No. 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

>Melissa POV<

Dziś jest bal organizowany przez Jenny. Jestem bardzo podekscytowana. Zawsze chciałam pójść na oficjalne przyjęcie ubrana w piękną suknię wieczorową. Spełni się marzenie małej dziewczynki. Nareszcie będę mogła ubrać suknię, którą kupiłam razem z Erickiem. Dzień wcześniej byłyśmy z dziewczynami na manicurze i na delikatnych zabiegach kosmetycznych. Constanza bardzo się stresowała wieczorną uroczystością. Nie licząc mojego ślubu, to jej pierwszy raz kiedy wychodzi z Joelem publicznie. Wtedy za bardzo nikt nie zwracał na nią uwagi, ale dziś? Dodatkowo brzuszek był już dość widoczny. Tego dnia mimo wszystko pojawiliśmy się w firmie. Nie miałam zbyt wielu obowiązków ale pomagałam pani Jenny dopiąć wszystko na ostatni guzik. W ostatniej chwili wpadła na pomysł przeprowadzenia licytacji. Postanowiłam ją odciążyć i zająć się tą sprawą. Siedziałam przy komputerze i bezgłośnie śpiewałam "Muchacha" Becky G i Gente De Zona. Mam bzika na punkcie tej piosenki. Mogłabym jej słuchać w kółko.

-Czym jesteś tak zajęta od rana?-zapytał Chris wchodząc do biura. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł.

-Pomagam twojej mamie.-odpowiedziałam nie odrywając wzroku.

-To napewno jest jeszcze moja mama?-zaśmiał się.

-Nie. Już nie. Zamieniła ciebie na mnie. Mnie kocha bardziej.-wystawiłam język w jego stronę.

-Od początku wiedziałem, że bardzo dobrze będziecie się dogadywać. Bardzo mnie to cieszy.-uśmiechnął się.

-Pomóc ci w czymś? I tak czekam na odpowiedź od twojej mamy więc mam chwilę.-zauważyłam, że przegląda wszystkie teczki i segregatory na ogromnej półce.

-Weź mi znajdź wszystkie dokumenty dotyczące oddziału w Peru. Nie mam do tego nerwów. Tylko proszę cię, nie spadnij.-poprosił poirytowany. Wstałam z fotela i obok biurka zostawiłam swoje szpilki. Wiedziałam, że będę musiała wchodzić na drabinkę i zdecydowanie nie chciałam robić tego w tych butach. Zaczęłam od samego dołu. Każdą półkę szczegółowo przeglądałam a następnie powierzchownie poukładałam. Patrząc na poukładane życie Christophera, ta szafa jest nie z tej ziemi. U niego wszystko chodzi jak w zegarku, a szafa żyje własnym życiem. Po kilkunastu minutach przeglądałam papiery na wysokości swoich oczu. Wzięłam segregator do ręki i wertowałam kartki. W tym samym czasie bezgłośnie nuciłam sobie ulubioną piosenkę i odtwarzałam taniec z teledysku. Przechodziłam z nogi na nogę, co jakiś czas dodając obrót. Wzięłam kilka teczek i segregator i odwróciłam się do Chrisa. Przyglądał mi się z uśmiechem pocierając dłonią podbródek. Jednak założenie czarnej obcisłej sukienki przed kolano z odkrytymi ramionami oraz związanie włosów w kucyk z grzywką na boku było dobrym pomysłem.

- Pasó algo?(Stało się coś?)-zapytałam kładąc rzeczy na jego stoliku.

-Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tylko podziwiam to co moje.-na koniec oblizał usta.

-Mogę później oddać ci sukienkę, to będziesz podziwiał sobie ją z bliska.-wróciłam do organizacji szafy. Christopher prychnął.

-A co z modelką? Tak na sucho mam oglądać? Bez sensu.

Myślałeś, że wygrałeś? No nie. Przykro mi.

-A którą chcesz? Kendall Jenner? Belle Hadid? Może całą grupę Aniołków Victoria Secret?-po chwili ciszy zostałam przyparta do ściany przodem do twarzy chłopaka. Mocno przycisnął swoje ciało do mojego i oparł jedną rękę nad moją głową. Drugą dłoń położył na moim policzku i pogładził kciukiem moje usta. Uniosłam głowę wyżej żeby móc spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Zbliżył swoje usta w odstępie kilku milimetrów od moich.

-Mam już jednego aniołka przed sobą. Innych nie potrzebuję.-wyszeptał. 

Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Myślałam, że będę mogła za moment zatopić się w jego pocałunkach, tymczasem chłopak wyszedł z biura zostawiając mnie roztrzęsioną z sercem wyskakującym z piersi. Po kilku głębokich oddechach wróciłam do poprzednich czynności. Zanim Chris wrócił do biura, w miarę ogarnęłam całą szafę. Nie segregowałam dokumentów bo nie chciałam pomieszać wszystkiego jeszcze bardziej, ale przynajmniej leżały ładnie poukładane na każdej półce. W końcu oczy nie bolały od patrzenia. 

-Wow. Nieźle to wygląda. Dzięki Mel.-ucieszył się jak małe dziecko. Kiwnęłam głową z miną "masz za co dziękować".-Jutro będziesz musiała sama wrócić do domu. Zostajemy z chłopakami do bardzo późna w firmie. Musimy parę ważnych spraw załatwić, może wezmę się też za tą szafę.

-Zostanę z wami.-zaproponowałam. Nie chciałam żeby się przemęczał. Nie chciałam także zostawać sama na noc.

-Nie nie. Ty zostań w domu. Zachciało nam się bawić w firmę to musimy brać za to odpowiedzialność.

-Mi też się zachciało więc również biorę odpowiedzialność.

-Co masz na myśli?-skrzywił się. Podniosłam lewą dłoń grzbietem w jego stronę, pomachałam palcami i ruszyłam pierścionkami. Widziałam delikatny uśmiech na jego twarzy.

-Poważnie zostanę. To nie jest problem.

-Ale ja chcę wrócić do domu, wtulić się w ciebie i pójść spać, a nie czekać aż się ogarniesz i zasnąć w samotności bo nie wytrzymam ze zmęczenia.

Chciałam coś powiedzieć ale rozpływałam się od środka, więc pokazałam kciuk w górę i szeroko się uśmiechnęłam. W pracy wszyscy byliśmy krócej. Na 4 PM przyjechaliśmy do domu. Od razu poszłam do swojego pokoju szykować się na uroczystość. W wolnej chwili Cony spięła mi włosy. Później ja pomogłam jej. Pokręciłam jej włosy i upięłam w niskiego koka.

(Zignorujcie przycisk na środku. Nie znalazłam oryginalnego filmiku żeby zrobić screen. Niestety. Przepraszam Was bardzo)

Następnie rozsiadłam się przy toaletce i zaczęłam robić makijaż. Nie skupiłam się na makijażu oka. Wiedziałam, że czerwona szminka będzie zbierać całą uwagę, więc postawiłam na delikatne cienie z mocniejszą kreską. Po nałożeniu pomadki od razu schowałam ją do torebki. Nie mogłam o niej zapomnieć. Bóg wie co strzeli Christopherowi do głowy.

Z czasem stałam idealnie. Zegar wskazywał kwadrans przed 6 PM. Wyciągnęłam więc z garderoby moją suknie i po kilku minutach wpatrywania się, ostrożnie się w nią wcisnęłam.

Teraz przyszła pora na dodatki. Zrezygnowałam z bransoletek i pokaźnych kolczyków. Postawiłam na krótkie diamentowe kolczyki z drobnymi kamieniami przez całą długość. Nad naszyjnikiem nie zastanawiałam się ani sekundy. Nie było innej możliwości niż założyć zaręczynowy naszyjnik od Chrisa. Idealnie dopełniał całość stylizacji. Jeszcze tylko szybkie zerknięcie w lustro, perfumy, torebka i mogłam wychodzić z pokoju. Przy balustradzie czekały na mnie dziewczyny. Wyglądały przepięknie. Czarna dość obcisła sukienka Cony pięknie eksponowała ciążowe kształty. Yocelyn wyglądała jak królowa. Wyprostowane czarne włosy, mocniejszy makijaż i granatowa długa sukienka bez ramiączek. Zeszłam pierwsza śmiejąc się z żartu Yocy na temat nadchodzącej imprezy.

>Chris POV<

Czekaliśmy z chłopakami od 10 min na nasze dziewczyny. W dalszym ciągu wyczekując ich przyjścia, skoczyłem szybko do łazienki. Przyjrzałem się jeszcze raz w lustrze i poprawiłem czarną muchę. Tym razem postawiłem na klasykę. Szczerze mówiąc nie wiedziałem jak będzie wyglądać Melissa więc ubrałem do białej koszuli czarny garnitur i nie prezentowałem się wcale najgorzej. Wyszedłem z łazienki i usłyszałem śmiech dziewczyn co oznaczało, że już schodziły na dół.

-No nareszcie jesteście.-powiedziałem spoglądając przez chwilę w dół.- Ile na was moż...-zastygłem kiedy zobaczyłem Melissę. Odjęło mi mowę. Wyglądała prześlicznie. Zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu bardzo dokładnie upewniając się, że nie przeoczyłem żadnego centymetra jej ciała. Sukienka perfekcyjnie otulała jej ciało podkreślając jego atuty. Czerwony kolor bardzo do niej pasował. Zawstydzony uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przyjaciele już sobie poszli, a my nadal staliśmy na środku korytarza wpatrzeni sobie w oczy. Nie mogłem uwierzyć, że mam taką piękność przed swoimi oczami. Nagle moją uwagę przykuł naszyjnik. To był dokładnie te sam naszyjnik, który dałem jej w dniu naszych zaręczyn. Myślałem, że zaraz eksploduję ze szczęścia. Przetarłem ręką twarz i szeroko uśmiechnąłem się do mojej ukochanej.

-Miejmy to już za sobą.-odezwała się i wyciągnęła dłoń w moją stronę. Złapałem ją z rękę krzyżując nasze palce.

-Wyglądasz...niesamowicie pięknie Melissa. Mało powiedziane. Nie wiem jakimi słowami mam wyrazić to jak pięknie dziś wyglądasz.

-Dziękuję.-uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.-Chodźmy.

Poszliśmy w kierunku samochodu Zabdiela, z którym jechaliśmy. Zarówno on jak i Erick, siedzieli już w środku. Otworzyłem dziewczynie drzwi i pomogłem jej wsiąść użyczając dłoni. Nawet nie dojechaliśmy na bal, a ja już czułem się jakby mnie ktoś wystrzelił na orbitę. Byłem kompletnie oszołomiony wyglądem Mel. Pół godziny później byliśmy na miejscu. Oczywiście już od frontu zaatakowali nas fotoreporterzy. Robili mnóstwo zdjęć i zadawali wiele pytań. Z Melissą pod ręką zatrzymałem się na chwilę żeby odpowiedzieć na parę z nich. Na szczęście nie były zbyt nachalne i irytujące. Podziękowałem z uśmiechem i razem ruszyliśmy w stronę dużego efektownego wejścia. Po drugiej stronie stali kelnerzy z kieliszkami szampana. Wziąłem dwa i podałem jeden z nich dziewczynie. Przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem. To był jej pierwszy raz na tak dużej imprezie, o takim charakterze. Pokonaliśmy powoli długi korytarz witając się ciągle z jakimiś gośćmi. Połowy z nich nawet nie kojarzyłem ale niegrzecznym byłoby nie odpowiedzieć na przywitanie. Niedaleko niewielkiej sceny dostrzegłem pięknie ubraną mamę. Szybszym krokiem pokonaliśmy całą salę i po kilku minutach dotarliśmy do niej. Przywitała nas ciepłym uśmiechem i uściskiem. Pochwaliła nieziemski wygląd Melissy, z czym nie mogłem się nie zgodzić, i wskazała nam stolik przy którym razem z przyjaciółmi będziemy siedzieć. Tata miał się pojawić na chwilę za około pół godziny. Nie czuł się na siłach zostawać na całą uroczystość. Równo o 7 PM mama podeszła do mikrofonu i przywitała zebranych. Wzniosła również toast za kolejne lata pomyślnej działalności fundacji. Po kilkunastu minutach wzruszającej przemowy, mama otworzyła bal. Po tych kilku razach przywykłem już do tej uroczystości i nie robiła na mnie dużego wrażenia. Melissa natomiast była oczarowana. Widziałem jak oczy błyszczą jej ze szczęścia. Jeśli moja księżniczka jest szczęśliwa, to i ja jestem. Zespół cały czas grał w tle. Niektórzy odchodzili od stołów i tańczyli, a my zatraciliśmy się w rozmowie. Nigdy nie kończyły nam się tematy do rozmowy, co jest zadziwiające bo bardzo wiele czasu na nią poświęcaliśmy. O 8:30 PM został podany posiłek. Jakiś czas później razem z chłopakami zostawiliśmy nasze towarzyszki przy stole i udaliśmy się na rozmowę do kilku mężczyzn, których koniecznie moja mama chciała nam przedstawić. Ludzie byli jakimiś przedsiębiorcami inwestującymi w przemysł wydobywczy. Zamieniliśmy kilka zdań i przez grzeczność z obu stron umówiliśmy się na jedno z tych spotkań do którego i tak nigdy nie dojdzie. Wróciliśmy do stolika. Nie zajmowałem swojego miejsca. Położyłem jedną dłoń na oparciu krzesła Melissy, a drugą wyciągnąłem w jej stronę, prosząc o taniec. Była zaskoczona ale po chwili podała mi swoją delikatną dłoń i wstała z zajmowanego przez siebie miejsca zostawiając torebkę na siedzisku. Poprowadziłem nas praktycznie na sam środek sali. Położyłem rękę na jej talii i przyciągnąłem ją bardzo blisko siebie. W tym samym momencie dziewczyna położyła drugą dłoń na moim ramieniu. Z głośników grała spokojna piosenka "Amores de cristal" Luja Duharta, więc dopasowałem kroki do utworu. Nie mogłem przestać wpatrywać się w jej błękitne oczy. Zagłębiałem się w jej spojrzenie coraz bardziej. Uśmiechała się przez cały czas, a jej policzki z każdą chwilą robiły się coraz bardziej czerwone. Dopasowywały się do stylizacji. Zatańczyliśmy jeszcze do jednej, nieznanej mi piosenki. Ta również wymuszała powolny taniec ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Mogłem dłużej być blisko miłości mojego życia. Kiedy utwór się zakończył, mama zaprosiła wszystkich na taras na pokaz fajerwerków. Pocałowałem Mel w czoło i nie zdejmując dłoni z jej ciała, poprowadziłem ją w stronę wyjścia. Stanęliśmy pod kamienną balustradą. Przez cały czas trzymałem ją blisko siebie. Pokaz był naprawdę imponujący. Widać było, że zajęła się tym kompetentna osoba i wiedziała jak zrobić wrażenie na innych. Po godzinie goście zaczęli wchodzić do środka. Blondynka natomiast odwróciła się przodem do otwartej przestrzeni i zaczęła się wpatrywać w niebo. Było dziś wyjątkowo bezchmurne i gwiazdy gęsto zdobiły czarną niekończącą się przestrzeń. Zbliżyłem się i stanąłem za nią. Zauważyła mnie i obróciła się twarzą do mnie. Położyłem dłonie na balustradzie zamykając dziewczynę między swoimi ramionami. Poprawiłem kosmyk jej włosów opadający na środek twarzy. Blask gwiazd i księżyca, ukochana kobieta przepięknie ubrana, w dodatku uśmiechnięta. Czy mógłbym wymarzyć sobie piękniejszy obrazek? Nie chciałem żeby ta chwila się kończyła. Wzrok mimowolnie powędrował na jej czerwone wargi. Uniosłem lekko wskazującym palcem jej podbródek i zatopiłem się w jej ustach. Nie spieszyłem się. Smakowałem jej ust powoli i dokładnie. Potrzebowałem ich. Potrzebowałem tego wyjątkowego dotyku, tych emocji, tego uczucia. Jej pocałunki są jak powietrze, nie potrafię bez nich żyć. Wkrótce rozdzieliłem nasze usta i przetarłem swoje ręką, spodziewając się czerwonych śladów po szmince. Melissa się zaśmiała i wyciągnęła z torebki chusteczkę. Minutę później byłem już czyściutki. Ponownie zawiesiłem na niej wzrok. Nie mogłem nic na to poradzić. Dałem ponieść się chwili. Wziąłem głęboki oddech.

-Nie kończmy tego Melissa. Cokolwiek by się nie stało z moim tatą, błagam cię, nie kończmy tego małżeństwa.-powiedziałem cicho z poważną miną patrząc się prosto w jej oczy. Bardzo dobrze mnie usłyszała. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a oczy się rozszerzyły. Widziałem, że nie była smutna, tylko śmiertelnie zszokowana.-Proszę cię.-powtórzyłem wypuszczając nerwowo powietrze.

Dacie radę z 20 w tym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro