No. 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

>Melissa POV<

Jechaliśmy w kompletnej ciszy trzymając się za ręce. Chris gładził moją dłoń kciukiem co było bardzo urocze i powodowało uśmiech na twarzy. Po pół godzinie Richard zatrzymał się przed dużym i pięknym budynkiem. Patrzyłam przez okno zdumiona. Yocelyn i Richard wysiedli z auta a my nadal siedzieliśmy w środku.

-I co teraz?-zapytałam patrząc na nasze splecione dłonie.

-Musimy wysiąść.

-Ok...No to mnie puść.-pokręcił głową.

-Za długo walczyłem żeby teraz cię wypuścić.

-Ale oszukiwałeś, dlatego wygrałeś.

-Ślicznie wyglądasz Melissa.

-Wysiadaj.-odparłam patrząc w drugą stronę. Za moment chłopak otworzył drzwi i podał mi rękę. Korzystając z jego pomocy wysiadłam z samochodu i trzymając się za ręce skierowaliśmy się w stronę wejścia, które było otoczone przez tłum. Wszyscy klaskali i wiwatowali a kiedy ominęliśmy pierwsze osoby, zaczęli sypać na nas płatki róż. Niespodziewanie Christopher przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Na co goście zareagowali z dużym entuzjazmem. Będąc już na sali, wokalista wynajętego zespołu wzniósł toast podczas którego Chris znowu mnie pocałował.

-Uważaj bo jeszcze ci się znudzi.-powiedziałam mu na ucho.

-Znudzi? Nigdy w życiu.-pocałował mnie po raz kolejny. Po dzisiejszym dniu z pewnością uzależnię się od jego ust.

Przez następne 2,5 godziny odbywały się gratulacje i składanie życzeń. Kiedy znane osobistości i biznesowi wspólnicy życzenia składali szybkie, tak rodzina i znajomi prześcigali się w długości gratulacji. Została tylko babcia Chrisa, jego brat, nasza domowa paczka i najważniejsze osoby-jego rodzice. Babcia Christophera jest naprawdę cudowna. Bardzo zabawna, tak jak Chris. To po niej chłopak odziedziczył ten śmiech. A brat? Wybuchowa z nich para.

-Melissa. Jeśli on ci się znudzi albo coś takiego to pamiętaj o tym przystojniejszym i lepszym bracie. Jeden telefon i jestem twój.

-Tak? Jonathan... Uważaj.-stanęli twarzą w twarz.

Będą się bić o mnie? Kuszące.

-Mówisz jeden telefon Jonathan? A po co dzwonić... Skorzystajmy z okazji, że tutaj jesteś.-wzięłam go za rękę i zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia. Odwróciłam się i zaczęłam się śmiać z miny Chrisa. Stał z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Przytuliłam Jonathana i podziękowałam za życzenia po czym wróciłam do swojego męża i go pocałowałam.

-Żarcik.-powiedziałam kusząco oblizując usta. W tym samym momencie podeszli nasi przyjaciele-Erick, Zabdiel, Richard z Yocelyn i Joel z Constanzą. Kiedy Chris był zajęty przytulaniem reszty, Joel podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.

-Zakończmy tą wojnę. Nie lubię cię ale kocham Chrisa. Jest moim bratem i jego szczęście jest dla mnie najważniejsze. Niby to małżeństwo nie jest z miłości ale on nigdy nie był tak szczęśliwy jak teraz kiedy jest z tobą. Nie wiem jakie masz plany względem niego ale jemu naprawdę na tobie zależy. Nie skrzywdź go.

-Nie wiem co mam powiedzieć...-poczułam się zakłopotana. Uścisnęłam jego dłoń i się uśmiechnęłam.

-Tak więc..-zaczęła Yocelyn.

-O nie...-wywrócił oczami Chris..

-My wiemy. Ok? Od początku wiedzieliśmy co i jak ale... No wiecie.

-Nadzieja umiera ostatnia.-dodał Zabdiel.- Więc życzymy wam..

E: Żebyście się mniej kłócili.

C: Szybciej sobie wybaczali.

Y: Więcej czasu spędzali razem.

R: Nie ograniczajcie się. W każdym tego słowa znaczeniu.-puścił nam oczko.

Z: Szczęścia. Radości z każdego dnia.

J: Amor... En primer lugar.(Miłości... Przede wszystkim).- Wszyscy na niego spojrzeliśmy z niedowierzaniem.-Ktoś musiał w końcu to powiedzieć.

Przytuliliśmy się jeszcze raz i teraz podeszła najważniejsza para. Rodzice. Chris złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Jego mina zrobiła się poważna. Również mocno zacisnęłam rękę żeby okazać mu wsparcie.

-Nareszcie do was dotarliśmy.-pierwsza zaczęła Jenny.- Wszystkiego dobrego dzieci. Szczęścia, dużo miłości. Bądźcie wobec siebie zawsze szczerzy. Na kłamstwie daleko nie zajedziecie a nawet najgorsza prawda jest lepsza.-w tym momencie pierwszy raz dzisiaj przypomniał mi się interes chłopaków. Zasmuciło mnie to.- Rozmawiajcie ze sobą i wyjaśniajcie nawet najmniejsze problemy. Pamiętajcie. Miłość cierpliwa jest, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystko przetrzyma.-zrobiłam znak krzyża i spojrzeliśmy się z Chrisem na siebie. Posłał mi przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego i oparłam głowę na ramieniu zaplatając dłonie wokół jego ręki.

-Jeśli pozwolisz Melisso.-wskazał na chłopaka. Kiwnęłam głową.-Synu.-położył dłoń na jego ramieniu.-Popełniłem w życiu wiele błędów. Nie zauważałem ich aż do naszego wspólnego obiadu. Twoja przepiękna i mądra żona wiele rzeczy mi uświadomiła. Wiem, że nie mam już wystarczająco dużo czasu żeby naprawić naszą relację.-obaj zaczęli płakać.- Chcę tylko żebyś wiedział, że bardzo mocno cię kocham synu. Chcę żebyś był szczęśliwy a widzę, że przy Melissie jesteś. Chrzań tą firmę. Dbaj o nią i o swoją rodzinę. Nie popełnij mojego błędu. I tak wiele już w życiu osiągnąłeś. Nigdy tego nie mówiłem ale jestem z ciebie dumny Christopher. Zawsze cieszył mnie każdy twój sukces. Duma mnie rozpiera na myśl, że mój syn jest takim mądrym, wspaniałym i zaradnym człowiekiem. Nigdy nie zapominaj o swoim szczęściu. Tak jak mówiła Melissa, tak jak mówiła mama, miłość jest najważniejsza. Kocham Cię synu.-wpadli sobie w ramiona. Ja w tym czasie przytulałam Jenny. Wszyscy płakaliśmy ale najbardziej Christopher. Nie potrafił się oderwać od swojego taty.

-Yo tambien te quiero papa. Dziękuję, że w końcu mnie zrozumiałeś. Brakowało mi ciebie przez te wszystkie lata. Kocham Cię.-mówił jąkając się. Pan Leonardo odsunął się i wytarł oczy chłopakowi.

-Witaj w rodzinie Melissa. Daj mu szczęście, którego ja mu nie dałem. Uzupełnij tę pustkę w jego sercu.-przytulił mnie mocno.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy. Dziękuję.

Kiedy państwo Vélez od nas odeszli, Chris oparł się o moją głowę i złapał twarz w swoje dłonie. Łzy nadal spływały po jego policzkach.

-Melissa. Wracajmy do domu. Proszę cię. Chcę się do ciebie przytulić i przeleżeć resztę dnia w twoich ramionach.

-Christopher co ty mówisz?-bardzo mnie zaskoczył swoją prośbą.

-Mówię poważnie. Chcę zostać z tobą. W spokoju. Potrzebuję twojego ciepła i twojego cudownego uśmiechu.

-Spójrz na mnie. Christopher. Spokojnie. Jestem tutaj. Jesteśmy w tym razem. Nie zostawię cię ani na chwilę. Pamiętaj. Jeśli chcesz to możemy wyjść na chwilę.-kiwnął głową. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy na chwilę do pokoju obok. Kiedy byliśmy sami chłopak mocno się do mnie przytulił. Przeczesałam jego włosy palcami kilka razy.

-Dziękuję, że tutaj jesteś. Dziękuję, że mi pomogłaś. Gdyby nie ty...Nie było by tego wszystkiego. Nadal nie mogę uwierzyć, że mimo wszystko zgodziłaś się za mnie wyjść, poświęcić się dla mnie. W każdej chwili mogłaś uciec ode mnie ale tego nie zrobiłaś.

-Niby jak miałam uciec?-zaśmiałam się.

-Oboje dobrze wiemy, że dałabyś radę jakbyś bardzo się na to uparła.

-Gdyby nie TY, to tym bardziej by tego ślubu nie było. Gdyby nie TY, mnie tutaj by nie było.-złapałam go za szyję i delikatnie pocałowałam.-Lepiej?-kiwnął głową.-No to chodź. Jeszcze zaczną rozsiewać dziwne plotki.

-Wiem, że już to mówiłem ale pięknie wyglądasz.

-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę.

O 3 PM podano obiad. Na szczęście bo byłam okropnie głodna. Za godzinę będziemy tańczyć z Christopherem więc niedługo musiałam zbierać się do zmiany sukni. Jednak zanim do tego doszło, Zabdiel zaprosił mnie do tańca. Mimo, że był to całkiem szybki kawałek, długa sukienka w niczym nie przeszkadzała.

-Christopher przez cały czas na nas patrzy.-wyznał Zabdiel.- Od początku ceremonii nie może oderwać od ciebie wzroku.

-To chyba dobrze. Miałam przykuwać uwagę.

Kiedy utwór się skończył, poszłam po dziewczyny do stolika. Chris bardzo się zdziwił, że tak nagle gdzieś idę, ale nie tłumaczyłam o co chodzi. Też mogłam mieć tajemnice. Dziewczyny pomogły mi wskoczyć w sukienkę i delikatnie poprawiły mi makijaż. W głowie powtórzyłam sobie wszystkie kroki. Modliłam się żeby ich nie pomylić, mimo, że nasza ostatnia próba wyszła całkiem dobrze. Spryskałam się jeszcze perfumami i wyszłyśmy z łazienki. Kiedy zbliżałam się do parkietu, ogłoszono nasz taniec. Szybko odnalazłam Chrisa. Szeroko się uśmiechnął w momencie, w którym mnie zobaczył.

-Czekałem na tą sukienkę. Mam nadzieję, że nie przyniesie nam pecha. Niesamowicie wyglądasz Mel.

-Dziękuję. Nie mogę się doczekać aż usłyszę piosenkę. Nie rozumiem dlaczego ukrywałeś ją przede mną.

-Zaraz się dowiesz. Gotowa?-kiwnęłam głową i stanęliśmy na przeciwko siebie. Nagle muzyka zaczęła grać. Moje serce od razu rozpoznało melodię. Łza zakręciła się w oku. Christopher zobaczył moją reakcję i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miałam ochotę go udusić. Niespodzianka była cudowna. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego pierwszego tańca.

(To najładniejszy taniec jaki znalazłam. Uruchomcie wyobraźnię i spróbujcie podstawić sobie Chrisa)

https://youtu.be/0wwPWc9T2ws

-Uduszę cię.-szepnęłam kiedy skończyliśmy tańczyć.

-Może być?

-Tak. Oczywiście, że tak. Dlaczego wybrałeś akurat tę piosenkę?

-Organizując całą uroczystość starałem się wpleść jak najwięcej elementów, które kojarzą ci się z rodzicami. Stąd ta piosenka i...

-Kwiaty..-przerwałam mu. Nasze twarze nadal były oparte o siebie.

-Dokładnie. Nie są z nami fizycznie ale są tutaj i tutaj.-wskazał swoje i moje serce.-Patrzą na nas przez cały czas. Chodź. Wyjdziemy na chwilę na zewnątrz żebyś złapała trochę świeżego powietrza. Co ty na to?

-Świetny pomysł.

Odczekaliśmy chwilę aż goście zaczną tańczyć i wyszliśmy na taras. Byłam okropnie zmęczona. Omal nie zasnęłam siedząc na ławce. Oboje nie mieliśmy ochoty przebywać na tak hucznej imprezie. Bardzo miło nam się rozmawiało dopóki Erick nie przyszedł i nie zabrał z powrotem. Kilka razy tańczyłam z Erickiem, Zabdielem, Richardem, a nawet Jonathanem. Dzięki temu miałam okazję poznać go trochę lepiej. Ma taki sam temperament jak Christopher. Miłośnik tatuażu i kobiet. Niczym się od siebie nie różnią. Od pierwszego tańca nie miałam okazji zatańczyć z Chrisem. Ciągle ktoś albo mnie wyrywał albo jego. Podziękowałam Rickiemu za taniec i odchodząc od mężczyzny przez przypadek wpadłam na kogoś. Odwróciłam się żeby przeprosić za moją niezdarność.

-Przepraszam.-powiedzieliśmy równocześnie. Zaczęliśmy się śmiać.

-Mogę W KOŃCU panią prosić o taniec?-Chris wyciągnął dłoń w moim kierunku.

-Oczywiście. Jakże by inaczej.-ukłoniłam się trzymając sukienkę w dłoniach. W momencie w którym zbliżyliśmy się do siebie, usłyszeliśmy głos prowadzącego.

-Z dedykacją dla pary młodej od Richarda, Yocelyn, Joela, Constanzy, Ericka i Zabdiela. Cytuję: zróbcie w końcu coś ze sobą.-wszyscy zaczęli się śmiać a ja schowałam głowę w jego ramieniu żeby nie widział jak się rumienię.-Specjalnie dla państwa Vélez, "Love me like you do".

Chris chwycił mnie w talii i przysunął bliżej do siebie. Czubki naszych nosów się dotykały. Wlepiłam swój wzrok w jego czekoladowe oczy i dałam się poprowadzić. Zignorowałam wszystkich dookoła. W tym momencie liczył się tylko ten taniec. Chciałam żeby trwał wiecznie. Byliśmy tak cudownie blisko siebie. Marzyłam żeby zatopić się objęciach i pocałunkach szatyna. Wiedzieli jaki kawałek wybrać. I to jeszcze w wolniejszej wersji. Przypomniał mi się nasz pierwszy pocałunek i ten u rodziców chłopaka. Jeden słodki i niepewny, a drugi namiętny i długo wyczekiwany. A dziś? Nie ma godziny, w której nie zasmakuję jego delikatnych ust. Dzień, w którym mi się oświadczył również był niewiarygodny. Naprawdę mi wtedy zaimponował. Kiedy piosenka się skończyła chłopak czule mnie pocałował i przytulił. Podziwiam jego wyczucie sytuacji. Doskonale wiedział czego właśnie w tym momencie potrzebuję. Po tańcu przyszedł czas na rzucanie bukietem i zabawy. Yocelyn z wiadomych powodów nie brała udziału a Constanzie nie pozwolił Joel. Słyszałam jak mówił, że ona nie potrzebuje już żadnego bukietu. Chyba szykuje się niedługo kolejna ceremonia. Odbyło się kilka gier mniej lub bardziej alkoholowych. Ja najbardziej nie mogłam się doczekać testu zgodności. Byłam ciekawa naszych odpowiedzi. Chłopaki wręczyli nam tabliczki z napisem "ONA" i "ON". Zdecydowaliśmy się usiąść na przeciwko siebie. Byłam gotowa na starcie.

-Sprawdźmy jak zatem zakończy się dzisiejsza noc. Jesteście gotowi?-kiwnęliśmy głowami.-Zaczniemy łatwymi pytaniami i będziemy stopniowo przechodzić do tych trudniejszych.

Kto lepiej gotuje?-bez wahania podniosłam tabliczkę z napisem "ON". Chris się zawahał ale również wskazał tę samą tabliczkę.

Kto lepiej jeździ samochodem?-bez zastanowienia oboje podnieśliśmy tabliczkę "ON".

Kto szybciej zasypia? Na przykład podczas wspólnego oglądania filmów.-zasłoniłam twarz i podniosłam tabliczkę "ONA". Dostrzegłam, że chłopak wskazał tę samą.

Kto częściej krzyczy?-oboje wskazaliśmy na siebie.

Kto częściej przeprasza?-wskazaliśmy tabliczkę "ON".

Uwaga uwaga. Kto lepiej...całuje?-szybko podniosłam tabliczkę "ON" a Chris tabliczkę "ONA".-No proszę państwa. Zgodna niezgodność. Chyba dobre opcje wybrali. Lepiej tak niż odwrotnie.-wszyscy zaczęli się śmiać.

Kto rozpoczął znajomość?-podniosłam tabliczkę "ONA" a szatyn tabliczkę "ON". Poraziłam go wzrokiem. 

-Dobrze wiemy, że to ja odezwałam się pierwsza.-powiedziałam z niedowierzaniem. Przewrócił oczami i zmienił tabliczkę.

-Kto skradł pierwszy pocałunek?- wskazaliśmy na "ON". Spojrzałam na chłopaka i w tym samym momencie puścił mi oczko.

Kto pierwszy powiedział "Kocham Cię"? -zawstydziło mnie to pytanie. Po jego minie wywnioskowałam, że też nie wie co ma zrobić w tym momencie. Nie wiedzieliśmy co odpowiedzieć bo żadne z nas nic takiego nie powiedziało. Przez chwilę przeanalizowałam całą naszą znajomość. Wiele razy Chris mówił jak bardzo mu na mnie zależy. Wiele razy także to pokazywał. Zdecydowałam się podnieść tabliczkę "ON". Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem i przymrużonymi oczami. Moja odpowiedź nim wstrząsnęła. Obrócił tabliczki i z trzonków wykonał znak "X". -Ktoś tu nie pamięta. Dobrze, że żona uratowała sytuację. Ach kobiety. Co my byśmy bez was zrobili... 

Kto gorzej znosi zawodowe rozstania?-wskazaliśmy mnie mając w pamięci nasze pożegnanie na lotnisku. 

Ostatnie trzy pytania, że tak powiem otwarte. Ale! Odpowie tylko jedna osoba. Kto bierze pierwsze pytanie?-podniosłam rękę w górę.-Ulubiona potrawa Christophera.

-Ceviche.-odparłam pewna siebie. Proste pytanie. (Jeśli się mylę to piszcie. Kiedyś gdzieś to przeczytałam lub usłyszałam ale nie jestem w 100% pewna.)

-Pytanie numer dwa dla ciebie Christopher. Niekontrolowany nawyk Melissy? Czynność, którą wykonuje ciągle i nawet nie zwraca na to uwagi.

-Zagryza dolną wargę. Nieustannie to robi. Nie zdziwiłbym się gdyby robiła to także przez sen.-zaśmiał się. Zawstydziłam się.

-Ostatnie pytanko. Melissa. Co pożyczyłaś od Chrisa i do tej pory jeszcze mu nie oddałaś?-zastanowiłam się przez chwilę. Nie przychodziło mi nic do głowy. Pomyślałam, że skoro to nasz ślub to mogę powiedzieć coś romantycznego i mam nadzieję, że prawdziwego.

-Serce..-odpowiedziałam spokojnie. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Wstaliśmy praktycznie równocześnie i zrobiliśmy krok w swoją stronę. Domyśliłam się co on chce teraz zrobić więc postanowiłam wyprzedzić go w działaniach i pocałowałam go pierwsza zawieszając ręce na jego szyji.

-Piękne zakończenie gry. Miłość wisi w powietrzu moi drodzy. Jeszcze raz wszystkiego dobrego dla państwa młodych i zapraszam wszystkich na parkiet.

-Idę do łazienki a ty wytrzyj sobie usta i podbródek. Oki?-cmoknęłam go w policzek i zostawiłam wśród tłumu. Przebrałam się w ostatnią, trzecią sukienkę, ponieważ już za godzinę opuszczaliśmy wesele zostawiając wszystko pod opieką naszych świadków. Po zmianie sukienki od razu zrobiło mi się lżej. Razem z Chrisem weszliśmy na podest i przejęliśmy mikrofon. Poczekaliśmy aż utwór się zakończy i chłopak przemówił.

-Dobry wieczór wszystkim. Razem z Melissą chcielibyśmy bardzo podziękować za waszą obecność w tak ważnym dla nas dniu. Jest nam niezmiernie miło, że tak licznie przybyliście aby świętować z nami początek naszego wspólnego życia. Dziękujemy jeszcze raz i życzymy dobrej zabawy do utraty sił.

Podeszliśmy jeszcze do rodziców Chrisa, jego babci i brata. Na rozmowie spędziliśmy pół godziny. Następnie porozmawialiśmy i daliśmy kilka wskazówek naszym przyjaciołom. Nie mogli nam przynieść wstydu pod naszą nieobecność. Zanim się zorientowaliśmy była już 11:30 PM. Zabrałam swoją torebkę i ukradkiem wymknęliśmy się z Chrisem do auta. Jeden z ochroniarzy zawiózł nas do rezydencji żebyśmy mogli się przebrać i wziąć walizki, a następnie podrzucił nas na lotnisko. Makijaż zmyłam a włosy rozpuściłam. Były jeszcze pokręcone więc przeczesałam je tylko palcami. Na kilku godzinną podróż ubrałam się wygodnie. Wzięłam także jeansową kurtkę na wypadek gdyby zrobiło mi się zimno czekając na drugi samolot.

-Gotowa?-zajrzał do mnie szatyn.-Oo. Wróciła prawdziwa Melissa.

-Nie patrz na mnie. Wyglądam okropnie. Dużo lepiej wyglądam w pełnym makijażu ale nie mam ochoty smarować sobie twarzy na kolejne kilka godzin.-odpowiedziałam marudnie.

-Dziś wyglądałaś oszałamiająco ale ja wolę ciebie w takim wydaniu. Naturalna, prawdziwa, piękna. Chodź bo spóźnimy się na samolot.- chwyciłam swoją ulubioną poduszkę oraz walizkę i zeszłam na dół. Zapakowaliśmy walizki do bagażnika i ruszyliśmy na lotnisko. 

W następnym rozdziale...

"W samolocie wyjątkowo odstąpiłem jej miejsce przy oknie żeby wrażenia z pierwszego lotu miała jak najlepsze."

"-Jeśli nie naplułeś do środka to wszystko w porządku."

"-Czyli nici z mojej przytulanki do spania?-zrobił smutną minę szczeniaczka."

"-Chyba poszedłeś w życiu nie tą drogą co trzeba."

"-Gdybyś nadal był dla mnie taki podły jak na początku to raczej byśmy się nie widywali. Tzn ty przychodziłbyś do mnie. Może. O ile nie znudziłoby ci się gadanie do betonowej płyty."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro