No. 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

>Melissa POV<

Wstałam o 7 AM z nadzieją, że ze wszystkim zdążę. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam wskazaną przez fryzjera odżywkę. Ubrałam białą koronkową bieliznę i szlafrok a następnie z mokrymi włosami zbiegłam szybko na dół na śniadanie. Przy stole siedział tylko Chris i Erick. Dziewczyny miały wstać dopiero o 8. W trakcie jedzenia nerwowo sprawdzałam godzinę żeby wiedzieć ile mam czasu zanim przyjdzie do mnie fryzjerka.

-Spokojnie Lissa. I tak wszyscy czekają tylko na ciebie. Nic się nie stanie jak się spóźnisz.-zaśmiał się Erick.

-To nie jest zabawne. Dobra. Nie zjem więcej.-odepchnęłam od siebie w połowie pełny talerz. Z powodu stresu straciłam apetyt.

-Żartujesz? Melissa masz to wszystko zjeść bo jeszcze zemdlejesz.-rozzłościł się Chris.

-Oo. Jest taka opcja? Z chęcią skorzystam.-odpowiedziałam i pobiegłam na górę wysuszyć włosy. Po kwadransie przyszła fryzjerka i zaczęła upinać mi włosy. Następne w kolejce były oczywiście Cony i Yocelyn.

Cały czas bardzo się denerwowałam. Brzuch bardzo bolał i dłonie trzęsły się jak szalone. To nie będzie skromna uroczystość. Liczba znanych osobistości i fotoreporterów przyprawia o zawrót głowy. Nigdy nie sądziłam, że mój ślub będzie numerem jeden nadchodzących ogólnokrajowych wydarzeń. Wszyscy będą śledzić każdy mój ruch. Wszystko będzie dokumentowane z najdrobniejszymi szczegółami. Około 9:15 wizażystka zaczęła mnie malować. Yocelyn malowała siebie i Cony. Jej umiejętności są na wysokim poziomie więc stwierdziła, że makijaż wykona sama. Chwilę przed 11 zaczęłyśmy się ubierać. Dziewczyny najpierw ubrały swoje stroje a następnie pomogły mi wejść w wąską suknię.

Kiedy udało mi się ubrać, zaczęłam dobierać biżuterię. Założyłam pierścionek i długie srebrne kolczyki. Na cienką elastyczną bransoletkę zawiesiłam wisiorek od rodziców, który schowałam pod rękaw lewej ręki. Nie wyobrażałam sobie żeby miało ich zabraknąć tego dnia. Na szyji zawiesiłam krótki naszyjnik, pięknie podkreślający dekolt. Kiedy byłam już w stu procentach gotowa, obejrzałam się w lustrze. Nigdy nawet nie marzyłam o tym, że będę wyglądać tak pięknie. Z krótkich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.

-Christopher nie wpuścimy cię!-krzyknęła przez drzwi Yocelyn.

-To nie Chris. To ja Erick.-Cony otworzyła drzwi chłopakowi. Był ubrany w ciemnogranatowy garnitur, białą koszulę i granatowy krawat. Pewnie każdy z chłopaków będzie dziś nieźle wyglądał. Kiedy mnie zobaczył, szeroko się uśmiechnął.-Pięknie wyglądasz. Christopher padnie z wrażenia jak cię zobaczy. Dziewczyny zróbcie nam zdjęcie.-wręczył dziewczynom telefon. Zrobiliśmy kilka naprawdę fajnych i śmiesznych zdjęć. Jego obecność troszkę mnie rozluźniła i poprawiła humor.-Chris mnie przysłał żebym sprawdził jak się czujesz i czy wszystko jest w porządku. Bardzo się denerwuje dzisiejszym wydarzeniem. Chciał żeby wszystko specjalnie dla ciebie było idealnie zorganizowane. Proszę. Twój bukiet.

Biel, róż i czerwień? Nie wierzę.

-Dlaczego takie kolory?-poczułam, że łzy napływają mi do oczu.

-Nie wiem. Christopher takie wybierał.-odparł skrzywiony.-Ja już lecę bo chłopaki na mnie czekają. Jeszcze raz, wyglądasz przepięknie. Oddychaj i do przodu Lissa.-uśmiechnął się i wyszedł.

Nie zostawiajcie mnie. Błagam was mamo i tato. Strzeżcie mnie z góry i dodajcie mi sił. Bardzo was kocham.

Całość na dziś prezentowała się tak:

O 11:20 przyszedł po mnie Richard, który miał nas zawieźć na miejsce. On również wyglądał nieziemsko i także skomplementował mój wygląd. Sprawdziłam czy na pewno wszystko wzięłam i wyszliśmy do samochodu. Schowaliśmy pokrowce z sukienkami i moją torebkę do bagażnika, a następnie dziewczyny pomogły mi wsiąść do auta i ułożyć sukienkę tak żeby się nie pomięła. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu serce zaczęło mi bić jak szalone. Zobaczyłam fotoreporterów i błyski lamp. Wysiadłam powoli i udałam się do niewielkiego pomieszczenia, w  którym wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów. Richard zostawił nas same i poszedł zająć swoje miejsce.

-Ja chcę stąd uciec dziewczyny. Nie dam rady.-zaczęłam się denerwować.

-Spokojnie Melissa. Wszystko będzie dobrze. Po prostu idź w stronę Christophera a później słuchaj urzędnika. I oddychaj. To najważniejsze. Wszyscy będą zachwyceni cokolwiek nie zrobisz. Uwierz mi. Przechodziłam przez to.-dodała mi otuchy Yocelyn. Chwilę przed 12 przyszła do mnie pięknie ubrana pani Jenny. Wpadłam w jej ramiona i mocno się przytuliłam. Potrzebowałam matczynej miłości w tamtym momencie.

-Wyglądasz przepięknie Melissa. Cieszę się, że mój syn znalazł taką cudowną kobietę. Pamiętaj, że zawsze możesz się do mnie zwrócić. Z każdą drobnostką. Zawsze będę przy tobie, córeczko. Christopher doskonale się tobą zajmie i da ci szczęście na jakie zasługujesz. Kocha cię całym sercem. I ty jego także. Widać to w waszych oczach.

Christopher...mnie kocha? To możliwe? A może to tylko współczucie...

Przytuliłam się jeszcze raz do Jenny i otarłam łzy. Kobieta i dziewczyny poszły na swoje miejsce. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę dużego łuku z róż w takich samych kolorach jak mój bukiet. Zatrzymałam się żeby wziąć głęboki oddech. Nikt mnie jeszcze nie widział bo schowana byłam za ścianą gęstych ozdobnych drzewek. Po drugiej stronie również za drzewkami stał mężczyzna, który miał dać znak muzykom. Kiwnęłam do niego głową i po chwili usłyszałam spokojną melodię graną na skrzypcach. Skręciłam w lewo i wyszłam na środek ścieżki wysypanej płatkami róż. Gości było mnóstwo. Wiele znanych osób patrzyło dziś na mnie. Ale nie to przykuło moją uwagę. Zewnętrzne boki krzesełek ozdobione były kwiatami w symbolicznych dla mnie kolorach. Ogromny łuk, który stał za stolikiem również był bogato zdobiony w kwiaty w kolorach bieli, różu i czerwieni. Wzruszyłam się. Próbowałam nie płakać ale jedna łza spłynęła po policzku. Nie ze smutku. Ze szczęścia, że Christopher zrobił dla mnie coś takiego. Zaczęłam iść w jego stronę powolnym krokiem. Droga którą musiałam przebyć nie była krótka. Przez cały czas wpatrywałam się w chłopaka. Wyglądał dziś wyjątkowo przystojnie. Idealnie wyprasowana śnieżnobiała koszula, czarna kamizelka oraz czarny garnitur z satynowymi klapami i kieszeniami. Do tego satynowa czarna mucha. Włosy idealnie ułożone. Wyglądał perfekcyjnie. Srebrne spinki i jego ulubiony zegarek zwieńczyły całą stylizację. Każdy element stroju był genialnie dopasowany do jego sylwetki. Był w wielkim szoku kiedy mnie zobaczył. Kiedy byłam już dość blisko zobaczyłam jak wyciera oczy. Nie spodziewałam się, że się wzruszy. Tysiące myśli przebiegało mi w głowie. Jak nasze życie będzie teraz wyglądać? Czy nasza relacja się zmieni? To były tylko dwa pytania z wielu, na które chciałam znać odpowiedź. Kiedy byłam już bardzo blisko, Christopher zrobił dwa kroki w przód i wyciągnął rękę w moją stronę. Jego zachwycający uśmiech wywołał również uśmiech na mojej twarzy. Zapomniałam o jego mrocznej stronie. Nie wiem dlaczego, ale ponownie uroczystość sprawiła mi ogromną radość. Podałam mu rękę i zbliżyłam się do chłopaka. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy w kompletnej ciszy.

>Chris POV<

Widziałem jak Melissa bardzo się stresuje. Ja również byłem poddenerwowany. Przed wyjazdem poprosiłem Ericka żeby sprawdził czy wszystko jest u niej w porządku. Martwiłem się, że siedzi w pokoju smutna, a co gorsza uparła się i zrezygnowała godzinę przed uroczystością. 15 min później chłopak wrócił do mnie uśmiechnięty.

-I co? Wszystko w porządku?-zapytałem. Erick kiwnął głową.

-Nawet lepiej niż w porządku. Zejdziesz na zawał kiedy ją zobaczysz.-zaśmiał się. Bardzo chciałem już ją zobaczyć. Na parkingu przywitali na fotoreporterzy. Zapozowałem do kilku zdjęć. Zadawali wiele pytań ale odpowiedziałem tylko na jedno dotyczące mojego samopoczucia.

-A jakby się państwo czuli gdyby szli państwo do ołtarza z miłością swojego życia?-uśmiechnąłem się i skierowałem w stronę urzędnika, który czekał na końcu ścieżki usypanej z płatków róż. Rzuciłem jeszcze szybko okiem na kwiatowe dekoracje. Musiały wyglądać idealnie. Chciałem żeby Melissa poczuła obecność swoich rodziców. Przywitałem się z urzędnikiem i zapytałem czy przed złożeniem przysięgi będę mógł powiedzieć kilka słów. Na moje szczęście nie miał nic przeciwko. Podziękowałem i poszedłem przywitać się ze swoją rodziną. Wszyscy byli uśmiechnięci i szczęśliwi. Nawet mój tata, na czym bardzo mi zależało. Wyglądał dziś wyjątkowo dobrze. Na uroczystości nie zabrakło również rodziców Zabdiela, Joela, Ericka i Richarda. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko więc opcja nie zaproszenia ich, nie wchodziła w grę. Następnie poszedłem przywitać się z naszymi najważniejszymi wspólnikami i znajomymi. Ricky Martin przyszedł ze swoim partnerem, a Natti Natasha sama. Wyglądała zniewalająco, choć zapewne nie piękniej niż moja Melissa. Po chwili zobaczyłem w oddali Richarda. Automatycznie się spiąłem. Oznaczało to, że dziewczyna już przyjechała. Poprosiłem mamę żeby do niej poszła i powiedziała kilka krzepiących słów. Domyślałem się, że brakuje jej mamy w tak ważnym momencie. Ustawiłem się z Zabdielem i Erickiem pod łukiem weselnym obok stolika. To oni byli moimi świadkami. Nie mogłem ustać w miejscu. Usta miałem całe suche. Nerwowo bawiłem się zegarkiem.

-Christopher wyluzuj. Wszystko będzie dobrze.-poklepał mnie po ramieniu Zabdiel. Uśmiechnąłem się. Kilka minut później przyszły dziewczyny i moja mama. Pokazały mi kciuk w górę i szeroko się uśmiechnęły. Widziałem, że Richard i Joel byli oczarowani wyglądem Yocelyn i Cony. Pięknie się prezentowały ale ja czekałem na swoją księżniczkę. W tym samym momencie usłyszałem muzykę i zobaczyłem Melissę. Zamarłem. Wyglądała oszałamiająco. Spodziewałem się innej sukienki ale w tej prezentowała się dużo lepiej. Idealnie eksponowała jej perfekcyjną figurę. Zauważyłem, że wzruszyła się na widok kwiatów. Dostrzegłem także uśmiech na jej twarzy. Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałem się powstrzymać od płaczu ale nie dałem rady. Widok Melissy ubranej jak anioł z uśmiechem na twarzy, rozwalił mnie kompletnie. Serce biło mi jak szalone. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę stał ubrany w ślubny garnitur i czekał na miłość swojego życia. Kiedy dziewczyna była już dość blisko, zrobiłem kilka kroków do przodu i podałem jej dłoń. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie bez słowa. Jej oczy przepięknie świeciły. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że była naprawdę szczęśliwa. Chwyciłem ją za ramiona i pocałowałem w czoło.

-Te ves impresionante. Gracias por estar aqui.(Wyglądasz oszałamiająco. Dziękuję, że tutaj jesteś.)-powiedziałem cicho nie odrywając ust od jej czoła. Na moje słowa dziewczyna się zarumieniła.

Jezu jak ja za tym tęskniłem...

Kiedy usiedliśmy na przygotowanych krzesłach, od razu złapałem ją za prawą dłoń i położyłem na swojej nodze. Zaśmiała się i potrząsnęła głową. Nic innego niż Melissa nie liczyło się dla mnie w tamtym momencie. Wpatrywałem się w nią przez cały czas.

(Nie mogłam nigdzie znaleźć formułki amerykańskiego ślubu więc przyjęłam naszą polską, wzorując się na znanym programie telewizyjnym. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza 😅)

-Witam Państwa bardzo serdecznie.-rozpoczął urzędnik.- Zebraliśmy się dziś tutaj by być świadkami zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy panią Melissą Valentiną Murrey a panem Christopherem Bryantem Vélez Muñoz. Kodeks stanowi, że mąż i żona mają równe prawa i obowiązki. Zobowiązani są do wspólnego pożycia, wierności, udzielania sobie wzajemnie pomocy oraz do działania dla dobra rodziny, którą przez swój związek w dniu dzisiejszym tworzą. Powstańmy.-zwrócił się do wszystkich. Stanęliśmy na przeciwko siebie. Blondynka nadal się uśmiechała, ale nie sztucznie. Była szczerze uśmiechnięta. Bardzo mnie to ucieszyło bo nie musiałem w tej chwili udawać wesołego. Radość czerpałem od niej.-Zanim państwo młodzi złożą przysięgi małżeńskie, pan młody chciałby dodać od siebie kilka słów.-odchrząknąłem, złapałem Melissę za ręce i spojrzałem jej głęboko prosto w oczy. Dziewczyna była zdezorientowana. Patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Niczego się nie spodziewała. Taki efekt chciałem uzyskać.

-Melissa, mi princesa. Z dniem, w którym cię poznałem, wiedziałem, że nie będę potrafił o tobie zapomnieć. Każda minuta spędzona z tobą przepełnia mnie szczęściem. Tylko przy tobie czuję się w stu procentach szczęśliwy, tylko ty dajesz mi radość. Zmieniłaś moje życie o 180 stopni. Dla ciebie każdego dnia staram się być najlepszą wersją siebie. Twój cudowny uśmiech i zniewalające spojrzenie, to to co chcę widzieć każdego dnia do końca swojego życia. Obiecałem twoim rodzicom, że uczynię cię najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Choćby wszyscy byli przeciwko mnie, dotrzymam danego im słowa. Jestem im dozgonnie wdzięczny za anioła, którego zesłali specjalnie dla mnie. Zawsze będę przy tobie. W radości i w smutku. Zawsze we wszystkim ci pomogę. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.-wytarłem ostrożnie łzy z jej policzków i pocałowałem ją w czoło.

-Dobrze. Przejdźmy zatem do złożenia przyrzeczeń. Proszę powtarzać za mną.-zwrócił się do mnie urzędnik.

-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny...uroczyście oświadczam...że wstępuję w związek małżeński z Melissą Valentiną Murrey...i przyrzekam...że uczynię wszystko...aby nasze małżeństwo było zgodne... szczęśliwe...i trwałe.

-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny-zaczęła mówić drżącym głosem-uroczyście oświadczam...że wstępuję w związek małżeński z Christopherem Bryantem Vélez Muñoz...i przyrzekam, że uczynię wszystko...aby nasze małżeństwo było zgodne...szczęśliwe i trwałe.

-Gratulacje.-wszyscy zaczęli klaskać.- Mogę się państwo pocałować.-puściłem jej oczko a dziewczyna się zaśmiała. Moja ulubiona część. Od tak dawna nie czułem smaku tych delikatnych ust. Nie mogłem się ich doczekać. Chwyciłem dziewczynę w pasie jedną ręką, a drugą położyłem na jej policzku. Dotknąłem kciukiem dolnej wargi i po chwili zatopiłem się w jej ustach. W tym samym momencie poczułem jej dłoń na moim karku. Każdy jej pocałunek był słodki i przepełniony tęsknotą. Poczułem to. Niestety nie mogłem jej całować do utraty tchu ze względu na okoliczności. Nie wypadało. Oklaskom i krzykom nie było końca. Melissa się zarumieniła i zakryła dłonią oczy.

-Szanowni państwo na skutek zgodnie złożonych przyrzeczeń uroczyście oświadczam, że związek małżeński pomiędzy panem Christopherem Bryantem Vélez Muñoz a panią Melissą Valentiną Murrey został zawarty. Symbolem łączącego państwa związku są obrączki. Nałóżcie sobie proszę na serdeczne palce.

Wziąłem z porcelanowego talerzyka niewielki złote kółko i powoli wsunąłem na palec dziewczyny, po czym pocałowałem oba pierścionki na jej palcu. Wkładając obrączkę na jej palec zamknąłem tamten rozdział w jej życiu. Od tego momentu będziemy pisać nową historię. Razem. Po mnie, dziewczyna wzięła obrączkę i nałożyła na palec. Spojrzała na mnie i poruszyła brwiami.

-Przechodzimy zatem do podpisania protokołu.

Pierwszy podpisałem ja, następnie Melissa.

-Ostatni raz w takiej formie. Proszę się postarać.-zażartował urzędnik.

Następnie podpis złożyli Yocelyn, Cony, Zabdiel i Erick. Z momentem zamknięcia księgi, poczułem niewyobrażalną ulgę.

Razem z przyjaciółmi czekaliśmy aż wszyscy wyjdą, żebyśmy mogli udać się do swojego auta i pojechać na miejsce zabawy. Trwało to dość długo więc mogliśmy swobodnie porozmawiać.

R: Melissa będę ci wdzięczny do końca życia.-odparł pełny radości.

M: Za co?

R: Za to, że nareszcie nie jestem jedynym kretynem, który dał się w to wciągnąć!

Y: Słucham?!

R: Estaba bromeando. Te amo preciosa. Lo sabes.(Żartowałem. Kocham cię ślicznotko. Wiesz o tym.)-przytulił Yocelyn.

E: Nie wiem jak wy ale ja chyba pójdę poszukać Camili.-ruszył w stronę tłumu ale w ostatniej chwili pociągnąłem go za marynarkę więc się cofną.

-Dzisiaj zostajesz ze mną stary. Sorki. Takie uroki drużby.-objąłem go ramieniem.

Kiedy tłum opuścił miejsce ceremonii wziąłem Melissę pod rękę i poszliśmy w stronę samochodu. Jechaliśmy razem z Yocelyn i Richardem.

-Qué te pasa?-szepnąłem jej do ucha.

-Em... Jakby to powiedzieć... Chodzi mi o to co mówiłeś o moich rodzicach. Wiem, że chciałeś wczuć się w rolę ale nie powinieneś kłamać kosztem moich rodziców.-odpowiedziała niepewnie.

-Ale ja nie kłamałem Mel.

-Jak to?

-Ja na prawdę byłem u nich wczoraj i rozmawiałem przez chwilę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.-otworzyłem jej drzwi do auta.

-Nie.. Jasne, że nie.-uśmiechnęła się i wsiadła. Zamknąłem za nią drzwi i usiadłem z drugiej strony. W trakcie jazdy wiele razy próbowałem złapać ją za rękę ale za każdym razem ją zabierała. Zmęczony tą zabawą, wspomagając się drugą ręką, splotłem nasze palce.

Teraz mi się nie wyślizgniesz..

W następnym rozdziale... WESELE!!!

"-Mówisz jeden telefon Jonathan? A po co dzwonić... Skorzystajmy z okazji, że tutaj jesteś.-wzięłam go za rękę i zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia."

"Nie lubię cię ale kocham Chrisa. Jest moim bratem i jego szczęście jest dla mnie najważniejsze."

"-Nadzieja umiera ostatnia.-dodał Zabdiel.- Więc życzymy wam.."

"-Melissa. Wracajmy do domu. Proszę cię."

"Chłopaki wręczyli nam tabliczki z napisem "ONA" i "ON"."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro