszę się przyzwyczajać powoli do otoczenia. Niedługo przyjdą do pani pielęgniarki żeby zabrać panią na badania. Musimy sprawdzić czy reaguje pani na wszystkie bodźce w prawidłowy sposób. Zrobimy podstawowe niezbędne badania.

Byłam na prześwietleniu, USG, badaniu krwi i innych bliżej nieokreślonych testach. Około 4:50 PM wróciłam do swojego pokoju. Podano mi posiłek. Najedzona czułam się dużo lepiej. Głowa już tak bardzo nie bolała a ciało przestało odmawiać posłuszeństwa. Miejsce postrzału bolało nadal. Na łóżku było mi niewygodnie. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chciałam żeby Chris już mnie odwiedził. Bardzo chciałam go zobaczyć. A jeśli nie on to ktokolwiek. Niestety lekarz nie miał innego numeru kontaktowego a ja nie pamiętałam nawet numeru do rezydencji. Byłam skazana na samotność i nudę. Minuty upływały niemiłosiernie długo. Z nudów zaczęłam liczyć kryształy na swoim pierścionku, który o dziwo ciągle miałam na sobie. Dobrze, że go nie zdjęli. Przynajmniej miałam zajęcie. Po około 30 min usłyszałam znajomy głos na korytarzu. Należał do Chrisa.

Na reszcie. A może zrobię mu mały żart? Należy mu się za to, że nie odbierał.

Zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Chłopak wpadł do pokoju i od razu podbiegł do mojego łóżka. Złapał mnie za rękę i pocałował w czoło.

-Mi princesa... W końcu odpięli cię od tych wszystkich urządzeń.-odparł radośnie.- Melissa? Słyszysz mnie? Akurat teraz kiedy przyszedłem musisz spać?-odparł zawiedziony.-Mało miałaś czasu na spanie?

-Akurat mało.-spojrzałam na niego.

-Melissa...-odparł cicho.

-No cześć. Praca ważniejsza, co?

-Przepraszam. Tak się cieszę, że na reszcie się obudziłaś. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się bałem.-zauważyłam, że łzy zbierają mu się w oczach. Położyłam dłoń na jego policzku i kciukiem przetarłam łzę, która spłynęła kiedy chłopak zamknął oczy. Przyjrzałam się chłopakowi dokładnie. Miał na sobie idealnie wyprasowaną białą koszulę i czarny krawat. Rękawy miał podwinięte a pierwszy guzik rozpięty. Włosy jak zwykle perfekcyjnie ułożone. Pod oczami miał ogromne worki. Chwyciłam jego krawat i poluzowałam żeby następnie z łatwością go zdjąć.

-Tak lepiej.-uśmiechnęłam się.- Jak się czujesz? Widzę te worki pod oczami. Przede mną nic się nie ukryje.

-Cholernie chce mi się spać. Od dwóch tygodni sypiam co najwyżej godzinę bo ktoś tu był zbuntowany i chciał sobie pospać bardzo długo. Lepiej powiedz jak ty się czujesz.-jego głos i wzrok wyrażały ogromną troskę i radość.

-Trochę oszołomiona. Obolała. Brzuch nawala jak cholera. Już wiem jak to jest. Ale zawiedziona.-próbowałam usiąść wygodniej ale rana postrzałowa nadal bolała i nie mogłam za bardzo się poprawić. Kiedy chłopak zobaczył moje wygibasy, szybko wstał i pomógł mi usiąść wygodniej poprawiając poduszkę.-Dziękuję.

-Dlaczego zawiedziona?-schował moją dłoń w swoich i przysunął do ust.

-Po pierwsze, gdyby nie ta śpiączka to biegałbyś koło mnie tak jak ja wtedy koło ciebie. Mój prywatny służący. A teraz rana jest praktycznie zagojona i nici z tego.

-Z wielką chęcią robił bym wszystko o co mnie poprosisz.-uśmiechnął się szeroko.

-A po drugie, nie zdążyłam na własny ślub. Porażka. Na marne poszły wszystkie przygotowania. Do dupy.

-Nie martw się o to. Najważniejsze, że nareszcie się obudziłaś. Tęskniłem. Za twoim uśmiechem, za twoim głosem. Za tym rumieńcem też.-dodał kiedy moje policzki zaróżowiły się. Odwróciłam głowę w bok.- Bardzo się bałem, wiesz? Nie chcieli mi nic powiedzieć.

-I dobrze. Tylko szkoda, że im nie wyszło.

-Melissa!-zdenerwował się.- Rozłączyłaś się tak nagle. Widziałem, że coś jest nie tak. Dzwoniłem do ciebie setki razy, wysłałem kilkadziesiąt wiadomości. Do nich tak samo. Odchodziłem od zmysłów bo nie wiedziałem co się stało. Erick do mnie zadzwonił i powiedział, że jesteście w szpitalu bo Grace coś się stało. Jeśli uważasz, że mnie to uspokoiło to się mylisz.-wskazał na mnie palcem i poraził wzrokiem.-Po...no nie wiem...godzinie? Erick ponownie zadzwonił i powiedział, że mam wracać. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć.-z zaciekawieniem przyglądałam się chłopakowi, który z dużym przejęciem opowiadał o dniu mojego wypadku.-A kiedy stałem już pod tą cholerną salą i chłopaki zbierali się żeby cokolwiek mi wyznać...-łzy spłynęły po jego policzkach.-Lekarze do ciebie przybiegli i walczyli o twoje życie. Nie zdążyłbym powiedzieć nawet słowa.-położył się na moich nogach. Pierwszy raz Christopher tak bardzo przy mnie płakał. Pierwszy raz widziałam tego silnego faceta, tak rozbitego i roztrzęsionego. Położyłam dłoń na jego głowie i pogłaskałam ją kilka razy.

-Christopher. Spójrz na mnie.-pokręcił głową.-Proszę. Spojrzysz na mnie?-chłopak podniósł głowę do góry. Twarz miał całą mokrą, oczy czerwone. Wytarłam jego twarz i trzymając ją w swoich dłoniach powoli przyciągnęłam ją do siebie żeby po chwili złożyć delikatny pocałunek na jego ustach. Tęskniłam za ich smakiem. Chris był chyba w szoku bo nawet go nie odwzajemnił, a poza tym jego mina dokładnie to mówiła.-Uspokój się. Dobrze? Żyję? ŻYJĘ. Cieszę się, że zdecydowałeś się przerwać pracę żeby w końcu mnie odwiedzić.-chłopak odsunął się. Z zamkniętymi oczami wziął głęboki oddech i zaczął się śmiać.

-Miałem bardzo ważne spotkanie i wyciszyłem telefon, a później zająłem się dokumentami..

-To ani trochę cię nie tłumaczy.-zaczęłam się z nim droczyć. Wzruszyłam ramionami. W tym momencie do sali wszedł lekarz.

Dr: Czyli jednak zdecydował się przyjechać do pani.-Chris wywrócił oczami.

-Widzi pan? Znalazł czas dla własnej narzeczonej. W hierarchii jestem gdzieś między stosem dokumentów z wczoraj a stosem dokumentów na jutro.-razem z lekarzem zaczęliśmy się śmiać a on patrzył na mnie zaskoczoną miną.

Dr: Jeśli nadal będzie się pani tak dobrze czuła to myślę, że jutro wieczorem będzie mogła pani wrócić do domu. Oczywiście niezbędna będzie okresowa konsultacja ale myślę, że tak jak sumiennie pan Vélez do pani codziennie przychodził, tak samo sumiennie będzie dbał o pani wizyty. Proszę odpoczywać. Do widzenia państwu.

-Nie jesteś między jednym stosem dokumentów, a drugim.-powiedział kiedy lekarz wyszedł.

-Wiem. Ale chciałam cię zdenerwować.-wystawiłam mu język.-Usiądź tutaj.-wskazałam miejsce po swojej prawej stronie. Zdziwił się.-No chodź tutaj. Nie krzyw się tylko chodź. -chłopak usiadł twarzą do mnie.-Odwrotnie.-przekręcił się i oparł o oparcie łóżka. Przysunęłam się do niego i przytuliłam do jego klatki piersiowej.-Teraz lepiej.

-Ty na prawdę jesteś księżniczką. Nie kłamałem jak mówiłem.

-No twoją tak.-objęłam go mocniej.

W następnym rozdziale...

"-Naprawdę?-jak oczy się zaświeciły a ja się zawstydziłem. Tylko ona potrafi mnie do tego doprowadzić."

"To ja ustalam swoje priorytety, a moim priorytetem jesteś ty. Daj łapkę i idziemy."

"Co czujesz do mnie Christopher? Czy to co mówisz jest prawdziwe? "

"Erick przyszedł na dół wcześniej i zapytał czy może się dołączyć. Nie miałam nic przeciwko temu więc usiadł koło mnie zarzucił rękę za moją szyją."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro