No. 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

>Melissa POV<

Minęło już 8 godzin odkąd wyszłam z domu. Czułam się fatalnie. Było mi bardzo gorąco i słabo. Do tego kostka bolała niemiłosiernie. Oparłam się na chwilę o ladę żeby odsapnąć. Podeszła do mnie Diana.

-Widzisz tego klienta w rogu? Tego pod oknem?-kiwnęłam głową. Złapałam z nim kontakt wzrokowy.- Siedzi tu od samego rana. Czeka na kogoś?-zapytała zaciekawiona.

-Powiedzmy, że tak.-Diana posłała mi pytające spojrzenie.-Wczoraj przyszło do nas dwóch elegancko ubranych mężczyzn. Jeden z nich niemiło mnie potraktował.

-Wspominałaś coś. Ten przystojniejszy.-zachichotała. Puściłam jej zabójcze spojrzenie.

-To on.

-Ale, że który?

-Koleś siedzący w rogu to ten sam, który wczoraj był dla mnie niemiły.-zaczęłam zaplatać warkocz z włosów.

-Nie gadaj! Ten przystojniak?-spojrzała na niego jak na pierścionek z brylantami.

-Wczoraj, jakoś pół godziny po zamknięciu, przyszedł znowu. Krzyczał i rozdarł mi rękaw od koszuli. Psychol jakiś. Idź do niego i delikatnie poproś żeby wypieprzał.-Diana się zaśmiała i skierowała się w stronę chłopaka.

>Chris POV<

Przez chwilę blondynka i jej koleżanka rozmawiały przy ladzie. Zapewne o mnie bo co jakiś czas spoglądały w moją stronę. Za chwilę podeszła do mnie jej koleżanka.

-Dzień dobry. Chciałby pan zamówić coś jeszcze?

-Nie. Dziękuję.-uśmiechnąłem się.

-Zatem będzie pan już płacił, tak?

-Nie. Czy mogłabyś poprosić swoją koleżankę? Prosiłem żeby do mnie podeszła jak będzie miała chwilę, a widzę, że teraz ją ma i jakoś koło mnie nie stoi.-uśmiechnąłem się i puściłem oczko brunetce.

-Oczywiście. Proszę chwilę poczekać.

Spojrzałem w stronę lady. Dziewczyna zaczęła wymachiwać rękami i kategorycznie nie chciała do mnie podejść. 

Dobra. Poświęcę się. Jak nie ona, to ja.

Wstałem, wziąłem swoje rzeczy i podszedłem do lady. Dziewczyny były bardzo zaskoczone. Położyłem laptop obok kasy i puściłem oczko brunetce. 

-Na zaplecze czy na zewnątrz?-zapytałem szorstko.

-Co?

-Gdzie chcesz porozmawiać?

-Nie chcę. Już to mówiłam.

Wziąłem butelkę wody i chwyciłem dziewczynę za nadgarstek. Pociągnąłem ją za sobą w stronę zaplecza. Próbowała się wyrwać ale na próżno. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia. Zamknąłem drzwi na klucz, który schowałem do kieszeni i puściłem jej rękę.

-Pogięło cię?!-zaczęła masować nadgarstek.-Czego ty chcesz?-podałem jej butelkę.

-Pij. Poczujesz się lepiej.

-Nie chcę.

-Nie będę dwa razy powtarzał.-dziewczyna wyrwała butelkę z ręki i szybko ją opróżniła.

-Siadaj.-wskazałem na krzesło.

-Nie! Człowieku! Odczep się ode mnie. Nachodzisz mnie w pracy i atakujesz.-zrobiłem zaskoczoną minę.- To, że masz dużo pieniędzy nie znaczy, że możesz z innymi robić co chcesz!

-Nie dyskutuj tylko siadaj.

-Erick, Chris. Czy jak się tam nazywasz...

-Dla ciebie Christopher Vélez.-przerwałem jej.

-Nie obchodzi mnie to. To, że twoje wcześniejsze laski leciały na ciebie jak ćmy do światła, nie znaczy, że teraz też tak będzie. Nie raz musiałam sobie radzić z takimi idiotami jak ty. O! Patrz! Twoje grzechem nieskażone ego właśnie ucierpiało. Znalazła się jedna dziewczyna, która na ciebie nie poleciała. Odpieprz się ode mnie i oddaj klucz!

Ale ona mnie denerwuje. To ja tu wydaję polecenia.

Chwyciłem ją za szyję i przyparłem do ściany. Przestraszyła się. Próbowała się uwolnić ale mocno ją trzymałem.

-Nie wkurzaj mnie lepiej bo tego pożałujesz. To ja tu zadaję pytania i radzę ci żebyś była posłuszna.

-Wal się.-poczułem ból w kroczu. Odsunąłem się i oparłem się o biurko.

-Wariatka!

-Oddawaj klucz i zostaw mnie w spokoju.-powiedziała ledwo łapiąc oddech. Kiedy nie reagowałem na jej polecenia, zaczęła kopać i walić rękami w drzwi. Po chwili opadła na podłogę łapiąc się za kostkę. Zaczęła płakać.

-Co się stało?

-Nie zbliżaj się do mnie.-wysyczała i zdjęła sweter z siebie. Na sobie miała tylko cienką podkoszulkę. Zbliżyłem się do niej i kucnąłem obok jej kostki. Spojrzałem na jej ręce. Były całe posiniaczone. Szyja tak samo. 

-Co to jest?-wskazałem na jej siniaki.

-Odpieprz się! Nie rozumiesz?!-odpowiedziała zapłakanym głosem i zaczęła ściągać but z obolałej stopy. Odepchnąłem jej dłonie i zacząłem odwijać bandaż.

O cholera. Przecież kostka jest cała spuchnięta i czerwona. Może być skręcona.

-Cómo duele! No me toques! No lo entiendes?(Jak boli! Nie dotykaj mnie! Nie rozumiesz tego?)-zepchnęła moje dłonie i starała się wstać.

-Hablas español?-zdziwiłem się.

-Nic tobie do tego.

Dziewczyna usiadła na krześle, które stało obok niej i zaczęła ponownie owijać stopę w bandaż.

-Lekarz powinien to obejrzeć.

-Jeśli będzie taka potrzeba to pójdę do lekarza. To nie jest twoja sprawa. Daj mi spokój! Czemu się na mnie uwziąłeś? Wczoraj rano mnie opieprzyłeś za to, że w czasie kiedy mamy największą liczbę klientów, podeszłam do ciebie za późno, później wparowałeś i zniszczyłeś moją koszulę. Jeszcze trzeba było mnie poharatać. Może przynajmniej wtedy bym zdechła i miała od ciebie spokój. A dziś? Na siłę zamykasz mnie w pokoju i przez ciebie moja kostka jeszcze bardziej boli!

To zabolało. Chcę się tylko dowiedzieć KTO jej robi krzywdę. Widzę te wszystkie ślady.

-Przeze mnie?! A czy ja tobie kazałem tłuc nogą w drzwi?!

-Czego ode mnie chcesz? Chcesz mnie przelecieć? To proszę bardzo. Zrób to w końcu i zostaw mnie. Nie chcę cię więcej widzieć. Błagam.-dziewczyna patrzyła mi prosto w oczy i płakała. Jej słowa mnie zdenerwowały. Wstałem, otworzyłem drzwi i wyszedłem. Na ladzie zostawiłem 100$ i zabrałem swój laptop.

Nie chciałem jej zrobić krzywdy. Nigdy nie potraktowałbym tak żadnej kobiety. Są pewne granice, których nie przekraczam.

Przez długi czas jeździłem po mieście bez celu. W końcu zdecydowałem się pojechać do rodziców. Powinienem spędzać z nimi więcej czasu. Podjechałem pod ogromną posiadłość i zapukałem do drzwi.

-Joven Christopher. Por favor entra. Les diré a tus padres que has llegado.(Panicz Christopher. Proszę wejdź. Powiem twoim rodzicom, że przyjechałeś.)

-Buenos dias Asuncion. Gracias.-wszedłem do środka i rozejrzałem się. Po kilku minutach usłyszałem kroki i znajomy głos.

-Kogo moje oczy widzą?

-Ciebie też dobrze widzieć tato.-odwróciłem się do mężczyzny. 

Tato, tak bardzo źle wyglądasz. Jak mam się powstrzymać od płaczu kiedy widzę cię w takim stanie.

Za nim przyszła mama.

-Elegancka jak zawsze. Niezmiennie piękna. Hola mama.-podszedłem i się przytuliłem.

-Zostaniesz na obiad synu?-kiwnąłem głową. Dawno nie jadłem obiadu w ich towarzystwie. Czasem żałuję, że mam tę firmę, te interesy. Mimo, że ojciec zawsze był surowy, to chciałem czasem cofnąć czas. Wrócić do tego domu. Spędzać tutaj każdy dzień. Każdą wolną chwilę.

-Nie poszedłeś dziś do pracy? Nie powinieneś opuszczać żadnego dnia.-powiedział podczas obiadu tata.

Dlaczego znowu zaczyna temat pracy? Zawsze się o to kłócimy.

-Nie mogłem być dziś w firmie. Miałem coś ważnego do załatwienia.-starałem się odpowiedzieć spokojnie.

-Coś ważniejszego od pracy? Christopher. Nic nie powinno być ważniejsze od sukcesów w życiu. A sukcesy możesz osiągnąć tylko ciężką pracą. Jak będziesz tak lekceważąco podchodził do tego tematu, to wszystko stracisz, zadłużysz się. I co wtedy?

-Nie martw się. Na pewno nie przyjdę do ciebie po pieniądze. Czy to jest jedyna rzecz, która cię interesuje?! Może zapytasz jak się czuję? Co robię? Czy jestem szczęśliwy? Zamiast tego w kółko pytasz o pracę i pieniądze! Czy dla ciebie tylko to jest najważniejsze?!-wstałem od stołu i zacząłem się kierować w stronę wyjścia.

-Spokojnie. Niedługo nie będziesz już miał tego problemu.-na te słowa zatrzymałem się. 

Jak mogłeś to powiedzieć tato?

Spojrzałem na niego ze łzami w oczach i po chwili wyszedłem trzaskając drzwiami. Pojechałem na plażę. Zaparkowałem na parkingu i przez długi czas spacerowałem rycząc jak małe dziecko.

Dlaczego nigdy nie byłeś ze mnie dumny tato? Dlaczego tylko wymagałeś? Czego tak naprawdę chcesz ode mnie? Dlaczego na sam koniec nie możesz być ciepłym i kochającym człowiekiem? Tak bardzo chciałbym zrobić coś co wywoła uśmiech na twojej twarzy. Kiedy w końcu mnie docenisz? Jeszcze ta głupia kelnerka. Chcę jej pomóc to jeszcze robi problemy. Idiotka.

Po godzinie spaceru wróciłem do auta i pojechałem do kawiarni. Nie wiem co mnie tam przyciągnęło. Z jednej strony ta laska mnie wkurzała jak nikt na świecie a z drugiej chciałem jej pomóc. Założyłem okulary na nos żeby nikt nie zauważył moich czerwonych od płaczu oczu. Wszedłem do środka i podszedłem do lady. Przy kasie stała Melissa. Nałożyła znowu sweter. Musiała czymś zakryć siniaki. Kiedy mnie zobaczyła, jej spojrzenie błagało o litość. 

-Duża latte na wynos.-rzuciłem chłodno. Dziewczyna się nie odezwała. Zapisała na kartce moje zamówienie i poszła przygotować kawę. Po kilku minutach wróciła i bez słowa podała mi kawę. Rzuciłem 100$ na ladę.

-Reszty nie trzeba.-wziąłem saszetkę cukru i wyszedłem. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

Przez cały tydzień całymi dniami siedziałem w firmie. Kursowałem tylko między domem a firmą. Sobotę mieliśmy wyjątkowo luźną. Zdecydowałem, że zajadę do kawiarni. Chciałem się upewnić, że z dziewczyną jest już lepiej.

Chris przestań myśleć o tej dziewczynie. Gardzi tobą więc dlaczego aż tak się nią interesujesz?

Wszedłem do lokalu. Ruch był dość duży. Zobaczyłem koleżankę Melissy. Podszedłem do lady i poczekałem aż któraś z dziewczyn do mnie podejdzie. Zrobiła to brunetka.

Niech będzie 

-Hey. Latte na wynos poproszę.-uśmiechnąłem się do dziewczyny.

-Będzie musiał pan trochę poczekać. Mamy dziś wielu klientów.

-Melissa może mnie obsłużyć.

-Nie ma jej.

Okej..

-Nie przyszła dziś?-zdziwiłem się.

-Tak jak przez cały tydzień. Przepraszam ale nie mam czasu na rozmowy. Postaram się zrobić pańską kawę jak najszybciej.-dziewczyna szybko odeszła.

To nie wróży nic dobrego. Melissa co się z tobą dzieje..

Po kwadransie dostałem swoją kawę.

-Pańska kawa.-podała mi kubek brunetka.

-Diana, tak?-przeczytałem plakietkę. Kiwnęła głową.-Darujmy sobie tą formalną formę. Christopher.-wyciągnąłem rękę.-Jesteś koleżanką Melissy. Wiesz może dlaczego nie ma jej w pracy?

-Nie mam pojęcia. Nic mi nie powiedziała mimo tego, że wypytywałam ją wiele razy.

-Masz może do niej numer telefonu?-uśmiechnąłem się. Musiałem jakoś przekonać Dianę.-Chciałbym upewnić się czy wszystko z nią w porządku. Byłbym niezmiernie wdzięczny.

-No nie wiem.-posłałem proszące spojrzenie.-Ok. Niech będzie.-po chwili podała mi karteczkę z numerem telefonu. 

-Jakby się pojawiła w pracy to daj mi znać.-Zapłaciłem za kawę i wyszedłem. Przez całą drogę do domu próbowałem się do niej dodzwonić. Nieskutecznie. Ciągle włączała się poczta głosowa. Telefon był wyłączony.

Cholera. Melissa odbierz. To zaczyna robić się naprawdę straszne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro